jednak mam pewien dylemat poniewaz nie czuje sie katolikiem tylko buddysta poniewaz nie widze tam narazie niczego z czym bym sie nie zgadzal
z mojej strony nie czuje zadnych oporow by nie byc tym swiadkiem, jednak moja matka -zagorzala katoliczka) przyszla mi dzisiaj z taka atakujaca rozmowa ze co ja sobie mysle, czemu sie zgodzilem skoro nie chodze do kosciola i zebym sie okreslil. moje tlumaczenie o tym ze uwazam sie za czlowieka bardziej uduchowionego od niejednego ksiedza na niewiele sie zdaly

(jak widac z tolerancja u katolikow bardzo krucho)
a ja w sumie mam dylemat bo moglbym sobie dac spokoj i odmowic tamtej osobie, jednak nie chce jej zranic. chodzenie do kosciola "na pokaz" tak naprawde nie wiele zmienia bo czuje do tej instytucji duza obojetnosc.
Dziwne jest to ze wedlug niektorych nie wazne jest to jakim sie jest czlowiekiem tylko czy sie chodzi do kosciola czy tez nie. :sux: