Krzysztof Jackowski - zajmuje się jasnowidzeniem. Zasłynął ze współpracy z policją i udziału w programie telewizyjnym "Eksperyment jasnowidz" emitowanym od października 2004 w telewizji Polsat. Specjalizuje się w poszukiwaniu ciał zaginionych osób. Utrzymuje, że w ciągu piętnastu lat rozwiązał 600 spraw kryminalnych. Z jego usług korzystało wiele znanych osób. Fundacja Nautilus uważa również, że posiada on inne zdolności paranormalne w tym telekinezę.
Po ukończeniu szkoły zawodowej pracował jako tokarz. Ożenił się w wieku 21 lat, mieszka w Człuchowie z żoną i dwójką dzieci.
Wstąpił do Samoobrony w roku 2003 po tym, kiedy posłanka Danuta Hojarska, szefowa pomorskiego oddziału partii, poprosiła go o pomoc w odnalezieniu zaginionego męża. Samoobrona przyznała mu tytuł honorowego członka partii.
W kwietniu 2004 zapowiedział, że zdobędzie nagrodę fundacji Randiego by udowodnić swoje zdolności. W odpowiedzi na zgłoszenie wysłane w imieniu Krzysztofa Jackowskiego James Randi odparł, że zgłaszający powinien osobiście przysłać zgłoszenie i sam dostarczyć odpowiednie materiały do wstępnego testu, a jego fundacja przysyła jedynie obserwatora.
Więcej o tym.Zamierza też wystąpić na drogę sądową przeciwko Komendzie Głównej Policji, która w 2001 wydała raport stwierdzający, że nie jest możliwe określenie miejsca znajdowania się zwłok lub żywej osoby na podstawie opinii jasnowidza. W tym celu gromadzi dokumentację prowadzonych przez siebie spraw.
Więcej o tym. WYWIAD NR.1 (AUDIO)
LINK WYWIAD NR.2
Część wywiadu z założycielem Fundacji NAUTILUS na temat największego obecnie jasnowidza w Polsce.
Anna Górska (AG):
Robert Bernatowicz (RB):
AG: Często Pan wspomina w wywiadach o Jackowskim, wiem, że w Pana książce też będzie o nim sporo. Co takiego jest w tym mieszkańcu Człuchowa?
RB: Bo to jest tak – spotyka Pani w życiu wiele osób. I niektórzy wydają być się dla Pani ważniejsi, inni mówią, że są mądrzejsi, lepiej ustawieni i tak dalej. Ale proszę zwrócić uwagę, że na swojej drodze życia spotyka też Pani osoby, z których emanuje niezwykła siła. One nic nie muszą mówić, nie muszą być dowcipne, atrakcyjnie ubrane, obyte i wykształcone – to w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Ta siła bije od nich z innego poziomu, przez inny kanał... To jest coś, co nazywa się siłą duszy lub ducha, albo duchowością. Co z tego, że ktoś non-stop plecie, pisze i trąbi o swoim wielkim rozwoju duchowym, skoro... Wytłumaczę to Pani na przykładzie. Proszę od czasu do czasu poobserwować jakąś zbiorowość w sali. Zdarza się, że nagle „ktoś” wchodzi do sali i wszyscy milkną. I nie jest to wcale osoba atrakcyjna fizycznie ani nie zachowuje się w żaden szczególny sposób. Ludzie milkną, bo intuicyjnie czują, że wszedł ktoś wyjątkowy. Tak działa aura, tak działa ta moc, której się nie kupi za żadne pieniądze i która budzi tyle zawiści i zazdrości u ludzi jej pozbawionych... Taką siłę ma Krzysztof Jackowski. Ona z niego wręcz bije.
AG: Kiedy Pan go spotkał pierwszy raz?
RB: To był początek lat 90-tych. Przyjechałem do Człuchowa, aby nagrać o nim materiał do Radia ZET, jeszcze nawet nie prowadziłem Nautilusa. Przeczytałem gdzieś przedruk z małej lokalnej gazety o człowieku obdarzonym talentem jasnowidczym. Zaproponowałem reportaż i redakcja zgodziła się. Jechałem bez wielkich nadziei i emocji, ot, kolejny temat. Ale już pierwsze sekundy w Człuchowie dały mi znak, że mam do czynienia z fenomenem...
