Historia autentyk, opowiedziała mi ją kiedyś moja babcia.
Mój wujek jeszcze jak był kawalerem miał przyjaciela, z którym wszędzie się 'bujał'. Nie raz wracali razem po nocach z imprezy bądź od panienek z sąsiednich wsi. Zawsze szli tą samą drogą. W pewnym momencie drogę tą przecinała inna polna dróżka i na tych krzyżówkach stał krzyż. Tzn stoi on tam do dziś, jeżdżę tam prawie co tydzień w odwiedziny do babci i za dnia nawet boję się tamtędy chodzić no ale do rzeczy... Pewnej nocy (koło 2:00) mój wujas z tym kolegą szli jak zwykle tą drogą, zawsze rozstawali się przy krzyżu i każdy szedł w swoją stronę, ale tym razem ten jego kolega miał iść do mojego wujka chyba po jakąś płytę a potem wrócić do domu. Warto jeszcze dodać, że mój wujek mieszkał jeszcze wtedy w swoim domu rodzinnym i niemalże zawsze moja babcia czekała przy oknie na niego (jak to zatroskana matka, bała się o swojego syna i dopiero jak widziała że wchodzi do domu spokojnie kładła się spać). Tak było i tym razem. Zobaczyła, że wchodzi do domu i akurat wyszła do łazienki. W korytarzu się minęła z nim i z jego kolegą i jak to ona zagadnęła do nich i tak sobie stoją chwilę i gadają i ten kolega mówi, że już będzie uciekać bo zanim do domu dojdzie to będzie 3:00 a moja babcia (tu cytuję dokładnie rozmowę):
-Marcin a Ty się tak nie boisz sam koło krzyża wracać?-Nie, a czemu mam niby się bać?
-No jak to czemu, przecież tam straszy..
Tu chłopak się dosłownie zaśmiał w głos i rzucił:
-E tam głupoty Pani gada, ja nie wierzę w takie rzeczy.
Na co moja babcia dodała:
-Zobaczysz jak Cię kiedyś coś tam nastraszy to sam tamtędy już nigdy nie pójdziesz.
Chłopak grzecznie pożegnał się i wyszedł. Babcia i mój wujek położyli się spać.
Na drugi dzień wujas wraca do domu po pracy i mówi do mojej babci:
-Wiesz co się stało? Marcina koło krzyża wczoraj w nocy postraszyło jak wracał ode mnie.
Babcia nawet się nie przejęła, mieszka w tej wsi kupe lat i nie jedną historię o krzyżu słyszała. A co przydarzyło się Marcinowi już Wam mówię:
Wyszedł od mojego wujka, odpalił szluga i jak gdyby nigdy nic idzie przed siebie w kierunku domu. Dotarł do słynnego krzyża, dosłownie minął go kilka kroków i odwrócił się za siebie. Podobno włosy mu dęba stanęły. Za nim w odległości jakiś stu metrów szedł mężczyzna (przypominam, że była 3 w nocy). Mimo mroku dokładnie widział jego sylwetkę, wysoki, szpakowaty facet, ubrany w czarny płaszcz do kostek (było lato, więc płaszcz zdawał się nieodpowiednim elementem ubioru jak na tą porę roku), na głowie miał czarny kapelusz. Marcin odwrócił się spowrotem i patrząc przed siebie przyspieszył kroku bo wystraszył się nie na żarty. Ciekawość jednak wygrała i dosłownie po kilku sekundach spojrzał spowrotem za siebie a ten facet jest tuż za nim! Wyobraźcie sobie, po zaledwie 6-7 sekundach żaden człowiek nie jest w stanie przejść 100 metrów. Zrównał się z nim i przez pół minuty, może trochę dłużej dotrzymywał mu kroku, nic nie mówił, nawet się na niego nie spojrzał. Marcin też nie miał odwagi spojrzeć na niego, kątem oka zauważył tylko że kapelusz miał naciągnięty na czoło, tak by nie było widać mu oczu a kołnierz od płaszcza miał postawiony, by zakrywał usta, brodę i policzki. Tajemniczy gość wyprzedził go i skręcił w niewielki lasek, który stoi na samym końcu drogi którą szli.
Marcin już ani razu nie poszedł tamtą drogą. Było to kolo 6 lat temu.
Mówi się, że na rozstajnych drogach często można spotkać ducha, to zbłąkane dusze osób, które zmarły i mają jakieś niedokończone sprawy na ziemi bądź pokutują za jakieś krzywdy wyrządzone innym za życia. Ten krzyż na rozstajnych drogach na wsi u mojej babci podobno nie jednego ducha widział. Znam jeszcze inne historie związane z tym miejscem ale ta jest 'najświeższa' i najbardziej interesująca. Teraz rzadko słychać o duchach, które się tam kręcą, ale babcia mówiła mi, że kiedyś jak była panienką, takie historie wydarzały się tam notorycznie i cała wieś była do nich przyzwyczajona ale rzadko kto odważył się tamtędy iść sam, nawet w dzień.." dziękuje za uwagę