Foto: Thinkstock / Thinkstock
Góry "wodzą" i przepowiadają śmierć - czego musisz wypatrywać na szlaku?
W ostatnich dniach osoby wędrujące po polskich Tatrach mogły zaobserwować widmo Brockenu. Zdaniem niektórych - omen zbliżającej się śmierci. To nie jedyny zły znak, jaki da się zobaczyć w górach.
[...]
Czarny motyl i haki Świerza
Górscy wędrowcy co prawda nie boją się czarnych kotów, ale jest kilka innych rzeczy, których woleliby uniknąć. I tak, według niektórych taterników, bardzo złym pomysłem jest zawracanie ze szlaku. Nie powinno się też zmieniać zdania w kwestii odwrotu. Jeśli podejmiemy decyzję o tym, że dalej się nie wspinamy, a potem stwierdzimy, że jednak pójdziemy wyżej, to może skończyć się tragicznie.
Kiedy próbujemy zdobyć Kościelec, powinniśmy uważnie nasłuchiwać haków Świerza. Mieczysław Świerz był jednym z najbardziej aktywnych polskich taterników w latach 20., dokonał niemal stu pierwszych wejść na szczyty. W 1938 roku, podczas próby powtórzenia drogi Stanisławskiego na zachodniej ścianie Kościelca odpadł (powodem była pęknięta lina). Od tego czasu podstawa komina w miejscu upadku nosi nazwę Komina Świerza. Górski przesąd mówi, że należy natychmiast zawrócić z Kościelca, gdy usłyszy się haki Mieczysława Świerza.
Rychłą śmierć na górskim szlaku zwiastować mają dzwony, które posłyszymy znajdując się nad Morskim Okiem.
Nie czarny kot, a czarny motyl może nam przeciąć drogę na górskim szlaku. I jest to naprawdę fatalny omen. Zapowiada on, że wkrótce umrzemy lub że właśnie w tej chwili ktoś ginie w górach.
Z istot żywych, oprócz oczywiście stanowiących bezpośrednie, nie zaś metafizyczne zagrożenie niedźwiedzi, taternicy woleliby na szlaku nie spotykać też sokołów. Gdy ptaki te krążą nad głową wędrowców, zapowiadają podobno, że ktoś spadnie tego dnia ze szczytu.
Tajemniczy "ktoś"
Góry, zwłaszcza te wysokie, wywołują u wędrowców doznania z pogranicza psychologii i metafizyki. Niektórzy taternicy otwarcie przyznają, że są takie szczyty, które lubią "wodzić" turystów próbujących je zdobyć. Zalicza się do nich na przykład Czerwone Wierchy czy Karczmiska. Piechurów mami też podobno Iwaniacka Przełęcz. Co dzieje się, gdy dojdzie do "wodzenia"? Człowiek gubi się na szlaku, chodzi w kółko po swoich śladach, nie może znaleźć drogi powrotnej lub coś ciągnie go wprost w przepaść.
Z górami wiąże się też zjawisko tajemniczej "osoby". O milczącej obecności jakiegoś człowieka pisał już pierwszy zdobywca Korony Himalajów, Reinhold Messner. Doświadczył on spotkania z dziwnym bytem w 1970 roku, kiedy wraz z bratem zdobywał Nanga Parbat. W trakcie schodzenia ze szczytu Günter poczuł się źle, wykazywał objawy choroby wysokościowej. W tym samym czasie Reinhold poczuł, że nie są w bezkresnych Himalajach sami. Wspinacz dostrzegł obok siebie trzeciego człowieka, który podążał za braćmi krok w krok. Wyprawa na Nanga Parbat zakończyła się tragicznie - Günter Messner nigdy nie zszedł z góry i tak naprawdę do dziś nie wiadomo, co się z nim stało.
O dziwnej obecności na Nandze mówiła też Elisabeth Revol po dramatycznej akcji ratunkowej z udziałem polskiej ekipy próbującej po raz pierwszy zdobyć K2 zimą. Gdy Francuzka schodziła z góry po tym, jak zostawiła w namiocie znajdującego się w agonalnym stanie Tomasza Mackiewicza pojawiła się obok niej kobieta, która oferowała jej kubek gorącej herbaty. W dowód wdzięczności Revol oddała widmu swój but, co przypłaciła później odmrożeniami.
Tajemnicza obecność ocaliła życie alpiniście Jamesowi Sevignemu, gdy w 1983 roku wspinał się w Górach Skalistych. Wraz z towarzyszem został on porwany przez lawinę. W jej wyniku drugi alpinista zginął na miejscu, zaś Sevigny złamał sobie kręgosłup. Mężczyzna pogodził się ze śmiercią i chciał po prostu zasnąć, gdy jakiś głos nakazał mu, żeby się nie poddawał i walczył o przeżycie. Gdyby nie ten "ktoś", alpinista zamknąłby oczy i już nigdy się nie obudził. Głos w jego głowie dodał mu siły do walki i sprawił, że nie czuł się osamotniony.
Gdy Tomasz Kowalski umierał pod Broad Peakiem, podobno też spotkał tego tajemniczego "kogoś". Miały o tym świadczyć komunikaty, które przekazywał przez radio. Himalaista mówił, że jest z nim Maciej Berbeka, którego prawdopodobnie wcale tam nie było. Gdyby faktycznie znajdował się obok Tomasza, zgodziłby się odezwać do radia. Tymczasem Kowalski stwierdził, że Berbeka "nie chce gadać".
Góry to mistyczne miejsce, gdy tylko zejdzie się z zatłoczonych szlaków i zostanie się z nimi sam na sam. W samotności, gdy wędruje się wzdłuż przepaści łatwo jest uwierzyć w omeny, "wabienie" i to, że obok jest ktoś, kto nad nami czuwa. Czy górskie przesądy mają w sobie ziarno prawdy? Strach sprawdzać. Jeśli więc usłyszycie haki Świerza lepiej zastanówcie się, czy iść dalej. Po co kusić los?
Autor: Agnieszka Mazur-Puchała
https://facet.onet.p...-szlaku/v0s7cxx
Użytkownik Nick edytował ten post 22.09.2018 - 00:27