Mam do was, starsi userzy pytanie,
Jak to było z nauką w latach '80 i '90? Czy było wtedy tak "trudno" jak dziś, bo przecież nie było tak dużo źródeł informacji. Cały czas toczę z siostrą spory, że w tamtych czasach wcale nie było tak łatwo (chociaż, nie wiem jak to było ).
Istniały (i nadal istnieją biblioteki). I nauka była bardziej, że tak powiem, wszechstronna. Od czasów, gdy ja chodziłem do szkoły ciągle słyszę o okrajaniu materiału. Miałem tygodniowo 6 godzin polskiego i 6 matematyki. Ja dziś po 20 latach od ukończenia liceum, gdzie do orłów nie należałem jestem w stanie napisać pracę magisterską (o licencjackiej nie wspomnę) na każdy prawie temat z dowolnej dziedziny. Właśnie wczoraj za jedną dostałem 5 (to znaczy ktoś dostał, za to co ja napisałem).
Jeśli chodzi o naukę z dzisiejszego punktu widzenia na pewno było trudniej.
Czy ja wiem czy trudniej? Trzeba było umieć więcej rzeczy
Osób powtarzających klasę było naprawdę mało, bo bycie "spadochroniarzem" nie należało do zaszczytów, chociaż o "spadochroniarstwo" nie było trudno, bo "wyciąganie za uszy" na wniosek rodzica zdarzało się rzadko
Tu się z Tobą nie zgodzę. Chodziłem do podstawówki w II połowie lat 70. i na początku 80. I była jakaś dyrektywa, że należy zostawiać jak najmniej uczniów na drugi rok. Poza tym psuło to szkolne statystyki z których dyrektorzy byli rozliczani przez kuratorium i komitety dzielnicowe (miejskie, gminne) partii. Przez całe osiem lat podstawówki została na drugi rok z mojej klasy jedna osoba. A nie tak dawno byłem na spotkaniu klasowym i okazało się, że większość (nawet te najgorsze tumany) pokończyła studia.
Weźmy cukiernie - zapach z nich roznosił się po całej ulicy i nawet idąc z zawiązanymi oczami każdy wiedziałby, co mija
Teraz będzie offtopic
bo tu mi się przypomniał taki brzydki dowcip, który pamiętam z lat szkolnych:
przechodzi niewidomy staruszek koło sklepu rybnego i mówi: "a dzień dobry dziewczynki, dzień dobry"
Wracając jednak do tematu dyskusji.
jedną z rzeczy, którą dobrze zapamiętałem z podstawówki była nauczycielka od polskiego. Strasznie śmierdziała potem. Zresztą to była dość częsta przypadłość w społeczeństwie tamtego okresu. U mnie w szkole nie było nawet prysznica, a poza tym i tak nikt nie myślał o tym, żeby po WF choć się przebrać. Powiedzmy sobie szczerze, że higiena nie stała na wysokim poziomie. W liceum, które zacząłem w połowie lat 80. trochę się to już zmieniło na lepsze.
Kolejnym minusem tamtego okresu była indoktrynacja. Niektóre z moich prac klasowych z historii nigdy nie ujrzały światła dziennego. A na lekcjach PNOS (coś jak dziś WOS) udowadniano nam, że niemożliwe jest zjednoczenie się Niemiec kiedykolwiek.
Natomiast w kościołach były tłumy. Szczególnie młodzieży. Chodzenie do kościoła było wyrazem buntu przeciw ustrojowi. Wyobraźcie sobie, że cała moja klasa była ministrantami (chłopaki) lub bielankami (dziewczyny)? Wszyscy, prócz jednego. Bo jego ojciec był dyplomatą.
Co jeszcze mi się nie podobało w tamtych latach? Otóż chciałem paszport. Wtedy gdy ktoś dostawał paszport musiał oddać dowód i w ciągu 2 tygodni po powrocie z zagranicy trzeba było oddać paszport z powrotem i odebrać dowód. W trakcie starania się o paszport byłem przesłuchiwany, a może to tylko rozmowa była w biurze na ul Kruczej w Warszawie przez jakiegoś Pana majora - prawdopodobnie z UB. Wypytywał mnie o szkołę, kolegów, harcerstwo, rodzinę itp. Bardzo możliwe, że jestem w IPN jako TW, choć w sumie niczego na nikogo nie doniosłem. Ale bo to wiadomo co oni tam mają? No właśnie, harcerstwo. Kolejna sprawa. Udzielałem się dość aktywnie i w wieku 17 lat zostałem wybrany na członka komendy hufca (to na poziomie dzielnicy/gminy). Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że musiałem wcześniej być pozytywnie zaopiniowany przez komitet dzielnicowy PZPR. Choć do partii ani nie należałem, ani nawet należeć nie chciałem. Na dodatek moje poglądy (jak chyba większości w tamtym okresie) można by określić jako wywrotowe.
Teraz sprawa stanu wojennego. No cóż, byłem w VII klasie wtedy. Rzeczy które najbardziej pamiętam, to to, że w mojej szkole stacjonowało wojsko, i że z kumplami jeździliśmy na skotach (
Střední Kolový Obrněný Transportér - Średni Kołowy Transporter Opancerzony). Oczywiście wszyscy byliśmy bardzo happy, bo wojsko było w naszej szkole aż do końca stycznia i lekcje zaczęły się dopiero w połowie lutego po feriach. Cała ta polityczna otoczka nie obchodziła mnie wtedy zbytnio.
Ktoś tu napisał, że ponieważ nie płaciło się za wodę, mało się płaciło za prąd (za gaz niektórzy płacili) to upadł socjalizm. Nieprawda. Po pierwsze - to nie tak, że się nie płaciło. Było to wliczone w koszty czynszu. Tyle, że nie rozbijało się tego na mieszkanie, a na całe miasto, czy dzielnicę. I wszyscy w dzielnicy, czy w mieście płacili średnią. Zresztą socjalizm ma się bardzo dobrze w takich krajach jak Szwecja, Holandia, Kanada czy Niemcy. Upadł system zwany "demokracja ludową". Ale nie wchodźmy w politykę za bardzo.
Padło tu pytanie czy chciałbym wrócić do tamtego okresu? Tak. Byłem dzieckiem, nie musiałem o nic się martwić. Chciałbym. Ale chyba każdy chciałby wrócić do lat dzieciństwa? Jak to ktoś w innym temacie napisał: kiedyś trawa była bardziej zielona, a niebo bardziej niebieskie
Użytkownik Mishka edytował ten post 03.07.2010 - 02:34