Napisano
08.11.2009 - 23:09
Pewnego pięknego dnia służby kontroli ruchu powietrznego bazy "Area 51"były totalnie zaskoczone widząc lądującą w samym sercu tajnej bazy zwykłą cywilną Cessnę. Żołnierze strzegący bazy natychmiast wywlekli pilota z kabiny i wprowadzili do pokoju przesłuchań.
Historia opowiedziana przez pilota była bardzo prosta: wynajął samolot, zgubił się nad pustynią, stracił kompletnie orientację, kończyło mu się
paliwo, zobaczył pas startowy więc wylądował. Służby specjalne zaczęły dokładnie badać dossier delikwenta, a FBI przeprowadziło szczegółowy wywiad, by potwierdzić to, co powiedział im nieszczęsny pilot. Oczywiście został on zatrzymany na całą noc w bazie.
Następnego dnia około południa FBI i służby specjalne potwierdziły ostatecznie to, że pilot nie był szpiegiem. Zatankowano Cessne paliwem, postawiono pilota na baczność, zrobiono mu małe pranie mózgu
- nie_widziałeś_jakiejkolwiek_bazy_i_nigdzie_nie_lądowałeś,
potraktowano go bardzo poważnym ostrzeżeniem ("...zobaczymy Cie tu znowu - zgnijesz w więzieniu, powiesz komuś o tym - będziemy musieli Cię zabić...", podano mu właściwy kierunek lotu (kurs) do Vegas i wyprawiono w drogę.
Następnego dnia szczęki kontrolerów lotów w bazie poopadały z łoskotem, a
ich oczy wytrzeszczyły się do wielkości małych talerzyków, gdy... zobaczyli
lądującą tę samą Cessnę...
Ponownie policja wojskowa otoczyła samolot, z tym...
...że w samolocie były tym razem dwie osoby!
Pilot (ten sam, co poprzedniego dnia!) wyskoczył z kabiny i zrezygnowanym
głosem powiedział: "Możecie ze mną zrobić co zechcecie - nie dbam o to, ale
w samolocie siedzi moja żona: JEJ powiedzcie gdzie byłem wczoraj..."