Z góry przepraszam,jeżeli temat jest umieszczony w innym dziale,niż powinien i w ogóle sama się zastanawiam i czy w ogóle nadaje się na tego typu forum,ale sama nie wiem gdzie to umieścić,a sprawa mnie bardzo nurtuje i dużo nad tym wszystkim myślę.
Odkąd pamiętam,w mojej rodzinie ciągle dzieją się jakieś złe rzeczy.Wiem - jak w każdej ,ale w mojej ogrom tych złych sytuacji mnie już zaczyna przerażać.Zacznę może od moich podejrzeń,co może być powodem takiego stanu rzeczy .Pare lat temu rozmawiając z mamą wyjawiła mi pewną rodzinna tajemnicę.Mianowicie,była to sprawa związana z moim dziadkiem.Jakoże dziadek uczył się w latach 40. na leśniczego,odbywał praktykę,na której poznał dziewczynę.Historii ich "bycia razem" nie znam,nie wiem w jakich okolicznościach się rozstali - nikt tego niewidział z naszej rodziny.Po praktykach dziadek wrócił do domu,objął swoją leśniczówkę i poznał moją babcię,z którą się ożenił w 1951r. Pare lat po ich ślubie, niezapowiedzianie przyjechała do ich domu matka byłej dziewczyny mojego dziadka - oznajmiła,że dziadek i ta dziewczyna mają wspólne dziecko.Moja babcia nie widziała jak w tej sytuacji się zachować.Nie wnikała później w szczegóły jak przebiegała ich rozmowa ale ogólny sens tego wszystkiego był taki,że dziadek wpłacił tamtemu Państwu jakąś kwotę pieniędzy dla tego dziecka ,tak,żeby do 18 roku życia ta kobieta miała od niego pieniądze na utrzymanie dziecka.Wydawałoby się - temat zamknięty.Wiem,każdy teraz,kto to czyta potepia mojego dziadka,że nie zajął się swoim dzieckiem,sama jestem tym zszokowana,gdyż wiem,z opowieści mamy i babci,że dziadek bardzo kochał swoje dzieci oraz wnuki,dlatego też nie pojmuję dlaczego tak zrobił.No i tu zaczynają się moje podejrzenia,że ci ludzie mogli na nas rzucić klątwę.Powód dlaczego tak myślę ? Dziadek i babcia byli dobrym małżeństwem,które należycie zajmowało się swoimi dziećmi,wykształcili ich,a mimo to moja mama od samego początku swego życia ma pod górkę - będąc malutkim dzieckiem otarła się o śmierć - chora na płuca,potem moja ciocia - wyksztalcona osoba,po studiach z filozofii,podczas pobytu w Kanadzie zachorowała na depresję maniakalno urojeniową.Całkowicie życie jej się nie ułożyło - dodatkowo - zaginęła 8 lat temu...Wujek - również jak moja mama - alkoholik.No i nas - czyli mnie i mojego brata także nie omija pech i ciągłe zło.Ma dopiero 28 lat ,a już jest samotnym rodzicem.Ja wiem,że to wszystko można racjonalnie wytłumaczyć i może w sumie tak to straszliwie niewygląda jak napisałam,ale w zyci niestety tak kolorowo to nie wygląda.Nawet nasza sytuacja materialna nie ulega zmianie - ciągle jakieś długi,my z matką chcemy się wyprowadzić z domu(wychowujemy synka mojego brata),ponieważ ojciec niestety jest złym człowiekiem z którym nei da się wytrzymać,ale chyba nie damy rady bo nie mamy na to zwyczajnie kasy i koło się zamyka,to wszystko wygląda tak,jakby to zło miało z nami być do konca życia..