Artykuł o czasie, wg mnie całkiem ciekawy:
"Postanowiłem napisać coś o czasie, ale zdaje się, że znacznie temat ten przewyższa moją wiedzę i zdolność zrozumienia zagadnienia. Z góry wiec uprzedzam, że po pierwsze tylko „liznę” temat, po drugie wybiorę tylko niektóre zagadnienia czasu, a po trzecie napisze to, co ja myślę na ten temat, co niestety wcale nie gwarantuje, że będzie to prawda, albo, że będzie to miało sens. Ale mimo tych wszystkich ograniczeń, ciągle spróbuję się zmierzyć z tym tematem, bo jest on pasjonujący.
Czy zastanawialiście się kiedyś, co robił Bóg, zanim stworzył świat? Czy się nudził?
Ile lat, albo milionów tysięcy lat, albo może dni rozmyślał nad tym, kiedy świat stworzyć? Może myślał: Dziś nie, jeszcze zaczekam ze trzy miliony lat, może wtedy… Oczywiście, że to są głupie pytania. Głupie co prawda tylko w pewnym sensie, bo z drugiej strony, jeżeli rzeczywiście Bóg tak nie rozmyślał, to co robił?
Znam odpowiedzi dwojga znanych chrześcijan na to pytanie. Jeden z nich, Jan Kalwin, odpowiedział, że przygotowywał piekło dla takich, którzy zadają takie impertynenckie pytania. Inny słynny chrześcijanin, Doktor Kościoła, święty Tomasz z Akwinu, odpowiedział, nie bez poczucia humoru: „Nic. Nie miał czasu”.
Pomyślcie trochę nad tą odpowiedzią. To bardzo dobra odpowiedź, i to nie dlatego, ze jest to jedna z tych „głębokich” myśli, wprost przeciwnie. Jest to taka odpowiedz, która nie ma żadnej ukrytej głębi. Bóg zanim stworzył świat, nie miał czasu, bo czas jest takim samym stworzeniem, jak przestrzeń i materia.
Żeby było jasne, do tej pory mówiłem o czasie „chronos”, czasie, który możemy zmierzyć stoperem, czy zegarkiem, czasie, który po to Bóg stworzył, żeby się wszystko nie zdarzyło na raz. Ale Bóg jest ponad takim czasem. Żeby lepiej przedstawia to, co chce wyjaśnić posłużę się przestrzenią, gdyż ten aspekt rzeczywistości jest bardziej dla nas zrozumiały. Przynajmniej do czasu, aż zaczniemy myśleć o rzeczywistości Niebiańskiej, ale to już znowu inny temat. Wracając do Boga i do przestrzeni… Czy Bóg może się przenosić z miejsca na miejsce? Skoro jest wszechmogący, to pewnie by mógł… ale jest jeden problem, żeby się przenieść z jednego miejsca na drugie, musimy być w jednym, a nie być w drugim. Tymczasem Bóg jest obecny w każdym miejscu, (no, oprócz piwnicy Jasia, ale to znowu inne zagadnienie. Oczywiście musze teraz wyjaśnić, dla tych, co nie słyszeli tego starego dowcipu, który zresztą jest raczej mało śmieszny, ale ukazuje, ze w teologii trzeba uważać, żeby się nie zaplątać w jakąś logiczną pułapkę. Jasiu zapytał księdza katechety, czy Bóg jest wszędzie, ksiądz na to, że tak, Jasiu: A u nas w piwnicy tez? Ksiądz: Oczywiście, na co Jasiu ze złośliwym uśmieszkiem: A nie prawda, bo my nie mamy piwnicy.) Gdzie to ja byłem? Aha, Bóg, nie może On się przenosić z miejsca na miejsce, bo jest wszechobecny, nasza rzeczywistość jest dużo mniejsza od Niego i zawiera się cala w Nim w pewnym sensie. I to ja jestem w stanie zrozumieć, jest to chyba dość proste i logiczne. Trochę się to zaczyna komplikować, jeżeli chodzi o czas. Ale w zasadzie zasada jest bardzo podobna. Bóg stwarzając świat, stworzył i przestrzeń i czas, nawet fizycy są w stanie znaleźć współzależności zachodzące w czasoprzestrzeni, ale tak, jak przestrzeń Go nie ograniczyła, tak czas, w którym On istnieje, nie został ograniczony czasem ziemskim. Czas Boski, nazwijmy go wiecznością, to nie jest cos baaaaardzooooo dluuuugieeegoooo, miliony milionów lat, to inna jakość czasu, inny wymiar rzeczywistości. I jest on w pewnym sensie punktowy, gdzie czas chronos jest liniowy, a nawet kolisty, bo się kreci w kółko, jak to możemy w Księdze Koheleta wyczytać. Ale analogia jest o tyle kulawa, ze w geometrii linia zawiera w sobie nieskończenie wiele punktów, natomiast z czasem jest odwrotnie, to wieczność zawiera w sobie czas chronos. To jakby czarna dziura, pozostałość galaktyki, która się zapadła pod wpływem własnej siły przyciągania i ta czarna dziura zawiera w sobie całą materie galaktyczna, tak wieczność zawiera w sobie cały czas materialnego świata, w jednym momencie. Albo inny przykład, umysł powieściopisarza. Powieściopisarz ma w głowie całą książkę, wszystkie wątki, wszystkich bohaterów i całą akcje, zanim zacznie pisać. Ma to w jednym momencie, w każdej sekundzie, mimo, ze w powieści zajmuje to wiele stron, a czasem nawet tomów. Nawiasem mówiąc wcale to nam nie przeszkadza się wciągnąć w akcje powieści i przeżywać losy jej bohaterów, mimo, ze wiemy, ze i tak już ktoś wie, jak one się skończyły. To analogia do tego, czy mamy wolna wole, skoro Bóg już wie, co się stanie.
O wolnej woli za chwile będzie kilka słów, a teraz wracam do tematu. Otóż właśnie, jeżeli Bóg żyje w wieczności, to On nie tylko wie, co się stanie, dla niego to jest czas teraźniejszy. Bóg nie jest wróżką ani cyganką przewidującą przyszłość, on zawsze jest w czasie teraźniejszym. Pamiętacie odpowiedz Boga z gorejącego krzewu, na pytanie Mojżesza o imię? „Jestem Który Jestem” (Wj 3:14). Tak samo odpowiedział Jezus faryzeuszom, gdy zapytali Go, jak może znać Abrahama, skoro nie ma jeszcze 50 lat? Jezus odparł: „Amen, amen, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem.”.(J 8:58). Błędna gramatyka, ale prawidłowa teologia. Bóg jest w każdym czasie, tak, jak jest w każdym miejscu. Dlatego Bóg nie tyle widzi przyszłość, co nasza przyszłość jest rzeczywistością, która jest zawarta w wieczności. Czy to nam odbiera wolna wolę? Na pewno nie, tak, jak fakt, ze reżyser ukończył już film, który po raz pierwszy oglądamy nie odbiera nam przyjemności zaskoczenia puentą tego filmu. To nie my wybieramy, co Bóg wcześniej nam przeznaczył, to Bóg widzi teraz, co my w naszej czasoprzestrzeni w przyszłości wybierzemy, z własnej woli. Dlatego tez nie powinniśmy się martwic za bardzo tym, co się stanie w przyszłości, bo jak nas uczy Apokalipsa Św. Jana, wszystko dobrze się skończy.
