Skocz do zawartości


Zdjęcie

Indywidualizm


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
4 odpowiedzi w tym temacie

#1

.?..

    Medicus

  • Postów: 974
  • Tematów: 89
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 10
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Indywidualizm

„Myślisz, że sam popychasz, a to ciebie pchają”
Mefistofeles (J.W. Goethe)


Indywidualizm jest tym dla kultury czym kapitalizm dla gospodarki. Mimo systematycznej krytyki oba systemy stały się dominujące w swych obszarach oddziaływania. Trudno dziś wymyślić alternatywę zarówno dla jednego jak i drugiego. Ta bezalternatywność nie oznacza oczywiście, że są to najlepsze z możliwych systemów, wyraża jedynie ducha naszych czasów, który wszem i wobec ogłasza, iż bycie indywidualistą to nie tylko rzecz dobra, ale i pożądana. Warto zatem przyjrzeć się bliżej temu do czego wszyscy powinniśmy tak uroczyście aspirować.
Kulturowe paradoksy indywidualizmu

Po doświadczeniach z totalitaryzmami, które miały jednostkę za nic, dziś po prostu nie wypada być przeciw indywidualizmowi. Inna sprawa, że się też nie opłaca. Wystarczy prześledzić oferty pracy by zrozumieć dlaczego. Idealny kandydat to osoba samodzielna, odpowiedzialna, świetnie zorganizowana, elastyczna, dynamiczna i kreatywna. Poza tym powinna posiadać poczucie humoru, które pełni funkcję środka antystresowego i wyrafinowane hobby, aby wzbudzić zainteresowanie pracodawcy. A jednocześnie, tak dla zachowania proporcji, musi to być osoba łatwo nawiązująca kontakty z innymi i umiejąca pracować w grupie. Zapomnijmy zatem o romantycznym samotniku, który na łonie natury albo w domowym zaciszu oddaje się kontemplacji własnych wewnętrznych stanów, a w kontaktach z innymi jest nieśmiały i nietowarzyski. Dziś należy być asertywnym, cokolwiek to znaczy.

Pewne cechy pozostały oczywiście bez zmian. Indywidualista to nadal człowiek niezależny, autonomiczny, opierający się w swych działaniach na własnej woli i jeśli to konieczne występujący przeciw społecznym konwencjom i normom. I jest to oczywiście rzecz godna pochwały i szacunku. A może lepiej powiedzieć: była? Paradoks bowiem polega na tym, że owe konwencje i normy same stały się źródłem indywidualizmu. Tam natomiast, gdzie istnieje przyzwolenie, a nawet przymus na bycie indywidualistą, romantyczny bunt traci swe wywrotowe znaczenie. „Chodzenie pod prąd” przeobraża się w ofertę rynkową, stając się narzędziem nowego konformizmu.

Cały wysiłek indywidualisty zmierza do samorealizacji. Samorealizacja to świecki odpowiednik zbawienia. Zgodnie z indywidualistyczną filozofią wszystko powinno zostać jej podporządkowane. Nie tylko praca, czas wolny, ale także relacje z innymi. Każda z tych sfer powinna obfitować w nowe wrażenia, które pozwolą nam lepiej wyrazić siebie, a zarazem dodać coś do siebie. Romantyczna prawda o sobie przegrywa na rzecz ekspresji siebie. Samorealizacja bowiem to nic innego jak sztuka tworzenia siebie. Jak pisze M. Jacyno w znakomitej książce Kultura indywidualizmu : „w nowym indywidualizmie ja staje się przedmiotem ‘niezmordowanej pracy’”. Jeżeli zatem materiał, z którego tworzymy siebie, nie spełnia swojej funkcji, to znaczy nie pozwala poczuć się spełnionym czy po prostu „cieszyć się życiem”, należy poszukać jego zamiennika. Zresztą wcześniej czy później przyjdzie rutyna oraz największe nieszczęście indywidualisty — nuda i zmiana tak czy owak stanie się niezbędna.

Inny paradoks współczesnego indywidualisty polega na tym, że pomimo deklarowanej samowystarczalności coraz mniej potrafi obyć się bez różnego rodzaju specjalistów, ekspertów i grup wsparcia. Tego wymaga przecież sam status indywidualisty, który zakłada systematyczną pracę nad sobą. Nieprzerwana autorefleksja i porównywanie się z innymi, lepszymi od nas, prowadzą do odkrycia coraz liczniejszych wad i usterek. Naprawa bywa długa i kosztowna. Holistyczna optyka każe bowiem uwzględnić zarówno umysł jak i ciało.

Z drugiej strony jest w czym wybierać. Z kolorowych magazynów możemy się dowiedzieć jaki rodzaj osobowości posiadamy, jaką dietę powinniśmy wybrać, by uniknąć „efektu jojo”, jak znaleźć odpowiedniego partnera, co nosić by podkreślić swoją urodę lub zatuszować jej brak. Bogata oferta kursów i warsztatów pozwoli każdemu znaleźć coś dla siebie: joga, tai chi, feng shui, taniec towarzyski, lepienie garnków, gotowanie, fotografia itd. Wszechobecny jest również „dyskurs terapeutyczny”. Półki w księgarniach uginają się od poradników pisanych przez profesjonalnych i amatorskich psychologów, psychoterapeutów, samozwańczych guru i religijnych nauczycieli. Nieważne są kwalifikacje, liczy się leitmotif. Najpopularniejsze tematy to zdrowie, szczęście, dobre samopoczucie, harmonia i oczywiście pieniądze. Co do tych ostatnich, to ich poziom nie wiąże się już z ciężką pracą lecz zmianą sposobu myślenia, w którym bogactwo się nam należy, bo jesteśmy wyjątkowi. Z poradników możemy się również dowiedzieć: jak uzdrowić relacje z partnerem i rodziną, jak żyć pełnią życia, „obudzić w sobie olbrzyma” (względnie „wewnętrzne dziecko”), odkryć wrodzone talenty, żyć w zgodzie z wewnętrzną energią. Wszyscy autorzy piszą o wytężonej pracy nad sobą i przestrzegają przed drogą na skróty. Dyskurs terapeutyczny propaguje metodę małych kroków, zarówno w leczeniu duszy jak i poprawie kondycji fizycznej.

I tu rodzi się kolejny paradoks. Indywidualizm słusznie bywa kojarzony z hedonizmem, ale jest to hedonizm szczególnego rodzaju, bo zdyscyplinowany. W imię hedonizmu jednostka powinna wyzbyć się wszelkich ograniczeń, które niepotrzebnie blokują jej potencjał i po prostu cieszyć się życiem. Folgowanie własnym potrzebom i zachciankom może prowadzić jednak do utraty samokontroli. Na to nowoczesna jednostka nie może sobie bynajmniej pozwolić. Źle bowiem wygląda zarówno nadwaga, nałogi, „szalone imprezy” czy zakupoholizm. Wszystkie one świadczą o nieumiejętności kierowania własnym życiem. Wolność musi iść w parze z samodyscypliną. Służą temu odpowiednia dieta, siłownia, różne techniki medytacyjne czy kursy „programowania na sukces”. To wszystko pokazuje jak paradoksalnie blisko nowym indywidualistom do ich pobożnych protoplastów – amerykańskich purytanów.
Po prostu tańcz!

Największy wpływ na kształtowanie indywidualistycznych wzorców mają media. Ich głównym odbiorcą jest młodzież. Warto zatem przyjrzeć się bliżej jak funkcjonuje przemysł medialny. Świetnym przykładem jest taneczny show You can dance . Jak we wszystkich tego typu programach nie chodzi tu wyłącznie o rozrywkę. Program zawiera także ambitny przekaz kulturowy. Jego uczestnicy, jak i twórcy, twierdzą, że pozwala on na „zaistnienie”, „bycie sobą”, „realizację własnych marzeń”, „poznanie siebie”, „uwierzenie we własny potencjał”, „pokonanie własnych słabości” itd. W trakcie trwania programu możemy zaobserwować „przemianę” jego uczestników. Zazwyczaj ma ona charakter wizualny i dotyczy strojów oraz fryzury, zmienianej z odcinka na odcinek. Czasami jednak ktoś przyznaje się do głębszych doznań i przekonuje, że „uwierzył w siebie”, „dojrzał jako tancerz i człowiek”, a przy okazji „doświadczył czegoś, czego nie zapomni do końca życia”.

W każdej edycji możemy poznać ludzi, którzy „dużo przeszli”. Pochodzą z rozbitych rodzin, wychowywali się na ulicy, słowem nie było im łatwo. Możemy się od nich dowiedzieć, że taniec nadaje sens ich egzystencji, że z niego czerpią energię do życia. Żeby dostać się do programu musieli wiele przejść. Walczyli z przeciwnościami losu i własnymi słabościami. Dlatego już sama możliwość „pokazania się” jest dla nich sukcesem.

Każdy ma swój ulubiony styl taneczny, w którym czuje się dobrze. Taniec w parze lub grupie jest w pełni przygotowywany przez organizatorów programu i nie pozostawia zbyt dużej swobody wykonawcy. Dlatego cieszy się mniejszą popularnością niż „solówka”, w której wszystko zależy od tancerza, zarówno choreografia, muzyka jak i sam układ taneczny. To dopiero „solówka” pozwala na niczym nie skrępowane bycie sobą.

„Praca” w You can dance , jak przyznają sami uczestnicy, nie należy do łatwych. Obejmuje nie tylko cykl przygotowań do kolejnych odcinków, ale także obsługę medialnych sponsorów: zdjęcia i wywiady dla młodzieżowych magazynów, występy w programach promujących show, uczestnictwo w firmowanych imprezach itd. Nikt się tym jednak specjalnie nie przejmuje, bo wszyscy robią to co lubią. Kategoria pracoholizmu zatem nie wchodzi w rachubę. Nawet ostra rywalizacja nie jest w stanie zmącić „dobrej atmosfery”, bo dzięki rywalizacji można nauczyć się znacznie więcej. Zresztą nikt wprost nie mówi o rywalizacji. Można odnieść wrażenie, że jest to temat tabu. Wszyscy natomiast podkreślają ducha koleżeństwa i przyjaźni, dzięki którym praca zamienia się w dobrą zabawę A nad wszystkim czuwa nieprzerwanie oko kamery i jurorów, którzy oprócz uwag technicznych, mają w zanadrzu także „życiowe porady”.

Przegrani rzadko kiedy pokazują rozczarowanie. Wprost przeciwnie, wszyscy podkreślają swoją wdzięczność twórcom programu, że stworzyli im szansę do samorozwoju i okazje do poznania wielu wspaniałych ludzi. Choć każdy czuje się wygranym ze względu na uczestnictwo w programie, zwycięzca może być tylko jeden. Wyjeżdża on do legendarnej szkoły w Nowym Yorku, gdzie czeka go… ciężka praca.
Od polityki do poppsychologii

Dla współczesnego indywidualisty nie ma obszarów wyjętych spod samorozwoju. Sfera publiczna nie stanowi tutaj wyjątku. W związku z tym jednak, że trudniej ją kontrolować, w końcu zależni jesteśmy od innych, indywidualista coraz częściej wybiera prywatność jako teren spełnienia. Wiąże się z tym niepokojące zjawisko prywatyzacji roszczeń społecznych. Takie problemy jak bezrobocie, ubóstwo, przestępczość, dyskryminacja, zanik więzi społecznych, degradacja środowiska nie mają już swego źródła w polityce, czy szerzej w organizacji życia publicznego lecz we własnym wnętrzu. To jednostka jest za nie odpowiedzialna i dzięki właściwemu nastawieniu może je zmienić. Jak pisze M. Jacyno: „przez odpowiednie zarządzanie ‘wnętrzem’ stosunkowo łatwo i prosto każdy może zmienić to co jest ‘na zewnątrz’”. I tak na przykład, z bezrobociem nie walczy się poprzez stosowne reformy systemowe, lecz przy pomocy wizualizacji sukcesu i pozytywnego myślenia. Problemy ze znalezieniem pracy tłumaczy się kiepską samooceną, schematyzmem myślenia i słabo rozwiniętą inteligencją emocjonalną.

W rezultacie spada zainteresowanie polityką jako narzędziem zmiany rzeczywistości społecznej. „System jest w istocie neutralny”, stwierdza odnośnie kultury terapeutycznej M. Jacyno. Liczy się przede wszystkim zmiana stosunku do siebie. Nie może zatem dziwić, że miejsce polityki zajmuje psychologia, zgodnie z poradnikowym sloganem, że „wszelka zmiana zawsze zaczyna się od środka”. Praca nad sobą wypiera pracę na rzecz wspólnoty. Czasami oba trendy się przecinają, kiedy to jednostka łączy zaangażowanie społeczne z procesem samodoskonalenia. Inni stają się wówczas rodzajem zwierciadła, w którym jednostka obserwuje postępy i porażki na ścieżce samorozwoju.

Jest to postawa typowo narcystyczna. Mitologiczny Narcyz jest przecież znany z miłości do własnego odbicia. Indywidualista również nie ukrywa własnego samolubstwa. Pierwszym krokiem w autoterapii jest często zaakceptowanie siebie, a wręcz pokochanie siebie. To co dla Narcyza miało być karą dla nowych indywidualistów stało się nieodłącznym elementem rozwoju.

Skłonności narcystyczne skutecznie wykorzystuje rynek. Indywidualista, w szczególności młody, wybiera konsumpcję jako środek tworzenia siebie. Rynek dba o to by zapewnić konsumentowi maksymalnie duży wybór. Wolność wyboru to przecież fundament indywidualistycznej kultury. Cały proces ma charakter raczej symboliczny, prestiżowy. Kupuje się nie produkty lecz marki, które stają się materiałem do budowy własnej tożsamości. To co kupuję przekłada się na to kim jestem. Oferta jest tak bogata, że istnieje miejsca także dla konsumentów świadomych i suwerennych. Mogą oni, za specjalną dopłatą, kupić żywność organiczną bądź kawę, która nie jest skażona wyzyskiem afrykańskiej biedoty. Jeśli zatem, ktoś pragnie zaprotestować, wystarczy pójść do supermarketu.

