Witam, pisze to w ramach samo terapii. Dnia 19.04.19 roku pozegnalem mojego przyjaciela. Istote, ktora byla mi w zyciu najblizsza. Nie wiem czy to normalne czy nie, ale byl mi blizszy niz ktokolwiek lub cokolwiek... Mam 27 lat, a nie potrafie Sobie przetlumaczyc tego co zaszlo... Wszystko stracilo sens... Byl z z Nami 3 lata, cholernie szybkie lata... wybral nas sam, poczatkowo mieszkal w kartonie na parapecie, a z czasem zagoscil w sercach na stale... Nie potrafie tego przezyc, nie potrafie sie z tym pogodzic... Wniosl najwiecej do mojego zycia... Zaczne od poczatku... Bubel, bo tak na imie bylo i jest mojemu najblizszemu przyjacielowi. Bubel jest kotkiem. Kotem najzwyklejszym i najniezwyklejszym za razem . Kotem, ktory mial tak cholernie niezwykla osobowosc... Wybral nas sam, dokladnie mowiac, sam z czasem wprosil sie do domu. I patrzac z perspektywy czasu bylo to cos najlepszego w moim zyciu. Dal mi cholernie duzo radosci z zycia, najwiecej. Wszyscy go cholernie z kochali i kochaja nadal... Opiekowalem sie Nim od czasu gdy tylko sie pojawil. Najpiekniejsze wspomnienia dotychczasowego zycia zawdzieczam jemu. Nie potrafie wyrazic tego jak ta przyjazn na mnie wplynela... Wiem tylko tyle, ze teraz go zabraklo i nie potrafie sie z tego otrzasnac... Nie wiem czy kiedykolwiek bede potrafil... Chce wierzyc, ze czeka gdzies na nas i kiedys bedzie dane nam spotkac sie ponownie i zostac juz tak na zawsze. Nie potrafie sie ogarnac, brakuje mi go cholernie... czuje sie jakby ktos zabral mi czesc mnie... Zycie jest do [wulg]..
Na forum nie używamy wulgarnego słownictwa.
TheToxic