Skocz do zawartości


Zdjęcie

Tajemnica lotu z piłkarzami. Wrak odnaleziono po... 54 latach


  • Please log in to reply
No replies to this topic

#1

Cait Sith.
  • Postów: 685
  • Tematów: 159
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tajemnica lotu z piłkarzami. Wrak odnaleziono po... 54 latach

 

 

zjcs3t.jpg

PAP/EPA / Leonardo Albornoz

 

 

Niektórych sportowców uratował... egzamin z pływania na studiach. Inni wybrali podróż drugim samolotem - bardziej męczącą, z międzylądowaniami. Nie wiedzieli wówczas, że ta decyzja jest na wagę życia. Poznaj tajemnicę lotu nr 201 chilijskich linii LAN.

Kilka dni temu światowe media obiegła informacja o odnalezieniu wraku samolotu Douglas DC-3, którym podróżowali piłkarze chilijskiego zespołu Green Cross. Jedna z największych zagadek lotniczych w historii została rozwiązana. Po ponad pół wieku.

 

 

Na święta nie zdążyli

 

 

1 kwietnia 1961 r. Wielka Sobota. Piłkarze Green Cross (klub istniejący od 1916 r., mistrz kraju z roku 1945) rozgrywają wyjazdowy mecz Pucharu Chile. W starciu z Osorno Seleccion pada remis 1:1. To dobry wynik przed rewanżem na własnym boisku.

Zawodnicy chcą wrócić na święta do domów, ale już wiedzą, że raczej nie zdążą. Są bowiem problemy z połączeniami. Mają do wyboru dwie opcje. Pierwsza - szybszy wylot, ale za to dłuższa podróż, z międzylądowaniami - w Pucon, Temuco i Concepcion. Druga - lot bezpośredni do Santiago de Chile, ale dopiero 3 kwietnia, w wielkanocny poniedziałek.

 

Pierwszy samolot dociera do stolicy po 21 godzinach. Pasażerowie - wśród nich kilku piłkarzy i wiceprezydent klubu John Arthur - mają prawo czuć się zmęczeni. Nie mają wówczas pojęcia, że podjęli najlepszą w życiu decyzję. Decyzję, dzięki której pozostali wśród żywych.

 

Jednym z tych, którzy lecieli do Santiago pierwszą maszyną, był Santiago Garcia. Po powrocie do stolicy poszedł do pracy w drukarni. Tam - od kolegów - dowiedział się o wielkiej tragedii. - Byłem w szoku - przyznaje ekspiłkarz Green Cross.

 

 

Makabryczna wyliczanka

 

 

Garcia zdradza także makabrycznie brzmiącą historię. Otóż zawodnicy chilijskiego zespołu mieli przed startem robić głupie żarty, wyliczać: "Torino, Manchester United, Green Cross". Włoski i angielski klub doświadczyły katastrof lotniczych. Chilijczycy wywróżyli sobie tragedię...

3 kwietnia, w godzinach wieczornych, samolot Douglas DC-3 obrał kurs z Osorno na Santiago. Do stolicy nigdy nie dotarł... Załoga miała problemy, pilot zgłosił oblodzenie skrzydeł, prosił o zgodę na awaryjne lądowanie. Później kontakt się urwał.

 

 

Tak prezentuje się Douglas DC-3 (inna maszyna).

 

 

vnigy9.jpg

Fot. Wikimedia Commons / Lapito / CC BY-SA 2.5

 
 

 

Po tym, jak maszyna zniknęła z radarów, rozpoczęła się akcja poszukiwawcza zakrojona na szeroką skalę. Prowadziło ją chilijskie wojsko. Przeszukiwano ogromny teren - od chilijskiego Los Angeles po Santiago. Akcja prowadzona była na lądzie, w powietrzu i w wodzie.

 

Po ośmiu dniach od katastrofy, 11 kwietnia, kapitan samolotu linii LAN Sergio Riesle przekazał, że zlokalizował ślady zaginionej maszyny. Miał dostrzec skrzydło i część kadłuba Douglasa DC-3.

 

Śledczy ustalili, że samolot uderzył w zbocze góry w paśmie Nevado de Longavi w Andach, a następnie stanął w płomieniach. Poszukiwania zakończono, z uwagi na niebezpieczny teren. Uznano, że wszyscy pasażerowie zginęli.

 

 

8 piłkarzy, trener, 3 sędziów, działacze...

 

 

"W poniedziałek, 3 kwietnia 1961, samolot DC-3 uderzył w północno-wschodnie zbocze wzgórza Lastimas w pobliżu Linares. W środku znajdowali się zawodnicy klubu Green Cross, członkowie sztabu szkoleniowego i trzech sędziów. Maszyna została znaleziona tydzień później. Nikt nie przeżył" - taki komunikat pojawił się kilkanaście dni później w chilijskich mediach.

 

Zginęły 24 osoby - 4 członków załogi i 20 pasażerów. Było wśród nich ośmiu piłkarzy Green Cross - Manuel "Lito" Contreras, Dante Coppa, Berti Gonzalez, David Hermosilla, Eliseo Mourino, Jose Silva, Hector Toledo, Alfonso Vega. Zginął także trener drużyny Arnaldo Vasquez oraz fizjoterapeuta Mario Gonzalez.

 

Wśród ofiar katastrofy byli trzej sędziowie: Lucio Cornejo, Roberto Gagliano i Gaston Hormazabal, a także działacze - Luis Medina (szef ANFA, związku piłki amatorskiej) oraz Pedro Valenzuela (działacz ACF - chilijskiej federacji).

Tragedia wstrząsnęła Chile. 17 kwietnia odbyły się uroczystości pogrzebowe. Trumny wystawione zostały w siedzibie piłkarskiej federacji.

 

 

24y0h12.jpg

Fot. Estadio

 
Sędziowie Cornejo i Gagliano, którzy lecieli feralnym samolotem, byli przedstawiani przez niektóre media jako bracia. W rzeczywistości ich małżonki były siostrami. Wyraziły one wolę, by mężczyzn pochować w jednej trumnie.

Jeden z byłych zawodników Green Cross, który nie uczestniczył w katastrofie, ujawnił bardzo istotną kwestię.

- Prawda jest taka, że była to raczej symboliczna uroczystość. W trumnach był popiół i kamienie - stwierdził Carlos Al-Konr Parra, jeden z członków drużyny z Santiago, który akurat nie znalazł się w składzie na mecz w Osorno.

 

 

Paradoks losu

 

 

Kolegów z drużyny żegnali ci, którzy ocaleli. Wspomniany Al-Konr przed spotkaniem pucharowym udał się do trenera Vasqueza. Musiał go poprosić o zwolnienie z tego meczu. 19-letni skrzydłowy miał bowiem do zaliczenia egzamin z pływania na uczelni. Obowiązki studenckie uratowały życie także Miguelowi Iturrate, on także nie poleciał do Osorno.

- To jest paradoks losu, ponieważ chciałem zagrać w tym spotkaniu - mówi Al-Konr. - To była nieodwracalna strata wielu przyjaciół. Obok śmierci mojej żony - największa strata w moim życiu - dodaje.

 

Były piłkarz Green Cross podkreśla, że nie chce znać odpowiedzi na jedno pytanie. Kto zajął jego miejsce w składzie na ten mecz? - Miałbym potworne poczucie winy - przyznaje 73-letni Chilijczyk.

Przypuszcza jedynie, że bilet - zamiast niego - otrzymał Eliseo Mourino. To była największa gwiazda tamtej drużyny. Argentyńczyk został sprowadzony do Green Cross krótko przed tragicznym lotem.

 

 

Znakomity strateg

 

 

Nazwisko wyrobił sobie w Club Atletico Banfield (jedna z trybun stadionu jest nazwana jego imieniem). Poprowadził drużynę do wicemistrzostwa Argentyny. Później przeniósł się do Boca Juniors, z którym wywalczył tytuł mistrzowski w 1954 r. Jak się okazało, jedyny w jego karierze.

Mourino świętował także sukcesy z reprezentacją. W 1955 i 1959 r. zdobył złoto Copa America. Był w kadrze na MŚ 1958 r., ale nie zagrał ani jednego spotkania (Argentyna nie wyszła z grupy).

 

 

5pfs0l.jpg

Fot. El Gráfico magazine #1658

 
Uchodził za przywódcę na boisku. Był środkowym pomocnikiem, zgodnie z przyjętą niegdyś numeracją pozycji na boisku - klasyczną "piątką".

- Wybitnie inteligentny, wszechstronny, wszystkowidzący strateg ze środka pola kierował grą całej drużyny. Posiadał charyzmę przywódcy i charakter nieustraszonego wojownika - czytamy o argentyńskim zawodniku w 13. tomie Encyklopedii Piłkarskiej FUJI "Copa America".

 

 

Miejsca nie ujawnią

 

 

- To był moment zapierający dech w piersiach. Można było poczuć energię tego miejsca i oddychać bólem - mówił Leonardo Albornoz, jeden z członków dziewięcioosobowej ekspedycji (złożonej głównie z alpinistów), która odnalazła wrak samolotu. Po 54 latach od katastrofy.

 

Samolot znajduje się na wysokości ok. 3200 m n.p.m. Duża część kadłuba wciąż jest w stanie nienaruszonym. Wokół wraku rozrzucone są jego szczątki, a także ludzkie kości.

Tajemnica lotu nr 201 linii LAN od lat budziła wielkie emocje. W ostatnich latach nie brakowało śmiałków, którzy próbowali odnaleźć maszynę. Wyprawa pod dowództwem Albornoza i Lowera Lopeza zakończyła się sukcesem. Głównie dlatego, że szukali oni nie tylko w miejscu, które przez lata podawano w oficjalnych komunikatach (już wiemy, że błędnie).

 

Gdzie więc został odnaleziony wrak? Dokładne miejsce nie zostanie ujawnione. - Nie chcemy, by to miejsce zostało zbezczeszczone, a szczątki zabrane niczym trofea. Trzeba pamiętać, że tam zginęli ludzie. Ich rodziny zasługują na szacunek - mówi Leonardo Albornoz.

Ogłoszono jedynie, że to miejsce jest niezwykle trudno dostępne. Ekspedycja, by dotrzeć do wraku, musiała przejść przez kilka prywatnych posiadłości, pokonać laguny, rzeki, wzgórza i wąwozy.

 

 

Trudny powrót

 

 

Green Cross próbował podnieść się po okrutnym ciosie od losu. W uzupełnieniu kadry pomogły inne kluby. Boca Juniors - drużyna, w której niegdyś pierwsze skrzypce grał Eliseo Murino - oddała Chilijczykom czterech zawodników.

Powrót do futbolu był jednak niezwykle trudny. - Graliśmy, ale to już nie było to samo - mówi Carlos Al-Konr. W rewanżowym meczu z Osorno przegrał 0:1 i odpadł z pucharu (ten w kolejnej edycji został przemianowany na Copa de Chile Green Cross - w hołdzie ofiarom tragedii). W lidze też mu się nie wiodło. W kolejnym sezonie z niej spadł.

Wprawdzie powrócił do najwyższej klasy rozgrywek w 1964 r., ale w następnym roku - z powodu problemów finansowych - przeniósł się do innego miasta. Po fuzji z Deportes Temuco nazywany był Green Cross-Temuco. W herbie miał czarną literkę T na tle Andów (miejsca katastrofy). Od 1985 r. istnieje jako Deportes Temuco.

 

 

(http://sport.wp.pl/k...,wiadomosc.html )


Użytkownik Trzynastka edytował ten post 15.02.2015 - 12:07

  • 4





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych