Na wstępie słów kilka:
1. Nie wiedziałem, w którym dokładnie dziale miałbym umieścić ten temat, strzelam, iż tutaj.
2. Na prawdę, nigdy nie myślałem, że napiszę to jakąś historię z duszkami czy snem.A jednak.
Sedno sprawy:
Dzisiejsza noc była najgroszą w moim życiu. I to wszystko przez jeden, mam nadzieję, nic nie znaczący sen. Nie będę przedłużać.
Nie pamiętam, kiedy zasnąłem, ale sen pamiętam od momentu poczęcia się jakiegoś dziecko, płci żeńskiej. Na początku widziałem ją z perpektywy 3 osoby. Kiedy jednak dzidziuś już otworzył oczy... Właśnie. Miała je cały czas skierowane w moją stroną, dokładniej, gdzie dziecko nie spojrzało, ja byłem przed jego oczami. Taka sytuacja trwała czas dłuższy, kiedy jednak dziecko, a właściwie już dziewczyna osiągnęła dojrzałość (jakbym to poczuł) zauważyłem wielkie niepokój i strach, cały czas chodziła z rozszerzonymi źrenicami. A ja czułem się szczęśliwszy. Następny moment pamiętam już za jej kobiecego życia, niepokój jej zelżał, a ja czułem się sennie, czasami spostrzegałem, że już nie patrzy prosto we mnie, czasami wzrok uchodził jej na bok beze mnie.
Nadeszła jednak starość. Strach był niesamowity, ja byłem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Ostatnie 30 sec snu było parszywe. Odczuwałem już jednocześcnie jej niesamowitą panikę jak i swoje podniecenie. Kiedy ostatecznie staruszka zamknęła swoje oczy, ja wpadłem w euforię i... Obudziłem się zlany potem.
Nie wiem o co chcę zapytać... Czy to jest sen jak każdy inny? A może ma jakieś znaczenie? Nie wiem, sen był orkopny, gorszy niż jakikolwiek paraliż senny...