Witam wszystkich Paranormalnych
Zacznę może od tego, że Wasze forum czytam już od dłuższego czasu i ogólnie jaram się tematyką duchów, niewyjaśnionych zjawisk itp, ale raczej tylko w kwestii zabawy i dreszczyku emocji ponieważ sam jestem wobec takich rzeczy sceptyczny. Pisząć sceptyczny mam na myśli fakt, że nie wierzę w duchy, żadnego Boga i obcych według współczesnych wyobrażeń. Przejdę więc do sedna sprawy. Otóż, w sobotę rano kiedy się obudziłem zobaczyłem na mojej pseudokomodzie kałużę wody, niewielką, taką jaka powstałaby gdyby wylać tam szklankę wody, mokra była również pierwsza szuflada od góry z całą zawartością. Nic dziwnego, ale trochę mnie to potem dręczyło ponieważ pamiętam, że od tygodnia na tej komodzie stały tylko dwie na 100% puste butelki po piwie (wiem, że jestem bałaganiarz ), nic więcej w pobliżu, w całym pokoju brak jakiejkolwiek butelki, szklanki. W nocy mogło padać, nie wiem, ale okno było na 100% zamknięte. Tym się szczerze mówiąc bardzo nie przejąłem bo tak naprawdę to za mało żeby na dłużej nawet zwrócić moją uwagę, ale wczoraj wieczorem wróciłem do rodzinnego domu, a dzisiaj rano otrzymałem telefon od współlokatorki (która wiedziała o sprawie z szufladą, ale tylko tyle, że coś mi się wylało), która zaczęła opowiadać bardzo dziwną historię.
Położyła się spać po 2, twierdzi, że obudził ją jakiś niezidentyfikowany hałas i poczuła jak ktoś wchodzi do pokoju, poczuła, nie usłyszała.Po chwili miała wrażenia jakby ktoś włożył jej dłonie po poduszkę i ruszał palacami, mówi, że wtedy się całkowicie wybudziła, ale była sparaliżowana strachem, do zabaw z pościelą doszło jeszcze uczucie unoszenia kołdry w okolicach stóp i wrażenie "jakby ktoś jej wszedł do łóżka", leżała nieruchomo aż zasnęła. Dzisiaj rano kiedy się przebudziła zauważyła na podłodze w przedpokoju (zero okien w tym pomieszczeniu) kilka kałuż wody, zwykłej wody, to nie żaden mocz, nie śmiedzi, jest przezroczysty. Współlokatorka, raczej nie lunatykuje, mi też się jeszcze nie zdażyło. Mieszkamy na 2 piętrze w bloku, pralka, lodówka są w porządku. Żadnych plam od przeciekających ścian czy sufitu. Trzeba też dodać, że nocne przeżycia koleżanki na 99% były spowodowane bolesną wizytą u dentysty dzień wcześniej i nałykaniem się sporej ilości środków przeciwbólowych, pisze o nich raczej jako o ciekawostce. Moje pytanie brzmi, skąd te pieprzone kałuże się biorą? Oboje raczej kierujemy się w stronę jakichś zajawisk atmosferycznych, skraplania się wody czy czegoś w tym stylu (jej podejście do paranorm ( jest podobne do mojego). Słyszeliście o takich rzeczach? Możecie mnie jakoś nakierować na szukanie rozwiązania?