Skoro przeczytałem ten artykuł, to wypadałoby go skomentować poprzez rozłożenie na kawałki.
(...)
Punktem wyjścia ateizmu jest wiara w to, że nie ma istotnej różnicy między człowiekiem a zwierzętami. (Hau, hau- Vaherem)
Zależy jak na to spojrzeć. Człowiek to kupa flaków, a od małpy odróżnia go tylko brak futra, ogona i większa galareta pod czaszką (co - o ironio! - nie oznacza, że jest on mądrzejszy od tej małpy), więc technicznie jest to zwierzę. Z drugiej strony - niektórzy mogą twierdzić, że człowiek to coś więcej niż zwierzę (i to pomimo braku "duszy") ponieważ można go skrzywdzić na więcej sposobów (emocjonalnie etc.), więc należy mu się większa godność, poszanowanie i tak dalej.
Jak dla mnie ludzie to zwierzęta, chociaż czasem zastanawiam się, czy nazywanie człowieka zwierzęciem nie jest obraźliwe dla zwierząt.
Ilekroć rozmawiam z ateistami, to za każdym razem dziwię się temu, iż żaden z nich nie wyciąga wniosków z historii ateizmu. Moi rozmówcy potwierdzają swoją postawą i swoim sposobem prowadzenia dyskusji to, że stali się więźniami własnego systemu wierzeń.
W przeciwieństwie do takich katolików, muzułmanów i wyznawców większości religii, którzy - jeśli nie będą klepać wierszyków/modlić się albo nie zeżrą ciała krystka w czasie mszy świętej, pójdą do piekła/przestaną istnieć.
Ateiści nie reagują na najbardziej nawet oczywiste argumenty, które wykazują irracjonalność przyjętego przez nich systemu przekonań. Każdy z ateistów, z którymi dotąd rozmawiałem, zachowuje się tak, jakby w swoim sposobie myślenia oraz w swoim sposobie uciekania od faktów był dokładną kopią innych ateistów.
Ateizm - irracjonalny? Czyli jeśli ktoś nie wierzy w jakieś tam bóstwo, ponieważ nie ma dowodów na jego istnienie, to jest to zachowanie irracjonalne?
Wspólną cechą ateistów, z którymi miałem kontakt, jest to, że sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli, iż to właśnie systemy ateistyczne doprowadziły do najbardziej okrutnych dyktatur oraz do największych zbrodni w historii ludzkości (...). W dziejach człowieka żadna marginalna mniejszość ? a do takiej należą ateiści ? nie dokonała zbrodni na tak wielką skalę, jak właśnie ci, którzy usiłują urządzić świat bez Boga. Wygląda na to, że o ludobójstwach dokonanych przez ateistów wiedzą wszyscy poza? ateistami (Znaczy się, wujek Stalin?). Żaden ze spotkanych przeze mnie ateistów nie powiedział, że przeprasza za zbrodnie dokonane przez systemy ateistyczne i że on sam próbuje wyciągać wnioski choćby z najnowszej historii. lol - nie jestem komunistom, więc czemu mam przepraszać za ich zbrodnie.( Może się myle, ale w moim odczuciu ateiści nie tworzą jednej organizacji na czele z jakimś guru i o ile wiem, nie dążą do przejęcia władzy nad światem)
Nie za bardzo rozumiem, dlaczego jeden ateista miałby przepraszać za drugiego ateistę. Ateizm to nie jest religia, nie ma tutaj żadnej odpowiedzialności zbiorowej. Ateiści nie są zrzeszeni w jednej, globalnej organizacji etc.
Poza tym - tak jak napisano w poście wyżej, jeśli ateiści są odpowiedzialni za wszystkie zbrodnie dokonane przez ateistów, to w takim razie katolicy powinni być odpowiedzialni za wszystkie zbrodnie dokonane przez katolików, czyli krucjaty, stosy, inkwizycję, łapanie wiedźm, wszystkie drobne morderstwa dokonywane przez katolików (ktoś zabił i twierdzi, że jest katolikiem? Przeproś za niego!) etc., nie mówiąc tutaj o tym, że kościół katolicki jest organizacją zbrodniczą, bo oprócz wspomnianych krucjat i stosów zmusza innych do wiary (chrzest), pierze mózgi (szczególnie w Polsce, patrz - lekcje religii w szkole) etc.
Po drugie, ateiści sprawiają wrażenie, jakby myśleli, że ludzie, którzy są pewni istnienia osobowego Boga, uwierzyli w Stwórcę - na przykład - drogą losowania, a nie w oparciu o doświadczenie niezwykłości własnego człowieczeństwa, którego nie da się racjonalnie wytłumaczyć jako wytworu nieosobowej i nieświadomej siebie materii (czyt. "urodzili się w Polsce").
Nie tyle urodzili się w Polsce, co trafili na rodziców, którzy są katolikami i zdecydowali, że trzeba ochrzcić dziecko. Widzę, że owy ksiądz nadużywa słowa "racjonalne". Podejrzewanie, że człowiek został stworzony przez katolickie bóstwo jest irracjonalne - w końcu nie ma na to żadnych dowodów (oprócz twierdzeń w stylu "bo ja mam w sobie boga").
Wiara ateistów w to, że człowiek wymyślił Boga, jest równie irracjonalna, jak wiara w to, że człowiek wymyślił samego siebie albo jak wiara w to, że mężczyzna wymyślił kobietę (To Zeus, Re i Odyn istnieli naprawde?). Człowiek rozumny odkrywa istnienie Boga w miarę odkrywania niezwykłości własnego człowieczeństwa, którym się zdumiewa i które jakościowo wyróżnia go spośród wszystkich istot na tej Ziemi.
Khah, khah, khah, khah! KHAH, KHAH, KHAH, KHAH! *mało brakowało, a Tekeeus zacząłby tarzać się po podłodze ze śmiechu*
"Człowiek rozumny odkrywa istnienie Boga w miarę odkrywania niezwykłości własnego człowieczeństwa, którym się zdumiewa i które jakościowo wyróżnia go spośród wszystkich istot na tej Ziemi."
A teraz, kiedy przestałem się śmiać... Człowieczeństwo to rzeczy skrajnie parszywa. Człowieczeństwo to brak logiki, upierdliwość, skłonność do irracjonalnych zachowań, dwulicowość, zdolność do wyrzynania siebie nawzajem w ilościach hurtowych, głupota, ogółem - jest to dosyć nieskładna maseczka "dobroci" mająca na celu zakryć krwiożercze instynkty homo sapiens sapiens. Racja - człowieczeństwo jakościowo wyróżnia człowieka spośród innych "istot na tej Ziemi" - nawet najgorsze, najagresywniejsze zwierzęta nie są zdolne do takiej podłości, zakłamania i głupoty jak ludzie.
Po trzecie, ateiści sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli o tym, że istotą ateizmu nie jest negowanie istnienia Boga, lecz negowanie istnienia człowieka jako kogoś w istotny sposób różnego od zwierząt (Wy Darwiny wy jedne!).
Cytat z Wikipedii: "Pierwotnie przymiotnik ἄθεος atheos (przedrostek przeczący ἀ a + θεός theos, bóg) znaczył po grecku "pozbawiony wiary w bogów". Dodatkowe znaczenie zyskał w V wieku p.n.e. – wyrażał także brak jakiegokolwiek związku z bogami, zaprzeczanie istnieniu bogów, czyli postawę bardziej aktywną. ". Ateizm to brak wiary w bogów, a nie w człowieka.
Człowiek, który wierzy, że jest jedynie nieco bardziej wyewoluowanym zwierzęciem, nie ma powodów, by postawić sobie pytanie o to, czemu lub Komu zawdzięcza swój sposób istnienia . Odkrywanie Boga to logiczna konsekwencja odkrywania niezwykłości człowieka.
"Wierzę, że istnieje coś, na co nie mam jakichkolwiek dowodów oprócz tego, że ja istnieję... Tak, to logiczne. Bardzo." Tak jak napisałem poprzednio - owa niezwykłość człowieka polega na ponadprzeciętnej parszywości. Cóż, jaki gatunek - takie bóstwo. xP
Wystarczy się przestraszyć, aby uwierzyć w istnienie bóstw lub w istnienie jakiegoś urojonego boga,
Ciekawe na jakiej podstawie owy ksiądz odróżnia boga "prawdziwego" (katolickiego) od "urojonego" (nie-katolickiego zapewne).
ale trzeba odkryć w sobie niezwykłość bycia osobą, by postawić pytanie o Boga prawdziwego (obo tego artykułu jest artykuł z trybuny o tytule "Kasa, misiu, Kasa"). W ateizmie jest miejsce jedynie na karykaturę Boga, na przykład jako "opium dla ludu", gdyż w tym systemie jest miejsce jedynie na karykaturę człowieka jako kogoś, kto jest jedynie nieco "udziwnionym" zwierzęciem.
Ludzie to takie zwierzęta, które potrzebują jakiegoś bata (zagrożenia piekłem, więzieniem etc. w przypadku nieodpowiedniego zachowania), inaczej zaczęliby bez opamiętania wyrzynać się nawzajem, kraść etc., a cała cywilizacja rozleciałaby się jak domek z kart.
Po czwarte, ateiści sprawiają wrażenie, jakby nie rozumieli, że przyjęli przekonania, które zmuszają ich albo do uwierzenia w to, że człowiek nie różni się jakościowo od zwierząt, albo do uwierzenia w to, że jeśli się różni, to muszą ten fakt tłumaczyć irracjonalnie, na przykład jako dzieło przypadku czy jako nieprawdopodobny zbieg okoliczności w ramach procesu ewolucji. Ateiści zakładają bowiem a priori to, że materia sama siebie wytworzyła i że wyczerpuje ona całą rzeczywistość wszechświata.
Wierzenie w rachunek prawdopodobieństwa jest o wiele mniej irracjonalne niż wierzenie w bóstwo, na którego istnienie nie ma dowodów.
Po piąte, ateiści sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli o tym, że ogromna większość ludzi odkrywa w sobie te cechy - zwłaszcza zdolność poznania prawdy i podejmowania świadomych decyzji, a także zdolność do odpowiedzialności, miłości i wierności - których ateistom nie pozwala dostrzegać przyjęty przez nich system wierzeń. Świadomość, wolność i miłość to wyjątkowe zdolności człowieka, które nie są spotykane w świecie zwierząt, roślin czy minerałów. Wierzyć w to, że świadomy siebie i zdolny do miłości człowiek pochodzi od świata nieosobowego, to bardziej irracjonalne, niż wierzyć w to, że motyl potrafi swoimi skrzydełkami rozbić szybę pancerną. (Czy to nie piękne, że ze świata nieosobowego wyłonił się człowiek, zdolny do miłości, dajmy na to taki Vaherem? Czy to nie piękne? Dobra, wiem, że nie jestem piękny
)
Człowiek to człowiek, niezależnie od wierzeń. To, że taka małpa jest w stanie być jako tako odpowiedzialna (cecha bardzo rzadko spotykana u ludzi) albo może się zakochać (tymczasowo; o wierności nie wspomniałem, bo jest to coś, czego ludzie nie znają) jest zasługą odpowiedniej budowy mózgu, a nie systemu wierzeń.
(...)
Punktem wyjścia ateizmu nie jest zatem problem teologiczny, lecz antropologiczny, czyli wiara ateistów w to, że nie ma istotnej różnicy między człowiekiem a zwierzętami. Ateiści wierzą w to, że nasza świadomość jest jedynie subiektywna, wolność jedynie pozorna, a miłość to tylko kwestia biochemii (Niezgadzam się tylko z tym ostatnim. Tym różnimy się od zwierząt, że znamy wyższe idee - jak miłość.). Podstawą ateizmu jest oderwana od rzeczywistości wizja człowieka ( i kto to mówi o oderwaniu od rzeczywistości). Tak, jak zwierzę nie ma odniesienia do Boga,
Pora dźgnąć artykuł jego własną włócznią. Skoro ksiądz w artykule odrzuca wszelką logikę, to - ponownie - na jakiej podstawie stwierdza, że zwierzęta nie mają samoświadomości? Jeśli według niego samoświadomość nie jest zasługą odpowiednio rozwiniętego mózgu, to wychodzi na to, że taki waran z Komodo, pies albo bakteria mogą być samoświadome. Logic fail.
tak też człowiek w wizji ateistów rzeczywiście takiego odniesienia mieć ani nie potrzebuje, ani nie potrafi. Tyle tylko, że ateizm alienuje człowieka od tego wszystkiego, co w nas specyficznie ludzkie i co sprawia, że jesteśmy w stanie zachowywać się w jakościowo inny sposób niż zwierzęta (hau, hau).
O to bym się nie bał - zdolność do oszukiwania, odczuwania emocji, prowadzenia wojen, głupoty etc. jest kwestią mózgu, a nie wiary.
Ateizm to system, który nie widzi istotnej różnicy między antropologią a zoologią, między popędami a wolnością, między instynktem a miłością. Ateiści widzą w człowieku zwierzęcość, a w zwierzętach dopatrują się człowieczeństwa. (Hau, hau)
Ostatnio kiedy czytałem Wikipedię, nie natrafiłem nigdzie na informację, że wspomniane warany z Komodo, psy albo bakterie wyrzynały się z powodu religii, zdradzały, chciały się zaprzyjaźnić ze wszystkim, co łazi na dwóch nogach etc., więc człowieczeństwa u zwierząt nie stwierdzam.
Są tacy ludzie, którzy rzeczywiście odkrywają w sobie jedynie to, co mają wspólnego ze zwierzętami (Hau?). W konsekwencji ludzie ci postępują tak, jakby musieli być niewolnikami instynktów, popędów, hormonów czy nacisków zewnętrznych. Tacy ludzie nie są w stanie postawić nie tylko pytania o Boga, ale też pytania o samego siebie. Człowiek, który przyjął ateistyczny system wierzeń w antropologii, traktuje zachowanie tych, którzy racjonalnie myślą, odpowiedzialnie decydują i wiernie kochają, jako zachowanie irracjonalne (padłem, kocham, więc według mnie samego jestem irracjonalny). Z jego perspektywy tego typu zachowanie tak właśnie wygląda. Gdyby zwierzęta miały świadomość ? pozostając we wszystkim innym zwierzętami ? to też dziwiłby się temu, że ludzie są zdolni do działania innego niż kierowanie się instynktami, popędami czy biochemicznymi bodźcami.
Każde działanie człowieka jest kierowane instynktem/jest mechanizmem ewolucyjnym spełniającym jakąś funkcję. Miłość? Jej celem jest połączenie ze sobą dwóch jednostek (w domyśle: samiec i samica) na odpowiedni okres czasu wystarczający do tego, aby wychować potomstwo. Postęp technologiczny jest wynikiem ludzkiej natury, która nakazuje człowiekowi ciągle się rozwijać, iść do przodu etc. (co jest rozwinięciem instynktów adaptacyjnych - tych samych, które nakazały człowiekowi stworzyć narzędzia etc.) i tak dalej, i tym podobne.
Nic dziwnego, że w obliczu karykaturalnie zredukowanej wizji człowieka społeczeństwo zbudowane na postulatach ateistów prowadzi w praktyce do poniżenia człowieka, zwłaszcza człowieka niewinnego i uczciwego.
Po pierwsze - poniżanie, agresja względem pozostałych jednostek etc. są stałym elementem ludzkiej natury - niezależnie od tego, co wyznaje dana jednostka. Po drugie - jeszcze nigdy nie słyszałem, aby ateista wybijał komuś szyby, nazywał kogoś psem etc. tylko ze względu na, na przykład, religię - zaś o katolikach takich rzeczy słyszałem pełno (o muzułmanach i większości wierzących też).
Nie jest kwestią przypadku to, że ateistyczni politycy bardziej troszczą się o bogatych aktywistów gejowskich niż o biednych bezrobotnych, a ateistyczni prawnicy bardziej troszczą się o katów niż o ich ofiary. Z kolei ateistyczne feministki bardziej troszczą się o seks niż o dzieci, a ateistyczni ekolodzy bardziej troszczą się o ochronę zwierząt niż o ochronę ludzi.(Pytanie - czego boją się księża? Odpowiedź: Sojuszu gejowsko-feministyczno-ekologiczno-ateistycznego, wspieranego przez gazete wyborczą.)
Dowodów - oczywiście - brak.
"Każdy system ateistyczny prowadzi do jakiejś formy dyktatury, gdyż ateiści przypisują sobie władzę decydowania o wszystkim. Przypisują sobie nawet władzę decydowania o życiu człowieka, a zatem władzę decydowania o tym, kogo wolno legalnie zabijać, a kogo - ustanowione przez nich prawo ? będzie chronić (
pamięta ksiądz katarów? Kiedy kościół przeprosi za katarów, husytów i wielu innych?)."
Dyktatura? A ci wszyscy królowie, którzy rządzili ponieważ "bóg dał im władzę" etc.?
Ateizm prowadzi nie tylko do jakiejś formy dyktatury. Prowadzi także do jakiejś formy bałwochwalstwa. W ateizmie marksistowskim "bogiem" była partia komunistyczna i jej przywódcy, a w ateizmie liberalnym "bogiem" jest popęd, przyjemność czy pieniądze. Ateizm zawsze stawia coś ponad człowiekiem. (sex jest fe, pieniędze są fe, przyjemność jest fe, dlatego drodzy bracia, zabieramy je od was i na naszych barkach kładziemy ten ciężar)
Czyli jak widać - człowiek zawsze potrzebuje owego "bata". A co do "fe" - nie wypowiem się, powiem tylko, że człowiek i człowieczeństwo są "fe". xP
Irracjonalizm ateistycznej "postępowości"
W każdej epoce ateiści stanowią zdecydowaną mniejszość społeczeństwa, a mimo to zawsze myślą, że są zdecydowanie mądrzejsi od zdecydowanej większości ludzi (zastąpcie słowo "ateiści" słowem "księża"). Są także przekonani o tym, że mają najlepsze pomysły na życie, więzi i wartości godne człowieka. Ateistyczne pomysły w tym względzie ? podobnie jak ateistyczna antropologia - są mało skomplikowane. W zeszłym stuleciu przemocą i zbrodniami promowali kult proletariackiego kolektywu. W XXI wieku bardziej wyrafinowanymi metodami ? zwłaszcza za pomocą zdominowanych przez siebie mediów - promują "wolne" związki (cóż, nie popieram małżeństw gejowskich, chciałbym się ożenić, więc już nie jestem ateistą. Koniec złudzeń, Vaherem). Warto zauważyć, że ateiści, którzy promują tego typu związki, potwierdzają, iż obce są im zasady logicznego myślenia, gdyż posługują się terminem wewnętrznie sprzecznym. W rzeczywistości nie istnieją "wolne" związki, podobnie jak nie istnieje kwadratowe koło czy niebieska zieleń. Człowiek jest w stanie wymyślić wewnętrznie sprzeczne pojęcia, ale nawet dzieci wiedzą o tym, że takie pojęcia nie mają odpowiednika w rzeczywistości.
Czyżby dzieci o tym wiedziały, bo ksiądz w ambonie tak powiedział? Z tego, co widzę, to według owego księdza wygląda to tak: "albo ktoś wyznaje jakieś bóstwo (najlepiej nasze), albo jest irracjonalny (bo nie wierzy w coś, na co nie ma dowodów!), jest zbrodniarzem etc.".
To, co faktycznie proponują ateiści jako sposób na więzi, zwłaszcza w relacji kobieta ? mężczyzna, to nie związki wolne od związków, lecz związki wolne od odpowiedzialności, miłości i wierności.
Czyli związki jak najbardziej pasujące do człowieczeństwa (patrz wyżej).
To, co ateizm proponuje jako sposób na życie, sami ateiści uznają za najbardziej "naukowe", "racjonalne" i "postępowe". Tymczasem w rzeczywistości ich pomysły polegają na powtarzaniu najbardziej archaicznych i prymitywnych mitów o tym, że człowiek może być szczęśliwy wtedy, gdy nie będzie jakościowo różnił się w swym postępowaniu od zachowania zwierząt. Ateiści proponują to, co łatwe, a nie to, co prowadzi do rozwoju i radości.
Uwierzyłem w coś, na co nie ma dowodów i bronię tego! Jakież to rozwojowe i radosne! (z mojego punktu widzenia to tak głupie, że aż radosne)
W konsekwencji proponują łatwy seks zamiast trudnej miłości, łatwy sposób na kierowanie płodnością (antykoncepcja, prezerwatywy, aborcja) zamiast odpowiedzialnego rodzicielstwa, łatwy "luz" zamiast trudnej odpowiedzialności. W pogoni za tym, co łatwe, ateiści przyjmują nawet tak irracjonalny mit, jak przekonanie, że w jakiejś fazie swego rozwoju człowiek może nie być człowiekiem.
Człowiek nie będący człowiekiem - to by było aż zbyt piękne i wymagałoby nie zmiany poglądów, a zmian w kodzie genetycznym. Jeśli chodzi o "łatwy sposób na kierowanie płodnością", to jak dla mnie jest to najlepszy sposób na zmniejszenie ludzkiej populacji - jeśli jakiemuś księdzu się nie podoba, to niech zapewni wyżywienie tym wszystkim dzieciom z krajów trzeciego świata.
Najgroźniejszym mitem ateizmu jest wiara w to, że kto przestaje kochać Boga, ten zacznie kochać człowieka. Fakty wskazują na to, że jest dokładnie odwrotnie. Pierwsze miejsca na liście największych ludobójców wszech czasów zajmują właśnie ateiści. To nie przypadek, że również w naszych czasach ateiści szydzą sobie z Jezusa, który kochał i uczył kochać, ale nie szydzą sobie z ateistycznych zbrodniarzy, a nawet doszukują się pozytywnych aspektów ich zbrodniczej działalności.
Tak jak napisałem w innym temacie - krystek był naiwny. Jeśli chodzi o kochanie bóstwa/człowieka - ateizm, antropocentryzm, teocentryzm i chrześcijaństwo to cztery różne, chociaż wykluczające się, rzeczy. A co do ludobójców - trzeba pamiętać o tym, że według biblii katolickie bóstwo jest odpowiedzialne za śmierć około 33 milionów ludzi.
W obliczu powyższych faktów jest sprawa oczywistą, że największy przesąd nowożytności to wiara w to, iż ateizm jest przejawem racjonalizmu i że ateiści to ludzie niewierzący.
Jak powszechnie wiadomo przejawem racjonalizmu jest wierzenie w coś, na co nie ma dowodów, zaś ateiści to ci, którzy głęboko wierzą w fana gwoździ i krzyży.
Mitem jest również przekonanie o tym, że punktem wyjścia ateizmu jest negowanie Boga a nie skrajnie zniekształcona wizja człowieka. "Racjonaliści", "ludzie nauki", "ludzie postępu", "humaniści" to ulubione etykiety, jakimi ateiści chętnie tytułują samych siebie. W ich przypadku w radykalny sposób potwierdza się zasada, że nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie.
Jakby nie patrzeć, to nie ateiści palą na stosach za to, że ktoś w coś tam wierzy - i kto tu jest "humanistą"?
Zdecydowana większość ludzi, których spotykam, nie mieści się w ateistycznej antropologii. Ludzie ci odkrywają bowiem w sobie takie zdolności, możliwości, potrzeby i aspiracje, których ateiści nie uwzględniają w swojej wizji człowieka i które sprawiają, że istnieje jakościowa różnica między człowiekiem a zwierzętami.
Czytając to można odnieść wrażenie, że ateista to takie stworzenie, które mieszka w norze, nie umie posługiwać się ogniem a je tylko to, co sobie upoluje (nie mówiąc o znikomej inteligencji).
Zwierzęta podlegają ewolucji, a człowiek tworzy historię.
Dobrze powiedziane (chociaż nie do końca - takie krokodyle nie zmieniły się od milionów lat). Gatunek ludzki już dawno przestał ewoluować - a szkoda, bo tylko ewolucja albo genetyka może naprawić taki ewolucyjny bubel, jakim jest homo sapiens sapiens. Historia, z tego, co pamiętam z liceum, w większości opowiada o rzeziach, konfliktach etc., więc nie wiem, czym tu się chwalić.
"Zwierzęta od tysięcy lat zachowują się według tych samych schematów i instynktów, a człowiek nie ma granic w rozwoju."
Człowiek także od początków swojego istnienia zachowuje się w ten sam sposób. Jest zdradliwy, agresywny, skory do mordowania swoich pobratymców, nieopanowany, nielogiczny, naiwny, chorobliwie społeczny etc.
" Jak długo większość ludzi będzie odróżniać siebie od zwierząt, tak długo ateizm pozostanie zjawiskiem marginalnym. Mimo to ? tak, jak dotychczas - pozostanie zjawiskiem groźnym."
O tak, ateizm jest groźny. Nie to co ci niewinni, uciskani katolicy (stanowiący gdzieś tak 1/3 ludzi na tej planecie) którzy są zmuszani do ciskania kamieni w okna "innowierców", straszenia swoich wyznawców piekłem, którzy palili na stosach etc.
"Człowiek stanowi bowiem największe zagrożenie dla samego siebie w dwóch przypadkach: wtedy, gdy uwierzy, że nie różni się od zwierząt, oraz wtedy, gdy uwierzy, że jest równy Bogu."
Człowiek zawsze stanowi zagrożenie - niezależnie od tego, w co wierzy.