Pomnik Grassa zamiast pomnika ofiar ludobójstwa III Rzeszy
Bardzo dobrej publikacji red. Jana Engelgarda ,,Nazistowskie ,,zbrodnie” i rosyjskie ,,ludobójstwo” należą się konieczne uzupełnienia. Jeżeli w prawie międzynarodowym za definicję ludobójstwa przyjęto fizyczne unicestwianie narodu, grupy etnicznej, rasowej lub religijnej, to oczywiście Katyń nigdy do tej definicji nie pasował, gdyż ze strony Rosji nigdy nie było zamiarów unicestwienia żadnego narodu.
Owszem, Rosja wiele narodów podbiła i rusyfikowała, ale nigdy nie zamierzała żadnego narodu w całości wymordować. Dlatego nawet prezes Federacji Rodzin Katyńskich sprzeciwiał się nazwaniu Katynia ludobójstwem, gdyż słowo definiuje nie ilość ofiar, ale konkretny cel. Natomiast UPA zamierzała nie tyle usunąć, wynarodowić czy zniewolić ludność Polską, tylko po prostu wymordować absolutnie wszystkich Polaków, nawet z małżeństw mieszanych. I to jest właśnie klasyczne ludobójstwo, a nie żadne ,,czystki etniczne” czy ,,tragiczne wzajemne walki”, jak to usiłują nam wmówić sprzedajni politycy czy publicyści.
W przypadku Żydów o ludobójstwie można mówić dopiero od konferencji w Wannsee w roku 1942, gdy podjęto decyzję o całkowitym unicestwieniu narodu żydowskiego. Natomiast pierwsze autentyczne ludobójstwo zaczęło się już pierwszego dnia wojny na Pomorzu Gdańskim. Albert Forster jako namiestnik tak zwanych Prus Zachodnich obiecał Hitlerowi uczynić Pomorze ,,kryształowo niemieckie” i przygotowania do tego zaczęto już w roku 1935, m. in. tworząc tak zwaną ,,polskojęzyczną grupę gestapo”, która opracowywała listy proskrypcyjne do planowanej eksterminacji.
Machina masowego mordu ruszyła rankiem 1 września 1939 w Gdańsku, a od połowy września objęła całe Pomorze. W Lesie Szpęgawskim, Lasach Piaśnickich i wielu innych miejscach kaźni mordowano według gotowych list polską inteligencję, urzędników, członków Stronnictwa Narodowego, Polskiego Związku Zachodniego, Ligi Morskiej i Kolonialnej oraz księży. W Pelplinie wymordowano z wyjątkiem jednego wszystkich kanoników kurii biskupiej, oraz profesorów Seminarium Duchownego i Collegium Marianum. Wymordowano z wyjątkiem jednego wszystkich księży katolickich w powiecie starogardzkim. Mordowano ich nie jako żołnierzy czy partyzantów, tylko za to, że byli Polakami. Do wiosny 1940 wymordowano na Pomorzu blisko 50 tysięcy Polaków. Oddziały tak zwanego Selbstschutzu, grupujące niemiecką mniejszość narodową oraz SS metodycznie wywlekały z domów Polaków i zabijały w przygotowanych wcześniej dołach. Inni ginęli w obozie koncentracyjnym Stutthof. Wyjątek zrobiono dla mieszkańców Gdyni, których wysiedlono do Generalnej Guberni.
Ocaleli tylko ci, którzy przeżyli walcząc w oddziałach partyzanckich, lub jako Kaszubi czy Pomorzanie podpisali volkslistę, gdyż niemieckie instytuty rasowe uznały miejscową etnicznie ludność za możliwą do germanizacji. Formalne pozostanie przy polskości gwarantowało tylko śmierć z rąk niemieckich ludobójców. W sumie Niemcy wymordowali na Pomorzu co najmniej 60 tysięcy Polaków i to właśnie nie była żadna ,,zbrodnia wojenna” tylko klasyczne ludobójstwo. Zdumiewające, że poza Sopotem, cmentarzami w miejscu masowych mordów i tablicami pamiątkowymi w kościołach, nie ma pomników upamiętniających to ludobójstwo i oddające cześć i hołd pomordowanym. Sopocki pomnik z listą pomordowanych sopocian powstał zresztą jeszcze za PRL, a po roku 1989 tylko ukoronowano zdobiącego pomnik orła.
Przed czterema laty z inicjatywy działaczy Związku Przyjaciół Pomorza utworzono komitet budowy w Gdańsku pomnika upamiętniającego wymordowanie przez Niemców 60 tysięcy Polaków na Pomorzu. Na czele komitetu stanął pan Roman Knitter, którego ojca zamordowano w Szpęgawskim Lesie 13 września 1939. Początkowo władze miejskie odniosły się przychylnie do tej inicjatywy. Szybko podjęto decyzję o lokalizacji pomnika w niezłym miejscu i miasto sfinansowało konkurs na skromny w sumie pomnik, który kosztować miał zaledwie około 400 tysięcy złotych i być gotowy na dzień 1 września 2009. Nieoczekiwanie przed rokiem zarówno władze miasta jak i władze wojewódzkie odmówiły finansowania budowy pomnika.
16 września 2009 w gdańskim Nowym Ratuszu odbyło się spotkanie z udziałem członków komitetu oraz przedstawicieli władz miejskich i wojewódzkich. Tłumaczenia władz były żenujące: jakoby prawo nie pozwala instytucjom samorządowym na finansowanie budowy pomników, co obecny na sali przedstawiciel samorządu województwa kujawsko – pomorskiego po prostu wyśmiał. W odpowiedzi reprezentująca władze miejskie pani oświadczyła, że wpierw komitet powinien zorganizować zbiórkę funduszy na ten cel, aby ,,potwierdzić społeczne zapotrzebowanie na ten pomnik”, co zabrzmiało jak kpina. Tym bardziej, że niewiele wcześniej to właśnie władze miasta Gdańska postawiły pomnik Guenthera Grassa, byłego członka Waffen SS, i w eksponowanym miejscu Pomnik Kindertransportu, upamiętniający sto kilkadziesiąt żydowskich dzieci, którym przed wybuchem wojny pozwolono wyjechać do Wielkiej Brytanii. Ten ostatni pomnik kosztował miasto 860 tysięcy złotych.
Bez trudu można się domyśleć, że ta nagła zmiana frontu lokalnych decydentów nastąpiła pod dyktando warszawskiej centrali, a przyczyną był fakt, że w inskrypcji na pomniku miało być użyte słowo ,,ludobójstwo”. Ten ewidentny skandal w zestawieniu z wrześniowymi sejmowymi uchwałami dotyczącymi wyłącznie Związku Sowieckiego pokazuje aż nadto dobitnie, jak bezczelnie manipuluje się dzisiaj u nas historią i to w sposób sprzeczny z polską racją stanu, historyczną prawdą i – prawem międzynarodowym.
Ale cóż można sądzić o ludziach, którym niemiła jest ,,Rota” i usunęli ją z carillonu gdańskiego ratusza?!
Waldemar Rekść, Sopot (Nowa Myśl Polska)