Jestem tutaj nowy. Z ogromnym zainteresowaniem czytam Wasze posty i wiem, że zostanę tu na dłużej.
Ale do rzeczy...
Chciałbym opowiedzieć zdarzenie, którego nie zapomnę do końca życia.
Działo się to dokładnie rok temu. Przygotowywałem koncert zaduszkowy w małej miejscowości (15 km ode mnie) - jestem muzykiem.
Tego dnia mieliśmy ostatnią próbę, która przeciągnęła się do 1-szej w nocy. Około w pół do drugiej wracałem już moim autkiem do domu. Byłem sam.
Ujechałem jakieś 7-8 km, gdy przy drodze w "długich" światłach ujrzałem starszego mężczyznę. Zaznaczam, że teren jest tam absolutnie niezabudowany - las po prostu...
Facet stał sobie przy drodze w samym tylko sweterku, a zimno było jak cholera. Nie machał, nie poruszał się w ogóle - stał.
Gdy go minąłem pomyślałem, że zatrzymam się i spytam czy nie potrzebuje pomocy - środek nocy, przenikliwy chłód, jak tu nie pomóc?
Zatrzymałem się zaciągnąłem "ręczny" i już mam łapać za klamkę, gdy...
Najpierw poczułem straszliwe zimno - jakby ktoś nagle włączył "klimę" na maksa. Później strach... Ogromny, paraliżujący... Gdzieś w mojej głowie coś strasznie krzyczało - "Sp....aj stąd!!!"
W życiu nie czułem czegoś takiego. Zaznaczam, że nie jestem miłośnikiem horrorów, niczego nie wącham (!) i raczej twardo stąpam po ziemi.
Jest jeszcze coś...
Jak chciałem odblokować hamulec ręczny, ten po prostu jakby się przyspawał... Musiałem użyć dwóch rąk i całe swojej siły, aby puścił. NIGDY wcześniej ani później nic się z nim takiego nie działo...
Wierzcie czy nie, ale byłem dosłownie mokry. Przez godzinę dochodziłem do siebie...
Na drugi dzień, na koncert jechałem inna trasą, nadrabiając kilkanaście kilometrów. Gdy opowiedziałem o tej historii miejscowym kolegom, od razu powiedzieli, że w tym miejscu kilka lat wcześniej był śmiertelny wypadek. Ofiarą był starszy mężczyzna z ich miejscowości... Zresztą przy drodze stoi krzyż upamiętniający to zdarzenie.
Pojechałem tam w Święto Zmarłych, w bialutki dzień (z obstawą przyjaciół) - zapaliłem mały znicz i zmówiłem "zdrowaśkę"...
Mam nadzieję, że zbłąkana duszyczka znajdzie wreszcie bramę i odejdzie do swojego świata...
Po zmroku jednak i tak jeżdżę inną trasą...
Pozdrawiam wszystkich
Użytkownik stary hipcio edytował ten post 29.10.2011 - 10:14