Hej! Od razu zaznaczę że ten post będzie bardzo długi, ponieważ będzie to historia z przestrzeni wielu lat mojego życia, dlatego będę wdzięczna każdemu kto dobrnie do samego końca.
Zacznę od lat dzieciństwa. Zawsze miałam głęboki, emocjonalny związek z naturą, byłam dzieckiem ceniącym sobie samotność, uwielbiałam rysować, słuchać muzyki i tworzyć niezwykłe historie, często o duchach. Kiedy pierwszy raz doświadczyłam czegoś co odbiegało od normy miałam może siedem lat. Od razu zaznaczę że mieszkam w bloku blisko centrum miasta. Mi i moim znajomym wpadł do głów genialny pomysł - wywołajmy sobie ducha! Z racji tego że Internet wtedy nie był zbyt rozprzestrzeniony to za tabliczkę Ouija robiła ksiazka z baśniami Grimm a spodeczek miał być narzędziem dla ducha, chcieliśmy bowiem kontaktować się z nim poprzez kształty rysowane na książce. W trójkę zasiedliśmy wokół książki i zaczęliśmy po prostu zapraszać różne duchy. Nie pamiętam czyj to byl pomysł, ale padło haslo "zły duchu, pokaz się" - bardzo mądrze. Tak naprawde przez te 10-15min takiej zabawy i ogólnego strachu nie stalo sie zupełnie nic. Porzuciliśmy zabawe i z lekkim dreszczykiem emocji znajomi wrócili do swoich mieszkan a ja pozbierałam książkę i spodek odkladajac na miejsce. Położyłam sie spać i pamięta jak przez mgłę , a może to tylko wrażenie, ze miałam koszmar. Rano obudziłam się z trzema zadrapaniami na policzku - jak od pazurów kota. Wystraszyłam się nie na żarty i od razu zadzwoniłam po dwójkę znajomych, którzy poprzedniego wieczoru u mnie byli. Koleżanka miała takie same zadrapania jak ja ale na ramieniu a kolega na plecach. Od tamtej pory nie próbowałam nawet bawić sie w takie rzeczy.
Może rok później siedziałam sama w mieszkaniu, rodzice pojechali na chwilę do sklepu a ja zostalam z dwoma psami pod opieka. Z kuchni dobiegl mnie dźwięk przesuwanego po blacie talerza. Zdjeta strachem wzięłam jednego psa pod pachę i świecąc wszystkie możliwe swiatla odlrylam ze talerz który zostawiłam na jednym końcu blatu byl przysuniety do zlewu tak ze prawie tam wpadł. Wsadziłam go do zlewu i oblana zimnym potem wróciłam do swojego pokoju. Psy siedziały ze mną, dopiero jak talerz ulozylam w zlewie w mieszkaniu zrobilo sie cicho a psy zaczely wchodzić do kuchni żeby napic sie wody. Dopiero po dłuższym czasie polaczylam te wydarzenia - jako dziecko szybko idrywalam sie od nieciekawych historii.
Mijały lata, ja uwielbiałam świat duchów, magii i wszystkiego co nie miało dużego związku z rzeczywistością. Nigdy jednak juz nie próbowałam się z niczym kontaktować, nauczona doświadczeniami z dzieciństwa. Jestem osoba wrażliwą na atmosferę dlatego przez wiele lat zależnie od tego gdzie lub z kim byłam odczuwalam spokój lub dyskomfort, czasem nawet złość.
Na trzecim roku studiów wplątałam sie w związek z przyjacielem z dawnych lat. On od zawsze był niesamowicie wkręcony w tematy opętań, egzorcyzmów, mediumizmu itd. Wszystko to pozostawalo w sferze zainteresowań, nigdy niczego nie robiliśmy. Minelo kilka miesięcy i zauwazylam ze z moim chlopakiem dzieje się cos złego. Miewał okresy depresji czy zdarzało mu się za bardzo szaleć, ale na poczatku wakacji zaczął mówić dużo o śmierci - oczywiście swojej, minic nie groziło. Opowiadal ze czuje ze to juz niedługo a ja wiedziałam, btlam przekonana ze to nie to, ze się myli. Ale w tamtym momencie moje słowa i przeczucia miały mniejsze znaczenie niż g*wno, za przeproszeniem.
Nastał letni wieczór, on miał nockę w pracy i miał wpaść do mnie z samego rana na śniadanie i drzemkę. Okolo 6:30 rano przyszedł z pojedynczą lilią - "to kwiat śmierci, to stanie sie dzisiaj, wiem to" - tak wypalił mi w twarz zanim zdarzylam sie na dobre obudzić. Zjadl cos i zasnął, ale ja caly czas odczuwalam skrajne podenerwowanie. Wieczorem poszliśmy na miasto. Nie poznawalam swojego chłopaka - na moich oczach flirtował z innymi, wygrywał jakieś tajemnicze melodie na klawiszach u znajomej, z ktora ponoć rozmawiam telepatycznie w tym czasie. Najgorsze dopiero miało sie zacząć...
Wracając do domu nabiliśmy się na grupę jego znajomych. Mili ludzie. Jedna dziewczyna przez przypadek wypalila ze jej mama zajmuje sie ciekawymi sprawami - tu pojawia sie właśnie samozwańcza wiedźma, którą twierdzi ze posługuje sie neutralna, szara magią. Kiedy mój chłopak zaczął ciągnąć do niej w odwiedzimy (notabene bylo po 21, wiec raczej nie wypada) zaczelam sie trząść i odczuwac czysty strach. Wiedziałam ze jak tam pójdziemy to będzie po prostu źle. W chwili kiedy weszliśmy cala grupa do mieszkania uderzyła mnie atmosfera zmaconego spokoju. "Wiedźma" od razu powiedziała ze cos w nim siedzi a mnie nazwala nieufnym sceptykiem. Z nim zaczęli sie cos dziać, w momencie zasłabł i musiałam go trzymać. "Wiedźma" kazała znajomym zabrać mnie do osobnego pokoju jej córki i nie pozwalać wychodzić. Wpadłam w stan odrętwienia, wszyscy mnie przytulali i zatykali mi uszy - żeby nie słyszeć jego dzikich wrzasków zza drzwi. Raz falset, raz bas, niezrozumiala mowa, rzucanie sie po podłodze. Słychać bylo jak oboje sie ze sobą siłują. Po okolo 15min wszystko ucichlo i mogliśmy wyjść. Okazalo sie ze on byl opętany przez kilka demonów i do tego jest medium. Do 5 rano siedzieliśmy a on miał ze za pomocą zdjęcia zmarłego przyjaciela "wiedźmy" skontaktować się z nim. Wszędzie czułam sie zle, obserwowana przez cos niepojętego. To co zrobila ta kobieta zostalo nazwane świeckim egzorcyzmem.
Po powrocie do mieszkania moich rodziców balam sie własnego cienia. W pewnym momencie pralka odlaczona od prądu zaczęła stukać i hałasować. Przerazona kazalam temu czemuś wynosić sie z mojego domu. Wszystko ucichło, ale wieczorem moja mama stwierdziła ze czas na mowa pralkę bo ta jest już zniszczona wewnątrz - nikt nie umiał tylko wyjaśnić co się stało (teraz sie dowiedziałam ze cos tam miało prawo strzelić bez udziału prądu - jakaś sprężyna chyba, stąd taki dziki hałas).
Od tamtej pory codziennie mój chłopak byl u tej kobiety. Raz powiedziała mu ze ma przychodzić beze mnie bo ja swoim brakiem wiary we wszystko niszczę jego zdolności. Zostalam odcieta od swoich znajomych i chłopaka. Kiedy tylko miałam możliwość z nim pogadać tłukłam mu do głowy, żeby zaczął myśleć samodzielnie. Przestslam negować to towarzystwo. W końcu stalam sie jego częścią, nie dali sie mnie wyeliminować. Ale za to codziennie słyszałam od tej kobiety ze nic nie umiem. Doznala szoku kiedy powiedziałam jej jakiego koloru jest jej aura i co oznacza. Zdobylam szacunek widząc aurę - potrafiłam to określać bezbłędnie.
W takich klimatach minely mi ok.3 miesiące zanim nie wyjechaliśmy do innego miasta kontynuować studia. Tam odczulam spokój. Mieszkaliśmy w akademiku i akcje paranormalne gdzies zniknęły.
Mój chłopak nie byl juz taki sam. Przeżyliśmy burzliwe dwa lata rozstsjac sie i schodzac na nowo. Nadal miewal dziwne sytuacje i zaczął podejrzewać się o chorobę psychiczną i opętanie na zmianę. Zalatwilam mu pracę u siebie i drugiego dnia miał atak. Na tyłach firmy upadł, zaczął krzyczeć cos o szatanie, potem zmienial glosy, plakal i śmiał sie na zmianę, wyzywał nas i opluwał. Nasza wspolna koleżanka jest głęboko wierząca wiec zaczęła sie nad nim modlić, ludzie wokół sie zebrali i rzucali swoje medaliki i krzyżyki. Ktos szukam egzorcysty a tylko będę mężczyzna, gość w firmie, zadzwonił po karetkę. Po pojawieniu się ratownikow mój chłopak jeszcze przez chwile szalał a potem padl zmęczony ale przytomny i przerażony tym co się działo.
Nie będę się rozpisywać na temat tego co dzialo się pozniej. Powiem tylko tyle - choroba afektywno dwubiegunowa w pełnej krasie. A to czego doświadczyłam ja i moi znajomi z panią"wiedźmą" to byl najprawdopodobniej obłęd indukowany. Zafiksowaliśmy sie na tematyce demonów i opętania a jak odcięliśmy sie od tej osoby wszystko minęło.
Zaznaczę tylko ze w tamtym okresie miałam okazję cos zobaczyć. W domu mojej koleżanki dawno temu zmarła cyganka, ktora do tej pory ma chęć na spacery po ich ogrodzie i jej pokoju. Raz ja widziałyśmy obie jak szla przez trawnik - spokojnie, wyglądała jak lekko rozmyta postać z gęstego jasnego dymu, dalo sie rozpoznać szczegół ubioru, np.długą spódnicę czy chustę na glowie. W pokoju koleżanki tez często robili sie zimno w jednym punkcie, np. siedząc na kanapie czulo sie obok siebie chłodne miejsce. Ciężko mi to określić, jakby bryla lodu siedziala obok. A za chwile wszystko wracało do normy.
To co mnie intryguje najbardziej to wydarzenia z ostatnich dni. Razem z chlopakiem (nie, po przygodach z poprzednim poznałam kogoś normalnego bez zapędów do egzorcyzmów) odwiedziliśmy znajomego z okolicy. Siedzieliśmy w pomieszczeniu pod częścią mieszkalną domu, normalny pokój z dojściem do kotłowni, łazienki, dwóch spiżarek i garażu. Paliliśmy shishe (bez żadnych dodatków, tytoń firmy Al-Fakher o smaku owocu granatu, zwykłe węgielki - podaje szczegóły żeby nie powstały niedomówienia), ogólnie milo spędzaliśmy czas. W pewnym momencie chłopaki poszli na gore cos zrobić przy komputerze znajomego, ja zostałam tam sama i zaczęłam czytać książkę, przeglądałam instagrama. Poczułam sie zle w jednym momencie. Jakby ktos za mną stal i dosłownie chuchał mi w kark. Drzwi do łazienki i kotłowni były zamknięte na klamkę, do garażu i jednej spiżarki tez (druga nie ma drzwi). Nie ma tam przeciągów bo jest tam tylko jedno okno, wiecznie zamknięte. Atmosfera stala sie gęsta a mi aż ciarki szly po plecach, ale twardo siedziałam bo nie mogę dać sie wystraszyć bez powodu. Po okolo 5min uslyszalam skrzypnięcie otwieranych drzwi. W tym momencie wyszłam, bieglam po dwa stopnie byleby uczepić sie ramienia chłopaka i ułożyć sobie w glowie ta sytuacje. Nic im nie mówiłam, tylko wyszliśmy na przedpokój żeby pogadać a potem zejść na dół po swoje rzeczy. W tym momencie drzwi do pokoju z którego wyszliśmy zaczęły się same otwierać, w pokoju byla mikrowentylacja, bez szans na przeciąg (reszta pokoi i okno w kuchni byly zamknięte). Drzwi uchylały się i domykały rytmicznie, w ogóle nie zmieniając tempa na szerokość max.15cm. Widzieliśmy to w trójkę. Kumpel klamkę i zamknął drzwi. Potem jego mama powiedziała nam jak w ich rodzinie zjawiska paranormalne zwiastują śmierć. Dzień wcześniej w drzwi ich babci ktos powinna dłonią uderzył z calej sily - nie włączył się czujnik ruchu od światła a pies chcial dostać szału.
Następnego dnia rano okazało się że jakieś 20 min po naszym wejściu kumpel widział na wiosnę oczu jak jego złożone w pól i przewieszone przez środek oparcia krzesła są przez cos chwytane i powoli zrzucane na podłogę. Miał zapalone światło w pokoju. Ponoć w momencie w pokoju zrobilo sie zimno (normalnie w tym pomieszczeniu jest utrzymywana temp.21 stopni). Następnego dnia plastikowa butelka sama z siebie sie przewrocila a wieczorem znajomy wmawial nam ze pod lasem stoi samochód na długich światłach (niczego nie widzieliśmy).
Przede wszystkim poznać Wasze zdanie na temat obłędu indukowanego w mojej sytuacji? Czy słyszeliście kiedyś o czymś takim jak szara magia i egzorcyzm świecki? Jaki wpływ mogla mieć moja przygoda w dzieciństwie z wywoływaniem duchów na późniejsze wydarzenia i moja wrażliwość na bodźce tego typu? No i oczywiście - co może dziać się w domu mojego kumpla?
Z góry gratuluję i dziękuję temu kto dobrnął do końca