Wszyscy dobrze znamy historię Hioba. Przez okrutny zakład Boga z szatanem, jego życie wybrukowane zostało wszelkimi osobistymi nieszczęściami i tragediami.
Opowieść o nim przekazywana nam jest już w latach najmłodszych, by powracać i towarzyszyć przez niemal całe życie – a przynajmniej to szkolne, do czasu matury. Ludzie niekiedy przywołują historię Hioba, na zasadzie paraleli i zwykle zachowując przy tym odpowiednie proporcje, jako usprawiedliwienie dla istnienia w ich własnym życiu niepowodzeń i niedoli. Bo i taka jest rola tej biblijnej przypowieści – „ku pokrzepieniu!”. A przynajmniej na taką stara się ją kreować… Bądź wierny Bogu, bo Hiob wystawiony był na najcięższe próby, pozostał wierny i został hojnie nagrodzony. Zaciśnij więc zęby, machnij ręką na choroby, śmierci, wszelkie nieszczęścia, które Cię spotykają – wszystko to przeżył Hiob i patrz jak Bóg pięknie mu odpłacił. Z drugiej strony, bardziej ekstremalnej, Hiob ma być dla ludzi przykładem zachowania drastycznie odrzucającego świat materialny – wiemy jednak jak taka postawa ma się do rzeczywistości; zarezerwowana jest dla naprawdę nielicznych.
Jak bardzo powierzchowne i prymitywne jest takie podejście do historii Hioba – nie mnie oceniać. Nie wnikając dalej w dydaktyczno-religijny wymiar tej opowieści, ani w ocenę jego słuszności, chciałbym raczej zwrócić uwagę na psychologiczny aspekt hiobowych tragedii. Skoro bowiem motyw Hioba uznawany jest za jeden z najważniejszych z obszernego dorobku biblijnego; skoro towarzyszy nam nieprzerwanie na przestrzeni prawie 2500 tys. lat; skoro przybierając różne formy objawia się nam raz po raz w literaturze, sztuce, filmie; skoro historia ta robi na nas wciąż takie wrażenie, że w obliczu osobistej tragedii chwytamy się jej jak tonący, nie zapominając wcześniej wspomnieć o niej dzieciom; skoro wreszcie nauki płynące z życia Hioba są nam przekazywane z taką surowością przez nauczycieli, z taką pasją przez kapłanów i z taką wrażliwością przez dziadków – wszystko to (i znacznie więcej) daje nam ukryty sygnał, że w historii Hioba chodzi o coś więcej, że jest w tym pewna hipnotyczna głębia…
No właśnie – głębia. W miejscu tym moglibyśmy się zatrzymać i przywoływać burzliwą historię psychologii, z psychologią głębi Junga na czele; ale nie czas i miejsce na to. Warto jedynie pamiętać, że od zarania dziejów jedną z najważniejszych funkcji wszelkich mitów i przypowieści religijnych było pełnienie czegoś co dzisiaj nazwalibyśmy terapią psychologiczną, także psychoanalizą. I to w wymiarze zarówno społecznym jak i jednostkowym. Nie mając oczywiście wiedzy z dziedziny psychologii dostępnej nam współczesnym, człowiek starożytny miał mimo wszystko taką samą psychikę, którą rządziły przecież te same prawa i zależności co dziś. Pewne więc ‘napięcia’ psychiczne ujście znajdowały nie jak dzisiaj na kozetce u psychiatry bądź w poradni u psychologa, lecz w postaci mitów i znaczących opowieści. Przy ich tworzeniu kierowano się intuicją, znajdując wyraz dla konfliktów psychicznych w sposób mniej lub bardziej świadomy. Jakkolwiek takie podejście noszące fenomenologiczne znamiona może się nam dziś wydawać ‘nieprofesjonalne’ – zawsze liczą się efekty i wynik. A ten, w świetle współczesnej psychologii jest nad wyraz ciekawy…
Z perspektywy właśnie psychologii współczesnej, tak bardzo czerpiącej z dorobku Junga, chciałbym zaprezentować świeże spojrzenie na sprawę Hioba. W jego opowieści bagatelizuje się zwykle pozostałych bohaterów, tak jakby cała treść zawarta była w trójkącie Bóg – szatan – Hiob. Niesłusznie. Bo o ile skojarzenie Boga i Hioba z Jaźnią i ego zdaje się być banałem, o tyle w świetle symbolicznego odczytywania tekstu opowieści, pozostali jej bohaterowie, z którymi Hiob wchodzi w relacje, mogą być interpretowani jako różne aspekty psyche – co już takim banałem nie jest. Z kolei integracja różnych części psychiki stanowi o bogatym psychodynamicznym procesie - drodze do pełni.
_____________________________
Uczony doświadczeniem chciałbym uniknąć zbyt obszernego tekstu, który mógłby zniechęcić mnie do pisania, a ewentualnych czytelników – do czytania. Dlatego postanowiłem eksperymentalnie podzielić artykuł na części, które zamieszczane będą w pewnych (różnych) odstępach czasowych. Tyle w ramach wstępu.
C.D.N.