Napisano
25.08.2007 - 18:08
Witam wszystkich na forum...
Opiszę tutaj pewne wydarzenie, w którym brałem wczoraj udział...
Wracając do domu rowerem od kolegi około godziny 23 odczuwałem lekki strach... boję się ciemności. Jadąc starałem się zwalczyć bojaźliwość wmawiając sobie, że te wszystkie duchy, zjawy i stwory to tylko bujdy... Kiedy przejechałem około kilometra ( połowa drogi ) usłyszałem dziwny, głośny dźwięk jakby ktoś otwierał wielką, żelazną konserwę. Skierowałem głowę w kierunku szmeru i ujrzałem w oddali błękitne iskrzenie... jako, że nie grzeszę odwagą postanowiłem przyśpieszyć i co sił w nogach skierowałem się w stronę mego domu... jazda sprawiała mi coraz większą trudność mimo ogromnego strachu czułem jak uchodzą ze mnie resztki sił... po zmaganiu ze samym sobą poczułem, że jakaś niewidzialna siła spycha mnie w stronę rowu... jadąc zahaczyłem o jakiś wystający krzak, chwilę później znalazłem się w rowie... przez uderzenie straciłem przytomność, a kiedy się obudziłem byłem w szoku i zorientowałem się, ze szatan wyszedł z nory... Pośpiesznie wsiadłem na rower i pognałem ile sił do domu... do teraz zastanawiam się co to było...
Wiecie co to mogło być? Czy przez to uderzenie się mogłem sobie ubzdurać tę historię? Wie ktoś coś na ten temat?