Skocz do zawartości


Historia niezwykłego odkrycia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1 Gość_Queen Henemet Amon Hatszepsut

Gość_Queen Henemet Amon Hatszepsut.
  • Tematów: 0

Napisano

Początki tej historii sięgają 1945 r., kiedy to miejscowy sklepikarz niemieckiego pochodzenia, Waldemar Julsrud, odkrył, dzięki obsunięciu się ziemi na zboczu pobliskiego Cerro del Toro, czyli Wzgórza Byka, zakopane w piasku figurki. Rozpoczął wówczas dalsze poszukiwania i do roku 1952, z pomocą murarza Odilona Tinajero, zgromadził około 40 000 figurek.

Dołączona grafika

Są wśród nich drewniane, kamienne, lecz większość ceramicznych. Niektóre mają 3 cm wysokości, inne przekraczają 1 m.

Jak stwierdzili specjaliści, są w różnym stopniu wypalone - nie w piecu, lecz na otwartym ogniu. Niektóre przedstawiają sceny i przedmioty z codziennego życia, tzw. kultury chupicuaro, lecz zdecydowana większość nie przypomina niczego znanego. "To szczyty wynaturzeń paleontologicznych" - napisano. Chimeryczne potwory, ciała, które nie mogłyby żyć, wizerunki jakby istot pozaziemskich oraz gadów, często do złudzenia przypominających dinozaury. To właśnie stało się źródłem spekulacji, że stworzyć je musieli ludzie, którzy na własne oczy widzieli te gady. Lecz inni sądzili, że figurki są owocem jakiegoś kultu czcicieli rzeczy absurdalnych. Jeszcze inni - że odtwarzają istoty ukazujące się jasnowidzom, że są wizjami dawnych lub przyszłych czasów, bądź innych wymiarów czy planet. Tak jak postacie tych zwierząt tworzą fantastyczną zoologię, tak wizerunki ludzi również nie odpowiadają znanym typom antropologicznym, szczególnie indiańskim, choć trafiają się rysy azjatyckie, negroidalne, aryjskie. Wśród figurek wiele jest zbliżonych kształtem do mludzi, mrówkojadów, kangurów, koni, wielbłądów, krokodyli, no i dinozaurów. Nie ma dwóch identycznych i nie ma podobizn znanych nam gatunków.
O znacznym wieku figurek zdaje się świadczyć pokrywająca je patyna, czyli warstewka utlenionej gliny i osad soli mineralnych. Hapgood twierdzi, że oddał próbki do badań laboratoryjnych. Metoda węgla radioaktywnego C14 oraz termoluminescencji miały wskazać wiek od 4500 do 3500 lat. A więc - rozumowałem - powstałyby 2500 lat przed Chrystusem, kiedy, ponad wszelką wątpliwość, w dżunglach amerykańskich nie było już dinozaurów, zaś ludzie, wędrowni łowcy i zbieracze, w pierwszych rolniczych osadach dopiero uczyli się garncarstwa i lepienia z gliny. To nie było ich dzieło!


A C A M B A R O - WIELKA ZAGADKA ARCHEOLOGII

Dołączona grafika

Czy odkryte w Meksyku tysiące glinianych figurek ludzi i fantastycznych zwierząt są świadectwem spotkania naszych przodków z dinozaurami?

Spędziłem wśród nich niemal dwa lata podczas wykopalisk na pustyni Gobi. Wydobywałem z pomarańczowej skały ich olbrzymie czaszki z wyszczerzonymi zębami. Odsłaniałem szkielety samic zamarłych w odwiecznym czuwaniu przy gniazdach skamieniałych jaj. Rozdzielałem kości drapieżników i ich ofiar, splątane w śmiertelnym uścisku... Wiem, że żyły, istniały, a ich szczątki zostały na zawsze zamknięte w piaskowcach sprzed 60 milionów lat. Żadna ich kość nie pojawia się w młodszych warstwach, żaden dinozaur nie przeżył tej daty.

Dołączona grafika
Doktor Fernando Jimenez del Oso jest przekonany, że to autentyczne wizerunki dinozaurów.
Dlatego nie mogłem uwierzyć, że w Meksyku odkryto ich rekonstrukcje wykonane w czasach prehistorycznych.
Nikt żyjący przed XIX wiekiem nie mógł tego zrobić. A jednak kolekcja istniała. Przynajmniej tak twierdził amerykański badacz tajemnic przeszłości, William Hapgood, w książce pt. "Tajemnica w Acambaro". Archeolodzy uznali odkrycie za mistyfikację, także i dlatego, że dotychczas żadna ze starożytnych kultur nie pozostawiła aż kilkudziesięciu tysięcy figurek zgromadzonych w jednym miejscu. Doszedłem do wniosku, że jedynym sposobem sprawdzenia, o co tu naprawdę chodzi, było udanie się do źródła.
Nie mogłem nie być nieufny. Od dawna szedłem tropami sensacji Ericha von Dënikena i ilekroć dotarłem do rzeźby czy malowidła mającego dowodzić kontaktu z kosmitami, zawsze przekonywałem się, że to mistyfikacja. Słynny Szwajcar wyspecjalizował się w takim kadrowaniu fotografii, aby to, co pokazuje czytelnikom, potwierdzało jego teorie. Np. meksykańskie rzeźby głów rzekomych astronautów w hełmach, okazywały się głowami indiańskimi tkwiącymi w rozwartej paszczy węża, którego ciało Dëniken odcinał na zdjęciu. Inni autorzy szli w jego ślady.

Atlantyda czy kosmici?

Ruszyłem więc do Acambaro. Miasteczko leży ok. 200 km na południowy zachód od stolicy Meksyku. Jedyne, co mogłem zrobić, to obejrzeć figurki i przeprowadzić wywiady z miejscowymi ludźmi.
W opustoszałym urzędzie miasteczka Acambaro spotkało mnie rozczarowanie. Gdy, otwierając, jedne po drugich, skrzypiące drzwi, wreszcie trafiłem na drzemiącego nad gazetą zastępcę burmistrza, don Eugenio Tarrasco Assemata, usłyszałem od niego, że figurek już dawno tu nie ma! Spadkobiercy Waldemara Julsruda, po sprzedaniu jego domu, wywieźli kolekcję do innego miasta, gdzie jest absolutnie niedostępna dla ciekawych. A więc to tak! - pomyślałem. - Czyżby miało się okazać, jak tyle już razy, że one w ogóle nie istnieją?
Jednak nie było tak źle! Usłyszałem, że rada miejska nie pozwoliła zabrać wszystkiego, słusznie uważając, że odkrycie dokonane na municypalnej ziemi jest własnością ogółu. Część zbioru zatrzymano, a on, don Eugenio, jest władny wydać mi zgodę na jego obejrzenie. Zrozumiałem aluzję, pięć peso okazało się sumą wystarczającą. Obiecał, że zaraz po sjeście, urzędnik, który ma klucz od magazynu, odnajdzie mnie w miasteczku i pokaże figurki.

Do czego podobne są te stworzenia?
Pokazał mi też książkę Waldemara Julsruda pt. "Zagadki przeszłości". Przejrzałem ją pobieżnie, trafiając na twierdzenie autora, że figurki są dziełem Atlantydów ocalonym z zatopionej wyspy, a następnie czczonym przez Azteków w ich świętym mieście Tenochtitlanie i ostatecznie ukrytym w Acambaro przed chciwymi konkwistadorami Hernana Corteza. Nie wydało mi się to ani trochę bardziej prawdopodobne niż to, co pamiętałem z innych książek. Parapsycholog, Andrija Puharich, w książce "Tajemnica Uri Gellera" dowodziła np., że figurki są śladem dawnych wizyt kosmitów. Zaś rosyjski historyk, Georgij Buslajew, wyrażał przekonanie, że zwierzęta mezozoiczne przeżyły do naszych czasów, czego dowodem miały być miejscowe legendy o potworach żyjących w okolicznych jeziorach, podobnie jak w Loch Ness. Pominął drobny szczegół, że większych jezior tu nie ma. Był jeszcze Peter Tompkins, który w książce pt. "Sekretne życie roślin" opisywał eksperymenty niejakiego Arthura M. Younga. Figurki z Acambaro umieszczone w klatkach z myszami miały powodować u nich wypadanie sierści! I tak dalej i dalej...

To nie dzieło analfabety!

Postanowiłem wykorzystać czas sjesty, wypytując sennych mieszkańców o murarza Odilona Tinajero, głównego podejrzanego o autorstwo figurek. Odsyłany od jednego do drugiego domu na zakurzonym rynku i w przyległych uliczkach, pukałem do drzwi i rozmawiałem z zasiedziałymi w Acambaro ludźmi, doskonale znającymi całą tę historię i pamiętającymi zmarłego Odilona.
Dowiedziałem się, że był półanalfabetą, absolutnie niewykazującym takiej pomysłowości i zapału twórczego, nie mówiąc o wiedzy, jakie były potrzebne do fantazjowania na tematy antropologiczne czy zoologiczne. Klepał biedę i imał się dorywczych robót, aż wpadł na złotą żyłę i przez lata zdzierał skórę ze sklepikarza Julsruda. Figurki wykopywane przez całą rodzinę na stokach Góry Byka sprzedawał Niemcowi za 1 lub 2 peso. Jeden z rozmówców przekonywał mnie, że ta cena jest dowodem autentyczności znalezisk. Gdyby murarz sam je wyrabiał, cena musiałaby być znacznie wyższa, aby zapewnić utrzymanie licznej rodzinie i opłacić czas zużyty na niezwykle precyzyjne wykonanie niektórych postaci.

Acambaro i Ica

Zmożony upałem, wylądowałem wreszcie w barze, gdzie właściciel, gorący zwolennik starożytnego pochodzenia figurek, uświadomił mi, że przede mną o to samo wypytywała tu niezliczona ilość przyjezdnych. Każdemu mówił to samo: tak masowa produkcja, w takiej dziurze jak Acambaro, gdzie wszyscy się znają, byłaby niemożliwa do ukrycia. Choćby samo wypalenie na otwartym ognisku 40 tysięcy figurek wymagało lat. Słup dymu nie mógłby ujść uwagi, podobnie jak sprowadzanie wielkich ilości drewna, którego nie ma w tej półpustynnej, kaktusowej okolicy. Trafił mi do przekonania.
Doskonale pamiętałem podobną sprawę ze słynnymi "rytowanymi kamieniami" z Ica w Peru. Tam dr Javier Cabrera zgromadził kolekcję ponad 11 tys. kamieni pokrytych rytami nieznanej - jak twierdził - dawnej ziemskiej rasy ludzi, o wysoko zaawansowanej nauce i technice, której towarzyszyły dinozaury! Świat naukowy absolutnie nie dał wiary rytom, przedstawiającym operacje przeszczepów serca, transfuzje, teleskopy, pojazdy latające. Lecz kiedy zobaczyłem na własne oczy i dotknąłem tysięcy kamieni zalegających półki w domowym muzeum dr. Cabrery, zacząłem mieć wątpliwości. Miasteczko Ica to nie zbiorowisko anonimowych mieszkańców. Tutaj każdy przechodzi raz dziennie przez rynek, obok starego domu rodziny Cabrerów, i doskonale wie, czy pan doktor przyjmuje w tej chwili pacjentów, czy też pije kawę. Absolutnie niemożliwe byłoby ukrycie przed służbą domową i sąsiadami takiej "produkcji", wymagającej, jak obliczono, co najmniej 20 lat wytężonej pracy. A przecież "śledztwo" przeprowadzone przez dziennikarzy peruwiańskich nic nie wykryło! To samo można było odnieść do figurek z Acambaro.

Niestety, to tylko kształty

Wreszcie je zobaczyłem. Don Enrique Vallejo pojawił się z kluczem w dłoni i zaprowadził mnie do ciemnej izby na końcu korytarza. Stało tam kilkanaście kartonów po piwie i herbatnikach. Spomiędzy kruszących się gazet poczęliśmy wydobywać figurki i ustawiać je na stole z surowych desek. Tak, to były one! Ludzie, wojownicy, człekopodobne istoty, anatomiczne fantazje i dziwaczne,

Dinozauropodobne figurki - czy twórca widział te stworzenia?
jaszczuropodobne zwierzęta. Niektóre przypominały dinozaury. Lecz przecież tylko przypominały! To nie były rekonstrukcje, lecz wariacje twórcy na temat ciał zwierzęcych, tego, co można z nich ukształtować w glinie. Nic dziwnego, że choćby przypadkiem były podobne do "strasznych gadów".
Przestawiałem je, fotografowałem z różnych stron, z bliska i daleka, rysowałem, starając się zrazu nie wnikać w szczegóły, nie oceniać i nie klasyfikować. Nie słuchałem tego, co próbował mi objaśniać mój towarzysz. Chciałem, aby intuicja podpowiedziała mi, co myśleć o tym zagadkowym zbiorze. I podpowiedziała! Pojąłem w pewnej chwili, że figurki nie mają w sobie nic z ducha indiańskiego świata. One w ogóle nie mają w sobie ducha! Aztecy, Majowie, Olmecy, Taraskowie, Toltecy, Huastecy pozostawili niezliczone rzeźby różniące się stylami, ale u wszystkich tych kultur zawierające przesłanie: religijne, obyczajowe, psychologiczne. Patrząc na nie, zawsze czułem, że celem artysty było odtworzenie w glinie niewidzialnej rzeczywistości, treści nieuchwytnych dla oka, symboli przekazujących jego wiarę i wiedzę o złożonej strukturze świata, o zagadkach istnienia, o świecie bogów i jego wpływie na świat ludzi.
Tutaj tego nie było. Tu były tylko kształty, zabawa formami, dziecinna radość lepienia miękkiej gliny dla sprawdzenia "co z tego wyjdzie?", poszukiwanie tego, co niemożliwe - bardzo współczesny i bardzo "zachodni" wybuch twórczej fantazji. Wyszły spod ręki artysty całkowicie wolnego od wpływu tradycji amerykańskiej. Artysty raczej wykształconego na literaturze przyrodniczej i fantastyczno-naukowej, telewizji, prasie - niż czerpiącego z tradycji ludowej... Nie mówiąc o tym, że twarze, zupełnie pozbawione cech indiańskich, były raczej karykaturami niż portretami.
Nie, to nie był świat dawnych Indian, ani najpierwotniejszych mieszkańców Ameryki, azjatyckich wędrownych plemion. To było dzieło, wypisz wymaluj, współczesnego twórcy i prawdziwa eksplozja nieokiełznanej fantazji...
- I co pan sądzi, señor? - spytał don Enrique, gdy po zamknięciu izby na cztery spusty żegnał się ze mną.
- Myślę - odparłem - że trzeba by zbadać wiek figurek najnowszymi metodami naukowymi. A jeśli okaże się, że to nie zabytki archeologiczne, lecz dziewiętnasto- lub dwudziestowieczny żart, to w każdym razie Acambaro będzie mogło się szczycić największą na świecie kolekcją ceramicznych rzeźb pozostawioną w spadku przez szalonego twórcę!

Maciej Kuczyński
źródło: Gwiazdy mówią
  • 0

#2

Sido22.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

[url="http://www.waldemar.julsrud.us.tt/"]http://www.waldemar.julsrud.us.tt/[/url] a tu jest link do muzeum tego pana i figurek. Musze przyznać że część z nich robi spore wrażenie.
  • 0

#3

Xellos.
  • Postów: 1090
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Jedno mnie w tym śmieszy, ten gośc zobaczył tylko pare figurek i wysunął wnioski. Szczerze to jego wnioski są raczej wynikiem frustracji, że reszty nie widział. Fajna historyjka, ale gościu na końcu na siłe wysuwa wnioski jakby z frustracji, że pojechał nadaremno bo i tak to co najlepsze zabrane, a dla niego jakieś ochłapy zostały. Pisze o karykaturach jakiś ale czy reszta też tak wygląda ?
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych