Skocz do zawartości


Zdjęcie

Miasto duchów


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

294mjv9.jpg

 

Najchętniej przesiadują w domu, tylko z rzadka wsiadają do pociągu, do wagonu trzeciej klasy. Bengalskie upiory lubią leniuchować na drzewach i wąchać ryby. W zaniedbanej Kalkucie znalazły swój raj na ziemi.

 

Nie tak dawno Kalkutę obiegła wieść o chłopcu, który uciekł z domu i spędził noc w towarzystwie liczącej sobie 4000 lat egipskiej mumii w Muzeum Indyjskim, budynku słynącym z tego, że jest nawiedzony. Lokalne media podchwyciły temat, a mieszkańcy miasta, zaniepokojeni faktem, że dziecko może być teraz opętane przez duchy, zaczęli domagać się od władz muzeum zwiększonych środków bezpieczeństwa. Atmosfera zrobiła się na tyle gorąca, że władze stanu Bengal Zachodni ogłosiły śledztwo w tej sprawie. – Sprawdziliśmy wszystkie nagrania z kamer telewizji przemysłowej i przekazaliśmy je policji – oświadczyła Tanuja Ghosh, geolożka zatrudniona w muzeum. – Oczywiście zdarza się, że nocą strażnicy słyszą rozmaite skrzypnięcia – to w końcu stary budynek. Ale ta historia o chłopcu została w całości zmyślona.

 

Wszyscy kochamy historie o duchach, lecz w Kalkucie, niegdyś stolicy Indii Brytyjskich, panuje najlepszy klimat do snucia opowieści o mrocznych, dziwacznych i nieziemskich zjawiskach. Czasopisma chętnie zamieszczają rankingi najbardziej nawiedzonych miejsc, seanse spirytystyczne mają tu długą historię i do grona swoich wielbicieli zaliczyły ukochanego syna tej ziemi, poetę i literackiego noblistę Rabindranatha Tagore. – Wiara w duchy jest tu głębiej zakorzeniona niż gdziekolwiek indziej w Indiach – zauważa Soumen Kotal, współzałożyciel Indyjskiego Towarzystwa Badań nad Zjawiskami Paranormalnymi, z siedzibą w Kalkucie. – To bardzo stare miasto i taka obowiązuje tu tradycja.

 

Jeśli Innuici stworzyli mnóstwo terminów na określenie śniegu, to Bengalczycy używają przynajmniej 15 słów szeregujących duchy zgodnie z przynależnością kastową, stanem cywilnym, stylem zachowania oraz losem, jaki spotkał zjawę zanim jeszcze przyjęła pozacielesną postać. Niektóre upiory wyglądają jak leśne sowy, inne uwielbiają jadać ryby albo chętnie ci coś ukradną. Miewają zniekształcone stopy skierowane palcami do tyłu, czasem krążą po świecie bez głowy. Niestety są i takie, co nie cofną się przed zwabieniem cię w śmiertelną pułapkę udając głos twojego kochanka.

 

– Najbardziej odpowiadają mi te bogate i przystojne duchy – powiedziała nam Aditi Basu Roy, reporterka z wydawanego w języku bengalskim dziennika ”Sangbad Pratidin”, a przy tym gorliwa wyznawczyni innego wymiaru. – Po tych zjawach bez głowy nie spodziewałbym się niczego dobrego, nawet jeśli opanowały sposób komunikowania się na migi.

 

Jej redakcyjny kolega reporter Debdutta Gupta szacuje, że nawet 70 proc. Bengalczyków wierzy w duchy. Tutejsze upiory najchętniej pozostają stale w tym samym miejscu, zamieszkując drzewa i stare domy. – Większość z nich nigdy nie podróżuje – zauważył. – Tylko nieliczne wsiądą czasem do pociągu, zazwyczaj do przedziałów dla trzeciej klasy.

 

Tutejsi przywołują wiele argumentów mających wyjaśnić, dlaczego akurat Kalkuta stała się ulubionym siedliskiem duchów. Niektórzy są zdania, że upiory upodobały sobie podupadłe budynki będące resztkami minionej świetności stolicy brytyjskiego Radżu. Inni przypominają o okresach wielkiego głodu, szalejących epidemii, jakie miały miejsce w tym regionie, oraz o licznych przypadkach tajemniczych zgonów. Racjonaliści dodaliby od siebie, że wszystkiemu winna jest bogata tradycja literacka tej ziemi, wyobraźnia jej mieszkańców i miejscowe upodobanie do gawędziarstwa. – Historie o duchach cieszą się taką popularnością, bo każdemu z nas w dzieciństwie powtarzano, że jeśli nie zjemy obiadu jak należy, to przyjdzie po nas zjawa – opowiada Harish Ramchandani, pracownik obsługi w Royal Calcutta Turf Club. – Jedyny upiór wałęsający się po okolicy nazywa się Johnnie Walker – żartuje kierownik Robin Corner, zajadając się lunchem w eleganckiej sali restauracyjnej klubu.

 

Dla składającej się w większości z hinduistów społeczności Indii, wierzącej w reinkarnację, duchy to nieszczęśliwe dusze uwięzione między przeszłym i przyszłym życiem z powodu swoich grzechów bądź grzechów popełnionych przeciwko nim. Garuda Purana, święty rękopis spisany między 3000 a 1500 rokiem p.n.e. wylicza 17 typów zjaw klasyfikując je ze względu na to, w jaki sposób stały się bezcielesnymi istotami: ich los jest nie do pozazdroszczenia, zważywszy że większość z nich czai się w miejscach naznaczonych przez “niegodziwość i hańbę”.

 

O fatalnej reputacji Muzeum Indyjskiego świadczą także historie o ciężkich krokach rozlegających się nocą po korytarzach gmachu, przypisywanych niespokojnym duszom bojowników o wolność tego kraju, więzionych tutaj przez brytyjskie władze na początku XX wieku. – Ludzie są gotowi zapłacić pokaźne sumy, byle tylko pozbyć się duchów ze swojego otoczenia – zauważa Chaitali Roy Chowdhury, zoolożka zatrudniona w muzeum. – Indie naprawdę są zacofanym krajem, przecież te fantastyczne opowieści to zwykłe bzdury. Wcale nie wierzę w duchy, chociaż tak, wierzę w niespełnione dusze.

 

Liczące sobie 200 lat muzeum, z kruszącymi się korynckimi kolumnami o wyblakłych barwach, w nie mniejszym stopniu niż za sprawą duchów cierpi z powodu rażącego zaniedbania. Ekspozycja dotycząca rdzennych kultur indyjskich przywołuje dane ze spisu w 1961 roku. (…) Wypchane figurki ptaków, kiedyś w bajecznych kolorach, straciły atrakcyjny wygląd, wystawione na wieloletnie działanie słońca. Na pustej szklanej gablocie smętnie wisi kartka: “Przekazane do zbiorów międzynarodowej wystawy w Chinach, 2010-2011”. Muzeum nie dysponuje odpowiednim sprzętem mogącym skutecznie śledzić upiorne stwory przechadzające się bądź nie po skądinąd upiornych korytarzach gmachu, dodaje szef ochrony Sumonto Roy. On również jest zdania, że historia o chłopcu nocującym w towarzystwie mumii jest wyssana z palca. Podobno dzieciak wyszedł z domu o 16.56, a przecież muzeum jest czynne tylko do 17, zwraca uwagę. – Jak ten chłopiec miałby się tu dostać? Przecież nie umie latać – stwierdza Roy. – Dziennikarzom zależało tylko na tym, by mieć gorącego newsa. Muszą przecież jakoś sprzedawać swoją gazetę.

 

Obok Muzeum Indyjskiego na liście najbardziej nawiedzonych miejsc Kalkuty figuruje jeszcze wiele innych rządowych gmachów pamiętających czasy imperium brytyjskiego: to tutaj odbywają się upiorne koncerty muzyki klasycznej i przyjęcia dla bezcielesnych gości. Ludzie powtarzają, że 236-letni budynek zwany Domem Pisarzy stał się ulubionym miejscem spotkań adeptów literatury, którzy umarli młodo. Jest jeszcze słynny fikus, w którego rozłożystych gałęziach upiory wprost uwielbiają leniuchować. I stacja metra Rabindra Sarovar, zwana nie bez powodu “Rajem samobójców”: o tutejszych upiorach mówi się, że najchętniej zajmują ostatnie wagony. Podobno 75 proc. wszystkich osób, które z własnej woli tracą życie pod kołami pociągów, decyduje się na ten dramatyczny krok na tej stacji.

 

Rozwój Kolkaty odbywał się mniej dynamicznie niż modernizacja Mumbaju, Bangalore czy New Delhi, może dlatego, że Bengalczycy z większą rezerwą odnosili się do inwestorów w ciągu 34 lat komunistycznych rządów. – Nasza wspaniała przeszłość i brak przyszłości może być powodem, dla którego duchom tak dobrze się tutaj żyje – konstatuje Aveek Sarkar, wydawca lokalnego “Telegrapha”. – Przypadła nam rola reliktu. Niestety.

 

Ostatnio jednak w mieście wyrastają jak grzyby po deszczu nowe centra handlowe, a już niebawem Kalkuta będzie miała pierwszą strefę luksusowych zakupów. W bengalskim hicie kinowym z 2012 roku, “Bhooter Bhabishyat” (Przyszłość duchów), reżyser i scenarzysta Anik Dutta zajął się tematem zjawisk paranormalnych, przedstawiając osaczone zjawy, pozbawione swoich naturalnych siedlisk, które muszą ratować się ucieczką szukając schronienia w kilku najstarszych budowlach miejskich. – Sądziły, że tam będą bezpieczne – opowiadał później Dutta. – Jednak do pracy zabrały się buldożery i duchy znowu straciły dach nad głową. Nie przygotowano dla nich alternatywy mieszkaniowej.

 

Dutta twierdzi, że bardzo boi się upiorów, choć w życiu żadnego nie spotkał. – I mam nadzieję, że nigdy nie będę miał tej przyjemności – szybko dodaje. Reporter Gupta, samozwańczy specjalista w dziedzinie seansów spirytystycznych, uważa, że duchy Kalkuty są dziś nieszczęśliwe, lecz nie stanowią zagrożenia. Może angielskie straszydła toczą walki, urządzają tańce i ogólnie są znacznie bardziej ekspansywne, za to duchy z Bengalu Zachodniego wolą życie rodzinne, gałęzie figowca i inne naturalne przystanie, najchętniej tam, gdzie dochodzi zapach ryb. – Bengalskie zjawy urządzają zloty, żeby wspólnie wąchać swoje przysmaki – uściśla Gupta. – Najbardziej odpowiada im zapach smażonych ryb, lecz nie z przyprawą masala.

 

Nawet jeśli Bengalczycy i przedstawiciele rasy kaukaskiej mają inne odcienie skóry, to swoim zjawom przypisują ten sam kolor. – Wszystkie są białe – zauważa Roy. Jeśli mamy duchy, to nie zabraknie też pogromców duchów. Kotal, z Towarzystwa Badań nad Zjawiskami Paranormalnymi, wnikliwie bada każdą sprawę “nawiedzenia”. W sierpniu 2012 roku zainteresował się upiorem przypominającym zmarłego kierowcę motocykla, który nocą zatrzymywał inne pojazdy. Poszukiwacz duchów stosuje podobno “techniki naukowe”, w tym paranormalną fotografię, termometry na podczerwień i detektory pola elektromagnetycznego, żeby skuteczniej tropić upiory. – Raz natrafiliśmy na niewytłumaczalne źródło dźwięku, lecz nie potrafiliśmy ustalić, czy są to odpowiedzi ducha – relacjonuje. – Jak dotąd nie udało mi się spotkać zjawy – przyznaje. – A jednak parę razy natrafiłem na obecność dziwnej energii.

 

Źródło: http://strefatajemni...to-duchow/5dm0d


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych