Napisano
20.05.2009 - 20:15
Zacznę od tego że jestem poszukiwaczem wiedzy. Jeśli chodzi o rzeczy paranormalne, to zawsze dążę do odszukania prawdy i sprawdzenia tego czego się dowiedziałem, lub tego co widziałem. A oto co przydarzyło mi się mniej więcej miesiąc temu.
Często, gdy mam chwilę czasu, to razem z kumplem idziemy na krótki spacer, niedaleko niewielkiego lasu. Znajdują się tam nieduże, betonowe barierki na których siadamy, rozmawiamy i ewentualnie palimy papierosy. Po drodze mijamy opuszczony domek, bardzo zaniedbany. Ogólnie samo przejście przez zniszczoną bramę wymaga niejakiej odwagi, a teren dookoła domku roztacza ponurą aurę. Kiedyś, w czasie wakacji, znaleźliśmy tam długi kawałek sznura, część na drzewie, a część na ziemi, niedaleko.
Z kumplem wychodzimy mniej więcej o godzinie 22, więc jest wtedy już bardzo ciemno, mimo tego że niedaleko znajduje się dwupasmówka i samochody jeżdżące po niej lekko rozświetlają ciemność. Jak zwykle, usiedliśmy na barierkach, zaczeliśmy rozmawiać o urokach dnia dzisiejszego. W pewnym momencie kumpel wzdrygnął się, popatrzył w stronę lasu. Mówił że słyszał jakieś trzaski. Wytężyłem zmysły, lecz nie słyszałem zbytnio niczego. Powiedziałem kumplowi że pewnie jakiś zwierzak chodzi po lesie. I wtedy usłyszałem bardzo głośny trzask, tak jakby ułamała się spora gałąź. Uznaliśmy że wycofamy się na z góry upatrzone pozycje. Ruszyliśmy do domu.
Ale oczywiście moja natura wzięła górę i ruszyłem w tamto miejsce już następnej nocy. Zacząłem nucić jakąś smętną melodię, póki nie znalazłem się na drodze obok lasku. Usiadłem na barierkach, starając się wychwycić wszystko co mogło wydawać się nienaturalne. Może się wam wydać że jestem szalony że wybrałem się w takie miejsce w nocy i czekałem na niewiadome, ale uwierzcie mi - bardziej boję się ulic Krakowa w słoneczny dzień, niż lasu w nocy. Tak czy inaczej, uznałem że pora wracać. Minąłem wspomniany wcześniej domek, po czym uznałem że jeszcze za wcześnie na powrót, skoro mogę jeszcze zapalić papierosa. Wyciągnąłem go, włożyłem do ust i zacząłem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki. Zajęło mi to kilka sekund, więc odruchowo mój wzrok był skierowany w dół. Gdy wyprostowałem głowę, zamurowało mnie.
Jakieś 300 metrów dalej, tuż na skrzyżowaniu które prowadziło w stronę mojego domu, znajdowała się szarawa postać. Mimo tego że nie widziałem szczegółów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu że mnie obserwuje. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Moje myśli skierowały się w stronę domku i wiedziałem że prędzej umrę niż teraz obrócę się i przejdę obok niego. Spojrzałem dokładniej na postać. Mrugnąłem.
Zniknęła, a ja kompletnie nie wiedziałem co zrobić. Zareagowałem szybko i pobiegłem w stronę skrzyżowania. Rozejrzałem się. Na żadnej z trzech ulic nikogo nie było.
(Tutaj miejsce na tekst w stylu "Wyślij to do 10 osób, albo twoje rybki z akwarium umrą dziś w nocy").
Powiedzcie mi, co o tym myślicie ? Wielokrotnie byłem z kumplami w tamtym miejscu, po wspomnianym zdarzeniu, ale nic więcej nie widzieliśmy. Ogólnie okolica w której mieszkam jest dość ciekawa. O ile dobrze pamiętam, co najmniej dwie osoby się powiesiły. (i nie było to w pobliżu wspomnianego domku, mimo tego że wskazują na to pozostałości sznura.) Obok tego domku znajduje się piaskownica, a w niej różne zabawki, takie jak ciężarówki itp. Leżą tam już dość długo (odkąd się wprowadziłem, to zawsze tam były) i nikt ich nie zabrał.
Zastanawiam się nad tym co widziałem. Może was zdziwię, ale chciałbym zobaczyć to jeszcze raz...
A, nigdy nie miałem halucynacji, padaczki i innych takich. Obecnie mam 17 lat, nie chorowałem od wielu, naprawdę wielu miesięcy. Nie biorę narkotyków, nie piję alkoholu, byłem w pełni świadomy podczas zdarzenia.
I jeszcze jedno - podczas spotkania tej postaci, czułem dziwne uczucie. Tak jakby ta postać nie chciała mi zrobić krzywdy, a jedynie "przechodziła obok". Co więcej, czułem się jakbym to JA był nie na miejscu i to ta postać patrzyła na mnie ze zdziwieniem.