Napisano
07.10.2011 - 21:21
Z pogrążonego w całkowitych ciemnościach ponurego, październikowego wieczoru, położonego nieopodal wybiegu dla kur zielononóżek dobiegło leniwe, przeciągłe gdaknięcie. Coś zatrzepotało i w mroku po drugiej stronie ogrodzenia zamajaczył nieduży kształt. Błysnął niewielki płomień i za chwilę jedynym widocznym punktem był tylko miarowo żarzący się ognik papierosa.
- No tak... zagrodowym się znowu nudzi. - mruknął cień. - Zajęliby się czymś pożytecznym, robaków nakopali, ziarna wygrzebali, jajko jakieś znieśli, albo coś w tym guście, bo nadzorca znów im status rosołowych ustawi i będzie płacz, i zgrzytanie zęb... wróć. Przecież my nie mamy zębów.
W tej samej chwili pomarańczowy ognik odfrunął gdzieś w dal. Uderzył w coś twardego i po feerii wielobarwnych iskier zgasł z sykiem. Ciszę nocną zakłóciło ledwie słyszalne chrobotanie i szelest piór, za chwilę przytłumiony wrzask wołków zbożowych oznajmił zakończenie wieczornych ablucji.
- Taaak... nadzorca. - pomyślał cień - Czasami niepotrzebnie wpada w szpony rutyny, zanieczyszczonej domieszkami humanitaryzmu. Szkoda tracić czas na przemyślenia dotyczące uczuć u drobiu. - tutaj rozległo się przeciągłe westchnięcie - Przecież my nie mamy uczuć.- mruknął ledwo widoczny kształt.
Po wyartykułowaniu tych niezwykle celnych uwag cień miękko rozpłynął się w mroku... Tyle jeszcze było rzeczy do zrobienia, a rano przecież trzeba się stawić na apel.