To wszystko nie byłoby może nawet tak skomplikowane, skoro możemy przyjąć, ze jest czwarty wymiar, czas-chronos, to dlaczego nie przyjąć, ze jest piąty wymiar, czas-wieczność. Problem tylko z tym, ze według filozofów i teologów wieczność to jest wymiar szósty, a nie piąty. Piąty to czas-kairos, czas, którego już możemy doznać tu, na ziemi, czas- łącznik miedzy chronosem, który chodzi w kolko i wiecznością. Czas, który jest bardziej uczuciowy niż fizyczny, czas, który czasem pędzi jak zwariowany, a czasem stoi w miejscu, w zależności, co i z kim robimy i którego żaden stoper nie jest w stanie zmierzyć. To trochę tak wygląda, jak stożek, podstawa stożka, koło, to czas chronos, chodzący w koło,(wszystko już było), boki stożka, to Kairos, czas, który sięga i dotyka wieczności, a wierzchołek stożka to właśnie wieczność, ale i ta analogia, czy ilustracja jest niedoskonała, bo co prawda wyjaśnia czemu chronos nigdy nie dotknie wieczności, to nie tłumaczy, czemu wieczność zawiera w sobie całą inną rzeczywistość czasowa, że tak brzydko powiem. Ale są to już tak zawiłe rozważania, że są one na pewno nie na moją starą głowę..
Jedno tylko chciałem dodać tu do tych rozważań o czasie. Mianowicie aspekt Eucharystyczny. Podczas mszy świętej my ofiarujemy Jezusa w ofierze, ale nie jest to nowa ofiara, jest to jakby odtworzenie ofiary, która już w czasie chronos się odbyła, 2000 lat temu. Ale w wieczności ona jest teraz. I podczas mszy my w tej ofierze uczestniczymy teraz, Msza święta jest jakby oknem, jakby windą do nieba i podczas Podniesienia naprawdę jesteśmy z aniołami i świętymi u stop Krzyża.
Teraz jak już Wam namieszałem w głowach, to zostawiam Was z tym ciekawym zagadnieniem. O czasie pisali Platon i Arystoteles, Augustyn i Tomasz z Akwinu i wielu, wielu innych, cale tomy są na ten temat napisane przez naprawdę potężne umysły, a ja jestem tylko osiołkiem, który nic nie rozumie, wiec jak macie jakieś pytania o czasie, bierzcie się za naukę. I może mi to pewnego dnia wytłumaczycie. Ja tylko dlatego się za ten temat zabrałem, że do mnie przemówił ten aspekt czasu, że w wieczności będziemy w każdym czasie, będziemy w jednym momencie przeżywać pełnię czasu, a nie będziemy całymi latami leżeć na chmurce i śpiewać hymny, które nie są dokładnie tym gatunkiem muzyki, który nas teraz pasjonuje. Ale takie zrozumienie życia przyszłego wynika z tego, ze jako stworzenia dość ograniczone, nie potrafimy sobie wyobrazić wyższej rzeczywistości, żal nam się rozstać z tymi wyobrażeniami, co mamy i boimy się zaufać Bogu, że to, co nam przygotował, jest dużo, dużo piękniejsze, wspanialsze od wszystkiego, co teraz możemy sobie wyobrazić. Jeszcze jedna analogia może, żeby lepiej wytłumaczyć moją myśl. To trochę tak, jakby powiedzieć dziecku, ze jak dorośnie, to się ożeni i będzie mógł uprawiać seks, co jest wspaniałym przeżyciem. Dziecko na to zapytałoby się: A czy można jeść lizaka mając ten cały seks? Musielibyśmy odpowiedzieć, ze nie, raczej lizak i seks się wykluczają w większości przypadków. Na to dziecko, logicznie ze swojej perspektywy i znajomości świata odpowiedziałoby, ze ono w takim razie ani nie chce dorosnąć, ani żadnych seksów, skoro to taka bezlizakowa rzeczywistość. Bo dla dziecka ten lizak jest największą przyjemnością i szczęściem. My czasem tak właśnie podchodzimy do tego, co nam Bóg przygotował. Nie chcemy się rozstać z naszym lizakiem, nie wierząc, że czekają nas dużo głębsze i przyjemniejsze przeżycia. Ale jak to się stało, że miało być o czasie, a skończyło się na seksie? Sam nie wiem. Chyba znak, że trzeba kończyć te rozważania. Następne będą już o Biblii, mam nadzieje. Zapraszam do odwiedzin tej stronki za parę dni."
Źródło:http://www.polonus.a....php?numer=8120