AG: ...co się stało?
RB: W pierwszych słowach opisał mi, co się działo podczas podróży, że miałem awarię samochodu i tak dalej. Nie było szans, żeby mógł się w jakikolwiek sposób dowiedzieć, że miałem awarię silnika... w głowie mi się to nie mieściło. Podawał szczegóły, opisywał miejsce, gdzie popsuł mi się samochód, a nawet warsztat, gdzie został zreperowany. Wystraszyłem się nie na żarty!
AG: Czy wcześniej spotkał Pan jakiegoś jasnowidza, czy to był pierwszy raz?
RB: To był pierwszy raz. Spotykałem takich tam, co mówili, że mogą odczytać przyszłość lub przeszłość, ale co innego mówić, a co innego naprawdę... w każdym razie pierwsze spotkanie z Jackowskim było jak uderzenie obuchem w łeb.
AG: Jakie zrobił na Panu wrażenie?
RB: Po pierwsze papierosy. Odpalał jednego od drugiego. Wtedy miał też większą tuszę niż teraz, dłuższe włosy. No i ten głos, ma coś w głosie, głos niepokoi, zapada w pamięć. Bo widzi Pani, głos człowieka jest bardzo ważny. On czasami jest sygnałem do tego, że spotkała Pani tego „Kogoś”. Warto się wsłuchiwać w głos i patrzeć w twarz. Twarz to zwierciadło duszy, a twarz Jackowskiego jest intrygująca. Ciekawe, że coraz bardziej Jackowski upodabnia się do tybetańskiego mnicha. Może powinien zostać mnichem? Jego talent pochodzi od Boga, on daje taką moc tylko wybranym. Kto wie, co się z nim stanie w przyszłości...
AG: Mówi Pan z taką pewnością o jego talencie do jasnowidzenia, a może ulega Pan złudzeniu, może Pana oszukał. Myślał Pan o tym?
RB: Znam człowieka tyle lat, a Pani mówi, że mnie oszukał... (śmiech) Opowiem Pani jedną historię. Zdarzało mi się, że do Jackowskiego zabierałem przyjaciół, aby mogli na własne oczy przekonać się, że to co mówię o nim od lat jest prawdą. Kiedyś przyjechałem z moją znajomą, która szukała zakopanych przedmiotów. Równie dobrze mogła szukać męża, dzieci lub ukradzionego samochodu. W trakcie spotkania Jackowski poprosił ją o okulary, zaczął je wąchać, przykładać do czoła. Potem wziął kartkę papieru i coś napisał. Kiedy przeczytałem tekst po prostu ugięły się pode mną nogi. „Chodzi o zakopane cenne przedmioty. Człowiek, który je zakopał nie żyje. Był ze wschodu.” Wszystko zgadzało się co do joty.
AG: Pytał go Pan, jak to zrobił?
RB: Tak, od razu go o to spytałem. Powiedział, że to jest prosta sprawa, bo on z tych okularów „wyciągnął myśli tej kobiety”. Rozumie Pani? W każdym przedmiocie, który posiadamy, są w jakiś sposób zakodowane nasze myśli, także nasze losy. Wystarczy mieć moc i może Pani czytać jak z książki.
AG: To niesłychane. Czy mu się to zawsze udaje?
RB: Nie wiem, czy zawsze, ale wyraźnie nie sprawia mu to żadnego problemu. Zwracam Pani uwagę, że dotyczy to tego, co się już zdarzyło. Przewidywanie przyszłości to inna sprawa, Jackowski robi to zupełnie inaczej...
AG: Zaraz do tego przejdziemy, ale najpierw muszę Pana zapytać o jego występy w Japonii. W polskiej prasie była wzmianka, że podobno odniósł tam sukces, że kogoś odnalazł. Czy to prawda?
RB: Jackowski podbił Japonię. Nie ukrywam, że mam wiele satysfakcji, bo w sumie to ja go poleciłem telewizji japońskiej. Wiedziałem, że rzuci ich na kolana.
AG: Proszę opowiedzieć!
RB: Mój znajomy z japońskiej telewizji poprosił mnie, abym wybrał jakiś temat dla takiego programu w Japonii, w którym są dziwne historie i niezwykli ludzie. Najpierw pojechali do Człuchowa, ale tam Jackowski wyciął im jakiś numer, mówili o tym potem w Japonii. I wtedy wpadli na ten szalony pomysł pojedynku jasnowidzów.
AG: Pojedynku?
RB: A tak. Pomysł był prosty. Do Tokio przyjeżdża dwóch najlepszych na świecie jasnowidzów, Krzysztof Jackowski z Polski i jakiś Amerykanin. Mieszkają w dwóch różnych dzielnicach, nie wiedzą nic o sobie. Dostają tę samą sprawę do wyjaśnienia, a spotykają się dopiero podczas nagrywania programu. Dobry pomysł, prawda? I tak zrobili. Jackowski poleciał do Japonii, został zakwaterowany w hotelu. Powiedzieli mu tylko tyle, że będzie się zajmował sprawą zabójstwa rodziny Noriko. To był makabryczny mord, ktoś mieczem samurajskim zaszlachtował piątkę ludzi... Od lat śledztwo było w martwym punkcie. Jasnowidz z Ameryki zażądał dostępu do akt, jak największej ilości zdjęć, zeznań świadków i tak dalej. Krzysztof Jackowski miał tylko jedną prośbę, która zresztą wprawiła w zdumienie ekipę japońskiej telewizji...
AG: Proszę mówić dalej!
RB: ...poprosił o trochę ziemi w woreczku. Ziemi wykopanej tuż przy domu, gdzie dokonano morderstwa. Japończycy kompletnie zgłupieli, ale spełnili jego prośbę. Dodam, że wszystko się działo w nocy, tuż po przylocie Jackowskiego do Japonii! Jackowski wziął woreczek z ziemią, zaczął wąchać, przykładać sobie do czoła i nagle powiedział: „ubierajcie się, idziemy do tego domu!”. Opis tego wydarzenia znam od tłumacza, który mu tam towarzyszył. Wyglądało to jak w czeskiej komedii: Jackowski z woreczkiem w ręku przemierza samotnie miasto, a za nim samochodem podążą ekipa z kamerami co i rusz naruszając przepisy. Dobrze, że była noc... Po godzinie wszyscy stali przed domem, gdzie dokonano morderstwa.
AG: Niesamowite... A może wiedział z gazet, gdzie jest ten dom?
RB: Jakich gazet, japońskich sprzed 10 lat? Nonsens. A przy okazji – jak będzie Pani w Tokio proszę spróbować trafić bez mapy do hotelu oddalonego o 1000 metrów. Szanse ma Pani mnie więcej takie, jak 10 razy z rzędu obstawić prawidłowe numery na ruletce! Nie ma o czym mówić, Japończycy po prostu nie wiedzieli, co robić. Talent Polaka z Człuchowa przerósł ich wyobraźnię. No a potem było już tylko gorzej i gorzej, bo Jackowski zaczął mówić. I wtedy pojawił się problem...
AG: Co mówił?
RB: Zaczął opisywać szczegóły zbrodni, nawet te najmniejsze. Jak napastnik wszedł do środka, co czuł, kogo z rodziny Noriko uderzył jako pierwszego, a nawet gdzie zaparkował samochód. Było tak, jakby miał przed sobą otwarte akta śledztwa. Kiedy Jackowski wejdzie w fazę takiej mocy, to może wszystko. Wiem coś o tym. Zaproponował ekipie, że zaprowadzi ich do mordercy, tam, gdzie mieszka. I wtedy Japończycy przestraszyli się nie na żarty!
AG: Dlaczego? Przecież mogli w ten sposób schwytać mordercę!
RB: Pani redaktor, Japonia to demokratyczne państwo, tam prawo jest przestrzegane. Ta sytuacja ich przerosła, zaczęli pracować prawnicy, co z tym fantem zrobić. Wyraźnie myśleli, że Jackowski będzie jak ten pajac z Ameryki. Widowiskowe wizje, postękiwanie, na koniec mętne słowa i wymądrzania się. Nic z tego – Jackowski wali prosto w pysk. I nie jakieś tam wersje, tylko mówi „to było tak i tak, ten gość zabijał tak i tak, a teraz jest tam i tam”. Wierzę, że jak ktoś ma słabe nerwy, to może tego nie wytrzymać. Sam byłem świadkiem takiej sceny...
AG: Ale co dalej z tym morderstwem w Japonii? Wygrał ten pojedynek z Amerykaninem?
RB: Pojedynku wreszcie nie było, to Amerykanin się wycofał w popłochu. Został sam Jackowski. Program pobił wszelkie rekordy popularności, nasz najlepszy jasnowidz został bohaterem. Jest jednak pewna okoliczność tej historii, o której mało kto wie. Pierwszej nocy do hotelu, gdzie mieszkał Jackowski, przyszedł duch jednej z zamordowanych osób. Jackowski zdenerwował się nie na żarty!
AG: Pan mówi poważnie, czy ze mnie żartuje?
RB: Nie mam dziś nastroju na żarty. Po powrocie do hotelu w pokoju Jackowskiego zaczęły się przemieszczać przedmioty. Duch jednej z ofiar chciał zmobilizować Jackowskiego do szybszego działania i wskazania mordercy. Jackowski spał w pokoju ze swoimi dziećmi. Kiedy przedmioty zaczęły się przemieszczać w pokoju, dzieciaki zaczęły krzyczeć. Jackowski rzucił się do windy, a tam nieznana siła zaczęła wciskać wszystkie możliwe guziki.... tę noc rodzina Jackowskich spędziła w holu hotelu. Jasnowidz od razu wiedział, kto do niego przyszedł i po co. To się czasami zdarza, ale on tego wyraźnie nie lubi. Trudno mu się dziwić zresztą...
AG: Czy prosił go Pan o numery totka?
RB: Nawet Pani nie przypuszcza, ile osób go o to pyta... Rozmawiałem z nim kiedyś o tym, ale on stanowczo odpowiedział, że odgadnięcie numerów totka jest poza jego zasięgiem. I podaje nawet ciekawe wyjaśnienie. Twierdzi bowiem, że wygrana szóstki w totka mogłaby sprawić, że dramatycznie zmieniłby się jego los. Może nawet odechciało by mu się robić wizje... Jackowski wierzy w Boga. Tłumaczy, że Bóg dał mu ten dar, ale narzucił pewne reguły gry. Ciekawe, że nie może dojrzeć własnej przyszłości... To typowe dla wielkich jasnowidzów, że widzą przyszłość innych, a nie widzą swojej. To go tylko uwiarygodnia.
AG: A właśnie, miałam zapytać o widzenie przyszłości. Cały czas Pan mówi o tym, że Jackowski prawidłowo odgadł, jak coś się „zdarzyło”. A czy on może zobaczyć także przyszłość?
RB: Bez problemu i powiem Pani więcej – ten talent u niego zaczyna przybierać na sile. Identycznie miał Stefan Ossowiecki, który najpierw miał wizje dotyczące przeszłości, a potem coraz bardziej widział przyszłe zdarzenia. O przypadkach jasnowidzenia przyszłych zdarzeń w wykonaniu Jackowskiego mógłbym opowiadać godzinami...
AG: Proszę opowiedzieć jakiś przykład, moi czytelnicy by mi tego nie darowali, panie Robercie...
RB: Dobrze. Czy wie Pani, że Jackowski odegrał fenomenalną rolę w historii związanej z kręgami zbożowymi w Wylatowie?
AG: Przewidział, że tam powstaną?
RB: ...nawet wskazał pole, gdzie będą kręgi! Jackowski opowiada bardzo ciekawe rzeczy o UFO. Sam widział taki obiekt, podobnie jak ja wierzy, że... Ale opowiem Pani historię, która po prostu ścięła mnie z nóg. I gdyby nie to, że mówił ją w obecności świadków, to nie wiem czy sam bym w to uwierzył. Kiedyś przyjechałem do niego z kamieniem, który według świadków miał zostać pozostawiony przez obiekt UFO. Kamień był zapakowany w szczelne pudełko, jasnowidz nie miał pojęcia, co jest w środku. Wziął do ręki pudełko i praktycznie natychmiast zaczął opisywać miejsce, gdzie ten kamień został znaleziony, a następnie obiekt, który go pozostawił. Mówił nawet o jego napędzie, że jest tam szybko poruszająca się rtęć. Na koniec zaczął wypowiadać słowa w niezrozumiałym języku... nawet teraz, jak przypomnę sobie ten moment, to zaczynają mi chodzić ciarki po krzyżu. Ale najciekawiej było na sam koniec mojego pobytu w domu Jackowskiego. Wtedy, a było to wiosną 2003 roku Jackowski zaczął w pewnym momencie opisywać, co się będzie działo w Wylatowie, mówił o konkretnych osobach, wydarzeniach, o których nie mógł mieć pojęcia. Opisałem to w mojej książce. Myślę, że dla wielu osób będzie to szok, zwłaszcza dla moich przyjaciół z Bazy Nautilusa... Ja w każdym razie po tym, co mówił Jackowski uważam, że ten dziwny człowiek potrafi przewidzieć nawet najdrobniejsze szczegóły dotyczące przyszłości, a także wiernie opisać osoby, które będą w danym wydarzeniu uczestniczyć. Ich prawdziwe intencje, charaktery, jakieś kompleksy, skrywaną głęboko zawiść... jak on to robi – nie mam pojęcia.
AG: Obiecał mi Pan wspomnieć o tym, jak jasnowidz coś Panu zrobił i Pan sam przez jakiś czas miał wizje, dobrze mówię?
RB: No tak, ale... naprawdę mówiłem Pani o tym?
AG: Tak, wspomniał Pan przez telefon. Jak to było?
RB: Fakt, chyba rzeczywiście coś takiego powiedziałem... To było wiele lat temu. Jak zawsze przyjechałem do niego do Człuchowa, ale on był jakiś dziwny, tak jakby chciał mi coś powiedzieć, tylko nie wiedział jak. I wtedy postawił krzesło pośrodku pokoju i powiedział: siadaj i zamknij oczy!
AG: I zrobił Pan to?
RB: Byłem tak zaskoczony, że to zrobiłem. Wiem, że stał za moimi plecami w całkowitym milczeniu. Chyba trzymał ręce nad moją głową, ale pewien nie jestem. Trwało to kilka minut, po czym powiedział: „Już koniec, możesz otworzyć oczy.” Zapytałem go, co mi zrobił, ale on tylko się uśmiechał i coś tam napomknął, że na jakiś czas otworzył mi kanał czy coś takiego. W każdym razie zaczęło się to po moim powrocie do Warszawy.
AG: Co się zaczęło?
RB: Trudno mi o tym mówić, bo... to było jak błysk flesza przelatujący przez moją głowę. Nagle w moim umyśle pojawiła się osoba, której nie widziałem od czasu mojej obrony dyplomu na uniwerku, a którą kilka godzin po tym fleszu spotykałem w sklepie. To było niesamowite. Zacząłem rozumieć, na czym polegają te jego wizje... coś mi odblokował. Następnego dnia chyba dzięki temu ocaliłem życie...
AG: O czym Pan mówi?
RB: Redakcja Radia ZET była na ulicy Pięknej w Warszawie. Siedziałem do późna w nocy przygotowując się do programu, który prowadziłem, który nazywał się „O tym mówi świat”, zdaje się że tematem tej audycji miał być reżim Fidela Castro. Pamiętam, że... nieważne. W każdym razie miałem wtedy nowego zielonego Fiata Brava, który zaparkowałem tuż pod redakcją. Była noc, pusto na ulicach, ruszyłem bardzo ostro w kierunku ulicy Chałubińskiego. Przed sobą miałem zielone światło na skrzyżowaniu Piękna/Emilii Plater, wszędzie wysokie budynki, nie widać czy ktoś jedzie po prostopadłej ulicy czy nie, ale miałem zielone światło, ostro przyspieszałem... I wtedy pojawił się ten niezwykły wspomniany błysk, po prostu zobaczyłem w mojej głowie samochód, był tak wyraźny, wydawało mi się, że... trudno mi znaleźć właściwe słowo... ale tak, jestem pewien, że w tym jednym ułamku sekundy zobaczyłem dwoje ludzi siedzących na przednim siedzeniu. Całowali się podczas jazdy, tak potem sobie to przypominałem... I naprawdę bez racjonalnego powodu wcisnąłem z całej siły pedał hamulca, zatrzymałem się z piskiem opon pośrodku skrzyżowania. Przede mną z ogromną prędkością przeleciał potężny Jeep, pamiętam przerażoną twarz kierowcy, który wleciał na skrzyżowanie na czerwonym świetle pędząc z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę... Wiem, że nawet nie zdążył wcisnąć pedał hamulca, nie wyszedłbym z tego wypadku. Gdyby nie ta niezwykła wizja, to...
AG: Czyli Jackowski w pewien sposób uratował Panu życie?
RB: No comments.
AG: Czy te wizje, o których Pan wspomniał, czy ma Pan je cały czas?
RB: Nie. Skończyły się tak samo szybko jak się zaczęły. Powiedzmy, że to było najdziwniejsze 48 godzin w moim życiu.
AG: Mówił Pan o tym Jackowskiemu?
RB: Nie mówiłem. Czasami zastanawiam się, na ile on kontroluje to, co robi. Czy ma świadomość, jakie konsekwencje mają jego czyny. Obaj zresztą w tym jesteśmy podobni, bo to, co robimy, wpływa na tysiące, jeśli nie miliony osób w Polsce... Podobieństw jest zresztą więcej, ale dość o tym. Mój czas dobiega końca. Czy ma Pani jeszcze jakieś pytanie?
AG: Nawet Pan nie przypuszcza, ile mam pytań! Mówił coś o Pana przyszłości?
RB: Tak, bardzo dokładnie. To, co powiedział, bardzo mnie zmotywowało do działania. No cóż, czekają nas wspaniałe czasy, wielkie zmiany...
AG: Widzę po moich znajomych, jak bardzo popularny jest Wasz serwis internetowy i w ogóle jaki sukces odniosła Fundacja NAUTILUS. Czy kilka lat temu Jackowski mówił Panu o tym?
RB: Mówił. Zresztą on się bardzo identyfikuje z nami, powtarza, że „jest z naszej bandy”... (śmiech) Ale to wszystko to jedynie wstęp do naprawdę dużej historii. Będzie moment, kiedy wspólnie zagramy w jednej drużynie. Wizja tego, co się będzie działo w przyszłości jest tak fascynująca, że... Chociaż oczywiście proszę pamiętać, że wizja ma to do siebie, że jest tylko jedną z możliwych wersji wydarzeń, nie musi się wcale sprawdzić. Może, ale nie musi. To też pokazuje jakąś zagadkę związaną z czasoprzestrzenią. Lecąca piłka może rozbić szybę, ale może się też od niej odbić... Dwie wersje, obie prawdopodobne. I jedna, i druga pociąga za sobą cały ciąg wydarzeń, które doprowadzają do zupełnie innego finału. I musi być coś, co decyduje o tym, czy szyba wytrzyma, czy też rozleci się na milion kawałków. I tak dochodzimy do mistyki, wpływu absolutu na nasze życie. Ciekawe, prawda?
AG: Pan wydaje się być bardzo szczęśliwym człowiekiem. Czy to dlatego, że zna Pan swoją przyszłość?
RB: To nie tak, że znam przyszłość... Znam wersję przyszłości, a to nie to samo. A szczęście? Proszę Pani, do bycia szczęśliwym niepotrzebna jest wiedza, co się wydarzy. Po co to Pani? Już Budda nauczał ludzi, że ważne jest tylko „tu i teraz”. Nie ma przyszłości ani przeszłości, po prostu nie ma. Moi przyjaciele wiedzą, że moją drugą pasją jest historia ubiegłego wieku, najbardziej krwawy i nikczemny okres w dziejach kuli ziemskiej. I czytałem o ludziach, którzy byli przetrzymywani w obozach, bez nadziei, a jednak potrafili zachować godność i być szczęśliwym.
Inne teksty dotyczące Krzysztofa Jackowskiego
LINKŹródła: Nautilus.org.pl, Wikipedia.org.