Mam 50 lat jestem osobą bardzo wrażliwą.Kilka lat temu zmarł mi 19 letni syn,ale mam jeszcze córkę.Zawsze byłyśmy bardzo blisko związane ze sobą,jak była maleńka,miała kilka tygodni,była bardzo chora leżała w szpitalu.Nagle jej stan bardzo się pogorszył,lekarze byli bezsilni,ale po kilku dniach wszystko wróciło do normy i bardzo szybko wróciła do zdrowia.Znajomy lekarz który miał bliski kontakt z ordynatorem oddziału patologii wcześniaka i noworodka,powiedział mi wówczas,ze fakt że moja córka żyje zawdzięczam sobie bo jest między mną a córką bardzo silna więż.Zawsze o tym wiedziałam.Miewałam już takie sytuacje w życiu że nagle zaczynałam odczuwać wielki niepokój i czułam czyjś ból,lęk i gdzieś w podświadomości czułam że dzieje się coś złego.Takie silne emocje odczuwałam tuż przed śmiercią syna,Budziłam się kilka razy w nocy z uczuciem że dojdzie do jakiegoś nieszczęścia.Teraz moja córka wyjechała do Anglii,zaczęło sie wszystko od nowa.Nie śpię po nocach budzę się przerażona,każdym nerwem mojego ciała odczuwam jej emocje.Z jednej strony dobrze bo mogę z nią o tym pogadać,nic nie ukryje przede mną .Zawsze może liczyć na moje wsparcie,ale jest też druga strona znowu wpadam w depresję.Nie umiem sobie z tym poradzić .Szczerze mówiąc jest to sytuacja bardzo męcząca psychicznie.Jeśli jest wśród Was ktoś kto ma podobne doświadczenia chętnie porozmawiam,może niepotrzebnie biorę leki przeciwdepresyjne