Na jego twarz można się natknąć w najbardziej przypadkowych miejscach na świecie i na niezliczonych produktach. Tysiące ludzi nosi koszulki z wizerunkiem Che, choć często nie wiedzą, kim naprawdę był ich idol.
"Nie trzeba mi dowodu, aby rozstrzelać człowieka. Potrzebuję jedynie dowodu, że koniecznym jest go rozstrzelać!" - zwykł mawiać. Źródła mówią, że jest odpowiedzialny za blisko 10 tysięcy egzekucji, z czego od 800 do 1700 osób miał rozstrzelać osobiście. Historycy potwierdzają, że to przez niego z Kuby uciec miało dwa miliony ludzi, a prawie 80 tysięcy zginęło, ponieważ nie udało im się wydostać z wyspy.
Zdjęcie Ernesta Che Guevary, znane dziś niemal każdemu, zostało zrobione 5 marca 1960 r., podczas zbiorowego pogrzebu 80 Kubańczyków, którzy zginęli dzień wcześniej wskutek tajemniczej eksplozji radzieckiego frachtowca La Coubre. Na statku znajdowała się amunicja, prezent od ZSRR. Wizerunek rozpowszechnił w 1967 roku lewicowy publicysta. Rozprowadził we Włoszech serię plakatów z wizerunkiem rewolucjonisty. Później przez lata propaganda komunistyczna czyniła z Ernesta Che Guevary bohatera. Jego wizerunek został przez kulturę Zachodu odpolityczniony. Dziś publikacje piętnujące zbrodnie komunizmu nie są obecne w kulturze masowej. W kulturze masowej obecny jest za to Che Guevara, choćby na hipsterskiej koszulce.
Jest patronem wielu grup na świecie - od rdzennych Amerykanów, po alterglobalistów. Problem jednak w tym, że grupy te w ogóle nie mają pojęcia czym był komunizm. I w tym właśnie można doszukiwać się odpowiedzi na pytanie o rozbieżność między spojrzeniem na Che, jako na osobę historyczną, od jego wizerunku w kulturze masowej i wynoszenia go na postać popkulturową. W przeważającej większości chodzi o niewiedzę i brak świadomości, że Stalin, Hitler czy Che Guevara to ten sam socjalistyczno-ideologiczny wyrzut ludzkości.
Historia Ernesta Che Guevary zaczęła się na dobre w 1955 roku, gdy poznał w Meksyku Fidela Castro, kubańskiego adwokata żyjącego na wygnaniu. Zebrali siły i rok później wylądowali na Kubie, by walczyć z rządami Fulgenio Batisty. Tuż po obaleniu rządu Batisty, Che pełnił funkcję komendanta więzienia La Cabana. Dostał zadanie "oczyszczenia politycznego i ideologicznego armii". Uwielbiał karać, a świadkowie wspominali, że znał tylko dwa rodzaje wyroków - rozstrzelanie lub ciężkie roboty. Na bramie obozu dla tych, których uznano za homoseksualistów i dla młodzieży słuchającej zakazanego rock and rolla (lub po prostu noszącej długie włosy) kazał napisać: "Praca zrobi z was mężczyzn".
Historycy wspominają, że czerpał wielką przyjemność z zadawania bólu swoim ofiarom. Jeden z nich, Humberto Fontova, nazwał Che "tchórzem i zabójcą dzieci". Alberto Benegas Lynch, bliski krewny Che Guevary, w swojej książce pisał że "Che jako chłopiec czerpał sadystyczną przyjemność z zadawania bólu zwierzętom". Jak widać, później przerzucił się na ludzi.
Po kilku latach otrzymał funkcję ministra przemysłu Kuby i, mimo braku wiedzy o ekonomii, dyrektora Banku Centralnego. Był nieudacznikiem i ignorantem, szybko więc zaczął niszczyć wątłą i tak gospodarkę kraju. W tym czasie stworzył na półwyspie Guanaka obóz ciężkich robót. Zajmował się więc tym, co lubił, jednak w połowie lat 60. zaczął nudzić się tym zajęciem.
W 1965 roku fanatyczny komunista udaje się do Konga, by wspierać tamtejszych rewolucjonistów. Pokonany przez wojska rządowe, szybko wrócił na Kubę. Niestrudzony w działaniu zaczął przygotowywać plan wywołania rewolucji komunistycznej w Ameryce Południowej. Chciał dotrzeć do Boliwii, a stamtąd do Argentyny, swojej ojczyzny. Na początek postanowił zaszyć się w boliwijskiej dziczy. Planował stworzenie obozu, w którym miał przeprowadzać szkolenia wojskowe i agitację. Stworzona tam grupa miała podjąć walkę partyzancką w Argentynie, Chile i Peru.
Swym komunistycznym zacięciem Che Guevarze nie udało się zdobyć uznania wśród miejscowej ludności. Jednocześnie był ścigany przez CIA i boliwijskie władze. 8 października 1967 roku dostał się w ręce boliwijskich żołnierzy. Został ranny, a następnego dnia rozstrzelany. Świadkowie twierdzą, że w momencie schwytania wykazał się tchórzostwem, którym tak bardzo gardził. Błagał na kolanach o litość, krzycząc: "nie zabijajcie mnie, jestem dla was więcej wart żywy niż martwy!".
Mimo licznych relacji świadczących o sadyzmie Che, świat (nie tylko Zachodu) zdaje się być na nie głuchy. Legenda, która narosła wokół Argentyńczyka, doprowadziła do tego, że w rejonie, w którym stracił życie, mówi się o nim jako o Świętym Ernesto z La Higuera. W wielu krajach latynoskich stawiano mu pomniki. Historycy twierdzą, że łatwo to wyjaśnić - kult Che wzmocniony został tradycyjną niechęcią do jankesów i endemiczną biedą. On chciał, by wszyscy byli równi (choć sam opływał w dostatek), a to właśnie miał dać komunizm, który pragnął szerzyć.
Dziś wizerunek Che żyje w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Zatwardziały komunista stał się supermarką, która wymknęła się spod kontroli. Charakterystyczna twarz brodatego mężczyzny w berecie z gwiazdą jest popularna niczym Marylin Monroe na obrazie Warhola. Jego wizerunek zdobił opakowania lodów w Australii, wódkę, wodę kolońską dla kobiet i mężczyzn, trampki, dywany, skarpetki, slipki, plakaty, kubki, przypinki, pokrowce na komórkę, klamry do pasków, breloczki, można kupić papierosy El Che Cigarettes. Carlos Santana na uroczystość wręczenia Oskarów przyszedł ubrany w koszulkę z jego wizerunkiem. Nie wiadomo, czy ma świadomość, że dla Che wrogami byli nie tylko wrogowie jego systemu, ale także homoseksualiści, zwolennicy muzyki rockowej i jazzu, jako produkty imperialistycznych Stanów Zjednoczonych.
(ml/ac/niewiarygodne.pl)
Użytkownik Staniq edytował ten post 19.06.2013 - 20:11