Komentuj na forum
Historia ta jest jedną z pierwszych współczesnych historii mówiących o szczątkach starożytnej cywilizacji na środku Atlantyku. Zdarzenie to zostało szeroko udokumentowane w ówczesnej prasie. Wszystko znajdowało się także w dzienniku kapitańskim. Niestety dziennik ten spłonął wraz z biurem, w którym się znajdował w 1940 r. podczas jednego z nalotów na Londyn.
W marcu 1882 roku brytyjski parowiec – S.S. Jesmond – dowodzony przez kapitana Davida Robsona, o wyporności 1495 ton, wiozący ładunek suszonych owoców z Mesyny na Sycylii do Nowego Orleanu dokonał zaskakującego odkrycia. Około 200 mil na wschód od Madery i oraz 200 mil na południe od Azorów ( współrzędne 31 st 25 min N, 28 st 40 min W) załoga zwróciła uwagę na niezwykłe zamulenie oceanu, wkrótce pojawił się także gruby pokład tysięcy martwych ryb. Chwilę przedtem kapitan odnotował widoczną w oddali chmurę.
Następnego dnia został wcześnie obudzony przez wachtę. Po wyjściu na pokład ze zdziwieniem zobaczył na swoim kursie wyspę, oraz wulkan, z którego unosiły się chmury pyłu. Zdziwienie było tym większe, że według map na przestrzeni wielu setek mil nie powinno być żadnego lądu. Mapy wskazywały głębokość oceanu wahającą się od 2000 do 3000 sążni (sążeń – około 1,8 m), tymczasem pomiary wykonane przez załogę nagle wskazały jedynie 50 sążni, zaś około 12 mil od wyspy tylko 7 sążni. Postanowiono opuścić szalupę, którą kapitan wraz z kilkoma członkami załogi, nie bez trudności wylądowali na brzegu.
Niemal od razu ich oczom ukazał się przerażający widok. Cała wyspa pokryta była pumeksem i wulkanicznymi odpadkami. Ziemię przecinało wiele pęknięć i uskoków, jakby działały na nią jakieś potężne siły. Ale co najważniejsze na wyspie nie było śladów jakiegokolwiek życia, żadnych zwierząt, drzew, roślin, a nawet skrawka trawy czy mchu, jakby cały ten ląd dopiero wynurzył się z objęć oceanu. Nic nie zasłaniało widoku, więc załoga widziała rozległy płaskowyż, oraz majaczące w oddali dymiące góry.
Podczas eksploracji jeden z marynarzy przypadkowo natknął się na kamienny grot strzały. Podekscytowani odkryciem zaczęli kopać. Wkrótce powstał mała odkrywka. Na jej dnie znaleziono pozostałości czegoś przypominającego walący się mur. Odnaleziono także szereg artefaktów,
w tym: brązowe miecze, strzały i włócznie, pierścienie, młotki, podobizny zwierząt i ptaków oraz ludzkich twarzy, dwie urny z fragmentami kości oraz kamienny sarkofag z mumią w środku. Kapitan kazał załadować znaleziska na statek i odpłynął do Nowego Orleanu.
Na miejscu natychmiast zawiadomiono prasę o odkryciu. Kapitan z chęcią wystawiał odkryte przedmioty na widok publiczny. Rzeźbione głowy przypominały egipską sztukę, urny i wazy sferycznego kształtu miały na ściankach hieroglificzne inskrypcje, brązowa broń była tępa
i wyszczerbiona.
Po powrocie do portu w Liverpoolu wysłał znaleziska do British Museum w Londynie. Niestety od tamtej pory przedmioty te przepadły bez śladu. Muzeum nie przyznaje się do ich posiadania zaś jak już wspomniałem dziennik kapitański spłonął podczas II Wojny Światowej.
Nigdy więcej nie było raportów na temat tej tajemniczej wyspy, która pozostała jedynie we wspomnieniach Kapitana i członków załogi S.S. Jesmond. Jednakże Robson nie był jedynym, który złożył o niej raport. W tym samym czasie (raport złożono 1 Kwietnia 1882 r.) Kapitan James Newdick ze Szkunera Westbourne płynącego z Marsylii do Nowego Jorku zgłosił, że widział wyspę na współrzędnych 25 st 30 min N, 24 st W. Jeżeli współrzędne podane przez obu kapitanów były prawdziwe to wyspa miałaby rozmiary 20 x 30 mil. Aktywność wulkaniczna zdolna do podniesienia takiej wyspy zabiłaby ogromne ilości ryb tak jak to zgłosił Jesmond. O owych martwych rybach mówiły także raporty z wielu innych statków, opisywano to również w gazetach, w tym w New Jork Times.
Opracowanie i tłumaczenie: Logos
Paranormalne.pl
źródła:
http://www.teosofia....ocs/vol-6-4.pdf
http://www.fortuneci...190/jesmond.htm
Historia ta jest jedną z pierwszych współczesnych historii mówiących o szczątkach starożytnej cywilizacji na środku Atlantyku. Zdarzenie to zostało szeroko udokumentowane w ówczesnej prasie. Wszystko znajdowało się także w dzienniku kapitańskim. Niestety dziennik ten spłonął wraz z biurem, w którym się znajdował w 1940 r. podczas jednego z nalotów na Londyn.
W marcu 1882 roku brytyjski parowiec – S.S. Jesmond – dowodzony przez kapitana Davida Robsona, o wyporności 1495 ton, wiozący ładunek suszonych owoców z Mesyny na Sycylii do Nowego Orleanu dokonał zaskakującego odkrycia. Około 200 mil na wschód od Madery i oraz 200 mil na południe od Azorów ( współrzędne 31 st 25 min N, 28 st 40 min W) załoga zwróciła uwagę na niezwykłe zamulenie oceanu, wkrótce pojawił się także gruby pokład tysięcy martwych ryb. Chwilę przedtem kapitan odnotował widoczną w oddali chmurę.
Następnego dnia został wcześnie obudzony przez wachtę. Po wyjściu na pokład ze zdziwieniem zobaczył na swoim kursie wyspę, oraz wulkan, z którego unosiły się chmury pyłu. Zdziwienie było tym większe, że według map na przestrzeni wielu setek mil nie powinno być żadnego lądu. Mapy wskazywały głębokość oceanu wahającą się od 2000 do 3000 sążni (sążeń – około 1,8 m), tymczasem pomiary wykonane przez załogę nagle wskazały jedynie 50 sążni, zaś około 12 mil od wyspy tylko 7 sążni. Postanowiono opuścić szalupę, którą kapitan wraz z kilkoma członkami załogi, nie bez trudności wylądowali na brzegu.
Niemal od razu ich oczom ukazał się przerażający widok. Cała wyspa pokryta była pumeksem i wulkanicznymi odpadkami. Ziemię przecinało wiele pęknięć i uskoków, jakby działały na nią jakieś potężne siły. Ale co najważniejsze na wyspie nie było śladów jakiegokolwiek życia, żadnych zwierząt, drzew, roślin, a nawet skrawka trawy czy mchu, jakby cały ten ląd dopiero wynurzył się z objęć oceanu. Nic nie zasłaniało widoku, więc załoga widziała rozległy płaskowyż, oraz majaczące w oddali dymiące góry.
Podczas eksploracji jeden z marynarzy przypadkowo natknął się na kamienny grot strzały. Podekscytowani odkryciem zaczęli kopać. Wkrótce powstał mała odkrywka. Na jej dnie znaleziono pozostałości czegoś przypominającego walący się mur. Odnaleziono także szereg artefaktów,
w tym: brązowe miecze, strzały i włócznie, pierścienie, młotki, podobizny zwierząt i ptaków oraz ludzkich twarzy, dwie urny z fragmentami kości oraz kamienny sarkofag z mumią w środku. Kapitan kazał załadować znaleziska na statek i odpłynął do Nowego Orleanu.
Na miejscu natychmiast zawiadomiono prasę o odkryciu. Kapitan z chęcią wystawiał odkryte przedmioty na widok publiczny. Rzeźbione głowy przypominały egipską sztukę, urny i wazy sferycznego kształtu miały na ściankach hieroglificzne inskrypcje, brązowa broń była tępa
i wyszczerbiona.
Po powrocie do portu w Liverpoolu wysłał znaleziska do British Museum w Londynie. Niestety od tamtej pory przedmioty te przepadły bez śladu. Muzeum nie przyznaje się do ich posiadania zaś jak już wspomniałem dziennik kapitański spłonął podczas II Wojny Światowej.
Nigdy więcej nie było raportów na temat tej tajemniczej wyspy, która pozostała jedynie we wspomnieniach Kapitana i członków załogi S.S. Jesmond. Jednakże Robson nie był jedynym, który złożył o niej raport. W tym samym czasie (raport złożono 1 Kwietnia 1882 r.) Kapitan James Newdick ze Szkunera Westbourne płynącego z Marsylii do Nowego Jorku zgłosił, że widział wyspę na współrzędnych 25 st 30 min N, 24 st W. Jeżeli współrzędne podane przez obu kapitanów były prawdziwe to wyspa miałaby rozmiary 20 x 30 mil. Aktywność wulkaniczna zdolna do podniesienia takiej wyspy zabiłaby ogromne ilości ryb tak jak to zgłosił Jesmond. O owych martwych rybach mówiły także raporty z wielu innych statków, opisywano to również w gazetach, w tym w New Jork Times.
Opracowanie i tłumaczenie: Logos
Paranormalne.pl
źródła:
http://www.teosofia....ocs/vol-6-4.pdf
http://www.fortuneci...190/jesmond.htm