Będąc w podstawówce, wpadłam na ciekawy pomysł, postanowiłam, że chciałabym bawić się we wzywanie duchów. Przyszykowałam wszystko, co było potrzebne, tak naprawdę nie sądziłam, że uda mi się cokolwiek zrobić. Nie traktowałam tego poważnie. Po nieudanej próbie, zostawiłam to i po jakimś czasie zupełnie o tym zapomniałam.
Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy byłam w kościele. Nagle usłyszałam głos (coś w stylu głośnego szeptu) "chodź tutaj" - coś, lub ktoś szepnęło mi to 3 razy. Z początku nie wiedziałam, co się właśnie wydarzyło. Miałam spokój przez pewien czas. Kiedy pewnego dnia, bawiąc się na drzewie znowu go usłyszałam "zejdź na dół" - ponownie powtórzyło się to 3 razy. Kiedy kładłam się spać, ten głos szeptał moje imię, kiedy starałam się go ignorować, potrafił szepnąć na tyle głośno, że zaczynałam płakać i wołałam mamę.
Pamiętam, że będąc w gimnazjum szykowałam się do szkoły, byłam sama w domu, bo mama z tatą i siostrą, mieli wcześniej do pracy, a ona do szkoły. Mieszkam w domu dwupiętrowym, na drugie piętro prowadzą drewniane schody. Właśnie ubierałam buty, kiedy usłyszałam, że coś chodzi (?) po schodach. Nie były to ciche kroki, było to wręcz głośne tupanie (?) zupełnie tak, jakbym miała to usłyszeć. Wtedy odebrałam to tak, jakby ktoś dosłownie biegał po tych schodach. Wystraszona, otworzyłam drzwi i zaczęłam jak najszybciej ubierać buty. Wyszłam z domu, byłam zbyt wystraszona aby sprawdzić co się dzieje.
Sytuacja jaką tu opiszę, była dość dziwna. Mianowicie, poszłam spać o 22/23 bo byłam naprawdę zmęczona. Spałam słodko do rana. Kiedy obudziłam się, czułam, że najchętniej przespałabym następne kilka godzin. Chociaż wyjaśniam to sobie tym, że im dłużej się śpi, tym bardziej odczuwa się zmęczenie. Wstałam, zeszłam na dół wyżej opisanymi drewnianymi schodami i udałam się do kuchni, żeby się czegoś napić. Nagle tato zadał mi zaskakujące pytanie "wyspałaś się?" odpowiedziałam, że jestem zmęczona, odpowiedział mi "jak się chodzi w pokoju o 2 w nocy, to się nie dziwię". Pokój w którym spałam, jest nad salonem, w którym tato oglądał telewizor, słyszał, jak ktoś chodzi po pokoju. Dodam, że nie jestem lunatyczką.
Byłam raz z siostrą. Po jakimś czasie ona powiedziała mi coś, co kompletnie mnie zszokowało, mianowicie, że widziała stojącą za mną, czarną postać.
Miałam też kilka innych sytuacji, siedziałam przy komputerze, nagle kątem oka zobaczyłam chłopczyka, klęczał obok mojego krzesła, na którym siedziałam. Oczywiście mrugnęłam i on zniknął. Kiedy szłam do salonu, również kątem oka zobaczyłam, jak ktoś podnosi się z mojej kanapy, również nie było to długotrwałe, tym razem postać była czarna. Miałam kilka takich sytuacji. Tłumaczyłam to sobie jako zwyczajne przewidzenie.
Pewnego razu z nudów kręciłam się na krześle, miałam zamknięte oczy. Nagle "zahaczyłam" stopą o jakiś materiał, pamiętam, że był lekki. Po prostu poczułam go na stopie. Pomyślałam sobie "to pewnie firanka" jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że firanki od okna są krótkie i nie sięgają nawet za parapet. A wokół mnie nie było nic, o co mogłabym zahaczyć nogą.
Czasami, kiedy jestem sama, kątem oka widuję, czarną, szybko przebiegają obok mnie postać, widzę ja chwileczkę. Jest czarna, wysoka i budzi we mnie niepokój.
Teraz czuję się jakby coś dało mi spokój. Nie jest to natarczywe, ani nie sprawia, że mam ochotę płakać z bezradności. Jedyne co pozostało, to wyżej opisana czarna postać, którą czasami widzę kątem oka. Czasami mam wrażenie, że to przez moją "zabawę" coś postanowiło mi dać nauczkę. Nigdy jej nie zapomnę.
Wiem, może brzmi to niewiarygodnie, jednak ja to przeżyłam i mogę przysięgnąć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.