Dzisiaj sprzeciw wyraża się częściej poprzez styl życia, a nie jak było dawniej w formie protestu politycznego. Jak zauważa M. Jacyno „style życia coraz bardziej przejmują funkcję postaw światopoglądowych, politycznych i religijnych”. Stanowią one bazę dla nowych ruchów i społecznych inicjatyw. Albo zastępują tradycyjne formy politycznego zaangażowania albo tworzą całkowicie nowe, jak ruchy slow food czy simple living . W konsekwencji dochodzi do redefinicji klasy społecznej, która traci swe socjo-ekonomiczne znaczenie na rzecz kulturowego.

Indywidualizm od początku budził spory i kontrowersje. Był krytykowany z lewa i prawa. Dla jednych kojarzył się z „samotnym tłumem”, „człowiekiem jednowymiarowym” i upadkiem obywatelskiego etosu. Dla innych stanowił początek erozji tradycyjnych wartości, z rodziną i religią na czele. Zawsze jednak budził także sympatię obrońców ducha wolności i niezależności. Dawał bowiem nadzieję na to, że jednostka w odpowiednich warunkach jest w stanie, jak mawiał wielki filozof, „posługiwać się własnym rozumem bez zwierzchnictwa innych”. I rzeczywiście, dzięki ogromnemu postępowi cywilizacyjnemu, projekt ten został częściowo zrealizowany. Po drodze jednak coś się popsuło i zamiast emancypacji mamy wolność wyboru, a zamiast autonomii autoekspresję.

Autor tekstu: Marcin Punpur
Źródło: racjonalista.pl


  • 0



#2

Rainbow Lizard.
  • Postów: 484
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Na początku chcę zaznaczyć, że nie mam pojęcia, czy to, co jest napisane w tym artykule to prawda. Przyczyna - mam zbyt małą wiedzę w kwestii kultury masowej, aby wiedzieć, co się dzieje w "mainstreamie". Wychodzę więc z założenia, że to, co opisano w artykule, to fakty.

(...)Indywidualizm jest tym dla kultury czym kapitalizm dla gospodarki. Mimo systematycznej krytyki oba systemy stały się dominujące w swych obszarach oddziaływania. (...) Warto zatem przyjrzeć się bliżej temu do czego wszyscy powinniśmy tak uroczyście aspirować.

Indywidualizm, do którego dążą wszyscy, nie jest indywidualizmem, tylko mainstreamem/czymś, co rzuca się na pożarcie ludzkim masom. To trochę tak, jak grupa dwudziestu dobrych znajomych, którzy w czasie rozmów między sobą narzekają, że są samotni, nikt ich nie lubi i nikt z nimi nie rozmawia. Hipokryzja pełną gębą.

(...)
Po doświadczeniach z totalitaryzmami, które miały jednostkę za nic, dziś po prostu nie wypada być przeciw indywidualizmowi.

Dzisiaj jednostkę uznaje się za wartościową tak długo, jak jest społeczna, towarzyska*, generalnie robi to co reszta i trzyma się określonych konwencji. Każdy, kto wyściubi nosa poza to, co małpy z gatunku homo sapiens sapiens lubią, jest z reguły określany mianem debila, dziwadła etc.

Nie widzę zbyt dużych zmian w porównaniu z komunizmem, przynajmniej jeśli chodzi o społeczeństwo (a szerzej - ludzi). Jedyna różnica jest taka, że teraz nie zostanie się aresztowanym za krytykę ustroju czy przysłowiowe plucie w twarz rodzajowi ludzkiemu.

*czyli po prostu upierdliwa

Inna sprawa, że się też nie opłaca. Wystarczy prześledzić oferty pracy by zrozumieć dlaczego. Idealny kandydat to osoba samodzielna, odpowiedzialna, świetnie zorganizowana, elastyczna, dynamiczna i kreatywna.

Oprócz kreatywności i (ewentualnie) samodzielności żadna z tych cech nie kojarzy mi się z indywidualizmem. Osoba świetnie zdyscyplinowana, elastyczna (dostosowuje się do sytuacji na froncie i rozkazów) i dynamiczna (wie, co i kiedy ma robić) - kojarzy mi się z żołnierzem. xP

Poza tym powinna posiadać poczucie humoru, które pełni funkcję środka antystresowego i wyrafinowane hobby, aby wzbudzić zainteresowanie pracodawcy.

Niemal każdy przedstawiciel małp z rodzaju homo sapiens sapiens posiada poczucie humoru - inna sprawa, że może być ono różne, w końcu wyróżnia się takie rzeczy jak czarny humor, absurdalny humor etc. Domyślam się, że chodzi o to, aby poczucie humoru odpowiadało pracodawcy (ale o tym za chwilę).

A jednocześnie, tak dla zachowania proporcji, musi to być osoba łatwo nawiązująca kontakty z innymi i umiejąca pracować w grupie. Zapomnijmy zatem o romantycznym samotniku, który na łonie natury albo w domowym zaciszu oddaje się kontemplacji własnych wewnętrznych stanów, a w kontaktach z innymi jest nieśmiały i nietowarzyski. Dziś należy być asertywnym, cokolwiek to znaczy.

Heeere we gooo, ludzkie przymuszanie innych do bycia towarzyskim, odcinek 4982: nie jesteś towarzyski, to sobie wegetuj z zasiłku. "Nie chcesz być moim przyjacielem? TO ZDYCHAJ!!!!!1111111oneoneone"

W ogóle, dlaczego asertywność jest wspomniana tuż obok bycia "społecznym", co może zostać zinterpretowane w ten sposób, że asertywność jest potrzebna jednostkom towarzyskim/społecznym? Nie rozumiem, co ma wspólnego asertywność z uspołecznianiem się - nie licząc tego, że to drugie często wyklucza to pierwsze.

Pewne cechy pozostały oczywiście bez zmian. Indywidualista to nadal człowiek niezależny, autonomiczny, opierający się w swych działaniach na własnej woli i jeśli to konieczne występujący przeciw społecznym konwencjom i normom.

Sprzeczność. Wystąpienie przeciw społecznym normom = praktyczne odrzucenie przez ludzkie społeczeństwo (a niekiedy odrzucenie ludzkiego społeczeństwa - begone, you disgusting apes xP)

I jest to oczywiście rzecz godna pochwały i szacunku. A może lepiej powiedzieć: była? Paradoks bowiem polega na tym, że owe konwencje i normy same stały się źródłem indywidualizmu. Tam natomiast, gdzie istnieje przyzwolenie, a nawet przymus na bycie indywidualistą, romantyczny bunt traci swe wywrotowe znaczenie. „Chodzenie pod prąd” przeobraża się w ofertę rynkową, stając się narzędziem nowego konformizmu.

Z tym się zgadzam - indywidualizm, który mieści się w pewnych granicach i należy do mainstreamu nie jest indywidualizmem. (patrz wyżej)

(...)
Inny paradoks współczesnego indywidualisty polega na tym, że pomimo deklarowanej samowystarczalności coraz mniej potrafi obyć się bez różnego rodzaju specjalistów, ekspertów i grup wsparcia. Tego wymaga przecież sam status indywidualisty, który zakłada systematyczną pracę nad sobą. Nieprzerwana autorefleksja i porównywanie się z innymi, lepszymi od nas, prowadzą do odkrycia coraz liczniejszych wad i usterek. Naprawa bywa długa i kosztowna. Holistyczna optyka każe bowiem uwzględnić zarówno umysł jak i ciało.

Bardziej wygląda mi to nie na doskonalenie się, ale na napędzanie koniunktury dla psychologów, autorów książek "1001 sposób na to, jak szybko schudnąć" etc. Skoro (ponoć) indywidualista powinien zaakceptować samego siebie - to po co szukanie dziury w całym, wieczne "naprawianie" siebie etc.?

Z drugiej strony jest w czym wybierać. Z kolorowych magazynów możemy się dowiedzieć jaki rodzaj osobowości posiadamy, jaką dietę powinniśmy wybrać, by uniknąć „efektu jojo”, jak znaleźć odpowiedniego partnera, co nosić by podkreślić swoją urodę lub zatuszować jej brak. Bogata oferta kursów i warsztatów pozwoli każdemu znaleźć coś dla siebie: joga, tai chi, feng shui, taniec towarzyski, lepienie garnków, gotowanie, fotografia itd. (...)

Teraz to już wygląda na zwiększanie zysków wszystkich, którzy są związani z mainsteamem, a teksty w rodzaju "jak znaleźć odpowiedniego partnera" czy "co nosić aby podkreślić swoją urodę" kojarzą mi się z pismami na poziomie Brawo Girl (czy jak się tam zwało to coś), głupotą, podążaniem za masą i brakiem własnego zdania.

(...)Wszystkie one świadczą o nieumiejętności kierowania własnym życiem.

Zdecydowana większość homo sapiens sapiens ma wyjątkowo słabą samokontrolę - i nie zmienią tego żadne treningi, chyba że są one dosyć drastyczne i przeprowadzane już od wczesnej młodości. Po prostu tak zbudowany jest ludzki mózg. Poza tym - samokontrola i nadużywanie ekspresji "lekko" się ze sobą kłócą.

(...)
Największy wpływ na kształtowanie indywidualistycznych wzorców mają media. Ich głównym odbiorcą jest młodzież. Warto zatem przyjrzeć się bliżej jak funkcjonuje przemysł medialny. Świetnym przykładem jest taneczny show You can dance . Jak we wszystkich tego typu programach nie chodzi tu wyłącznie o rozrywkę. Program zawiera także ambitny przekaz kulturowy.

Jego uczestnicy, jak i twórcy, twierdzą, że pozwala on na „zaistnienie”, „bycie sobą”, „realizację własnych marzeń”, „poznanie siebie”, „uwierzenie we własny potencjał”, „pokonanie własnych słabości” itd. W trakcie trwania programu możemy zaobserwować „przemianę” jego uczestników. Zazwyczaj ma ona charakter wizualny i dotyczy strojów oraz fryzury, zmienianej z odcinka na odcinek. Czasami jednak ktoś przyznaje się do głębszych doznań i przekonuje, że „uwierzył w siebie”, „dojrzał jako tancerz i człowiek”, a przy okazji „doświadczył czegoś, czego nie zapomni do końca życia”.

W każdej edycji możemy poznać ludzi, którzy „dużo przeszli”. Pochodzą z rozbitych rodzin, wychowywali się na ulicy, słowem nie było im łatwo. Możemy się od nich dowiedzieć, że taniec nadaje sens ich egzystencji, że z niego czerpią energię do życia. Żeby dostać się do programu musieli wiele przejść. Walczyli z przeciwnościami losu i własnymi słabościami. Dlatego już sama możliwość „pokazania się” jest dla nich sukcesem.

Każdy ma swój ulubiony styl taneczny, w którym czuje się dobrze. Taniec w parze lub grupie jest w pełni przygotowywany przez organizatorów programu i nie pozostawia zbyt dużej swobody wykonawcy. Dlatego cieszy się mniejszą popularnością niż „solówka”, w której wszystko zależy od tancerza, zarówno choreografia, muzyka jak i sam układ taneczny. To dopiero „solówka” pozwala na niczym nie skrępowane bycie sobą.


You Can Dance nigdy nie oglądałem, może kiedyś widziałem ten program przelotnie, kiedy spojrzałem się na chwilę w jakiś włączony telewizor. Poszukałem więc trochę na YouTube i potwierdziły się moje przypuszczenia - kolejny klon Idola. Jest ładnie, kolorowo, wszyscy się śmieją, a komentarze jurorów są na poziomie dziecka z szóstej klasy podstawówki. Nie widzę w tym jakiejkolwiek głębi i domyślam się, że jeśli ktoś mówił rzeczy w rodzaju "dojrzałem jako tancerz i człowiek", to prawdopodobnie powtarzał słowa reżysera albo powiedział to, licząc na przychylność widzów, rzucając jakimś pustym hasłem.

„Praca” w You can dance , jak przyznają sami uczestnicy, nie należy do łatwych. Obejmuje nie tylko cykl przygotowań do kolejnych odcinków, ale także obsługę medialnych sponsorów: zdjęcia i wywiady dla młodzieżowych magazynów, występy w programach promujących show, uczestnictwo w firmowanych imprezach itd.

Po raz trzeci napiszę - mainstream to nie indywidualizm. Praktycznie nie sposób pogodzić jednego z drugim.

Nikt się tym jednak specjalnie nie przejmuje, bo wszyscy robią to co lubią. Kategoria pracoholizmu zatem nie wchodzi w rachubę. Nawet ostra rywalizacja nie jest w stanie zmącić „dobrej atmosfery”, bo dzięki rywalizacji można nauczyć się znacznie więcej. Zresztą nikt wprost nie mówi o rywalizacji. Można odnieść wrażenie, że jest to temat tabu. Wszyscy natomiast podkreślają ducha koleżeństwa i przyjaźni, dzięki którym praca zamienia się w dobrą zabawę A nad wszystkim czuwa nieprzerwanie oko kamery i jurorów, którzy oprócz uwag technicznych, mają w zanadrzu także „życiowe porady”.

Ludzie aż tak głupi nie są, pokazywanie zawiści przed kamerami mogłoby negatywnie wpłynąć na ocenę jakiejś wanna-be, cukierkowatej gwiazdy.

Przegrani rzadko kiedy pokazują rozczarowanie. Wprost przeciwnie, wszyscy podkreślają swoją wdzięczność twórcom programu, że stworzyli im szansę do samorozwoju i okazje do poznania wielu wspaniałych ludzi.

Przed kamerami. Poza tym kluczowe jest tutaj słowo "pokazują" - w końcu kłamstwo jest dosyć powszechne, szczególnie kiedy w grę wchodzą pieniądze czy dostosowywanie się do otoczenia (czyli: uspołecznianie się).

(...) Sfera publiczna nie stanowi tutaj wyjątku. W związku z tym jednak, że trudniej ją kontrolować, w końcu zależni jesteśmy od innych, indywidualista coraz częściej wybiera prywatność jako teren spełnienia. Wiąże się z tym niepokojące zjawisko prywatyzacji roszczeń społecznych. Takie problemy jak bezrobocie, ubóstwo, przestępczość, dyskryminacja, zanik więzi społecznych, degradacja środowiska nie mają już swego źródła w polityce, czy szerzej w organizacji życia publicznego lecz we własnym wnętrzu. To jednostka jest za nie odpowiedzialna i dzięki właściwemu nastawieniu może je zmienić. Jak pisze M. Jacyno: „przez odpowiednie zarządzanie ‘wnętrzem’ stosunkowo łatwo i prosto każdy może zmienić to co jest ‘na zewnątrz’”. I tak na przykład, z bezrobociem nie walczy się poprzez stosowne reformy systemowe, lecz przy pomocy wizualizacji sukcesu i pozytywnego myślenia. Problemy ze znalezieniem pracy tłumaczy się kiepską samooceną, schematyzmem myślenia i słabo rozwiniętą inteligencją emocjonalną.

W przypadku gatunku ludzkiego wnętrze jest przegniłe na wylot. Jedyne, co można zmienić, to detale i to, co widać na zewnątrz - i jak się później okazuje, taka "maseczka" jest z reguły nielogiczna i złazi przy byle okazji (patrz: człowieczeństwo, w którymś z postów o tym wspominałem).

W rezultacie spada zainteresowanie polityką jako narzędziem zmiany rzeczywistości społecznej.

Anarchiści zapewne skaczą z radości, a Platon przewraca się w grobie. "Precz z logiką! Precz z systemem! Precz z demokracją! PORA NA OCHLOKRACJĘ! (czyli demokracja w wersji 2.0 - najmniej wydajny ustrój, jaki istnieje) WŁADZA W RĘCE IDIO... LUDU!!!!!111one"

(...)
Jest to postawa typowo narcystyczna. Mitologiczny Narcyz jest przecież znany z miłości do własnego odbicia. Indywidualista również nie ukrywa własnego samolubstwa. Pierwszym krokiem w autoterapii jest często zaakceptowanie siebie, a wręcz pokochanie siebie. To co dla Narcyza miało być karą dla nowych indywidualistów stało się nieodłącznym elementem rozwoju.

Narcyz uważał siebie za twór idealny (i to pomimo tego, że słowa "człowiek" i "ideał" mają się do siebie jak "ogień" i "woda"), czyli coś nie wymagającego dalszego udoskonalania. Jednostka narcystyczna jest wyjątkowo odporna na jakąkolwiek krytykę, a przedtem w tym tekście przeczytałem, że "masowy indywidualista" (nowe określenie, którego używam do opisania jednostki będącej mainstreamowym indywidualistą) ciągle się zmienia, szuka w sobie wad etc. Sprzeczność.

Skłonności narcystyczne skutecznie wykorzystuje rynek. Indywidualista, w szczególności młody, wybiera konsumpcję jako środek tworzenia siebie. Rynek dba o to by zapewnić konsumentowi maksymalnie duży wybór. Wolność wyboru to przecież fundament indywidualistycznej kultury. Cały proces ma charakter raczej symboliczny, prestiżowy. Kupuje się nie produkty lecz marki, które stają się materiałem do budowy własnej tożsamości. To co kupuję przekłada się na to kim jestem. Oferta jest tak bogata, że istnieje miejsca także dla konsumentów świadomych i suwerennych. Mogą oni, za specjalną dopłatą, kupić żywność organiczną bądź kawę, która nie jest skażona wyzyskiem afrykańskiej biedoty. Jeśli zatem, ktoś pragnie zaprotestować, wystarczy pójść do supermarketu.

Wyszło szydło z wora - nie ma to jak pusta "filozofia życiowa", której ostatecznym celem jest zwiększenie zysków odpowiednich firm, a co za tym idzie - poprawa stanu obecnej gospodarki. Nie ważne, czy się buntujesz, czy nie - wszystkie rzeczy, które są ci do tego niezbędne, zapewni ci firma xyz. Koniec reklamy. Nie mówię, że to źle - w końcu taka już ludzka natura, a poprawianie stanu gospodarki jest pośrednim sposobem na pomaganie swojemu gatunkowi, ale ilość używanej do tego hipokryzji jest tak wielka, że gdyby ktoś stworzył "hipokryzjomierz", to ten już dawno by eksplodował.

Masowy indywidualizm - czyżby panaceum na kryzys?

Dzisiaj sprzeciw wyraża się częściej poprzez styl życia, a nie jak było dawniej w formie protestu politycznego. Jak zauważa M. Jacyno „style życia coraz bardziej przejmują funkcję postaw światopoglądowych, politycznych i religijnych”. Stanowią one bazę dla nowych ruchów i społecznych inicjatyw. Albo zastępują tradycyjne formy politycznego zaangażowania albo tworzą całkowicie nowe, jak ruchy slow food czy simple living . W konsekwencji dochodzi do redefinicji klasy społecznej, która traci swe socjo-ekonomiczne znaczenie na rzecz kulturowego.

Zastanowiłbym się nad stwierdzeniem, czy podążanie za mainstreamem to jakiekolwiek wspieranie kultury... Jeśli już - to tej niskiej. Ale nevermind.

Indywidualizm od początku budził spory i kontrowersje. Był krytykowany z lewa i prawa. Dla jednych kojarzył się z „samotnym tłumem”, „człowiekiem jednowymiarowym” i upadkiem obywatelskiego etosu. Dla innych stanowił początek erozji tradycyjnych wartości, z rodziną i religią na czele. Zawsze jednak budził także sympatię obrońców ducha wolności i niezależności.

Czyli obecna niezależność wygląda mniej więcej tak: bądź niezależny! Kupuj produkty marki zxy!

Dawał bowiem nadzieję na to, że jednostka w odpowiednich warunkach jest w stanie, jak mawiał wielki filozof, „posługiwać się własnym rozumem bez zwierzchnictwa innych”. I rzeczywiście, dzięki ogromnemu postępowi cywilizacyjnemu, projekt ten został częściowo zrealizowany. Po drodze jednak coś się popsuło i zamiast emancypacji mamy wolność wyboru, a zamiast autonomii autoekspresję.

Autor tekstu: Marcin Punpur
Źródło: racjonalista.pl


Większość ludzi nie jest w stanie posługiwać się rozumem, więc indywidualizm będący jednocześnie częścią mainstreamu jest błędem logicznym.

Ogółem - tak jak napisałem poprzednio, pod względem indywidualności wśród małp z rodzaju homo sapiens sapiens niewiele się zmieniło. Jedyna różnica polega na tym, że obecnie nie pali się tych "innych" na stosach (niektóre elementy konstytucji nie są takie złe), a zamiast tego wygłasza hasła "wszyscy inny, każdy równy", jednocześnie opluwając tych innych. Czasem tylko różni się skala danego zjawiska - w jednym miejscu ludzie będą na siebie naskakiwać ze względu na inną religię (argumentów brak, BO TAK I JUSH!!1111one), w innym wystarczy się przyznać do tego, że się nie lubi ludzi.
  • 0

#3

Bobek.
  • Postów: 476
  • Tematów: 30
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Myślę, że indywidualizm to wielki dar.
Kiedy człowiek odkrywa, że tak naprawdę są inne drogi i tylko JA moge sobie wybrać tą właściwą...
Nie tą droge, którą z góry mi narzucono, tylko tą, którą sam wybiore i nią będę dążył.

Wiele jest ludzi, którzy potrafią odrzucić wszystko im narzucone, myśleć własnymi kategoriami i wartościami z którymi się sami utożsamiają.

Jestem agnostykiem ze słabością do buddyzmu i kiedyś na korytarzu w mojej dawnej szkole przechodziłem obok klasy od religii, gdzie cała moja klasa właśnie wchodziła do środka a z racji tego, że byłem odpisany ominąłem ją i wtedy podeszła do mnie pani sprzątająca z pytaniem 'czemu nie idziesz do swojej klasy !?' odpowiedziałem, że nie chodze na religie i wtedy z jakąś nienawiścią w sobie odpowiedziała 'jak to, przecież twoi rodzice są normalni'
I wtedy zrozumiałem, że być innym i posiadac umiejętność mówienia NIE bezwzględu na to 'co ludzie powiedzą' jest wielkim darem.
Bez strachu odejść od czegoś i chodzić własnymi drogami, odrzucając wszystko co było dla mnie niezgodne z moim własnym ja.
  • 0

#4 Gość_Muhad

Gość_Muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

Indywidualizm bez poczucia jedności z innymi jest zagrożeniem wobec stabilności bezpieczeństwa społecznego.
  • -1

#5 Gość_Muhad

Gość_Muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

Do użytkownika Tekeeus, który z powodu braku argumentów zablokował PW:
dlatego piszę tutaj. Uważasz, że mój post powyżej to nabijanie licznika i że nie ma w nim nic
co jest jakąkolwiek argumentacją? Może bez metaforki szybciej załapiesz o co chodzi.

Moje zdanie, które widnieje i które uważasz za głupie jest oparte na naukach Chrystusa.
Zanim będziesz cokolwiek miał zamiar napisac, to zastanów się 3 razy.
Słowo jednośc dla społeczeństwa jest bardzo istotne, bo bez jedności nie ma, miłości bezwarunkowej,
zrozumienia, szacunku oraz braterstwa. Czy rozumiesz tak łopatologiczne wyłożenie, jakże łatwiejszego zoperowania słowem, sformułowania?
A o moją argumentację się nie martw...Lepiej niech każdy patrzy na siebie.
  • -1



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych