Skocz do zawartości


Zdjęcie

Reinkarnacja


  • Please log in to reply
86 replies to this topic

#76

Tenhan.
  • Postów: 758
  • Tematów: 52
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano


Jak nie niebo i piekło to reinkarnacja. Czego to ludzie nie wymyślą ze strachu przed śmiercią i żeby nie przyznać że człowiek to zwierzę. Każdy żyje po to żeby odczuwać tu i teraz, mieć jak największego farta w genetycznej loterii i żyć najlepiej, dołożyć jak największą cegiełkę do rozwoju świata, przedłużyć gatunek i być dobrze zapamiętanym i to nie tylko jako jednostka ale i całość narodu żeby potem nie uczono się o naszej cywilizacji że upadła i dlaczego upadła (bo oczywiście skupienie tylko na tym jedynym słusznym życiu nie musi oznaczać oportunizmu, nie liczenia się z drugim człowiekiem, brakiem zasad itd.). Umrę i zniknę a karawana będzie jechać dalej.


Jak sobie życzysz? Takie jest Twoje prawo, aby żyć jedynie po to, żeby żreć i się rozmnażać.


Chyba nie przeczytałeś dokładnie mojej wypowiedzi albo celowo napisałeś to tak w protekcjonalny sposób żeby zrobić ze mnie jakąś mentalną wydmuszkę bo nie wierzę w wiele bzdur wciskanych przez cwaniaków aby doić lub mieć władzę nad ludźmi którzy boją się śmierci. Żyją tylko po to żeby żreć i się rozmnażać różni fani tzw. sprawiedliwości społecznej a ja jestem za naturalną selekcją i że cokolwiek będzie się za tym kryło to człowiek żyje po to żeby wygrać ;) Ja uważam życie za pewnego rodzaju miks egoizmu w życiu prywatnym i misji w życiu społecznym za którą można nawet oddać to jedyne doczesne życie kiedy śmierć będzie lepsza niż utrata godności a nie żadne bycie "ru-ru-rurkowcem".
  • 0

#77

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jak wspominałem wcześniej,w swej praktyce, jako hipnotyzer do past life widziałem wiele relacji ludzi pospolitych, choć tak jak piszesz wielu ludzi (wielu z tych, z którymi jestem związany) głosiło takie właśnie ponad pospolite wcielenia.

Jedynie, co mogę na ten temat powiedzieć to to, iż wielu z tych ludzi wywodzi się obecnie również ze szlachty a nawet monarchii.
Wspomniana w tekście koleżanka (moje najlepsze medium Herb-Lubicz wywodzi się z bocznej linii króla elekcyjnego (jego 2 córki Anny) Leszczyńskiego, inny kolega wywodzi się od Radziwiłłów, kolejny jest herbu Prus, koleżanka wywodzi się z drobnej szlachty, lecz jej mąż jest, (mimo że nie ma takiej funkcji) dziedzicznym Kniaziem Białorusi, kolejny kolega wywodzi się od Chmielnickiego.
Ja sam pochodzę z rodu Sosnowskich herbu Nałęcz i Gozięba i miałem w swym rodzie takich ludzi jak między innymi Ludwika Solskiego (Sosnowskiego) – aktor, Jerzego Ksawerego Sosnowski (potrójny szpieg) czy Józef Sylwester Sosnowski poseł sejmowy, marszałek sejmu elekcyjnego 1764 r., hetman polny lit. i wojewoda połocki (za jego to Przyczyną zakochany w jego córce Ludwice Tadeusz Kościuszko został odprawiony z kwitkiem wyjechał do Ameryki i stał się narodowym bohaterem Polaków po otrzymaniu przez jej ojca takiej oto wypowiedzi „Synogarlice nie dla wróbla, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków.” (rodzinna opowieść)

Użytkownik Erik edytował ten post 15.12.2013 - 18:40

  • 1



#78

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A ja jestem potomkiem Jana III Sobieskiego.

Aha rozumiem że ktoś z nich sprawdzał w swoim rodowodzie czy rzeczywiście wywodzi się od tych przodków których sobie wymarzyli podczas seansu hipnozy?
Każdy podaje przeważnie odległych przodków żeby potem było to ciężko sprawdzić.

Użytkownik Wszystko edytował ten post 15.12.2013 - 20:59

  • -1



#79

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A ja jestem potomkiem Jana III Sobieskiego.

Aha rozumiem że ktoś z nich sprawdzał w swoim rodowodzie czy rzeczywiście wywodzi się od tych przodków których sobie wymarzyli podczas seansu hipnozy?
Każdy podaje przeważnie odległych przodków żeby potem było to ciężko sprawdzić.

Śmieszne prawda?

Dołączona grafika

Kronikarz
  • 1



#80 Gość_Tout Est

Gość_Tout Est.
  • Tematów: 0

Napisano


A ja jestem potomkiem Jana III Sobieskiego.

Aha rozumiem że ktoś z nich sprawdzał w swoim rodowodzie czy rzeczywiście wywodzi się od tych przodków których sobie wymarzyli podczas seansu hipnozy?
Każdy podaje przeważnie odległych przodków żeby potem było to ciężko sprawdzić.

Śmieszne prawda?


Prawda :lol

Dołączona grafika

Kronikarz
  • 0

#81

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kiedyś wspomniana Joanna, która lubiła swe żeńskie w miarę pozbawione trosk „życia” znalazła się w jakiejś średniowiecznej scenerii mieszkających na podzamczu rodziny biedaków. Kiedy tam się znalazła zdać by się mogło, że w jakiejś fizycznej formie (może rzeczywistości alternatywnej) grupka obszarpanych dzieci podbiegła do niej i tuląc się zaczęły z radości krzyczeć „mama, mama? Joanna musiała w jakiś sposób znać język domniemanych dzieci a nawet potrafiła się nim porozumiewać gdyż po skierowanym do zapłakanych dzieci pytaniu: „Czy to znaczy, że jesteśmy biedni” i po skinieniach potwierdzającej to dziatwy, zaczęła oznajmiać im, iż to nie jest całkiem tak, że żyjemy tylko raz, dlaczego też możemy w pewien sposób wybrać, w którym ze swych żyć wolimy być i jeżeli nawet przeżyjemy życie, jakie nam się nie podoba zawsze mamy szansę w kolejnym życiu znaleźć się w innej sytuacji. Po czym zostawiając swe rozpłakane dziatki mówiąc, że musi jednak już iść uciekła z tego miejsca do jej obecnej rzeczywistości.


Joanna w zasadzie ulubiła sobie jednak pracę z wahadełkiem i diagramami, ta technika była dla niej bliska gdyż jej Ojciec mieszkający w jej rodzinnym Radomiu Lekarz (jeden z bardziej uznanych lekarzy w tym mieście) zawsze sprawdzał wahadełkiem przepisywane pacjentom recepty w kontekście przydatności lekarstwa dla danej osoby.
Kiedy jego córka zamieszkała w Kanadzie przy okazji jakichś prezentów podarowywał jej również robione często na zamówienie różyczki i wahadełka, a Joanna przez lata nie widząc ich przydatności w swym życiu codziennym po prostu je wyrzucała?
Sprawa zmieniła się, kiedy podarowałem Joannie kupiony w Polsce zeszyt z diagramami i sposobami ich używania przy sprawdzaniu wielu rzeczy w tym z kilkoma stronami do odszukiwania poprzednich wcieleń.
Z czasem książkowe diagramy zastąpiliśmy naszymi własnymi bardziej przydatnymi w naszych poszukiwaniach gdzie oprócz standardowego rozchodzącego się małego 3 pytaniowego diagramiku (pół okręgu) z wypisanymi słowami Tak (w prawo) Nie (w lewo) i Fałsz (do góry), przy czym każdy używający tej techniki najpierw powinien sprawdzić jak działa z nim wahadełko, (co znaczy, gdy się kręci w kółko lub co oznacza, (w którą stronę dla danej osoby będzie tak a w którą nie). Zastąpi kośmy również koliste diagramy z wypisanymi na nich literami czy znaczeniami, cyframi do poszukiwania dat itp. w takie pół koliste (jak połowa lub ¾ pomarańczy), aby wychylające wahadełko wychylając się od środka w dwa kierunki (z reguły jest od środka bardziej w jakimś kierunku).

Osobiście polecam dla zainteresowanych
http://www.ezosfera....swiat-wahadelek
Książka o użyciu wahadełka dla początkujących i zaawansowanych. Po krótkim wprowadzeniu wyjaśniającym sposób korzystania z wahadełka autor przedstawia zbiór diagramów pozwalających uzyskać odpowiedzi na niemal wszystkie nurtujące nas pytania.
Liczne diagramy, uporządkowane tematycznie, zostały zebrane, by służyć pomocą w trakcie pracy z wahadełkiem. Zawierają one praktycznie wszystkie informacje dotyczące interesującego Cię tematu.

Użytkownik Erik edytował ten post 16.12.2013 - 15:03

  • 2



#82

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kołysania wahadełka wynikają z nieświadomych ruchów zwanych ideomotorycznymi
http://en.wikipedia....otor_phenomenon
http://www.e-hipnoza...ideomotoryczne/

To ma taką wartość poznawczą jak lanie wosku w andrzejki. Zabawa fajna, ale poza tym nie ma tu czego szukać.
  • -1



#83

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kiedyś ktoś mi zarzucił, że zaczynając mówić o Niebie kończę rozmowę na przysłowiowym chlebie, jednak zazwyczaj tak ten ktoś ja i zasadnicza większość ktosiów nie zdaje sobie sprawy z tego, iż wszystko w tym świecie współzależy ze sobą i jest związane ze wszystkim innym.
W naszym tak zwanym „pojmowaniu świata” wielu ludzi również szuka jakiejś enigmatycznej prawdy, lub narzuca innym to, co uznaje za prawdę.
Jednak w moim przypadku i w przypadku tego, co ja przyjmuję za prawdę w „Prawdzie” nie ma tu w zasadzie miejsca dla jakiegoś jednomyślnie przekazującego swe tezy guru, gdyż w myśl zasady, którą uważam za jedną z fundamentalnych zasad funkcjonującego w świecie (wszechświecie) prawidła to jest zasada, że wszystko w Świecie jest możliwe jedynie może być nieskończenie mało prawdopodobne.
Tak, więc każda nawet najgłupsza idea ma prawo tutaj lub gdzieś zaistnieć jest tylko kwestią tego na ile jest ona wydumana, zmanipulowana lub zniewalająca innych zbyt głupich, ufnych czy uzależnionych od otaczających ich prawnych, „naukowych” lub religijnych dogmatów.
Dając każdemu prawo do posiadania swej indywidualnej „prawdy” jednocześnie w Ziemskim materialnym świecie nie można im wszystkim pozwolić na ich realizację gdyż spowodowałoby to nieokreślone w swych skutkach kompromisy ścierania się skrajnych, przeciwstawnych tez i dążeń a w konsekwencji konflikty prowadzące nawet do zniszczenia życia na Ziemi lub nawet samej Ziemi, jako Planety.
  • 2



#84

Zbeeanger.
  • Postów: 504
  • Tematów: 67
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 9
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Sprzeciw K.K. wobec reinkarnacji.

Sekty i grupy fali New Age nie tylko usiłują wpoić nam tę koncepcję jako jedyną właściwą wizję życia ludzkiego. Usiłują również wmówić, że stanowiła ona kiedyś część doktryny chrześcijańskiej.

Pierwszą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę zastanawiając się nad wspomnianą ideą jest brak miejsca na miłość. Reinkarnacja to po prostu odpłata, zemsta losu za błędy popełnione w poprzednim wcieleniu. Ta odpłata jest nazywana karmą, jest to rodzaj długu, który musi być całkowicie i dokładnie spłacony. Jeżeli ktoś kogoś zabił, w następnym wcieleniu musi zostać zabity przez swoją ofiarę. Jeżeli ktoś kradł, sam będzie okradany itd...

Chrześcijaństwo nie zna Boga, który chciałby takiego losu dla swoich dzieci. Chrześcijaństwo czci Boga Miłosiernego, kochającego. Pismo Święte wielokrotnie mówi o odpuszczeniu grzechów przez Boga (por. 2 Sm 12, 13; Ps 65, 3-4; Syr 2, 11; Kol 1, 14; 1 J 1, 9).

Odnośnie idei reinkarnacji i związanej z nią odpłaty warto przypomnieć sobie scenę z Ewangelii św. Jana, w której faryzeusze pytają Jezusa o przyczynę ślepoty od urodzenia pewnego człowieka:
"Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?"
Jezus odpowiada im, że:
"Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże"
(J 9, 2-3).

W świecie stworzonym przez miłującego Boga nie ma miejsca na determinizm.

Usuwanie reinkarnacji z K.K.

W kanonie nauk Chrześcijańskich znajdowała się nauka o reinkarnacji i karmie. Orygenes (II/IIIw.), jeden z ojców kościoła na miarę św. Tomasza z Akwinu nauczał szeroko o reinkarnacji i można się spodziewać, że opierał się na Biblii, inaczej zostałby od razu potępiony i uznany za heretyka. Zamiast tego został wyniesiony do rangi Ojca Kościoła.

Dołączona grafika

Potępiony został rzeczywiście, ale dopiero na soborze w 553r. zwołanym bez zgody papieża, gorąco mu się sprzeciwiającemu. Sobór zwołał ówczesny cesarz Bizancjum Justynianin (w dużej mierze pod wpływami jego żony Teodory, wyznania monofizyckiego) by pójść na ugodę z buntującymi się monofizytami, oraz by zaprowadzić jednorodną religię w całym cesarstwie. Podkreślam, że papież był przeciwny postanowieniom soboru, oraz wywołały one fale oburzenia wśród duchownych. Był to sobór polityczny, a nie duchowy. Mimo tego używa się argumentu potępienia reinkarnacji na tym soborze za tym, że reinkarnacja jest dla Chrześcijanina herezją.

Mimo tego, że nie lubię czepiać się słówek w Bibli ze względu na bezmiar przeinaczeń, który powstał przez setki lat przepisywania ręcznego, bez spacji (taka była wtedy moda), przez wymęczonych skrybów zacytuję kilka fragmentów w których jest sugerowana reinkarnacja.

3. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwo Bożego.
4. Nikodem powiedział do Niego: Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?
5. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.
6. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem.
7. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić.
8. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.

(J 3,3-14.)

Kolejne argumenty K.K.

Przyjęcie idei reinkarnacji przez chrześcijanina jest niemożliwe z jeszcze jednego powodu. Jest nim Krzyż Chrystusa. Jezus umarł za nasze grzechy, aby nas zbawić. Przyjęcie wspomnianej koncepcji jest równoznaczne z zanegowaniem sensu tej śmierci. Za pięknymi, gładkimi wywodami o rzekomym ładzie i porządku we wszechświecie jaki ma wynikać z istnienia reinkarnacji, kryje się zwyczajna pogarda dla krzyża. Idea reinkarnacji jest jednym z wielu wytrychów jakie stworzyli sobie przez stulecia ludzie próbując pojąć to, co nie może zostać pojęte i zrozumiane, bo nie wszystko zmieści się w naszym umyśle.
Rozmaici przedstawiciele sekt próbują również łączyć reinkarnację z pojęciem czyśćca. Jest to kolejne nieporozumienie. Czyściec, jak sama nazwa wskazuje, jest miejscem oczyszczenia. Nie jest on miejscem odpłaty, zemsty Boga, lecz przestrzenią i czasem, w którym dusze dojrzewają do oglądania Go twarzą w twarz. Czyściec, dla każdej duszy, która do niego trafia, jest przedsionkiem nieba.

Idea reinkarnacji zawiera w sobie coś innego. Nowe wcielenie nie musi być wcale lepsze. Propagatorzy New Age dopuszczają się jeszcze jednej manipulacji - przedstawiają omawianą koncepcję w inny sposób niż jest to przyjęte w religiach wschodu, z których ją zaczerpnęli. Reinkarnacja jest przez nich idealizowana poprzez przedstawienie jej jako swego rodzaju "szkoły" dla duszy, miejsca jej rozwoju duchowego. W religiach wschodu reinkarnacja jest pokazywana jednoznacznie negatywnie. Jest ona ciągłym cierpieniem dla duszy. Celem, który dusza winna osiągnąć jest przerwanie zaklętego kręgu wcieleń i odradzania się. Ten okres wcielania się nazwano nirwaną i oznacza on ostateczne rozpłynięcie się w Absolucie. Widać tu wyraźnie typowo wschodni panteizm (dusza powraca do Bóstwa z którego wyszła i którego część stanowi).

Kolejne kilka fragmentów z Biblii.

2. Zanim góry narodziły się w bólach, nim ziemia i świat powstały, od wieku po wiek Ty jesteś Bogiem.
3. W proch każesz powracać śmiertelnym, i mówisz: Synowie ludzcy, wracajcie!
4. Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, niby straż nocna.
5. Porywasz ich: stają się jak sen poranny, jak trawa, co rośnie:
6. rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha.

(KP Psalm 90.)

W tym Psalmie życie człowieka jest przyrównane do życia cyklicznego trawy na wiosnę zakwita, jesienią przekwita lecz jej żywot trwa nieprzerwanie i odradza się.

33. Odpowiedzieli Mu: Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakżeż Ty możesz mówić: Wolni będziecie?
34. Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu.
35. A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze.

( J 8,33-35)

W domyśle, grzesznik musi odradzać się na nowo, dopóki nie osiągnie czystości, wtedy wchodzi do domu bożego (wg. terminologii Chrześcijańskiej).

Mocny argument K.K.

Powróćmy do sceny w Ewangelii, w której Jezus pyta: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?"
(Mt 16, 13).

Zastanówmy się za kogo uważają Go zwolennicy New Age? Jest On dla nich jedynie jednym z wielu "mistrzów", którego nauczanie uznają jedynie w wybranych fragmentach. Jezus w Ewangelii wyraźnie nie pozostawia miejsca na takie ujmowanie swojego posłannictwa, warto przypomnieć to współczesnym fałszywym prorokom:

"Ja jestem bramą. Jeśli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce."
(J 10, 9-11).

Kim jestem...

Nie można dobrze usłyszeć Boga ani drugiego człowieka bez usłyszenia siebie samego. Mówią bowiem do nas nie tylko Bóg oraz inni ludzie, ale także my sami, nasz duch, psychika i ciało. Te trzy sfery osobowości cały czas wysyłają jakieś komunikaty.
Jeżeli upadnę, jadąc na nartach, i poczuję silny ból nogi, oznacza to, że stało się coś niedobrego. Zlekceważenie tego bólu i dalsza jazda mogłaby narazić mnie na ogromne kłopoty, a nawet śmierć. Ból jest więc informacją, jaką sfera fizyczna wysyła do mnie, że coś jest z nią nie tak.

Dołączona grafika

Podobnie jeżeli odczuwam długotrwały lęk albo smutek. Tutaj z kolei alarmuje mnie psychika, bo z nią jest coś nie tak, ona potrzebuje pomocy. Ten alarm jest bardzo ważny, dzięki niemu wiem, co się ze mną dzieje. W sferze duchowej sytuacja jest bardziej skomplikowana: np. złe samopoczucie na modlitwie wcale nie musi oznaczać, że się źle modlę czy oddalam od Boga. Muszę jednak rozeznać, czyli właśnie usłyszeć, jak wygląda moja relacja z Bogiem. Podlega ona bowiem działaniu nie tylko „ducha dobrego”, ale i „ducha złego”, który działa bardzo podstępnie, zwodząc mnie i kusząc.
Nie da się też dobrze siebie usłyszeć bez poznania swojej osobowości i odpowiedzi na podstawowe pytanie: Kim jestem? Człowiekiem - wielu z nas od razu tak by odpowiedziało. Ale co to konkretnie znaczy? Człowiekiem, czyli kim? Odpowiedź wcale nie jest prosta. Tym bardziej dziś, kiedy jest tyle zamieszania w pojmowaniu człowieka, zacierają się role społeczne, panuje kryzys tożsamości męskiej i kobiecej. Wielu nie wie, skąd pochodzi i dokąd zmierza.
Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga - mówi Księga Rodzaju. A wszystko, co Bóg stworzył, w tym również człowiek, było bardzo dobre. Pierwszy człowiek żył w raju, w przyjaźni ze Stwórcą. Nie cierpiał, nie chorował, nie miał nigdy umrzeć. Niestety, grzech pierworodny zburzył tę idealną rzeczywistość. Bóg powiedział wtedy do Adama:

„…przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu, w trudzie będziesz zdobywał z niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli”
(Rdz 3.17b-18).

Słowa te plastycznie wskazują, że rzeczywistość po grzechu pierworodnym nie jest idealna, ale skonfliktowana, pełna sprzeczności. Zamiast naturalnego pokarmu, jakim są płody roli, rodzi ona cierń i oset. A żeby zdobyć jakieś pożywienie, trzeba się nieźle natrudzić.

Ludzka psychika to bogaty, dynamiczny świat, który charakteryzuje się wewnętrznym rozdarciem. W człowieku mieszkają dwie sprzeczne ze sobą siły, pragnienia, potrzeby. Każdy odczuwa w sobie dwa dążenia: ku nieskończoności i ku skończoności.
Mówi o tym także Konstytucja „Gaudium et spes”:

„Zakłócenie równowagi, na które cierpi dzisiejszy świat, w istocie wiąże się z bardziej podstawowym zachwianiem równowagi, które ma miejsce w sercu ludzkim. W samym bowiem człowieku wiele elementów zwalcza się nawzajem. Będąc bowiem stworzeniem, człowiek doświadcza wielorakich ograniczeń, a z drugiej strony czuje się nieograniczony w swoich pragnieniach i powołany do wyższego życia. Przyciągany wielu ponętami, musi wciąż wybierać między nimi i wyrzekać się niektórych. Co więcej, będąc słabym i grzesznym, nierzadko czyni to, czego nie chce”.

Można więc powiedzieć, że w człowieku istnieje świat pragnień i świat ograniczeń. Świat pragnień obejmuje wyobraźnię, poszukiwania, pytania, jest nieograniczony. Świat ograniczeń dotyka przeciwnych aspektów istnienia, które nie mogą ulec zmianie, ale muszą być zaakceptowane takimi, jakimi są: rodzina, historia życia, niezmienne cechy charakteru. Człowiek, między tymi dwoma biegunami, jest nieustannie przyciągany przez dobro i zło, wezwany przez Boga, a jednocześnie pobudzany przez naturę. Zdolny do wielkich, altruistycznych czynów, jak i bardzo zainteresowany tylko sobą.


Reinkarnacja czyli w jaki sposób dochodzi do odrodzenia...

Po śmierci można się odrodzić na dwa sposoby: za sprawą mocy karmy i negatywnych uczuć bądź współczucia i modlitwy. W przypadku pierwszym z powodu nieświadomości tworzy się negatywną i pozytywną karmę, pozostawiającą w świadomości ślady, które, uruchamiane ponownie pragnieniem i lgnięciem, popychają nas do następnego życia. Odradzamy się wtedy poza kontrolą woli w niższych lub wyższych światach. W ten sposób zwykłe istoty krążą bez ustanku w istnieniu niczym w obracającym się kole, niemniej nawet w takich okolicznościach mogą, powodowane pozytywnymi pobudkami, pilnie angażować się w prawe działania w codziennym życiu. Owo zaznajomienie z cnotą może uaktywnić się w chwili śmierci, prowadząc do odrodzenia w wyższych sferach bytu. Z drugiej strony, wyżsi Bodhisattwowie, którzy wkroczyli na ścieżkę widzenia, nie odradzają się za sprawą karmy i negatywnych uczuć, lecz mocy współczucia wobec czujących istot i modlitw o ich dobro. Są w stanie wybrać miejsce i czas odrodzenia oraz przyszłych rodziców. Takim odrodzeniem, którego jedynym celem jest pomaganie innym, kieruje siła współczucia i modlitwy.

Dołączona grafika


Podstawowym założeniem systemu reinkarnacyjnego jest idea, że człowiek (bo do niego w najwyższym stopniu odnoszą się systemy reinkarnacyjne) składa się przynajmniej z dwóch członów: nieśmiertelnego (odradzającego się) i śmiertelnego. Często antropologia systemów reinkarnacyjnych jest bardziej złożona i mówi o wieloczłonowości człowieka: np. katarzy byli zwolennikami koncepcji trychotomicznej (ciało, dusza, duch), teozofowie mówią o 7 ciałach, a antropozofowie o 9 (trzy ciała trzy dusze i trzy elementy duchowe).

1. Inkarnującą się częścią bywa :
a. element boski, np. dusza dionizyjsko-tytaniczna w orfizmie, pierwiastek boski w ezoteryce muzułmańskiej, element światłości w manicheizmie, ale także b. podmiot nieśmiertelny o niższym statusie ontycznym niż Absolut albo bóg: np. upadli aniołowie u katarów oraz
c. wieczna zasada ożywiona i podmiot poznający w tzw. religiach bez Boga, np. atman w hinduizmie i dźiwa w dźinizmie.

2. W każdym z systemów reinkarnacyjnych formą, którą przyjmuje pierwiastek nieśmiertelny jest człowiek, ale wcielenia następują także w ciała roślin, zwierząt, nieożywione elementy natury (śnieg, ogień, woda, powietrze), inteligentne istoty z innych planet. Ponadto ożywiony i poznający podmiot może odrodzić się jako bóstwo lub demon (buddyzm).

3. Odstęp pomiędzy inkarnacjami może być bardzo różny. Według wierzeń jednych religii dusze czekają na kolejne wcielenie kilka tygodni, a według innych — nawet kilka tysięcy lat.

4. W okresie „między śmiercią a narodzinami” element nieśmiertelny często poddawany jest próbom lub sądowi, które decydują, czy będzie się dalej inkarnował, a jeśli tak, jakie ciało uzyska. W niektórych systemach reinkarnacyjnych etap zaświatowy to nie tylko zwykłe zdanie sprawy z poprzednich uczynków, ale (np. buddyzm tybetański) także próba inicjacyjna, która może zmodyfikować „cielesne” zasługi.

5. Nie ma zgody, co do liczby wcieleń potrzebnych, aby nastąpił kres procesu odradzania się nieśmiertelnego pierwiastka duchowego. Niekiedy jest to pojedyncze wcielenie (religie czczące przodków), w innych przypadkach — kilka do kilku tysięcy inkarnacji, a nawet — nieskończona ich liczba.

6. Najczęściej zasadą, która kieruje sekwencją wcieleń, jest zasada odpłaty za czyny w poprzednim wcieleniu/ wcieleniach (najlepszym przykładem prawo karmana). Ale jest także reguła ewolucji, inkarnacja w coraz wyższe hierarchicznie formy (nowożytni filozofowie europejscy, Eckankar) niejako automatycznie, niezależnie od zasług. Ten element systemu reinkarnacyjnego uzasadnia istnienie etyki i praktyk religijnych (dyscyplina, często asceza i rytuały), mających na celu skierowanie procesu wcieleń w kierunku soterii lub przyśpieszenie sekwencji wcieleń.

7. Celem transmigracji jest najogólniej pojęta soteria (wyzwolenie, oświecenie, zbawienie) rozumiana jako: uzyskanie zbawczego poznania, oczyszczenie pierwiastka boskiego, ponowne połączenie się z bóstwem, przywrócenie porządku kosmicznego, kontynuacja istnienia danego etnosu, podnoszenie swojego statusu ontycznego lub podążanie za naturalnym porządkiem wszechświata (palingeneza zachodnich filozofów).

8. Wędrówka dusz jest różnie oceniana w poszczególnych religiach i kręgach kulturowych. Dla religii wywodzących się z Indii jest ona przyczyną cierpienia; wyrwanie się z koła wcieleń oznacza zwykle wyzwolenie lub oświeceniem (tu myślenie reinkarnacyjne uzasadnia postawę antykosmiczną). W religiach, gdzie ważny jest kult przodków, jego dusza wciela się na ogół w celu pomocy dla wspólnoty żyjących. W zachodnich poglądach filozoficznych i nurtach ezoterycznych reinkarnacja jest zasadniczo wartościowana pozytywnie. Zwykle daje ona szansę na pełniejszy rozwój i lepsze poznanie własnej istoty i natury świata, jest też sposobem na oczyszczenie się ze skutków złych uczynków (tu myślenie reinkarnacyjne wspiera postawę prokosmiczną).


Z pewnością wielu zwolenników jak i przeciwników reinkarnacji będzie prześcigało się w przytaczaniu dowodów na słuszność swoich przekonań. Jakie są nasze przekonania zależy od nas samych i od naszych doświadczeń życiowych, naszego rozwoju duchowego lub jego braku.

Pamiętam słowa osoby którą pokochałem i z którą dzielę moje doczesne życie...
Nie mogłabym być z kimś kto w nic nie wierzy.
Czy nasze spotkanie było przypadkowe? Wiem że nie... bo nic nie dzieje się przypadkowo
Dołączona grafika zawsze istnieje przyczyna i skutek, akcja i reakcja.




Użytkownik Zbeeanger edytował ten post 17.12.2013 - 12:23

  • 3

#85

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Buffalo Falls

To zdarzenie dotyczy pewnego znajomego dam jemu na imię Tomek, a początek tej historii mógłby się zaczynać jak wespół z Tomkiem jego żoną nazwę ją Karolina i jeszcze z czterema parami znajomych (łącznie ze mną i moją żoną) planowaliśmy wspólny dwu tygodniowy wypad na Kubę do Varadero. Poniekąd to właśnie Karolina i Tomek namówili nas aby właśnie jechać na Kubę gdyż dokładnie rok wcześniej ich córka brała ślub w Kajo Koko we wschodniej części Kuby. Karolina i Tomek byli nie tylko zafascynowani klimatem i plażami, ale bardzo litowali się nad losem tubylców zostawiając im co tylko mogli. Wspólnie jednak planowaliśmy lecieć do Varadero gdyż mieści się ono o wiele bliżej Hawany, którą większość naszej wycieczki zamierzała zwiedzić. Ja z żoną pojechaliśmy tam z mieszanymi uczuciami gdyż wiedzieliśmy czego można się tam spodziewać ogólnie z kiedyś kwitnącego miasta zrobiona masakra i agonia. Lecz wrócę do jednego ze spotkań przedwyjazdowych, kiedy to zamiast dodatkowo omawiać Kubańskie atrakcje turystyczne postanowiliśmy przeprowadzić na Tomku seans hipnotyczny do past life. Po rutynowych zabiegach relaksacyjnych doszedłem do właściwej hipnozy lecz Tomek przez prawie dwie godziny nie potrafił nic zobaczyć Dopiero kiedy już wyprowadziłem go z transu powiedział, że na sam koniec zobaczył głowę Indianina profilem w pełnym pióropuszu? Uczestnicy seansu a przede wszystkim Karolina zignorowali tę jego krótką wizję a Tomek może jako zadość uczynienie za nieudany seans opowiedział pewną historie. Tomek od kilku lat po tym jak zbankrutowała rzeźnia w której pracował zatrudnił się jako pielęgniarz w szpitalu (dopiero później dotarło do mnie jaką to miało wymowę kiedy z rzeźni trafia się do szpitala).
Wtedy jednak Tomek w swej opowieści wspomniał o jakiejś pielęgniarce polskiego pochodzenia, która zajmowała się numerologią i ona to widząc kiedyś Tomka zaczepiła go, mówiąc, iż jej zdaniem jest on wcieleniem jakiegoś amerykańskiego żołnierza sprzed wieku, argumentując swój pomysł tym, iż obaj byli urodzeni w tym samym dniu (15 marca). Oczywiście Tomek nie przywiązując specjalnie wagi do tego co mówiła o nim pielęgniarka nie zapamiętał o kogo jej wówczas chodziło. Zapamiętał jednak jej opowieść łączącą się z tymi dziwnymi zainteresowaniami owej pielęgniarki. Mianowicie opowiedziała ona Tomaszowi, iż kiedyś medytując usłyszała w swej głowie coś, co brzmiało jak Buffalo Falls, nie znalazła jednak logicznego wytłumaczenia cóż owe dwa słowa mogą znaczyć. W wolnym tłumaczeniu na polski można by te słowa zrozumieć jako wodospad lub upadek bizonów. Tak czy inaczej, jakiś czas później owa pielęgniarka wybrała się ze znajomym na jakąś wycieczkę do jakiegoś miejsca w USA, lecz prowadzący samochód chłopak dziewczyny zabłądził, a szukając jakiegoś skrótu, aby trafić na odpowiednią drogę ruszył jakąś boczną dróżką. Jechali tak jakiś czas aż dziewczyna w pewnym momencie krzyknęła „stop” i wysiadając z samochodu podbiegła do drogowskazu z napisem „Buffalo Falls”. Kiedy po namowie swego chłopaka udali się w miejsce wskazywane przez drogowskaz ich oczom ukazało się urwisko, a informacja tam umieszczona głosiła, że było to miejsce gdzie Indianie zaganiali stada bizonów, a te spadając w taką pułapkę ginęły. Kiedy dziewczyna stanęła przy krawędzi przepaści doznała wizji, w której zobaczyła siebie, iż była Indianką, której biali ludzie wymordowali rodzinę. Zdesperowana Indianka popełniła samobójstwo skacząc w przepaść.
Opowieść Tomka była ostatnim chyba reinkarnacyjnym akordem tego wieczoru, gdyż jak to zwykle wówczas bywało w zwyczaju tańce i zabawa kończyły niemal każde nasze spotkanie. Na kolejne „organizacyjne” spotkanie umówiliśmy się w mieszkaniu Tomka. Rano w sobotę przed spotkaniem u Tomka akurat odkurzałem w naszym domu (prawdopodobnie sprzątałem po jakiejś domowej partanince wolno posuwającego się remontu) kiedy zobaczyłem oczyma podświadomości a może wyobraźni amerykańskiego kawalerzystę w granatowym mundurze, i niby głos który powtórzyłem głośniej „on zabijał Indian”. Na spotkaniu w mieszkaniu Tomka nie mówiąc o swej wizji jeszcze raz zagadnąłem jego o znajomą pielęgniarkę i jej sugestie jakoby Tomek miał by być jakimś tam żołnierzem, Tomek jeszcze raz powtórzył, że nie wie o kogo jej chodziło i obiecał, iż kiedy ją spotka o to spyta lecz zarzekał się jednocześnie, że nie będzie to wcale takie proste gdyż pracują na różne zmiany i nie we wszystkie dni tygodnia. Tej soboty Tomek właśnie szedł na nockę zaraz po naszym spotkaniu, na niedzielę zaś umówiliśmy się w mieszkaniu Joanny. Następnego dnia u Joanny Tomek zaraz po przywitaniu podał mi karteczkę na której widniały imię nazwisko i data urodzenia „Thomas Custer March 15, 1845”, okazało się bowiem, iż właśnie na owej nocnej zmianie z soboty na niedzielę pielęgniarka pracowała razem z Tomkiem (niema przypadków). Dla mnie osobiście nic nie mówiło nazwisko Custer lecz moja zona miłośniczka Winnetou, westerny i wszelkiego rodzaju przygodowo podróżniczych książek myląc Tomasa z jego bratem słynnym mordercą Indian generale George Armstrongu Custerze (ur. 5 grudnia 1839 w New Rumley w Ohio, USA, zm. 25 czerwca 1876 w bitwie nad Little Bighorn, Montana) dowódca amerykański, podpułkownik armii stałej i generał brygady ochotników, absolwent akademii wojskowej West Point. Między innymi jego postać pojawia się w takich filmach jak: „ Niebieski żołnierz”(Soldier Blue z 1970r.) i „Mały Wielki Człowiek” (Little Big Man z 1970 r.) w roli tytułowej- Dustin Hoffman. (27 listopada 1868 Custer, jako porucznik, obok gen. Philipa Sheridana brał udział w masakrze nad Washita River, w czasie której zamordowano ok. 100 Czejenów). Lecz jego młodszy brat wcale nie był dużo lepszy od George. Ostatecznie obaj bracia zginęli w tej samej bitwie (25 czerwca 1876 nad brzegami rzeki Little Bighorn ) kiedy to zdesperowani i zdecydowani na wszystko Dakotoci, dowodzeni przez Siedzącego Byka i Szalonego Konia, pokonali butnych pewnych siebie amerykanów. Bitwa nad Little Bighorn (zwana także przez Indian Bitwą na Greasy Grass)
http://pl.wikipedia...._Little_Bighorn
Była wygrana przez Indian, wszyscy uczestniczący w niej żołnierze czołowych kompanii 7. pułku kawalerii oraz towarzyszący im cywile zginęli, ale w efekcie klęski w Stanach Zjednoczonych powstała anty indiańska histeria, której konsekwencją był podbój i eksterminacja Indian przez Amerykanów. Wracając jednak do Thomasa Custera i jego związku z Tomkiem (imię nie prawdziwe, nadane przeze mnie), w encyklopedii była jedynie niezbyt pochlebna wzmianka o starszym bracie Thomasa, na Internecie jednak było wiele szczególnie anglojęzycznych informacji łącznie z fotografiami Thomasa (uderzające podobieństwo fizyczne), jego brata, jak i Indianina, który miał na polu bitwy wyciąć Tomasowi serce z piersi.
Deszcz w Twarz (także Deszcz w Twarzy lub Deszcz na Twarzy, lak. Ite-o-magazu, Ito-na-gaju lub Exa-ma-gozua), ang. Rain-In-the-Face lub Rain in the Face,
http://pl.wikipedia..../Deszcz_w_Twarz
Na kilku fotografiach „Deszcz w Twarz” pokazany jest w pełnym białym pióropuszu dokładnie takim samym jaki w prowadzonym przeze mnie seansie hipnotycznym widział Tomek i jaki po seansie narysował. Dla mnie jednak coś tutaj nie całkiem pasowało gdyż wyrywanie serc bardziej kojarzyło mi się zawsze z Aztekami niż Indianami Ameryki północnej?
O Thomasie dowiedzieliśmy się jeszcze, iż jak głosi między innymi legenda Cheyenów miał on kochankę indiańskiego pochodzenia o imieniu Monaseetah (Mo-nah-se-tah lub Mo-nah-see-tah) z którą według pewnych poszlak mógł mieć dziecko.
Była to córka wodza Cheyenów „Mały kamień”, który został zabity podczas bitwy z 7 pólkiem kawalerii gdzie walczył Thomas Custer pod dowództwem swego brata. George Armstrong Custera, który również mógł mieć kontakty seksualne z 17 letnią Monaseetah, lecz jako bezpłodny nie mógł mieć z nią dziecka, które urodziła.
Było to szokujące odkrycie, lecz jak zwykle przeszliśmy do rutynowego spędzania reszty wieczoru, omawiając przyszły wyjazd i zwierzając się ze swych wcześniejszych wojaży. Tomek po raz kolejny opowiadał o swym wypadku jaki miał miejsce na wakacjach w Dominikanie kilka lat wcześniej. Chodziło o to, iż Tomek z jakiegoś wówczas dla mnie niezrozumiałego powodu nie znosi piaszczystych plaż, jak zwykle kąpał się w przyhotelowym basenie kiedy ktoś z obsługi zainicjował jakąś zabawę ze skakaniem do wody i przepływaniem basenu. Pod presją i namową uwielbiającej wszelkiego rodzaju tańce i rozrywki Karoliny Tomek również zgłosił się do owej konkurencji. Po wskoczeniu do basenu odczuł, że nie może płynąć a jego stopa była luźna i bezwładna, okazało się, że zerwał sobie „ścięgno Achillesa”. Zabieg kosztował około 10 000 $ USA (częściowo później zrefundowane). Od tego czasu Tomek już nie towarzyszył swej żonie w jej dzikich tańcach, a ona nie mogła oczywiście mieć do niego pretensji. Choć na pierwszy rzut oka w małżeństwie Tomka i Karoliny to ona wiedzie prym, lecz nie jest to powodem do jakichkolwiek napięć czy konfliktów. Tomek, który wraz z Karoliną pochodzą z Wrocławia skąd dzięki zainicjowanego Przez Karolinę wyjazdu na emigracje miała jej zdaniem ocalić męża od wszelkich konsekwencji tamtejszego złego towarzystwa w którym mąż Karoliny miał się obracać. I choć Niewinem czy tego wieczoru o tym też wspominała lecz na pewno wspominała o tym kilkukrotnie później.
Minęło kilka dni znów tego dnia zajmowałem się jakimiś pracami remontowymi w swym domu (czasem monotonne wykonywanie jakichś czynności działa u mnie jak medytacja) i w pewnym momencie jakbym znów doznał nagłego olśnienia. Niemalże w jednej chwili zrozumiałem zachowanie Indianina „Deszcz w Twarz”, który wyrwał serce Thomasowi Custerowi, zauważyłem jednocześnie związek Tomka- Thomasa i Hernána Cortésa. O Cortezie wiedziałem stosunkowo niewiele tak więc od razu ruszyłem aby sprawdzić swe przypuszczenia. Po pierwsze zauważyłem anagram tworzący się z nazwisk
CUSTER
CORTES
Gdzie zmieniając pozycje liter trzeciej i szóstej tworzy się jedno z tych dwóch nazwisk, CUSTER – CURTES CORTES- COSTER
Kolejnym anagramem okazały się lata, w których urodzili się Cortes (1485) i Custer(1845)
Wżąłem się więc do sprawdzania życiorysu Corteza:
„Hernán Cortés de Monroy Pizarro Altamirano, marqués del Valle de Oaxaca (znany również jako: Hernando, Fernando lub w Polsce Ferdynand, nazwisko czasem jest pisane Cortez; ur. najprawdopodobniej ok. 1485 w Medellín, Prowincja Badajoz, Estremadura, zm. 2 grudnia 1547 w Castilleja de la Cuesta, Prowincja Sewilla) – hiszpański konkwistador, znany przede wszystkim jako zdobywca Meksyku.”
Hernán Cortés był pierwszym kuzynem z Francisco Pizarro, który później podbił Inków w dzisiejszym Peru (nie mylić z innym Francisco Pizarro, który dołączył Cortésa w czasie podboju Azteków)
Czyż to nie dziwny „zbieg okoliczności”, kiedyś w jakimś artykule reklamującym program komputerowy do poszukiwań polskich swych przodków wyczytałem, że podobno Zawisza Czarny (Sulimczyk z Garbowa) był przodkiem majora „Hubala” czyli Henryka Dobrzańskiego a Mikołaj Kopernik przodkiem Marii Skłodowskiej-Curie. Czy to nie daje do myślenia i nie przywodzi na myśl ech jakiegoś „Boskiego Planu” chyba, że ktoś zauważy w tym jakichś genetycznych cech kiedy w pokoleniu geniuszy mamy geniuszy, w rodzinie wojowników rodzą się wielcy szlachetni wojownicy a z oprawców i morderców mogą jedynie zaistnieć konkwistadorzy?
Cortés urodził się w 1485 w mieście Medellín, w nowoczesnym dzień Extremadura, Hiszpania. Jego ojciec, Cortés
W wieku lat 14, Cortés został skierowany na studia na Uniwersytecie w Salamance
Jednak po dwóch latach, zmęczony szkołą, wrócił do domu, do Medellín, ku irytacji jego rodziców, którzy mieli nadzieję na jego prawniczą karierę. Jednakże te dwa lata w Salamance, i doświadczenie, jako notariusz, najpierw w Sewilli, a później w Hispanioli, dały mu bliską znajomość z prawnymi kodeksami Kastylii, które w przyszłości pomogły jemu usprawiedliwić bezprawny podbój Meksyku.

W wieku 16 lat niespokojny, wyniosły i złośliwy, wraca do domu tylko aby znaleźć ujście dla swych frustracji w rozróbach i miłosnych podbojach.
Podobieństwo do Tomka który podobno właśnie taki był jako młody Wrocławianin.
Kiedy do Cortesa docierają wiadomości o ekscytujących odkryciach Krzysztofa Kolumba w „ Nowym Świecie”, on zadaje się w romanse z mężatkami, i po jednym z nich zmuszony uciekać przez okno przed rozwścieczonym mężem , doznaje poważnej kontuzji nogi (w konsekwencji całe późniejsze życie lekko utyka)
Tomek podobnej kontuzji doznaje w Dominikanie (niedzisiejsza Hispaniola)
Po przybyciu w 1504 do Santo Domingo, stolicy Hispanioli, w tak zwanych Indiach Zachodnich. 18-letni Cortés zostaje obywatelem, upoważnionym do posiadania działki budowlanej którą jemu przydzielono razem z gospodarstwem . Wkrótce potem, Nicolás de Ovando wciąż pozostający gubernatorem, dał mu Encomiende i uczynił go notariuszem miasta Azua de Compostela. Następne pięć lat pomaga ustalić pozycje Cortesa w kolonii, w 1506, bierze udział w podboju Hispanioli i Kuby, uzyskując wielkie ilości gruntów jak i Indiańskich niewolników
Był rok 1511 kiedy uczestniczy w ekspedycji Diego de Velázqueza, która podbiła dla Hiszpanii Kubę. Na Kubie Cortés spędził 8 lat – był wtedy sekretarzem i przyjacielem jej gubernatora Velázqueza; w tym czasie ożenił się z Cataliną Xuarez (został mianowany gubernatorem. W wieku lat 26)
Tomek i Karolina jadą na Kubę aby się weselić na ślubie swej córki (nazwę ją Filipa), a doznają jakiegoś współczucia i chęci pomagania tubylcom (zadość uczynienie)

Nasz bohater Cortes przebywający na wschodzie Kuby otrzymuje wiadomości o złotodajnych, bogatych terenach po drugiej stronie Morza Karaibskiego. Organizuje więc ekspedycję przy pomocy Velázqueza, z którym jednak zaraz po opuszczeniu Kuby (18 lutego 1519) popadł w konflikt. Dalsza ekspedycja pozostała więc jego osobistym przedsięwzięciem.
W 1519 Cortés wylądował na wybrzeżu Meksyku, w miejscu, gdzie dziś leży miasto Veracruz, które założył, chciał założyć nowe miasta i wybudować 100 katolickich kościołów. Pokazuje to naturę Cortesa, który mordował ludzi i budował kościoły (rzeźnia i szpital Tomka). Na przykład tylko w Choluli W okresie panowania Hiszpanów wybudowano kilkadziesiąt kościołów (Cortés domagał się zastąpienia pogańskich świątyń chrześcijańskimi), co wydaje się zbyt dużą liczbą na tak małe miasto.
Po kilku miesiącach zawarł przymierze z lokalnymi plemionami Indian Tlaxcala, Huejotzincan i innymi. Na ich czele ruszył na podbój imperium Azteków.
Tutaj dochodzimy do istotnego momentu kiedy Cortes poznaje Malintzin, która według pewnych przekazów miała urodzić jemu syna(podobieństwo ze sprawą indiańskiej branki, kochanki braci Custer)
Marina urodziła Cortésowi syna Martina. Nie została jednak żoną Cortésa. Wyszła za mąż za innego konkwistadora – Juana Jaramilla. Owocem tego związku była córka. Niewiele wiadomo o dalszych losach Malintzin. Sporne pozostają nawet okoliczności i data jej śmierci.
„Malintzin, znana też jako Malinali (Malinalli), La Malinche lub Doña Marina (hiszpańskie imię przyjęte na chrzcie) – tłumaczka i towarzyszka życia konkwistadora Hernána Cortésa. Urodzona ok. 1505 r., data śmierci pozostaje sporna. Podaje się rok 1529, ale inne źródła wskazują, że żyła do 1551 r.
Ojcem Malintzin był tlatoani Painali. Po śmierci ojca jej matka ponownie wyszła za mąż (zapewne z przyczyn politycznych), a córkę z pierwszego małżeństwa sprzedała (praktyka wówczas stosowana wśród ludów Meksyku). Malintzin znalazła się w Potonchan. Gdy Hernán Cortés przybył do Meksyku i spotkał się z lokalnym wodzem, otrzymał od niego w podarunku między innymi grupę kobiet, wśród których była Malintzin. Znała ona język nahuatl (używany w imperium Azteków) oraz język Majów, który znał Gerónimo de Aguilar – dotychczasowy tłumacz wyprawy Cortésa, niewładający jednak nahuatl. Później Malintzin na tyle opanowała hiszpański, że pośrednictwo Aguilara nie było konieczne.”
Kolejnego dnia po odnalezieniu dotyczących Custera i Cotesa anagramów („Anagram – nazwa wywodząca się od słów greckich: ana- (nad) oraz grámma (litera), oznacza wyraz, wyrażenie lub całe zdanie powstałe przez przestawienie liter bądź sylab innego wyrazu lub zdania, wykorzystujące wszystkie litery (głoski bądź sylaby) materiału wyjściowego”), znów pracowałem przy domowym remoncie, kiedy zadzwonił telefon. Telefonowała znajoma (ta sama która wprowadzała mnie w drugą regresję hipnotyczną do past life, kiedy zobaczyłem wybierającego się wraz z dziesięcioma swymi ludźmi na wyprawę krzyżową rycerza. „Moja Historia” „Byłem na swoim grobie”
http://www.armagedon...istoria,14.html
Owa znajoma informowała mnie, iż właśnie wróciła z „wyprawy” do Meksyku gdzie jej mąż zapalony podróżnik i obieżyświat chciał pobyć z nią na lodowcu i pokazać jej największą jeszcze nieodkopaną piramidę obu ameryk. Przy okazji odwiedzili również niedzisiejszy Tenochtitlan czyli centrum miasta Mexyk, lecz nie to wszystko było powodem, iż zatelefonowała do mnie po prawie pół roku. Powodem było to, że jak to określiła: „ kiedy przekraczali „Paso de Cortés” (Przełęcz Cortesa) doznała dziwnej wizji iż jest kochanką Cortesa właśnie Malintzin, tak jak ona ją nazwała „Malinką”, owa wizja spowodowała nagły długotrwały i niezrozumiały dla mej znajomej atak płaczu, uznając i postanawiając, iż zaraz po powrocie musi tylko ze mną o tym porozmawiać. W tym miejscu (1519 r.) . Cortés, dowiedziawszy się o spisku przeciwko Hiszpanom, chcąc sterroryzować Azteków nakazał spacyfikowanie niedaleko leżące miasto Choluli, w której doszło do straszliwej rzezi tysięcy nieuzbrojonych ludzi. Po masakrze miasto zostało w części spalone. Cortés zaś przekraczając Paso de Cortés, trzy kilometrową przełęcz opodal wulkanu Popocatépetl 5452 m n.p.m. (znany też jako El Popo lub Don Goyo) wraz) wraz z Malintzin jego tłumaczką, kochanką i przewodnikiem udał się na podbój Tenochtitlan.
8 listopada 1519, Cortes bez walki wszedł do ich stolicy Azteków Tenochtitlan po czym uwięził króla Azteków Montezumę II. Wiosną 1520 Cortés pokonał i przyłączył do swojego oddziału wysłany przez Velázqueza korpus, który miał go powstrzymać.
Kiedy będąc już na Kubie wraz z Tomkiem i Karoliną pojechaliśmy do Hawany będąc na cytadeli Tomek, który jest numizmatykiem odkupił od jakiegoś Kubańczyka obowiązującą w ich obiegu pieniężnym monetę (turyści mogą jedynie posługiwać się specjalną walutą transferową) na monecie widniał wizerunek „bohatera” Kuby Ernesto Che Guevara, lecz Tomek zapewne jedynie nie pamiętając jego imienia powiedział do mnie „muszę zdobyć od niego tę monetę z Montezumą”
„ Po śmierci Montezumy II pod koniec czerwca 1520 oddziały Cortésa zostały wyparte z miasta wskutek buntu Azteków, będącego reakcją na pogrom lokalnej ludności zapoczątkowany pod jego nieobecność przez Pedro de Alvarado.”
„W lipcu 1520 r. meksykańskie równiny przemierzała gromada kilkuset wynędzniałych, okrytych ranami wędrowców. Byli to hiszpańscy konkwistadorzy pod wodzą Hernána Cortésa – smętne resztki świetnego ongiś zastępu. Hiszpanom towarzyszyli indiańscy sojusznicy z ludu Tlaxcalan. Razem zamierzali uciec z upiornej krainy azteckich krwawych bóstw, przedrzeć się do przyjaznej Tlaxcali, schronić pod opiekę tamtejszych wodzów. „Wołali, że (…) nikt z nas nie pozostanie przy życiu i że serca nasze i krew ofiarują bogom swoim, a ucztować będą, zjadając nasze ramiona i nogi…” (Bernal Diaz del Castillo) Hiszpanie nigdy nie podbiliby Meksyku, gdyby nie pomoc indiańskich towarzyszy broni. O sukcesach Cortésa wcale nie przesądziła początkowa wiara tubylców, iż jest on wcieleniem boga Quetzalcoatla, również nie bojowe konie, nawet nie arkebuzy ani armaty. Czynnikiem decydującym było wystąpienie wielotysięcznej rzeszy czerwonoskórych wojowników, dla których Hiszpanie byli wybawieniem od stale zagrażających im Azteków (właśc. Mexików).
Razem pomaszerowali w głąb azteckiego imperium. Razem wkroczyli do jego stolicy – Tenochtitlan. Ujrzeli tam straszliwe świątynie boga Kolibra z Południa (Huitzilopochtli) ozdobione dziesiątkami tysięcy ludzkich czaszek; ofiarne ołtarze, na których wyrywano serca ofiarom; wyzutych z człowieczeństwa pogańskich kapłanów paradujących w strojach uszytych z ludzkiej skóry... Potem losy wojny odwróciły się. Konkwistadorzy doznali srogiej klęski. Większość zginęła z rąk wroga podczas „smutnej nocy” (La Noche Triste) z 30 czerwca na 1 lipca 1520 r. Pozostali przy życiu rozpoczęli odwrót. Ucieczka z krainy Azteków nie była rzeczą prostą. Kapłani boga Kolibra domagali się krwawych ofiar. Za Hiszpanami trwał nieprzerwany pościg. Odwrót odbywał się wśród ciągłych potyczek. Ludzie Cortésa słaniali się ze zmęczenia i głodu, za posiłek niejednokrotnie musiała wystarczyć im… trawa. Doskwierały rany – codziennie umierało kilku uciekinierów. Jednak dzień prawdziwej próby dopiero miał nadejść.
„Przeraziliśmy się, ale nie straciliśmy ducha i nie uchyliliśmy się od walki, zdecydowani bić się do upadłego.”(Bernal Diaz del Castillo)
7 lipca oddział Cortésa stanął na równinie Tonan. Opodal miasta Otumba zastąpiły mu drogę nieprzebrane tłumy nieprzyjaciół. Ówcześni kronikarze szacowali ich liczbę na dwieście tysięcy, co było grubą przesadą, ale i tak przewaga Mexików była miażdżąca. „W rzeczy samej nasz wróg był nieprzeliczony” – wspominał Alonso de Navarette. Kilkusetosobowy oddział Cortésa był niczym wyspa, otoczona zewsząd morzem nieprzyjaciół.
Cortés sformował swych żołnierzy w czworobok najeżony ostrzami mieczy i włóczni. Następnie wygłosił do swoich ludzi porywającą mowę. Wspomniał rycerskie przewagi iberyjskiej rekonkwisty i ogrom klęsk zadanych islamskim Maurom. Zapewnił, że chrześcijanie toczący bój z poganami mogą liczyć na Bożą pomoc. „Poleciwszy się z całego serca Maryi Pannie, Bogu, wezwawszy imienia Świętego Jakuba” (Bernal Diaz) ludzie Cortésa ruszyli do walki.
„Och, warto było widzieć tę bitwę straszliwą i zaciekłą walkę!”(Bernal Diaz del Castillo)
„Uderzyli na nas z furią ze wszystkich stron, a my nieomal zginęliśmy w tym tłumie” – wspominał Cortés. Aztekowie zasypali jego czworobok strzałami (nie zrobiło to większego wrażenia na odzianych w stalowe pancerze i grube, pikowane kaftany Kastylijczykach), po czym zaatakowali, zbrojni w miecze z obsydianu oraz maczugi. Ich natarcie rozbiło się jednak o żelazny mur konkwistadorów. Nikt nie żałował krwi i potu. Walczyli ranni, wsparci na laskach, walczyły kobiety. Chwałą okryła się Maria de Estrada z Sewilli, z morderczą precyzją operująca włócznią. Dzielnie, „jak lwy”, bili się Tlaxcalanie. Ukryci wewnątrz czworoboku jeźdźcy raz po raz dokonywali wypadów, polując zwłaszcza na nieprzyjacielskich oficerów, łatwych do rozpoznania po bogatych zbrojach, wysokich pióropuszach i przytwierdzonych do pleców sztandarach. Po pięciu godzinach nieustannych ataków Hiszpanom i ich sojusznikom omdlewały już ręce od zadawania i parowania ciosów. Cortés, cały pokryty ranami, wciąż zagrzewał do boju: „Bracia i przyjaciele! Co robicie? Dlaczego słabniecie i przestajecie zabijać tych przeklętych bałwochwalców jak psy?” Wtórował mu zuchwały Gonzago de Sandoval: „Hej, panowie, dziś jest dzień naszego zwycięstwa, miejcie nadzieję w Bogu, że wyjdziemy z tego żywi dla jeszcze większych przeznaczeń!”Mexikowie ginęli setkami. Napór wroga był jednak nieustanny.
„Bo – poza Bogiem – tylko w koniach mieliśmy rękojmię.”(Hernán Cortés)
Na szczycie pobliskiego wzgórza stał głównodowodzący wojsk azteckich, Cihuacatzin (Kobieta-Wąż), w złocistej zbroi i wielkim, srebrzystym pióropuszu na głowie. Do pleców miał przytroczoną ogromną chorągiew tlahuizmatlaxopilli, insygnium władzy, rozciągniętą na bambusowej ramie.
Cortés wskazał go swym jeźdźcom. Runęli do szarży, okryci zbrojami, na swych opancerzonych wierzchowcach. Zaledwie sześciu – prowadził ich osobiście Hernán, dosiadający jucznego konia. Obok niego galopował na dereszowatej klaczy młody Juan de Salamanca. Przedarli się do wzgórza przez tłum nieprzyjacielskiej piechoty, rąbiąc i tratując wszystko, co stanęło im na drodze. Cortés obalił koniem Kobietę-Węża. Zaraz potem Juan de Salamanca przygwoździł wodza pogan włócznią do ziemi, zdarł z niego pióropusz i chorągiew. Śmierć przywódcy, upadek wielkiej chorągwi podziałały na Mexików niczym zimny prysznic. Zaczęli ustępować.
„Pan nasz zechciał okazać swą moc i zlitować się nad nami, bo mimo całej naszej słabości skruszyliśmy ich dumę i pychę...” – pisał po latach Bernal Diaz del Castillo. Mexikowie wycofali się. Hiszpanie, otoczeni wałem dwudziestu tysięcy trupów, uklękli teraz na pobojowisku, by podziękować Bogu za ocalenie.”
http://cristeros1.w.... pod Otumba.htm
Czyż ta relacja z tak zwanej „Bitwa pod Otumba” nie podobna jest do Bitwy nad Little Bighorn (zwanej także przez Indian Bitwą na Greasy Grass) choć w tym przypadku to w tej również decydującej potyczce przegrali Indianie.
Podobno jeden ze sztandarów Cortesa podobny był do proporca piratów i na granatowym tle widniały dwie skrzyżowane szable i czaszka
Podobnie na granatowych lub czerwono granatowych proporcach siódmego pułku kawalerii widniały dwie skrzyżowane szable i powyżej między nimi cyfra siedem.
„ W ciągu kilku miesięcy armia Cortésa opanowała tereny wokół Tenochtitlan i w maju 1521 przystąpiła do oblężenia miasta. Po wyczerpujących walkach 13 sierpnia 1521 Hiszpanie opanowali Tenochtitlan. Oznaczało to upadek imperium Azteków i opanowanie przez Hiszpanię ogromnej części Ameryki Środkowej.”
„Po podbiciu Meksyku Cortés zorganizował jeszcze jedną wyprawę do Gwatemali i Hondurasu, które jednak nie miały większego znaczenia. Niedługo później (1540) Cortés wrócił do Hiszpanii, gdzie jednak jego zasługi dla Korony nie zostały odpowiednio nagrodzone – prawdopodobnie wskutek intryg”
Cesarz Karol V ostatecznie pozwolił Cortésowi dołączyć do jego wyprawie przeciwko Algierii. Podczas tej nieszczęsnej kampanii, która była jego ostatnia. Cortés prawie utonął w czasie burzy, a flota Imperium Osmańskiego pokonała flotę Karola V. Spędziwszy dużo własnych pieniędzy na finansowanie ekspedycji, teraz był zadłużony. W lutym 1544 złożył roszczenie do skarbu królewskiego, ale otrzymał jedynie pieniądze na najbliższe trzy lata. Zdegustowany, postanowił wrócić do Meksyku w 1547 roku. Gdy dotarł do Sewilli, został dotknięty czerwonkę. Zmarł w Castilleja de la Cuesta, Sewilla prowincji, w dniu 2 grudnia 1547 roku, z przypadku zapalenia opłucnej, w wieku 62 lat.
Pobyt Cortesa w Algierii moim zdaniem stał się powodem wstrętu Tomka do piaszczystych plaż (Sahara), co z kolei wcale nie przeszkadzało Karolinie wyjeżdżać tam samej na wakacje. Jest to jeden z wielu innych powodów dlaczego uważam, że Karolina była w tamtym czasie królem Hiszpanii i cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego jako Karol V, a córka Tomka i Karoliny następcą Karola V Filipem II
W swoim testamencie, Cortés poprosił o pochowanie jego ciała w klasztorze który miał powstać w Coyoacan w Meksyku, w dziesięć lat po jego śmierci, ale nigdy nie został zbudowany (Coyoacán jedna z najstarszych części miasta Mexyk )
Podobieństwo z nazwą miejsca gdzie córka Tomka i Karoliny brała ślub (Kajo Koko).
Na Kubie Tomek powiedział mi, że będąc dzieckiem bawił się z rówieśnikami w kowboi i Indian i wówczas Tomek zawsze chciał być jak on to nazwał „Inką”?
Podobno jednym z najbardziej jak nie najważniejszym elementem na poparcie istnienia reinkarnacji mają być dzieci pamiętające swoje poprzednie wcielenie. Przypadki te zdarzają się na całym świecie częściej niż potrafimy to odkryć czy zweryfikować, najczęściej owe przeoczane przez rodziców i opiekunów relacje są traktowane jako dziecinna fantazja.
Jednak są dzieci i ich relacje, które opowiadane są okraszone wieloma szczegółami. Sam miałem możliwość słuchać takich opowieści, kiedyś na przykład około trzyletni syn pary mormonów (bardzo ortodoksyjne wychowanie) który w TV nie oglądał nic prócz polskich bajek typu „Koziołek matołek” i „Bolek i Lolek” opowiadał iż kiedyś był panią w ciąży, którą ktoś zabił na plaży. Ów chłopiec z wiekiem pomału zapominał a w już w wieku dziesięciu lat już zupełnie nic z tego nie pamiętał.
Znany psycholog i specjalista terapii regresyjnej doktor Brian L. Weiss, radzi: "Zapytaj swoje trzyletnie dziecko, czy pamięta czasy, kiedy było duże". Dlatego akurat trzyletnie, gdyż jest już na tyle dojrzałe, by wyrazić swoje myśli a jednocześnie jeszcze na tyle małe, by pamiętać poprzednie życie. Badacze zaobserwowali, że z wiekiem ta pamięć blednie i w końcu zanika zupełnie. Najlepszy wiek do takich rozmów to od dwóch do siedmiu lat.
Inna amerykańska uzdrowicielka oraz jasnowidza i znawczyni aury Lea Sansders, której mimo reguły posiada swe zdolności od urodzenia twierdzi, iż : " Wcześniejsze istnienia są lepiej dostrzegalne, gdy dziecko pochłonięte jest zabawą. Myślę, że jako dzieci powtarzamy sceny z poprzednich żywotów. Dzieci różnie wykorzystują wiedze, jaką przynoszą na świat z wcześniejszych wcieleń".

Co ciekawe na którymś z późniejszych spotkań z Tomkiem i Karoliną, kiedy to akurat wrócili oni z wakacji w Polsce. Tomek oznajmił mi że obecnie Wrocław ma jakiś nowy herb po sprawdzeniu okazało się ze zgody na ten herb udzielił właśnie Karol V, tak zwany herb cesarski.
„Symbolika XVI-wiecznego herbu mocno oddaje złożoną historię miasta. 12 lutego 1530 król czeski i węgierski, Ferdynand I Habsburg, nadał miastu drugi herb, co 10 lipca zostało jeszcze potwierdzone przywilejem herbowym przez cesarza Karola V Habsburga. Z przywileju herbowego:
Nadajemy wam i waszym potomkom nowy herb miejski, mianowicie tarczę z głową św. Jana Chrzciciela, z czterema innymi tarczami wokół, w tym na górnej białego lwa, na drugiej czarnego orła na żółtym polu po lewej[1] stronie wielkiej tarczy, na trzeciej po lewej stronie głowę św. Jana Ewangelisty, który u was i u waszych przodków był od wielu lat w czci i poważaniu. A w czwartej najniższej tarczy literę “W”, co oznacza imię Wratislay, tego który pierwszy zbudował miasto Presslaw i nadał mu imię Wratislavia”.
Poszlak które odnalazłem w tej sprawie jest oczywiście o wiele więcej i często starają się one potwierdzać poprzez inne wcielenia lub są związane z wcieleniami jak i niekiedy drastycznymi sytuacjami zaistniałymi między innymi członkami grupy mych znajomych. Tak, że jeśli będzie zainteresowanie mymi poprzednimi relacjami, może niektóre z nich kiedyś jeszcze opiszę.
CDN.

Użytkownik Erik edytował ten post 22.12.2013 - 04:02

  • 1



#86

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Super to co napisales, tak fajnie sie Ciebie czyta, z niecierpliwoscia czekam na wiecej.
Pozdrawiam Maja
  • 1

#87

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Ta historia jest uważana za jeden z najbardziej udowodnionych przypadków reinkarnacji na Ziemi.
Sprawą interesował się Mahatma Gandi. Jego zdaniem był to jeden z wielu, za to stuprocentowo dowiedziony i nie pozostawiający cienia wątpliwości fakt powtórnych narodzin. Poznajmy go.

Tę niezwykłą historię poznaliśmy dzięki Szwedowi, Stur Linnerstrandowi, który zainteresował się przypadkiem Santi Dewi, kiedy przebywał w Indiach. Była to historia z początku naszego wieku, dlatego trudno było dotrzeć do dokumentów i świadków. Linestrand przez kilkadziesiąt lat przyjeżdżał do Indii i dzięki temu udało mu się zgromadził materiał świadczący o prawdziwości niesłychanie rzadkiego zjawiska: pamięci o wcześniejszym wcieleniu. Warto dodać, że w latach trzydziestych naszego wieku historia Santi Dewi była znana w Europie Zachodniej, nie mówiąc o Indiach.

Zacznijmy od początku. Jest 11-sty grudnia 1926 roku, kolonialne Indie. W małym szpitalu w Delhi młoda kobieta, Prem Pjari, rodzi dziewczynkę. Już wcześniej razem ze swoim mężem ustalili, że nadadzą dziecku imię Santi Dewi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej dziecko będzie wyjątkowe....



Lekarze zapamiętali, że tuż po urodzeniu dziewczynka nie płakała jak inne dzieci, ale uważnie rozglądała się wokół. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Kiedy Santi Dewi miała dwa lata, zaczęła wypowiadać słowa w dziwnym dialekcie. Jej akcent był podobny do tego, w jakim mówią ludzie w mieście Mahura. Rodzice byli tym zaskoczeni, ale uznali, że jest to jeszcze jedno dziecięce dziwactwo. Dziewczynka była małomówna, wręcz nieufna. Przełom nastąpił wtedy, kiedy ukończyła cztery lata. Wtedy ku przerażeniu rodziców powiedziała, że jest żoną bramina z miejscowości Mutra, która zmarła i teraz, jako Santi Dewi ponownie przyszła na świat. Dziewczynka opisywała dokładnie dom, w którym mieszkała, swojego męża i rodzinę. Pamiętała nawet, jaki był jej adres w Mutrze. Prosiła, że chce jechać do swojego prawdziwego domu i zobaczyć syna. Według jej słów zmarła przy jego narodzeniu.



Rodzice byli wstrząśnięci tym, co mówi ich córka. Santi Dewi wyrażała się w sposób, w jaki mówią dorosłe kobiety. Mówiła wyraźnie: to nie jest mój prawdziwy dom. Jestem mężatką, a mój mąż mieszka w Mutrze. Pamiętała wszystko, numer ulicy i domu, nawet imię męża. Czteroletnia dziewczynka powtarzała zapłakanym rodzicom, że tak naprawdę nazywa się Ludżi Dewi, i mieszkała ze swoim mężem w żółtym domu przy ulicy Chaubych w Mutrze. Podawała przy okazji setki, jeśli nie tysiące szczegółów: jak wygląda pobliska świątynia, jaki jest rozkład pokoi w jej prawdziwym mieszkaniu. Santi Dewi wiedziała o wiele za dużo, jak na czteroletnie dziecko. Rodzice myśleli, że jej to przejdzie, dziecko jednak uparcie opowiadało, że jest jedynie wcieleniem innej osoby. Przełom nastąpił wtedy, kiedy Santi Dewi skończyła 9 lat.

Jej ojciec nagle zrozumiał, że miasto, o którym mówi jego córka, to Mahura. Mieszkańcy Mahury nazywali swoje miasto Mutrą. Wraz z dyrektorem szkoły, do której chodziła jego córka, postanowił szukać mężczyznę z opowieści córki. W książce adresowej był człowiek, który nazywał się dokładnie tak, mówiła Santi Dewi. Napisali do niego list



Wielce Szanowny Panie! W dzielnicy Delhi jest dziewczynka, Santi Dewi, córka kupca Ranga Bahadura . Jest ona niespełna 9-letnim dzieckiem, i podaje niezwykłe informacje dotyczące Pana osoby. Twierdzi, co następuje: „w moim poprzednim wcieleniu przynależałam do kasty Chaubych, żyłam w Mutrze i miałam męża, Kedara Nata. Posiadał on sklep w pobliżu świątyni Władcy Dwaraki. Miałam na imię Ludżi Dewi, a dom, w którym mieszkałam był żółty”.

Szanowny Panie, chcemy sprawdzić, czy w jej opowieści kryje się prawda. Jeżeli list Pana zainteresował, prosimy o odpowiedź



Odpowiedź przyszła już po trzech tygodniach. List był następującej treści.



Szanowni Panowie! Jestem wstrząśnięty treścią listu, który od Panów otrzymałem. Wszystko się zgadza, co do joty. Moja zmarła żona miała naprawdę na imię Ludżi Dewi. Posiadam także sklep niedaleko świątyni Władcy Dwaraki. Kim jest dziewczynka posiadająca te dane? W Delhi mam kuzyna, któremu zleciłem natychmiastowe skontaktowanie się z Panem. Będę wdzięczny, jeśli będę miał możliwość spotkania się z tym dzieckiem. Niech Kryszna ma nas w swojej opiece.



Kuzyn, o którym wspomniał w liście Kedar Nat, natychmiast przyjechał do domu Santi Dewi. Kiedy dziewczynka spojrzała na niego, od razu rozpoznała kuzyna swojego męża.

Nie tylko, że rozpoznała, ale powiedziała dokładnie, jak się nazywa, i gdzie mieszka. Pamiętała także, że kuzyn odrzucił propozycję pracy w sklepie jej męża. Można przytoczyć tylko jeden krótki fragment rozmowy. Na pytanie, ilu braci miał jej mąż, Santi Dewi odpowiedziała, że tylko jednego, który nazywał się Jet, był słaby i chorowity, skarżył się na bóle pleców. I znów informacje podawane przez dziecko zgadzały się w stu procentach.

I wtedy rodzina Santi Dewi podjęła dramatyczną decyzję: postanowili doprowadzić do spotkania ich 9-letniej córki z jej byłym mężem.

Dziecko opisywało szczegółowo okoliczności swojej śmierci. Umarła w szpitalu podczas porodu. Ale w jej historii było jeszcze coś więcej: pamiętała także, co się z nią działo w przerwie między wcieleniami.

Chodzi w sumie o ponad rok. Ludżi Dewi zmarła podczas porodu 4 października 1925 roku, a na ziemię, już jako Santi Dewi, powróciła po roku, dwóch miesiącach i siedmiu dniach, 11 grudnia 1926 roku.

Opis jej pobytu w zaświatach jest tak fascynujący, że poświęcimy mu dzisiaj więcej czasu. Ale wróćmy do 34 roku, kiedy to do rodziny dziewczynki przybywa mężczyzna, którego ona uważa za swojego męża z poprzedniego wcielenia. Kedar Nat otrzymał list od swojego kuzyna. W liście kuzyn pisze: ta dziewczynka wie o tobie wszystko, a także wie wszystko o sprawach, które wydarzyły się w Mutrze. Przyjedź sam i przekonaj się na własne oczy.

Do Delhi Kedar Nat wybiera się razem ze swoją obecną żoną oraz synem z poprzedniego małżeństwa. Jeżeli informacje o ponownym wcieleniu jego nieżyjącej małżonki są prawdziwe, to właśnie ten chłopiec będzie jej synem.

Do Delhi przybył późnym wieczorem. Oto zapis wydarzeń, który znajduje się w raporcie specjalnej rządowej komisji badającej ten przypadek.

Kedar Nat był czterdziestoletnim mężczyzną. Na spotkanie z Santi Dewi postanowił przyjść w przebraniu. Postanowił przedstawić się jako własny kuzyn. Kiedy jednak wszedł do pokoju, dziewczynka natychmiast rozpoznała w nim swojego męża. Dokładnie pokazała, w którym miejscu ma bliznę po dawnym wypadku. Najbardziej wstrząsające było jej spotkanie z jej własnym synem. Tak długo na Ciebie czekałam – mówi szlochając – wreszcie przyszedłeś...

Kedar Nat jest w szoku. Siedząca naprzeciwko niego 9-letnia dziewczynka wie o nim wszystko, zna nawet najbardziej intymne szczegóły ich wspólnego życia. W pewnym momencie pyta, czy dotrzymał obietnicy danej jej na łożu śmierci. Kedar obiecał, że już się więcej nie ożeni. Mężczyzna zaczyna płakać, prosi o wybaczenie.

„Wybaczam Ci, bo Cię kocham” – odpowiada dziewczynka.

Jest jeszcze sprawa pieniędzy, która jest niezwykle przekonująca.

Tak, chodzi o to, że umierając Santi Dewi prosiła swojego męża, aby 150 rupii ofiarował na rzecz ich nowo narodzonego syna. Jednak Kedar Nat nie dotrzymał tej obietnicy. Santi Dewi dokładnie opisała skrytkę, gdzie jej rodzina trzymała pieniądze. O przypadku nie mogło być mowy.

Sprawą zainteresował się sam Mahatma Gandi. To na jego polecenie zostaje powołana specjalna rządowa komisja, która bada ten ewidentny dowód na istnienie reinkarnacji. Oto fragment wypowiedzi Santi Dewi, który został zaprotokołowany do sprawy.

W czasie porodu czułam się bardzo źle. Wszystko przez odłamek kości, który wbił mi się w stopę wiele lat wcześniej podczas pielgrzymki do Hadvardu i zaczął przemieszczać się w górę nogi. Lekarze tego nie rozpoznali, ale i ja nie byłam u żadnego specjalisty. Sprawa wyszła dopiero wtedy, kiedy operowano mnie przed porodem w szpitalu w Agrze. Wtedy powiedziano mi, że nie mam szans na urodzenie dziecka, jeżeli nie będę miała wcześniej operacji.

Warto powiedzieć, że wszystkie szczegóły zgadzały się, a mówiła to przecież 9-letnia dziewczynka.

Ojciec Santi Dewi jest niechętny wyjazdowi jego córki do domu jej byłego męża. Zgadza się dopiero na skutek osobistej prośby Mahatmy Gandiego. 24 listopada 1935 roku z Delhi wyrusza grupa piętnastu szanowanych w mieście osobistości wraz Santi Dewi. Do Mutri udaje im się dotrzeć w okolicach południa. Oto zapis wydarzeń

Tuż po wyjściu z wagonu dziewczynka podbiega do starszego mężczyzny, w którym rozpoznaje starszego brata swojego męża. Ten łapie się za głowę i mówi: mój Boże, a więc to jest prawda!

W trakcie drogi do domu Santi Dewi ze szczegółami opisuje każdą ulicę i sklep. Wreszcie grupa dociera do domu. Dziewczynka opisywała budynek jako żółty, tymczasem jest on biały. Po chwili konsternacji ktoś mówi, że budynek zawsze był żółty, ale ostatnio został przemalowany. Tego Santi Dewi nie mogła wiedzieć... W domu w Mutri Santi Dewi rozpoznaje przedmioty i domowników. Zna wszystkie zakamarki, wszystkie skrytki. W pewnym momencie pokazuje miejsce, gdzie była studnia. Po studni nie ma jednak ani śladu. Ktoś odsłania jednak kamień i pokazuje się wlot studni, o której zapomnieli wszyscy domownicy. Członkowie rządowej komisji wiedzą, że oto na ich oczach rozgrywa się coś wyjątkowego. Oto dowód na reinkarnację, wędrówkę dusz, o której od tysięcy lat opowiadają mędrcy i starożytne ludy. W swoim raporcie komisja określa przypadek Santi Dewi jako „ w pełni dowiedziony przypadek reinkarnacji”. O Santi Dewi zaczynają pisać europejskie gazety. Traktują ją jednak jako „indyjską ciekawostkę”.

Ta historia zawiera tysiące elementów, które mogą być traktowane jako dowody na prawdziwość przeżycia Santi Dewi Podczas zwiedzania domu w Mutri, lokator domu nagle zapytał Santi Dewi o to, gdzie znajduje się jai-zarur. W ten sposób w miejscowym żargonie nazywano łazienkę. Nikt, poza mieszkańcami miasta, nie zorientował się, o co chodzi. Miał to być rodzaj testu. Dziewczynka prawie natychmiast uśmiechnęła się i pobiegła do małych drzwi w korytarzu, gdzie była łazienka. Jeszcze przed otworzeniem tych drzwi szczegółowo opisała, co znajduje się w środku.

Kolejna sprawa to rozpoznawanie osób i pamiętanie przez dziewczynkę ich imion. Oto jedna ze scen, które znalazły się w rządowym raporcie.

Na ulicy Chaubych w Mahurze szedł 30-letni mężczyzna. Na jego widok Santi Dewi zaczęła radośnie podskakiwać, po czym rzuciła się mu na szyję. Zdumionym członkom komisji oświadczyła, że jest to jej brat, Nutura Nat.

Ładnie wyglądasz – powiedziała do niego Santi Dewi – czy pamiętasz, jak bardzo byliśmy do siebie podobni? I jak często śmialiśmy się z tego?

Mężczyzna nie mógł ukryć wzruszenia. Głośno dziękował Bogu za możliwość spotkania swojej siostry po tylu latach. Zadał dziewczynce kilka pytań dotyczących ich rodziny, ale odpowiadała na nie szybko i pewnie, wymieniała nazwiska, ulice i imiona. Kiedy 9-letnia dziewczynka udzielała odpowiedzi, zmieniała się jej twarz. Wyglądała wtedy niczym dorosła, doświadczona kobieta.

Ani jedna z udzielonych przez Santi Dewi informacji dotyczących okoliczności jej poprzedniego życia nie okazała się nieścisła. Dziewczynka zachowywała się jak dorosła kobieta. Wobec męża, Kedara Nata, Santi Dewi była powściągliwa, jak przystało na strzegącą obyczajów hinduską żonę. Natomiast w stosunku do syna to niespełna dziewięcioletnie dziecko okazywało uczucia macierzyńskie. Tuliła syna do piersi i płakała, mimo, że był on prawie jej rówieśnikiem.

Hinduska komisja wykluczyła, aby na dziecko ktoś wywierał presję na opowiadanie historii o poprzednim życiu, co więcej, rodzice stanowczo nakłaniali ją do wyrzucenia z pamięci wspomnień z poprzedniego życia, gdyż obawiali się o jej zdrowie. Odrzucono także możliwość zahipnotyzowania dziewczynki, gdyż i taki wariant brano pod uwagę. Znała ona tak intymne szczegóły życia swojego męża, że ten bardzo często prosił ją, aby przestała mówić, gdyż czuje się skrępowany.

Sięgnijmy jeszcze raz do raportu opisującego pobyt Santi Dewi w domu swojego męża z poprzedniego wcielenia. W pewnym momencie dziewczynka sama zaczęła oprowadzać po domu komisję i rodzinę.



Proszę bardzo, wchodźcie państwo. Jako mężatka tutaj spędzałam najwięcej czasu. Tutaj trzymałam moje tulsi, ozdoby, ubrania, no wszystko. A tutaj jest kuchnia... pokój sypialny. Tutaj stało moje łóźko, a teraz został po nim tylko ślad. A tu był mój ołtarzyk Kriszny, ale teraz ktoś go zabrał. Na tej ścianie wieszałam ubrania, a tutaj stały te skrzynie, które teraz są w przedpokoju. W tej szafie trzymałam moją biżuterię. O... jest tu nadal! A ten sznur pereł dostałam od Ciebie Kedar. Czyż nie jest piękny?

Warto powiedzieć, że w pewnym momencie Santi Dewi podniosła jedną z desek w podłodze, pod którą był tajemny schowek na pieniądze. Zapytała, gdzie znajduje się 150 rupii, które schowała dla syna. Zawstydzony mąż odpowiedział, że musiał je wydać na inny cel, i że bardzo ją za to przeprasza.

Wszystkie szczegóły zgadzały się co do joty. Santi Dewi odpowiadała tak precyzyjnie na pytania związane ze swoim życiem w domu, że uznano za bezcelowe dalsze sprawdzanie jej prawdomówności. Droga załogo nautilusa, najciekawsze dopiero przed wami. Przypadek reinkarnacji Santi Dewi jest o tyle ciekawy, że dokładnie pamięta ona okres pomiędzy wcieleniami. Dzięki jej opisowi możemy się dowiedzieć, co się z nami dzieje po śmierci.



Kiedy komisja rządowa wróciła do Delhi, na prośbę Mahatmy Gandiego powstał raport. Ustalono w nim, że reakcje Santi Dewi były autentyczne, zaś jej historia jest niezaprzeczalnym dowodem na istnienie reinkarnacji.

Raport ten opublikowano, ale także przekazano do analizy wielu znanym naukowcom. Żaden z nich jednak nie zdołał podważyć przedstawionych w nim dowodów.

I jeszcze jeden fragment tego raportu. Mówi Rang Bahadur, ojciec Santi Dewi z obecnego wcielenia:



Do czwartego roku życia Santi Dewi nie mówiła praktycznie nic, jakby wstydziła się swojej wiedzy. I nagle zaczęła opowiadać, że tak naprawdę jest mężatkom, ma syna i rodzinę w Mutri. Czteroletnie dziecko nagle oświadczyło, że jej rodzice nie są jej prawdziwymi rodzicami, jej dom nie jest jej prawdziwym domem i że tak naprawdę mieszka w mieście, o istnieniu którego nikt z nas wcześniej nie słyszał. W jaki sposób można nakłonić małą dziewczynkę do mówienia obcym dialektem i przekonywanie, że jest mężatką i ma syna? Kto mógłby dokonać takiego oszustwa, i po co?



O historii Santi Dewi było przez chwilę głośno nawet w chrześcijańskim, zachodnim świecie, ale przyszła druga wojna światowa i natychmiast o sprawie zapomniano. My jednak ustaliliśmy, co się z nią działo później.

Santi Dewi wróciła do szkoły, i wyrosła na spokojną, opanowaną kobietę. Z Kedarem Natem, swoim mężem z poprzedniego wcielenia, utrzymywała kontakt listowny, ale ich korespondencja ograniczała się do serdecznych pozdrowień. Traktowała go jak kogoś w rodzaju osobliwego krewnego. Po ukończeniu studiów powróciła do Delhi. Wtedy zresztą ku wielkiemu niezadowoleniu rodziców zdecydowała, że nigdy już nie wyjdzie za mąż.



Czuję się, jak wdowa. A według niepisanego prawa wdowa nie może powtórnie wychodzić za mąż. Zresztą nadal kocham swego męża, pamięć o nim jest dla mnie święta i nikt nie potrafiłby go zastąpić. Moja decyzja jest ostateczna.

Najbardziej ciekawy wydaje się jednak czas, który spędziła Santi Dewi w zaświatach. Mówiła o nim niechętnie, gdyż obawiała się, że ta wiedza nie jest dla zwykłych śmiertelników. Przełom nastąpił dopiero wtedy, kiedy szwedzki badacz Stur Lonerstrand spotkał się z Santi Dewi. Wtedy była ona już dojrzałą kobietą, i zgodziła opowiedzieć mu o świecie po śmierci fizycznego ciała.

Santi Dewi uważała, że poprzez swoje doświadczenie otrzymała klucz do poznania jednej z największych tajemnic świata. Dokładnie i szczegółowo zaczęła opisywać, co działo się z nią, gdy jako Ludżi Dewi zaczęła umierać podczas porodu.



Śmierć nie następuje tak szybko, jak to się ludziom wydaje. Najdłużej pozostaje zmysł powonienia. Nie chciałam umierać. Bez przerwy modliłam się do Kriszny i powtarzałam mantrę, aby pozostać na Ziemi. I był to mój wielki błąd, bo gdyby nie moje prośby, z pewnością podczas następnych narodzin nie pamiętałabym swojego wcześniejszego wcielenia. Leżałam w szpitalu i wiedziałam, że muszę umrzeć, ale wciąż kurczowo trzymałam się życia. Byłam cały czas świadoma tego, że przestaje bić moje serce. I nagle poczułam się wolna i nieskończenie pomniejszona. Czułam się, niczym punkt w przestrzeni. A jednocześnie był we mnie cały wszechświat. Otoczyły mnie istoty, które znałam i kochałam. Wszystko było jednością. Myślę, że gdyby tu, na ziemi, ludzie zrozumieli, jak bardzo jesteśmy ze sobą połączeni, to nie robiliby sobie nawzajem krzywdy. Po śmierci bowiem uświadamiamy sobie związki, których nie dostrzegaliśmy podczas życia.

Wiedziałam, że jest tam źródło nieskończonego dobra, niczym centralne słońce, którego nie widziałam, ale czułam, że istnieje. Nie byłam gotowa na połączenie z tym światłem, musiałam wracać na ziemię, aby dalej się uczyć. Mój rozwój nie był dokończony, taki bowiem jest sens wędrówki dusz, taki jest sens istnienia świata. Pamiętam wstąpienie w łono mojej matki, i potworny ból narodzin. Wiem, że kiedy znowu umrę, wrócę do tego cudownego światła. Nie boję się śmierci, bo ona nie istnieje...



Wielokrotnie zadawano Santi Dewi pytanie, dlaczego akurat ona pamiętała swoje wcześniejsze wcielenie.

Santi Dewi zawsze odpowiadała, że podczas śmierci prosiła Boga o to, aby pozwolił jej spotkać się z mężem w tym ziemskim świecie. Prośby jej zostały wysłuchane. „popełniłam błąd, za bardzo chciałam powrotu na ziemię” – mówiła. Ale Santi Dewi powiedziała także, że w życiu nie ma przypadku. Widocznie przez jej historię istota boska chciała dać ludziom informację o prawdzie o reinkarnacji, aby obudzić ludzi ze snu i trwania w niewiedzy.

Czytając relację z rozmów z Santi Dewi możemy dowiedzieć się wielu szczegółów dotyczących prawa cyklu narodzin i śmierci. Jeżeli jest tak naprawdę, to świat wygląda zupełnie inaczej, niż myślimy. A oto fragment jej wizji świata, wizji kobiety, która pamięta swój pobyt w zaświatach.



Na Ziemię powraca się do tego, kogo się kocha. Ludzie jednak bardzo często nienawidzą, a jest to wielki błąd. Od nienawiści się nie ucieknie, nie można uniknąć problemu, który mamy przed sobą. Zarówno szczęście jak i nieszczęście spotykają się ponownie. Nienawiść w zasadzie nie istnieje. Jest to raczej brak miłości, pustka oczekująca wypełnienia. Najlepszym sposobem niesienia pomocy innym miłość.

Człowiek powinien zrozumieć, że otaczają go miliardy istot. Życie jest w kamieniu, w ziemi, w roślinie. Jest to pewien rodzaj drzemki, półsnu. Nieświadome życie, związana energia. Kamień nie wie, co robi – może jedynie ulegać pewnym przeobrażeniom. Roślina zaczyna bardzo, bardzo mgliście pojmować. Zwierzę pojmuje bez możliwości zrozumienia związków. Człowiek rozumie, zdaje sobie sprawę ze związków i może na nie wpływać. Potrafi myśleć, zadawać pytania i udzielać na nie odpowiedzi. Wciąż jednak nie rozumie własnej jaźni, istoty swojego istnienia. Ludzie zachodu zagubili się w pogoni za pieniędzmi, za które chcą kupić szczęście i miłość. Chcą za wszystko płacić nie wiedząc, że raj noszą w sobie. Odrzucają duchowość z pogardą i obojętnością. Jest to bardzo smutne i godne ubolewania."


http://nautilus.org....artykul&id=2262
  • 3




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych