Nieustający ruch. Te słowa stały się z synonimem tego co w technice niemożliwe. Oznaczają postulat zbudowania urządzenia, którego mechanizm byłby zdolny sam z siebie przedłużać w nieskończoność ruch jego elementów (faktycznie do czasu zużycia się mechanicznych części).
Najgłośniej wokół idei perpetuum mobile było między XVI a XVIII wiekiem, kiedy pojawili się ludzie podający się za wynalazców takiej maszyny. Najbardziej znanym z nich był Orffyreusz, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Johann Ernst Bessler.
Pozostała po nim bogata literatura historyczna związana z jego działalnością i prototypami maszyn, które były przez niego zbudowane.
W 1712 roku w mieście Gera w obecności miejscowej elity Besseler zademonstrował działanie pierwszej wersji swojego urządzenia. Miało wysokość około 1,5 metra. Raz uwolniony mechanizm działał ponoć bez przerwy. Było to atrakcja dla miasteczka. Przychodzili to oglądać miejscowi notable, szlachta, duchowni a później gawiedź. Powołano komisję, która potwierdziła prawdziwość urządzenia. Pojawili się chętni nabycia tego wynalazku, ale Orffyreusz zażądał olbrzymiej
sumy 100 000 talarów
i nie znalazł kupca. Później pokazywał swoją konstrukcję w Draschwitz w Saksonii. Budował następne wersje, gdy w przypływie złości pierwszą zniszczył. Jego wynalazkiem interesował się car Piotr Wielki a praktyczną opiekę sponsorską zagwarantował mu Landgraf Hesji-Kassel Karol. Dla orędowników akademickiej nauki, to jeszcze jeden przypadek hochsztaplera. Orffyreusz , musiał oszukiwać swojego mecenasa i wszystkich zainteresowanych. Okazuje się, jednak, że analiza przekazów historycznych może dawać różne interpretacje.
Polski badacz tego problemu, Zygmunt Wójcik w swoim opracowaniu oparł się na bibliografii liczącej kilkadziesiąt pozycji i skłonny jest przyjąć, iż maszyna Orffyreusa nie była oszustwem.
Jak to? Wszyscy wiedzą, że coś takiego nie ma prawa działać. Już w 1775 roku w swoim oświadczeniu Francuska Królewska Akademia Nauk zakomunikowała, że prepetuum mobile jest "absolutnie niemożliwe". Jako jedną z podstaw takiego poglądu było przytoczenie pierwszego prawa mechaniki Newtona, według którego ciało materialne może poruszać się w nieskończoność, jeśli zostaną usunięte wszelkie opory i tarcia. Oczywiście takich warunków realnie na ziemi nie ma. Dla dzisiejszej fizyki
perpetuum mobile jest archaizmem,
problemem tej fazy historii nauki, kiedy nie sformułowano jeszcze prawa zachowania energii a teoria grawitacji Newtona nie była jeszcze akceptowana.
Inna sprawa, że to ta właśnie akademia nauk ogłosiła kiedyś, że nie ma czegoś takiego jak meteoryty, gdyż kamienie nie mogą spadać z nieba.
Niewątpliwie interpretowanie perpetuum mobile jako maszyny czerpiącej energię znikąd było jest i będzie całkowicie błędne.
Trzeba jednak podkreślić, że współcześni poszukiwacze rozwiązania tego problemu nie podważają ani zasady zachowania energii ani praw grawitacji. Wręcz przeciwnie wskazują, że w oparciu o te prawa można skonstruować taki samodzielnie napędzający się mechanizm.
Dla nich jest oczywiste, że cały postulowany proces manewrowania masami odbywa się w konkretnym polu grawitacyjnym ziemi. W stanie nieważkości cała logika tego ruchu upada. Grawitacja jest energią działającą nieprzerwanie z zewnątrz. Oczywiście w związku z tym, że działa jednorodnie na wszystkie elementy, ciało, które spadnie i wykona pracę musi być podniesione na tą samą wysokość za pomocą uzyskanej właśnie energii ze spadania
Bilans wychodzi na zero
a jeszcze występują w każdym urządzeniu tarcia i opory, które czynią cały bilans ujemny. Wszystko wydaje się oczywiste. Jednak wielu pasjonatów ciągle nie daje za wygraną i pracuje nad skonstruowaniem generatora grawitacyjnego (z wiadomych względów boją się określenia perpetuum mobile). Poszukiwania koncentrują się na kole i sposobie takiego zachwiania jego równowagi, aby uruchomiło to reakcję łańcuchową i doprowadziło cały zespół elementów do ruchu ciągłego.
Niewątpliwie najdojrzalszą koncepcję w tym względzie przedstawił do tej pory Wrocławianin, Władysław Kopczyński, pomysłodawca turbiny grawitacyjnej. Na razie skonstruował koło, w którym, jak to się fachowo mówi, udało się dokonać zmiany długość ramienia siły i przesunąć tym samym o kilkanaście stopni górny punkt bezwładności na kole. W praktyce koło to zawieszone na ramieniu równoważni po jednej stronie waży o ok. 1,5 kg więcej niż przełożone na drugą. Jego projekt docelowy zakłada umieszczenie 36 takich kół (z dziesięciostopniowym przesunięciem momentu bezwładności) na jednej osi i uzyskanie ruchu ciągłego całego układu z nadwyżką energii do wykorzystania.
Orffyreusz pokazał w ciągu swojego życia kilka wersji urządzenia. Najdoskonalsze z nich miało 3 metry wysokości i składało się z dwóch kół. Jedno obracało się i przenosiło kule w odpowiednie pozycje, drugie było w stanie spoczynku i stanowiło podstawę dla mechanizmu podnoszenia tych kul do góry. Pod koniec życia pomagająca mu służąca zasugerowała, że urządzenie to jest wspomagane z zewnątrz. Jak było naprawdę? Nie wiemy. Może dzisiejszym konstruktorom - pasjonatom, mimo wszystko, uda się coś podobnego zbudować.. Właśnie przekazaliśmy idee techniczną Orffyreusza słynnemu wynalazcy z Kowar Lucjanowi Łągiewce. Wprowadził do tej konstrukcji swoje uzupełnienia i nie wykluczył skonstruowanego modelu. Co więcej, powiedział, że spróbuje to wykonać. No cóż! Nigdy nie mów nigdy.