Napisano
31.07.2007 - 01:49
Specjalnie szukałam tego tematu, bo interesuje mnie wyjątkowo. Sama mam powtarzające się sny, lecz chyba nie tak jak opowiadacie, więc nie wiem czy to można nazwać powtarzającym się snem.. i chyba zwątpiłam czy o tym w ogóle pisać, chyba jednak warto po próbie odnalezienia tematu pokrewnego.
Moje powtarzające się sny, jeśli można tak to ująć, nie posiadają identycznej scenerii i sposobu przebiegu, natomiast opowiadają o tym samym. Do pewnego momentu, a raczej wieku, były to sny jak ja to ujmuję o "nieskończoności". Trundo to opisać. Przykładowo wykonywanie zadania we śnie, które jest niemożliwe do wykonania w mojej świadomości, sceneria nie ma w zasadzie znaczenia(była komiczna wręcz), gdyż odczucia i emocje są identyczne. Przerażliwy lęk przed niewiadomym, nieskończonym, niemożliwym, lęk nie do opisania. Poczucie zapętlenia w sytuacji bez wyjścia(poszukiwałam odzwierciedlenia w życiowej sytuacji - problemów, które mnie przerastały itp.). Sny były rzadkie, raz na 2-3 miesiące, czasem rzadziej, jednak powtórzyły sie one conajmniej kilkanaście razy w moim życiu. Potem był długi okres "nieśnienia"(parę lat). Niestety forma powracających snów zaczęła się od nowa. Znowóż sceneria każdego snu była inna lecz sen opowiadał o tym samym. I tutaj , hmm, obawiam się Was, ponieważ przeczytałam wiele wątków na tym forum od wczoraj i znam Wasz sceptycyzm. Znam również swoją racjonalną stronę i trochę obawiam się wyśmiania. Cóż, do odważnych śwat należy. Mianowicie śni mi się wybuch bomby nuklearnej. Przykrym jest uczucie w tym śnie, że wiem o nadchodzącym końcu jakby wcześniej od wszystkich ludzi otaczających mnie we śnie, ale nie mogę nic zrobić, nie mogę pomóc im,i nie dlatego, że nie potrafię działać, ale dlatego , że wiem ,że już nic nie da się zrobić. Sama jednak odczuwam, iż jestem gotowa na to co nastąpi i wyjątkowo spokojna, siedzi we mnie tylko żal, że nie mogę temu zapobiec. Staram się podejmować optymalne i racjonalne decyzje we śnie typu - przykładowo - czy ratować matkę czy pozostać tu gdzie jestem trzymając za rękę najbliższego człowieka by poczuć ludzkie ciepło przed unicestwieniem. Wszystkiego jestem w pełni świadoma i wyjątkowo trzeźwa, kalkulując nawet sekundy, które pozostały i decydując się na najbardziej racjonalne wyjście. Zawsze trwam do końca, tak jakby umieram ostatnia. Raz nawet czułam pierwszy podmuch, w tej samej sekundzie będąc świadomą, że dalej nic nie poczuję. Czasem jest to wielki samolot nadciągający na niebie. Czasem, zależy od tego, gdzie się znajduję we śnie, nie widzę pochodzenia - początku, ale zaczynam widzieć ludzi umierających np. na jakiejś hali fabrycznej często, jestem wśród nich. Raz sen zaczął się od tego, że stałam w oknie i widziałam podchodzącą wodę przynoszącą ludzkie ciała i wiedziałam, że nadchodzi koniec. To jest tak wielki smutek, że aż serce pęka. Kilka razy obudziłam się z płaczem. Nie histerycznym, ani nie było to gwałtowne przebudzenie. Po prostu otwierałam spokojnie oczy w środku nocy, a po twarzy ciekły mi łzy. Nigdy nie wracam do tego snu po ponownym zaśnięciu. Tym snom towarzyszy uczucie irracjonalnego niepokoju, czasem przed, czasem na następny dzień po przebudzeniu. Nie wiem kiedy i w jaki sposób mija, ale mija. Ten stan jest zauważalny dla moich bliskich, lecz niestety nie potrafię wyjaśnić im jego pochodzenia. No coż. Nie wnikałam, opisując to, za bardzo w szczególy, bo i tak, moim zdaniem, zbytnio się rozpisałam. Jeśli ktoś będzie chciał poznać szczegóły to opowiem.
Nie byłam z tym u psychologa, choć może powinnam. Dobrą wiadomością jest, że juz nie miewam tych snów od ok. 1,5 roku. Gdy występowały, powtarzały się one w cyklach ok 3-6 miesięcy. Dodam tylko, że moje życie nie ulegało specjalnym zmianom i nie uległo dziś, ani emocjonalnym , ani jeśli chodzi o tzw. stopę życiową, więc nie umiem tego powiązać z moim stanem psychofizycznym wtedy ani teraz.
Pozdrawiam.