Witam wszystkich użytkowników. Chciałbym zaznaczyc, że to mój pierwszy temat na tym portalu. Na wspomnienie historii, którą tutaj napiszę dalej przechodzą mnie ciarki. Bardzo niewielką cześć lata spędziłem w domu. Moim nawykiem wtedy było siedzenie do nocy przy komputerze, w końcu potem można się wyspać, wstać o tej 12 i zawalić sobie kolejny piękny, letni dzień. Pewnego wieczora, jeżeli dobrze pamiętam około godziny 2 w nocy, zakończyłem surfowanie po internecie, wyłączyłem komputer i przeszedłem przez pokój idąc w stronę łóżka. Coś jednak zwróciło moją uwagę na chodniku, za oknem. Zgasiłem w pokoju światło, podszedłem do okna i zapatrzyłem się w jeden punkt na chodniku dobrą chwilę. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby z pomiędzy płytek chodnikowych wyrastały kłosy trawy i co chwila powiewały delikatnie na wietrze. Po dłuższej chwili takiego wpatrywania się, zdecydowałem, że jednak zapale światło i oddam się lekturze, potem pójdę spać a jutro rano jak wyjdę z psem przejdę po chodniku, by zdać sobie sprawę, że to tylko trawa. Ale cały czas zdawało mi się, że coś tu jest nie tak. Każdy 'kłos trawy' bowiem przypominał jakby małego człowieczka, każdy. Żeby byc spokojny sięgnąłem po moje ASG (AirSoftGun, gazowa, sprężynowa lub elektryczna replika broni, strzelająca kulkami o średnicy 6mm, jakby ktoś nie wiedział), model M4-A1, elektryczny. Otworzyłem okno i używając trybu auto, oddałem serię paru strzałów w kierunku miejsca na chodniku. Zdałem sobie sprawę, że to nie była trawa. Były to małe sylwetki, można je porównać wielkościowo do zabawki action-man. Natychmiastowo rozbiegły się w różne strony, jedna z tych istot pobiegła w kierunku latarni, przez co przez ułamek sekundy mogłem ją zobaczyć na tyle dobrze. Była przezroczysta, ledwo zauważalna, miała głowę nieproporcjonalną do reszty ciała, bardzo chuda, patykowate nogi, także nieproporcjonalnie długie, patykowate ręce. Biegła dosyc szybko. Przezroczysta to może złe słowo, dajmy na to, że była jakby rozmyta, wyglądała tak jak Predator, bohater filmu o takim tytule, gdy włączał tryb kamuflowania się. Światło się od niej jakby odbijało, przez co wyraźniejsza była w poświecie latarni. Zemdlałem. Ocuciła mnie moja matka, spytała się, czy kompletnie zwariowałem, żeby o drugiej w nocy strzelać przez okno. Była trochę zaniepokojona, raczej rzadko mdleje. Zaznaczam, że tego wieczora byłem trzeźwy, wypoczęty, zdrowy itp. Nie korzystałem także długo z komputera, przez co oczy nie mogły mnie zwodzic w jakikolwiek sposób. Załącze rysunek samej sylwetki. Nie wiem dokładnie ile było tych istot. Może 4, 5. Nie więcej. Następnej nocy miałem strasznego stracha, bałem się, że mogłem im coś zrobić, i wkurzyć je w jakiś sposób. Siedziałem do późna na łóżku z wiatrówką w ręku, bałem się, że wrócą. Ale nie wróciły. Odniosłem wrażenie, że jak widziałem ich na chodniku, w jakiś sposób rozmawiali, gestykulowali itp. Dlatego się tak dziwnie poruszali, jakby trawa na wietrze. Może ktoś wie, czym to było? (zakładając, że mi się to nie zdawało, przyśniło itp)