Skocz do zawartości


Zdjęcie

Grzeszni stygmatycy


  • Please log in to reply
1 reply to this topic

#1

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Podczas religijnych ekstaz stygmatyczka potrafiła zdzierać szaty z figury Chrystusa twierdząc, że chce, aby był nagi. Wypowiadane jak mantra formuły "miłosnego uniesienia" musiały wywoływać szok u jej towarzyszek.

 

stigmata1.jpeg

 

Stygmaty uznawane są za dowód szczególnej bliskości z Bogiem, a równocześnie wielkie brzemię. Nauka do tej pory nie potrafi wyjaśnić mechanizmu ich powstawania. Dla niektórych stanowią stuprocentowy dowód na działanie sił nadprzyrodzonych. Całościowy obraz tego zjawiska jest jednak bardziej skomplikowany. Istnieje bowiem zakazana historia stygmatyków - przesycona kontrowersjami, histerią i ekscentryzmem.

 

Święci szokują

 

Historia stygmatów rozpoczyna się oficjalnie dopiero w pierwszej połowie XIII w., kiedy rany męki Chrystusa pojawiły się na ciele św. Franciszka z Asyżu (1181/2 - 1226). We wrześniu 1224 r., podczas ekstazy na górze La Verna, ujrzał on zstępującego z nieba anioła, który obdarzył go pięcioma stygmatami. Początkowo ukrywał je przed współbraćmi, jednak ostatecznie sprawiały mu tyle bólu, że schorowany mnich nie mógł się poruszać. Wszystko to miało miejsce na ok. dwa lata przed jego śmiercią. Wokół ran św. Franciszka pojawiło się wiele kontrowersji. Niektóre opisy zawierają nawet wzmianki o uformowanych z tkanki "gwoździach", które sterczały ze stygmatów. Z kolei jedna ze współczesnych opinii starała się wytłumaczyć jego przypadłość skazą krwotoczną.

 

Św. Franciszek (właśc. Giovanni Francesco di Bernardone) zwany z racji ascetycznego stylu życia "Biedaczyną z Asyżu", nie zawsze wykazywał się skromnością. Urodzony w rodzinie bogatego kupca używał życia do czasu gwałtownej mistycznej przemiany, kiedy wyrzekł się ojca i nagi stanął przez tłumem i biskupem tłumacząc, że poświęca się Bogu. Bujna młodość nie wydaje się jednak problemem w świetle kontrowersji związanych z innymi stygmatykami. Jak ustalił francuski badacz prof. Antoine Imbert Gourbeyre (1818 - 1912), święty z Asyżu zapoczątkował bardzo niezwykłą modę. Do końca XIII w. pojawiło się ok. 30, a do początku XX stulecia ok. 320 stygmatyków. Wiele z tych przypadków miało wybitnie problemowy charakter.

 

Niejaka Elżbieta z Herkenrode - zmarła w 1275 r. cysterka i stygmatyczka, przeżywała mękę pańską co 24 godziny. Podczas niej targała odzienie, własnoręcznie zadawała sobie ciosy i szarpała za włosy. Masochistyczne zachowania cechowały również Lukardis z Oberweimaru (ok. 1276-1309), która miała zwyczaj bicia się w stygmaty dla potęgowania bólu. Biograf przypisywał jej inne "nadprzyrodzone" zachowanie: "Często uderzała się w pierś, gdzie również pojawiała się rana. Hałas, jaki wtedy czyniła był tak wielki, że rozlegał się echem po całym klasztorze".

 

Świętość objawiała się w dość kontrowersyjny sposób również u Marii Magdaleny de’ Pazzi (1566-1607). Ta pochodząca z arystokratycznej florenckiej rodziny karmelitanka od dziecka przejawiała skłonności do samoumartwiania ciała. Wstępując do zakonu prosiła o przyznanie jej najcięższych i najbardziej poniżających prac. Najdziwniejszy, bo niemal "erotyczny" charakter, miały jej religijne ekstazy, podczas których potrafiła zdzierać szaty z figury Chrystusa twierdząc, że chce, aby był nagi. Wypowiadane jak mantra formuły "miłosnego uniesienia" musiały wywoływać szok u jej towarzyszek. Rodzaj nienaturalnego podniecenia wyzwalały u świętej same rozmowy o miłości. Mając na uwadze praktykowaną przez Marię Magdalenę de’ Pazzi formę "mistycyzmu" trudno zrozumieć postęp jej kanonizacji, której w 1669 r. dokonał Klemens X.

 

Jeden z najbardziej nietypowych współczesnych przypadków "grzesznych stygmatyczek" dotyczył Berty Mrazek vel Georgesa Marasco. W 1920 r. do sanktuarium w Halle przywieziono niewidomą i sparaliżowaną kobietę - córkę Czecha i Belgijki. Liczono, że za pośrednictwem cudownej figurki Madonny dokona się jej uzdrowienie i nie przeliczono się. Wniesiona na noszach do kościoła Berta odzyskała władzę w nogach oraz wzrok, a trzy lata później przytrafił się jej kolejny cud - stygmatyzacja.

Trzydziestokilkulatka z nieznanych powodów przeszła jednak "transformację" płci i nakazała mówić do siebie "Georges Marasco". Stylizująca się na mężczyznę ekstrawagancka mistyczka miała ponoć dokonywać cudownych uzdrowień i ściągać na siebie dolegliwości innych ludzi. Niebawem dowiedział się o niej katolicki uczony Herbert Thurston (1856 - 1939). Niestety, nie zdążył zbadać jej przypadku - okazało się, że Mrazek aresztowano za malwersacje i oszustwa. Na jaw wyszła także jej cyrkowa przeszłość. Okazało się ponadto, że towarzysząca jej dziewczynka, mająca być siostrą stygmatyczki, jest w rzeczywistości jej córką. Belgijscy psychiatrzy kierując Mrazek do szpitala orzekli, że cierpi na psychozę histeryczną i mitomanię.

 

Stygmatyk pod lupą

 

Poważne wątpliwości nie omijają także dwojga najbardziej znanych stygmatyków XX wieku - o. Pio (1887-1968) oraz Theresy Neumann (1898-1962). Ta słynna niemiecka mistyczka przyszła na świat w rodzinie pobożnego krawca z bawarskiej wsi Konnersreuth leżącej przy granicy z Czechami. Głośno o niej zrobiło się nie tylko poprzez efektowne stygmaty i transy, ale również inedię - zdolność do życia bez przyjmowania pokarmów. W młodości Theresa została dotknięta ślepotą i częściowym paraliżem, co przykuło ją do łóżka. Pewnego ranka w 1923 r., po modlitwie do bł. Teresy z Lisieux, odzyskała wzrok. Dwa lata później, w dniu kanonizacji swojej patronki, była w stanie o własnych siłach podnieść się z łóżka. Pierwszy stygmat pojawił się na jej boku w 1926 r.; niedługo potem Neumann doświadczyła wizji męki Jezusa, którą potem przeżywała co piątek przez kolejne 36 lat.

 

Rosnąca sława Niemki zwróciła uwagę władz kościelnych. W 1928 r. na zlecenie biskupa Ratyzbony zorganizowano sesję obserwacji stygmatyczki, do czego niezbyt przychylnie nastawiona była jej rodzina. Neumannowie często z byle powodu wypraszali obserwatorów z pokoju córki. W ekipie ekspertów, oprócz biskupa i jego asystentów, znajdowało się także kilku medyków. Choć mistyczce nie udało się udowodnić oszustwa, prof. Martini - dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Bonn zauważył, że krew na jej ranach pojawiała się tylko wtedy, kiedy zostawiano ją w pokoju samą. Dodatkowo Neumann szczelnie otulała się pościelą, co utrudniało obserwację i budziło wątpliwości, czy nie stanowi to prostej zasłony dla sprytnego oszustwa.

 

Mniejszą uwagę zwrócono na jej dziwne stany psychiczne. Stygmatyczka wykazywała bowiem szereg zachowań charakterystycznych dla rozszczepu osobowości. Niekiedy zachowywała się niczym kilkuletnie dziecko, kiedy indziej mówiła o "Theresie Neumann" z perspektywy innej osoby. Przykładem tego była m.in. zaskakująca odpowiedź skierowana pewnego razu do odwiedzającego ją proboszcza: "Nie możesz teraz rozmawiać z Theresą, bo ona śpi."

Wiele wątpliwości wzbudziły twierdzenia, że stygmatyczka przez 40 lat nie jadła niczego oprócz hostii. W 1927 r. Neumann obserwowana była przez cztery pielęgniarki, które stwierdziły, że przez 15 dni spożyła ona zaledwie kilka opłatków i łyżek wody. Pojawił się jednak problem związany z wydalaniem moczu, który oznaczał, że pod nieobecność obserwatorek Therese może uzupełniać płyny oraz posilać się. Po serii obserwacji rodzina Neumannów oświadczyła, że nie będzie więcej brać udziału w takich przedsięwzięciach.

 

Najbardziej znanym i najpopularniejszym stygmatykiem pozostaje św. o. Pio z Pietrelciny (właśc. Francesco Forgione, 1887-1968). O jego pełnym cudów życiu krążą niezliczone opowieści. Charyzmatyczny zakonnik miał nie tylko uzdrawiać ciała i dusze, walczyć z Szatanem, ale nawet bilokować się (tj. pojawiać w dwóch miejscach jednocześnie). Zamachu na jego legendę dopuścił się włoski historyk Sergio Luzzatto. W krytycznej biografii stygmatyka ("Padre Pio: miracoli e politica nell'Italia del Novecento", wyd. 2007) twierdzi, opierając się o materiały źródłowe, że o. Pio był w rzeczywistości szarlatanem, rozjątrzającym swe rany przy pomocy kwasu karbolowego (fenolu) dostarczanego mu przez niejaką Marię de Vito.

 

Faktem jest, że zakonnik znalazł się na celowniku Kościoła jeszcze za życia, kiedy Watykan zauważył, że jego kult zaczyna wykraczać poza dopuszczalne ramy. Z kolejnych kościelnych śledztw najbardziej rujnujący dla opinii o. Pio był raport Carlo Maccariego (1913-1997) - późniejszego biskupa Ankony. Relacje wskazywały, że zakonnik na przemian umartwia ciało biczowaniem i zadowala regularnym współżyciem z kobietami. Agostino Gemelli (1878-1959) - franciszkanin, rektor Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca w Mediolanie i pomysłodawca słynnej kliniki twierdził, że stygmatyk nie tylko żeruje na ludzkiej naiwności, ale także łamie śluby zakonne. Gemelli również opowiadał się za opcją, iż rany Pio są skutkiem stosowania fenolu. Choć spekulowano, że wnioski te mogą stanowić sporą przeszkodę na drodze do kanonizacji zakonnika, po jakimś czasie Watykan zmienił zdanie na jego temat. Negatywne opinie nie wpływały również na wiernych, którzy w liczbie kilku milionów rocznie pielgrzymują do San Giovanni Rotondo - rodzimego klasztoru stygmatyka.

 

Skąd się biorą stygmaty?

 

O "stygmatach" w metaforycznej formie wspomniał po raz pierwszy św. Paweł w liście do Galatów. Rany w formie fizycznej budziły jednak znacznie większe zainteresowanie, także ze strony środowiska naukowego. Zauważono na przykład, że u poszczególnych stygmatyków przybierają one różną formę. Zwykle pojawiają się pośrodku dłoni, na stopach, a także na boku, choć niekiedy występują w postaci cierniowej korony, znaków na czole, a nawet otarć od "niesienia krzyża". Sedno problemu tkwi w tym, że stygmatycy wykazują "rany ikonograficzne", które niekoniecznie odzwierciedlają prawdziwy sposób ukrzyżowania Jezusa, o który od dawna spierają się historycy. Co równie ważne, rozmieszczenie stygmatów rzadko odpowiada ranom ukazanym na Całunie Turyńskim, na którym postać ma przebite nadgarstki. Rany zlokalizowane w tym miejscu ma bardzo niewielu stygmatyków (jednym z nich jest mało znany, bo stroniący od publicznych wystąpień zakonnik Gino Burresi).

 

Ciekawy jest też skład narodowościowy stygmatyków. Początkowo dominowali pod tym względem Włosi i Włoszki (stanowiący 1/3 tej grupy) i inni mieszkańcy Europy Zachodniej. W późniejszym okresie pojawili się także stygmatycy amerykańscy i angielscy. Niewielu jest natomiast stygmatyków i stygmatyczek z Polski - jedna z ostatnich, Katarzyna Szymon (1907-1986) ze Śląska szybko uznana została przez Kościół za "fałszywą wizjonerkę".

 

Najwięcej dyskusji wzbudził mechanizm powstawania stygmatów. Niektóre rany są bez wątpienia skutkami samookaleczeń, mimo że nie wszyscy stygmatycy mają odwagę się do tego przyznać. Jedną z osób, która przez fałszywe stygmaty zdobyła przyjaźń władców i opinię żyjącej świętej była hiszpańska franciszkanka Magdalena de la Cruz (1487-1560). Dopiero na łożu boleści, bojąc się wiecznego potępienia, wyznała skrywaną tajemnicę.

 

Daniel Fessler - antropolog z University of California twierdzi, że klucz do stygmatyzacji tkwi w diecie. Większość osób dotkniętych tym zjawiskiem prowadzi długotrwałe, często wyniszczające głodówki i posty. Wynikające z nich zaburzenia świadomości mogą prowadzić mistyków do mimowolnego samookaleczenia się. Wspomniany Herbert Thurston wiązał powstawanie stygmatów z "obsesją ukrzyżowania" - stanem, kiedy człowiek tak intensywnie przeżywa mękę Jezusa, że pod wpływem autosugestii tworzą się u niego rany męki pańskiej. Choć jest to wniosek kontrowersyjny i nieudowodniony w praktyce, nieco światła rzuca nań przypadek z archiwum niemieckiego psychiatry Alfreda Lechlera. Dotyczy on kobiety o imieniu Elżbieta, niezwykle podatnej na sugestię, u której pod koniec lat 20. lekarz starał się wywołać stygmaty za pośrednictwem hipnozy. Jak podaje w książce "Krwawiący umysł" Ian Wilson, po sesji, w Wielką Sobotę, na dłoniach i stopach Elżbiety rzeczywiście pojawiły się blizny, a następnie krople krwi.

 

Przez lata nie udało się stworzyć teorii powstawania stygmatów i jednoznacznie udowodnić, że wywołują je procesy psychiczne. Trudno również uznać, że w stu procentach odpowiadają one ranom Chrystusa. Zainteresowanie tym zjawiskiem nie słabnie, mimo wątpliwości co do intencji oraz stanu psychicznego niektórych mistyków. Obecnie również żyją i działają stygmatycy budzący wiele kontrowersji, tacy jak Giorgio Bongiovanni czy Myrna Nazzur. Od XIII stulecia, przynajmniej w kwestii stygmatów, niewiele się zmieniło…

 

http://strefatajemni...tygmatycy/mrm7f


  • 0



#2

hansel.
  • Postów: 104
  • Tematów: 29
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Stygmaty uznawane są za dowód szczególnej bliskości z Bogiem, a równocześnie wielkie brzemię. Nauka do tej pory nie potrafi wyjaśnić mechanizmu ich powstawania. Dla niektórych stanowią stuprocentowy dowód na działanie sił nadprzyrodzonych

O tym jak powstają stygmaty dużo pisał Ochorowicz, jeden z bardziej znanych polskich badaczy zjawisk mediumicznych. Chodzi tu nie tyle o działanie jakiegoś innego ducha, co nas samych. Będąc w odpowiednim stanie umysłu (zwężenia świadomości), z pomocą hipnotyzera możemy poprzez sugestię bądź autosugestię spowodować różnorodne zmiany we własnym organizmie. Mieści się tu całe spektrum zjawisk, od zmian temperatury (Ochorowicz uzyskiwał przez "wmówienie" zwiększenie bądź zmniejszenie temperatury ciała pacjenta prawie o cały stopień C), po całkowite zniesienie wrażliwości na ból, spowodowanie zaczerwienień skórnych, a nawet tak z pozoru fenomenalne rzeczy jak stygmaty. Nie bez znaczenia pozostaje psychika samego człowieka - jeśli ktoś ulega łatwo różnym stanom mistycznym czy religijnym, z natury rzeczy jest bardziej podatny na takie zmiany. Jeśli się nie mylę, obok Ochorowicza to zjawisko badali także Richet i De Rochas, ten drugi potrafił nawet wywołać w pacjencie przeniesienie czucia skórnego poza granice organizmu, co samo w sobie jest fascynujące, bo stanowi to dowód na istnienie ciała duchowego.

W latach 80. XIX wieku w Nancy we Francji profesorowie Liebault i Bernheim prowadzili badania nad wywoływaniem zmian fizjologicznych pod wpływem sugestii hipnotycznej. Udało się tą drogą wywoływać m.in. obrzmienia i zaczerwienienia skóry. Opisuje te przypadki Paul Gibier w dziele "Spirytyzm. Studium historyczno-krytyczne i doświadczalne". Zbliżone relacje podawał też Julian Ochorowicz w Polsce. Współczesny badacz, Zbigniew Peterson w książce poświęconej hipnozie zaznacza, że w hipnozie można do pewnego stopnia wpływać na pracę narządów wewnętrznych, układu krążenia, gruczołów dokrewnych i przemiany materii. Wspomina tam także: "U jednej z moich znajomych, która łatwo zapadała w głęboki trans, dotkniecie skóry palcem z jednoczesną sugestią, że dotykam zapalonym papierosem, wywołało silne zaczerwienienie skóry, podobne do oparzenia".

Biorąc pod uwagę wszystkie te dane pochodzące z różnych źródeł, a także mając na uwadze fakt, że stygmaty nie ujawniają się w miejscach gdzie faktycznie wbijano gwoździe, ale tam, gdzie mistykom wydawało się, że je tam wbijano (np. pod wrażeniem popularnych wyobrażeń na ten temat, dzieł ikonograficznych itd.) - jestem niemal w 100% przekonany, że interpretacja religijna tego zjawiska jest wtórna i nieścisła, a zmiany w organizmie pojawiają się pod wpływem silnych idei religijnych, które niemal całkowicie opanowują umysł stygmatyka znajdującego się w odmiennym stanie świadomości.


  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych