Skocz do zawartości


Zdjęcie

Reinkarnacja w buddyzmie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1

Seroslav.
  • Postów: 213
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Rozmawiałem kiedyś ze znajomym Chińczykiem o buddyzmie. Wiem, że tak jak i chrześcijanizm i ich religia ma różne odłamy, jednak nie jestem pewien, który na myśli wtedy miał, możliwe, ze taoizm.

W każdym razie mówił, że według ich religii dusza ludzka może wcielać się w 9 stworzeń na Ziemii, 8 różnych zwierząt i w ludzi. Co do zwierząt to zdaje się, że były to kot, pies, świnia, szczur i jakieś jeszcze. Wg nich dusza, wędrując po tych wcieleniach ma przechodzić metamorfozę duchową, czyli po prostu się zmieniać, doświadczać, uczyć. Ostatnie wcielenie w cyklu - człowiecze jest niejako w nagrodę. Jest to nagroda za te wcześniejsze "gorsze" wcielenia. Gorsze dlatego, że tylko po wcieleniu w człowieka można pójść do nieba, czyli by pójść do nieba trzeba dokonać żywotu jako człowiek, ale nie byle jakiego żywotu.

Bardzo ważne jest by być bardzo dobrym, ukształtowanym. By dusza osiągnęła po prostu maksymalny/bardzo wysoki poziom samoświadomości. Te inne wcielenia, ale także i to ludzkie, pozwala odpokutować, jest próbą charakteru, ma być ćwiczeniem dla duszy by zdobyła ostateczną mądrość i mogła pójść do nieba.

Jeśli człowiek nie jest wystarczająco dobry, nie osiągnie pełnej harmonii to ponownie staje się zwierzęciem i kolejny cykl zachodzi, aż w końcu dojdzie mu do głowy rozum i zrozumie, że trzeba szerzyć dobro i pielęgnować swoją duchowość, wtedy musi zmienić swoje ziemskie "przywary" i po prostu stać się dobrym człowiekiem, bo tylko tacy mogą pójść do nieba i zasiąść obok Buddy, doznając wiecznego szczęścia, Nirvany można by rzec z hinduizmu, pójść do nieba w chrześcijaństwie.

Innymi słowy należy mieć baaardzo dobrą karmę.

Jeżeli połączymy to z przemyśleniami, że dusze-duchy krążą po Ziemii póki nie załatwią wszystkich swoich spraw, no i odnajdą drogę dalej, a się nie zagubią, coraz więcej elementów układanki zaczyna do siebie pasować.

Nasz żywot na Ziemii jest krótką przygodą - próbą. Wg buddyzmu, te próby dotyczą także wcieleń zwierzęcych, które zdaje się, że są większym cierpieniem i męczarnią dla duszy, kiedy ma odpokutować swoje grzechy, by móc znowu znaleźć się we wcieleniu ludzkim. Do tego sądzę, że w zależności od karmy naszej duszy, nasz los jest inaczej układany i na przykład ludzie o kiepskiej karmie muszą się więcej nacierpieć w czasie swojego żywota, przejść cięższe próby, bardziej się wykazać (a może odwrotnie?). W każdym razie może istnieć związek pomiędzy poziomem karmy i "dobrocią" a tym co nas czeka w każdym wcieleniu. To, że tylko dobrzy ludzie idą do "nieba" powtarza się chyba w każdej albo i większości religii, a religia to przecież zbiór przesądów, które ewoluowały latami, przesądów - mądrości narodów i wyznawców.

Jako, że wiem, że każdy człowiek ma duszę, bo doświadczyłem jej, o czym w innym temacie. Zastanawiałem się jak to możliwe, że ludzi jest duuuużo więcej niż kiedyś... to skąd się biorą te wszystkie dusze, które mieszkają w tych ludziach? Jak to możliwe, że jeszcze parę tysięcy lat temu ludzi na świecie było prawdopodobnie kilka milionów (strzelam) a teraz jest ich kilka miliardów i ciągle jest ich więcej i więcej. Połączyłem sobie to z obecnym "zalataniem" ludzi, tym, że coraz mniej wagi przywiązują do "duchowości" do swojego rozwoju duchowego, zapominają, nie wiedza i nie myślą o Bogu (jakkolwiek go nazywać), po prostu utracili bardzo dużo z duchowości jaka była kiedyś, bo praca, bo kasa, bo tysiące rzeczy są ciekawsze i bardziej im potrzebne niż duchowość, po prostu konsumpcjonizm. To dało mi do myślenia, że Ziemia może się zapełniać "zagubionymi" duszami, które przez styl życia i rozwój cywilizacyjny coraz częściej gubią swoją duchowość.

Tak sobie też myślę, że pewnie większość ludzi ma zdolności parapsychiczne, telepatyczne i inne, ale jako, że ich nie rozwijają i nie przywiązują do nich wagi, to one zanikają. To tak jakby żyć z zamkniętymi oczami, organ nie używany z czasem zanika, jak i zanikają zdolności parapsychiczne. Możliwe, że małe dzieci zanim nauczą się mówić, widzą i słyszą więcej, stąd tak często płaczą, bo widzą duchy których my nie widzimy. Taka hipoteza.

A z uwagi na rozwój cywilizacyjny dzieci coraz wcześniej i częściej zatracają swoje umiejętności i talenty parapsychiczne. A je należy ćwiczyć by widzieć i słyszeć więcej. Każdy chyba miał odczucia telepatyczne typu "stanie się coś złego", myśl o kimś nagle i on np. za chwilę dzwoni, odzywa się na gg albo pisze smsa, tak ni z gruchy ni z pietruchy, czy też np. mówienie tych samych rzeczy w tym samym momencie, rzeczy które wcale nie są oczywistą kontynuacją wcześniejszej rozmowy, ale przychodzą nagle jak nowe myśli. No i wg mnie tak jak ze wszystkich, każdym talentem, są ludzie, którzy prawie nie posiadają tych umiejętności, na drugim krańcu są media, mnisi, którzy medytują bardzo często, a ogromna większość ludzi jest w środku, mając trochę lub mniej (raczej mniej z powodu nie rozwijania) umiejętności parapsychicznych.

Więc co my mamy robić? Co Ty masz robić? Co ma robić ta Pani? Co mają robić tamci Państwo?

Być po prostu dobrym. Dla siebie, dla innych, nie robić sobie wrogów, być przyjaznym, nie zostawiać nie rozwiązanych spraw ziemskich, dbać o swoją karmę, dbać o swój rozwój duchowy. To bardzo optymistyczna myśl, bo sprawia, że ludzie, którzy podzielają takie spostrzeżenia, po prostu muszą stać się lepszymi ludźmi, chyba, że chcą znowu przechodzić ileśtam wcieleń (= nasz chrześcijański czyściec?), a w końcu chyba każdy chciałbym doznać szczęścia doczesnego?

Mi poukładanie tego wszystkiego ułatwia absolutna pewność w istnienie duszy i to, że coś na pewno istnieje po śmierci ciała ludzkiego. O czym tak jak pisałem się przekonałem. A skoro coś istnieje to prawdą musi być, że los duszy bez ciała może być różny, jak to zresztą często, przemawia za tym mądrość ludowa, we wszystkich kulturach na świecie, mówiąca o istnienia przynajmniej dwóch miejsc docelowych dla duszy: "nieba" i "piekła".
  • 0

#2

Ladd.
  • Postów: 1115
  • Tematów: 49
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Przeczytałem i nie powiem ciekawe, ale strasznie płytkie podejście do sprawy tak jak z resztą w większości religii. A więc…

W każdym razie mówił, że według ich religii dusza ludzka może wcielać się w 9 stworzeń na Ziemii, 8 różnych zwierząt i w ludzi. Co do zwierząt to zdaje się, że były to kot, pies, świnia, szczur i jakieś jeszcze. Wg nich dusza, wędrując po tych wcieleniach ma przechodzić metamorfozę duchową, czyli po prostu się zmieniać, doświadczać, uczyć.


Jak napisałeś większość wcieleń to zwierzęta które nie mają poczucia dobra i zła, nie mają ukształtowanego moralnego sposobu myślenia, widziałeś kiedyś z natury złego np. szczura? Ale po części może być w tym trochę racji, bo według nauk Buddy uczenie się to nie jest zdobywanie wiedzy przez książki, pojęcia itd. itp. tylko po przez emocje zarówno pozytywne jak i negatywne. Tak jako ciekawostkę powiem że naukowo udowodniono iż nasze emocje mają wpływ na DNA. Co jest szokującym dowodem na powiązanie duchowości ze światem nauki, czyli zdolności PSI wcale nie muszą być bajką.

Bardzo ważne jest by być bardzo dobrym, ukształtowanym. By dusza osiągnęła po prostu maksymalny/bardzo wysoki poziom samoświadomości.


To brzmi tak banalnie że nie mogę się powstrzymać by to skomentować. W każdej Religii jest jakiś wyznacznik dobra więc powiedz co masz na myśli bo w niektórych religiach dobro to zabicie innego człowieka, dla jego dobra bo „błądzi”. Wysokiego poziomu samoświadomości czyli duchowego człowiek nigdy nie osiągnie jak będzie dla innych wiecznie dobry, tylko dlatego bo tak mówi jakaś religia bo nie da rady, a nawet jeśli to jakaś choroba psychiczne murowana, bo ludzie w dzisiejszych czasach wykorzystają człowieka do granic możliwości. Bycie naprawdę dobrym to dokładna analiza uczuć z każdego dnia i zrozumienie ich. Jeśli człowiek zrozumie motywy innych ludzi to szybko dojdzie do wniosku że cała złość czy rozpacz nie mają żadnego znaczenia i prawda jest taka że ludzie którzy czynią nam źle robili to ze strachu przed innymi. Przeanalizuj to dokładnie to za każdym razem dojdziesz do tego wniosku.

Jeśli człowiek nie jest wystarczająco dobry, nie osiągnie pełnej harmonii to ponownie staje się zwierzęciem i kolejny cykl zachodzi, aż w końcu dojdzie mu do głowy rozum i zrozumie, że trzeba szerzyć dobro i pielęgnować swoją duchowość, wtedy musi zmienić swoje ziemskie "przywary" i po prostu stać się dobrym człowiekiem, bo tylko tacy mogą pójść do nieba i zasiąść obok Buddy, doznając wiecznego szczęścia, Nirvany można by rzec z hinduizmu, pójść do nieba w chrześcijaństwie.


Troszkę samolubne podejście do duchowości w stylu „ja pójdę do nieba, a inni niech spadają, reszta mnie nie obchodzi”.

Możliwe, że małe dzieci zanim nauczą się mówić, widzą i słyszą więcej, stąd tak często płaczą, bo widzą duchy których my nie widzimy. Taka hipoteza.


Powiem ci że ta hipotez mimo iż brzmi ”bezsensownie” dla świata nauki, to może być prawdą że ludzki umysł w dzieciństwie w szczególności nocą widzi przedmioty, istoty z innych wymiarów. Dlatego tyle dzieci w szczególności te wrażliwe (czyli silniej odczuwające emocje) widza więcej, a emocje= DNA jak już pisałem wcześniej.


Jeśli interesujesz się Buddyzmem przeczytaj sobie to :) klik :) .

pozdro i dzięki ;)
  • 0

#3

Seroslav.
  • Postów: 213
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tak jako ciekawostkę powiem że naukowo udowodniono iż nasze emocje mają wpływ na DNA.


Dokładniej chyba odkryli, że nie wszystkie geny są "aktywne" i że się one "aktywują" i "dezaktywują" pod wpływem różnych czynników. Jeszcze pełnej listy tych czynników nie poznali, jednak jakaś lista już powstała i badają wpływ tych czynników na aktywację genów. Być może do tych czynników można zaliczyć emocje, tego nie wiem. A z tego co pamiętam to mogą to być np. hormony stresu i inne takie, które wynikają z... emocji :) . O ile o to Ci chodziło :) Nie mogę jednak znaleźć określenia tej dziedziny nauki, która zajmuje się badaniem tego

Bardzo ważne jest by być bardzo dobrym, ukształtowanym. By dusza osiągnęła po prostu maksymalny/bardzo wysoki poziom samoświadomości.


Nie jestem pewien do końca co to znaczy być dobrym. Pewnie mieć wysoką karmę, czy też poznać "prawdę ostateczną". Podejrzewam, że mnisi często są bliscy doznania tego stanu poprzez częstą medytację, wprowadzanie się w różne transe. Tego chyba nikt nie wie, ale raczej jak się ten stan osiąga to ma się tego świadomość, albo i dusza ma tego świadomość. Tak myślę. Takie duchowe odczucia trudno opisywać. Zresztą nie wiadomo czy dla różnych dusz, cel nie jest różny, chodź podejrzewam, że raczej jest podobny: maksymalna samoświadomość i bycie fair wobec wszystkich innych dusz/bytów.

Troszkę samolubne podejście do duchowości w stylu „ja pójdę do nieba, a inni niech spadają, reszta mnie nie obchodzi”.


Może i samolubne, a może by osiągnąć tę "Nirwanę" trzeba dzielić się z innymi, tym co się zdobyło/nauczyło/doświadczyło/poznało? Może nie wystarczy samemu to osiągnąć. A z resztą podejrzewam, że osoby, które dojdą do tego momentu rozwoju duchowego, same czują potrzebę i chęć dzielenia się tym, lub wręcz mają poczucie takiej misji.

Ciekawe masz spostrzeżenia, dziękuję :)
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych