Jeśli coś takiego miałoby powstać na wspólnej działce/wyspie, należy zbudować domy mieszkalne, drogi, kanalizację, ogrodzenie, budynki gospodarcze, elektrownie, szkoły, itp.
i tu już się pojawia pewien schematyzm myślenia i sztywność, a wydaje mi się, że powinno się dążyć do stworzenia czegoś, co będzie w maksymalnym stopniu uniezależnione od sztywnej infrastruktury.
Np. kanalizacja - już teraz istnieją metody utylizacji, ba, nawet odzysku szeregu przydatnych elementów.
Po co kłaść w ziemi sieć rur, które trzeba konserwować, przewidywać przepustowość, by w miarę rozrostu kolonii nie okazało się, że przyjęto za małe przekroje. Trzeba planować ułożenie, a i tak później się okazuje, że czemuś przebieg rury przeszkadza itd. itp. I tak samo z całym szeregiem innych elementów wyposażenia technicznego, jak i elementów struktury socjalnej. A może właśnie trzeba podejść z innej strony...? maksymalnego uniezależnienia każdej - nazwijmy to - jednostki mieszkaniowej?
W przypadku struktury społecznej, może też trzeba poszukać innych rozwiązań? Zajęcia szkolne wcale nie muszą się odbywać w wydzielonym obiekcie, w dużych grupach. Można od początku sprawdzać możliwości, zdolności talenty dzieci i w mniejszych grupach rozwijać je o wiele skuteczniej niż w schemacie klas.
Mało tego, można dokonywać świadomego "mieszania" interdyscyplinarnego by pobudzać rozwój w różnych kierunkach.
Po pierwsze trzeba się wyzwolić ze schematyzmu, do jakiego jesteśmy przwyczajeni i w jakim żyjemy.
A to trzeba uwzględnić już w założeniach. Inaczej wszystko pójdzie dokładnie tak samo i w takim samym kierunku jak jest teraz. Boję się tylko, że ludzie nie są kompletnie przygotowani do życia w społeczności nie hierarchicznej, a nastawionej na współpracę na zasadzie dobrej woli.