Nie była to aluzja do Twojego wychowania, panie kolego, ale do wychowania rodzicielskiego w ogóle. Po rozwinięciu przez Ciebie tematu wszystko się wyjaśniło i jak to mówią starzy Indianie "Trza było tak od razu" Zgodzę się z Tobą, że ułożenie zajęć w ten sposób, że najpierw historyk opowiada o poczynaniach wojennych Niemców i Rosjan, a potem germanista czy rusycysta uczy języka i opowiada o kulturze danego kraju, a nawet ją propaguje jest nieco niesmaczne, ale tego uniknąć się nie da. Młodzi ludzie kierują się emocjami, widząc więc zdjęcia ciał polskich oficerów w Katyniu szybko sobie skojarzą cyrylicę ze strzałem w tył głowy. Chodzi mi jednak o to, że trzeba wziąć sporą poprawkę na czasy i sytuację polityczną, w której dopuszczano się zbrodni. Fakt, że Praska Wiosna i wojna to rzeczywiście nie ten kaliber, ale to także źródło uprzedzeń narodowych i spięć, wynikających właśnie z braku zrozumienia całości - gdyby Polska postawiła się Układowi Warszawskiemu, to następni w kolejce bylibyśmy my. Czesi pamiętają 1968 rok, a Polacy mają żal do Czechów, że pamiętają. Tak powstaje paranoja.
Prawdą jest, że historii betonem zalać się nie da, ale złym podejściem jest też ciągłe odwoływanie się do niej i używanie jako argumentu w międzynarodowych sporach na zupełnie innym polu. Nie można dopuścić do tego, że np. rozmowy z Moskwą przybierają taki model:
Polska: Transport mięsa
Rosja: Nie
Polska: Gaz, ropa
Rosja: Tak, ale...
Polska: Katyń!
Historię wolno czcić, nawet trzeba, ale wykorzystywanie jej jako broni ostatecznego uderzenia mija się z celem. Nie każdy Rosjanin był stalinistą, tak jak i nie każdy Niemiec był hitlerowcem. Polska nie może żądać widoku klęczącego i przepraszającego ją każdego narodu, z którym kiedyś miała konflikt.
Wspomniałeś o tym, że język angielski jest językiem dominującym. Rzeczywistość jest taka, że "międzynarodową łacinę" ustanawia zwykle to mocarstwo, które ma największy wpływ na kształt świata. W okresie władzy ZSRR uczono rosyjskiego, w zamierzchłej przeszłości dzięki Imperium
Rzymskiemu i szacunkowi do jego spuścizny wykształcony człowiek musiał znać język łaciński. Nic na to nie poradzimy, ale skoro chcemy w miarę wygodnie funkcjonować we współczesnych realiach, znać języki musimy. Nie powiem, że taki układ nie powoduje spięć - Brytyjczyk czy Amerykanin zawsze będzie miał o sobie większe mniemanie, skoro jego językiem ma mówić cały świat. Niechęć do nauki obcej mowy przypomina trochę zaciętość pewnego pilota Lufthansy, który w Berlinie dostał reprymendę od kontrolera za posługiwanie się "niemczyzną", na co odpowiedział: "Jestem Niemcem, pilotuję samolot, przy którego powstaniu pracowali Niemcy, jesteśmy na Niemieckim lotnisku, a połowa moich pasażerów to Niemcy. Po angielsku mówił nie będę!"