Skocz do zawartości






Zdjęcie
- - - - -

Rzeczywistość przy -6,5

Napisane przez FCrimson , 25 January 2010 · 1117 wyświetleń

Rozdział I
Rozdział I

Czesiek obudził się. Komórki w jego mózgu doszły do wniosku, że czas wstawać, więc uruchomiły mechanizm wstawający. "Moment" pomyślały komórki, "coś tu jest nie tak", po czym włączyły moduł oczootwierający.


Czesiek otworzył oczy. Zobaczył niebo, co dało mu pewną wskazówkę, co do tego w jakiej pozycji właśnie się znajduje. Gdy spojrzał w bok zobaczył pustą butelkę wina ze Stonki, co dało mu pojęcie, w jaki sposób znalazł się w takie pozycji. Kolejne chwile z głową podniesioną powyżej poziomu reszty jego ciała dały mu ogólne rozeznanie gdzie się znajduje.

Czesiek leżał w rowie, miał na sobie beżowe, przykrótkie spodnie podtrzymywane przez skórzany pasek oraz czerwoną, kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami. Wstał, otrzepał się i spojrzał na swoje stopy. Zdziwił się, bo na nogach miał buty. Pamiętał, że gdy kupował wino nie miał na nogach butów. Wysilił swoje szare komórki próbując przypomnieć sobie jak wyglądał jego wczorajszy wieczór.

Szare komórki siedziały spokojnie w komorze myśleniowej grając w bierki. Szary i Siwy siedzieli przy jednym stole, na którym leżał już stos harpunów, trójzębów, łopatek i innych elementów ich ulubionej gry. Siwy zastanowił się. Pierwszy ruch należał do niego i wiedział, że jeśli chce wygrać musi zacząć ostro. Gra tak dynamiczna jak bierki wymaga niezwykłego refleksu i żelaznych nerwów. Siwy przesunął dłoń w stronę trójzębu, gdy rozległ się alarm.

- Kurwa, on znowu myśli - powiedział Siwy.
- Nie przesadzaj, mieliśmy spokojną noc - odpowiedział Szary.
- W ogóle dlaczego jesteś taki ordynarny?? - zapytał Szary


Siwy rzucił okiem na bierki. Kupka się poruszyła.

- "Kurwa" - pomyślał.
- Kurwa. - powiedział.
- Poruszyłem kupkę


Po czym obaj wstali i ruszyli do pokoju myślunku, wyciągnęli film z wczorajszą datą, nałożyli na odtwarzacz i puścili. Świat widziany oczami Czesława nie wyglądał najlepiej. Czesław miał poważną wadę wzroku. Lekarz mówił mu, że ma ubytek -6,5. Czesiek nigdy nie był dobry z matematyki, a liczba -6,5 mówiła mu tyle co nic. Na filmie było wszystko. Początek dnia, powolna droga do Stonki, zakup wina, nieprzyjemna pani przy kasie, która stwierdziła brutalną rzeczywistość na temat woni jaką roznosił Czesław. Była oczywiście scena gdy wraz kolegami siadł na murku koło sklepu i zaczął sączyć winiaka, po czym nagle pojawił się czarny ekran.

- No ja pierdolę. Kolejny urwany film. - rzekł Siwy.
- No trudno, trzeba go dać do działu urwanych. - stwierdził ze stoickim spokojem Szary.
- Wiesz co, wkurza mnie to strasznie. Czy nam przyjdzie kiedyś obejrzeć coś z rozwinięta fabułą, w dobrej jakości? Bo na system stereo jesteśmy chyba skazani. - powiedział Siwy
- Biorąc pod uwagę liczbę otworów w ludzkim ciele, które kontrolują nasi kumple z nerwowego jesteśmy w stanie otworzyć jeszcze kilka otworów i jedną przepustnicę na dole. Ale nie ma gwarancji, że będzie coś słychać - stwierdził tonem profesjonalisty Szary.

- Ja pierdolę... - zakończył rozmowę Siwy.

Komórki Czesława nie miały dobrze. Gdyby otworzyły wypożyczalnię filmów to byłaby to prawdopodobnie najgorsza wypożyczalnia pod Kopułą. Całe szczęście nie planowali rozpoczynać własnego biznesu. Całe szczęście dla Czesława.

Czesiek wyszedł z przydrożnego rowu z mocnym postanowieniem, że jego noga więcej tam nie postanie. Było mu nieco zimno, ale fakt, że miał "nowe", używane buty dodawała mu otuchy i powodował, że asfalt, z którego zrobiona była jezdnia wydawał się dzisiaj mniej wredny. Sięgnął do kieszeni. W jednej poczuł znajomą fakturę swojej skóry.

- "Dziura" - pomyślał.

Sięgnął więc do drugiej kieszeni. Obok kilku drobniaków i jednej pięciozłotówki poczuł też kawałek papieru. Kieszeń Cześka dawno nie czuła dotyku banknotów. To nie mogło być to. Wyciągnął papier, rozwinął go i przeczytał:

"Dzisiaj o 18 piwo u "Darka""

Lubił takie niespodzianki. Anonimowe zaproszenie do najgorszego pubu w okolicy to rzecz, którą tygryski lubią najbardziej. I chociaż Czesław bardziej przypominał łysego kota dachowego po kilku zabiegach plastycznych twarzy niż tygrysa, to cała reszta się zgadzała. Lubił pić. Pił dużo i namiętnie od szesnastego roku życia. Zbliżał się już do czterdziestki, a jego majątek ograniczał się do ubrania sztuk jeden, 7 zł 20 gr i nowo zdobytych butów. Była jeszcze tajemnicza kartka...

Sławomir siedział w rogu pubu. Siedział sam, bo czekał na przyjaciela. Na stole stała półpełna szklanka piwa. Należy zaznaczyć, ze szklanka była zdecydowanie półpełna, gdyż Sławomir właśnie taką ją widział. Był niepoprawnym optymistą. Prowadził sklep z filmami DVD w pobliskim miasteczku, zarabiał dobrze, a przynajmniej tak sądził. Nie miał żony ani dzieci. Odpowiadało mu to, zawsze chciał zrobić coś dla siebie. Jego pasją były japońskie filmy. Ogólnie był zadowolony z życia, a teraz właśnie czekał na kolegę. Znalazł go na naszej-kasie, portalu ludzi z ambicjami. Po tylu latach miał się zobaczyć z przyjacielem ze szkoły. Było to dla niego duże przeżycie, bo chociaż był optymistą to wiódł raczej życie samotnika i kontakt z ludźmi ograniczał do minimum.

Zbliżała się godzina 18....

Było już pół godziny po 18. Po Sławku nie widać było jednak znużenia czy zniecierpliwienia. To było już jego trzecie piwo. Oderwał wzrok od złocistego napoju i rozejrzał się po pubie. Przy stoliku obok dwóch, mocno podchmielonych dresów, łamaną polszczyzną chwaliło się wzajemnie jak to komuś przemalowali facjatę.

- "Godne podziwu" -
pomyślał Sławek, "Kiedyś w życiu bym nie podejrzewał, że w takim zaściankowym miejscu spotkam dwóch chirurgów plastycznych. Do tego są tacy dumni z wykonywanego zawodu. A mawiają, że Państwo słabo płaci. Świat jest piękny".

Sławek nie wiedział jednak, że dla "pacjenta" rzekomych chirurgów świat wcale nie był piękny. Tak naprawdę trudno było ocenić jaki on jest, ponieważ trudno patrzeć jednym okiem, wąchać złamanym nosem i podróżować z połamanymi nogami. Następnie Sławek obrócił głowę w druga stronę. Pośród standardowej żulerii jego uwagę zwrócił siedzący w kącie mężczyzna. Człowiek ten ubrany był w czarny płaszcz z kapturem, który skutecznie zakrywał jego głowę. Tak naprawdę mężczyzna w czerni sprawiał wrażenie wyalienowanego introwertyka ze skłonnościami sadystycznymi. Sławek lubił używać trudnych wyrazów. Czuł się wtedy spełniony.

- "Moje sympatyczne podejście do person, przyjmujących z aprobatą fakt iż jestem przejęty osiągnięciem przez nich katarsis świadczy o mojej jaźni..."


W pewnej chwili rozmyślenia przerwał mu jeden z bywalców pubu:

- "Ty to chyba miękkim chujem robiony byłeś takie głupoty pierdolisz" - powiedział menel, po czym zaczął się oddalać.
- "Kurcze" - pomyślał Sławek "Znowu ekstrahuję swoje przemyślenia".

Po czym usłyszał po raz kolejny zachrypnięty głos menela:

- "Naprawdę popierdolony..."
- "Cholera znowu" - tym razem naprawdę pomyślał Sławek.

Wrócił wzrokiem do człowieka w płaszczu. Cała aura tej osoby mówiła mu, że właśnie takim człowiekiem jest. Uwagę zwracał też plecak, z którego wystawały nożyce do cięcia żywopłotu, mała siekiera, młotek i głownia czegoś co mogło być mieczem. Na plecaku znajdowała się wielka naszywka z napisem "AVE SATAN". Sławek odniósł wrażenie, że człowiek ten bardzo chciałby się wtopić w ten motłoch, jednak niezbyt mu to wychodziło. Mężczyzna w płaszczu był jak jedyna żarówka w ciemnym pokoju. A jak wiadomo do światła lecą ćmy. I wtedy właśnie dwie takie ćmy ubrane w dresy siedzące dotąd obok Sławka podniosło się i ruszyło w stronę tajemniczego mężczyzny.

Mężczyzna w czarnym płaszczu obserwował otoczenie spod kaptura. Zauważył grubego człowieka, który wpatrywał się w niego z zaciekawieniem. Zaśmiał się w myślach nad prostota tego człowieka. Gruby nawet nie podejrzewał kogo obserwuje.

- "Ale wróćmy do meritum mojego pobytu w tym zatłoczonym miejscu" - pomyślał. "Przyjechałem tu nie bez powodu, a praca nie może czekać. Trzeba ja wykonać jeśli chce się dostać zapłatę".

Po raz kolejny podczas pobytu w pubie zrobił w głowie inwentaryzację sprzętu, który zabrał na misję. Wziął ze sobą wiele rzeczy do sprawiania bólu, w tym swój ulubiony krótki miecz kupiony kiedyś na bazarze w Łebie. Zaśmiał się w myślach po raz kolejny, tym razem przypominając sobie o swoim fantastycznym pomyśle na kamuflaż. Przebrał się za członka popularnej subkultury młodzieżowej, którą ludzie nazywali Omo czy Emo. Mało ważne jak ja nazywali, ważne natomiast było, że nikt nie zwróci niepotrzebnej uwagi. A jednak gruby mężczyzna lustrował go uważnie wzrokiem.

- "To utrudni sprawę. Przyjechałem tu załatwić Marcina G. zwanego też "Lejkiem". Nie mogę pozwolić sobie na przyciąganie niepotrzebnych spojrzeń".

Już miał ruszyć w kierunku grubego, gdy zauważył dwóch zbliżających się mężczyzn. Postanowił pozostać na miejscu i czekać.

- "Może nie chodzi im o mnie" - pomyślał. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że w jego pobliżu zrobiło się niepokojąco pusto. Jego nadzieje rozwiały się gdy odezwał się pierwszy dres:

- "Ej ty kurwa, co ty se robisz, że na naszej dzielni tak se zapitalasz na czarno. Era homo sapiens minęła, teraz rządzimy my" - powiedział głośno Dres nr 1". a przynajmniej sądził, że tak właśnie to brzmiało.
- "No właśnie" - powiedział drugi.

Niestety byli na tyle pijani, że wersja, którą usłyszeli ludzie w pomieszczeniu brzmiała nieco inaczej:

- "Ej kuwa se robisz na dzielni na czarno. Homo sapiens rządzimy"
- "Przepraszam, nie wiem o co Panom chodzi, ale nie mam do Panów żadnej sprawy" - powiedział mężczyzna w czerni.
- "Co ty nas kurwa chcesz teraz obrażać? My ci pokażemy, kto tu rządzi" - odkrzyknął Dres 1.
- "Panowie to jakieś nieporozumienie" - bronił się mężczyzna.

Sławek z konsternacją obserwował sytuację przy stoliku nieznajomego w czerni. Najwyraźniej mężczyźni chcieli operować bez znieczulenia. Jako altruista Sławek nie mógł pozostać obojętny. Ruszył w stronę rozmówców.

- "Panowie w czym problem. W czymś mogę pomóc?" - zapytał Sławek.
- "Nie no nas jest dwa, a Emo jest jeden, więc zabawę by miał tylko Jasiek, a ja bym stał no i dlatego dobrze że tu jesteś gruby" - powiedział Dres 2.

Sławek nie uważał się za grubego. Miał co prawda małą nadwagę, ale żeby od razu nazywać go grubym? Oburzenie ustąpiło na chwilę, w ostatniej chwili pozwalając Sławkowi na uniknięcie uderzenia jednego z napastników. Drugi próbował niezbyt finezyjnie zaatakować mężczyznę w czerni. Już miał się zamachnąć pięścią gdy drzwi do pubu otworzyły się z hukiem. W drzwiach stał Czesiek. Zlustrował otoczenie, poznał wszystkich. Prawie wszystkich. I o ile prawie wszyscy znali też Cześka, to czterech mężczyzn przy stoliku w rogu jeszcze go nie znało. Postanowił się więc przywitać.

- "Cześć, jestem Czesław, dla znajomych Czesiek, dla przyjaciół Czesio. Wołają też na mnie "ej Ty" chociaż nigdy się tak nie przedstawiłem".

Na twarzach mężczyzn widoczne było zaskoczenie, bo o ile dwóch było chwilę temu gotowych do bicia, a dwóch pozostałych do bycia bitymi to najwyraźniej zostali wytraceni z rytmu efektownym wejściem Czesława. Czesiek najwyraźniej nie zamierzał poprzestać na powitaniu, ponieważ zbliżył się jeszcze o krok i powiedział:

- "Nie wiem czy ktoś was poinformował, ale jeśli zniszczycie mój ukochany pub to przepędzę was w takie miejsce, gdzie jak wlatują tam wrony to odwracają się do góry nogami, bo nie ma tam nawet na co nasrać" po czym podniósł pięści na wysokość barków i powiedział
- "Lewą zabijam, a prawej sam się boję, więc jeśli chcecie skosztować to bufet otwarty".

To doprowadziło dresów na skraj cierpliwości. Nie lubią jak im się grozi. Nie lubią emo, nie lubią trawy bo jest zielona, nie lubią niczego. Nie lubią też jak się im wygraża. Pięści poszły w ruch. Pierwszy dres wykonał zamach w kierunku grubego, który nie był w stanie uniknąć takiego uderzenia.

- "A niech cię chudy byk w tłusty czwartek Czesiek" - zdążył pomyśleć Sławek zanim świat zrobił się czarny. I wtedy dowiedział się jak czuł się poprzedni pacjent "chirurgów".

  • 0



Kwiecień 2024

P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
222324252627 28
2930     

Ostatnie wpisy