Witam serdecznie.
Przejdę od razu do sedna, bo to mnie najbardziej interesuję, dla ciekawskich reszta będzie na samym końcu. A więc - dzisiejszej nocy spałam sobie smacznie, aż obudził mnie straszny łomot. Pierw uznałam, że coś mi się śniło i po prostu się wybudziłam z koszmaru. Jako, że moja ładowarka od laptopa świeci dość jasno, w nocy oświetla mi cały sufit i zwykle bardzo mnie to denerwowało, odwracałam więc ją na drugą stronę, co by sobie świeciła "w podłogę". Sęk w tym, że od dłuższego czasu na noc odłączam przedłużacz od prądu, bo robi się zwarcie i spać mi to nie daje. Dzisiejszej nocy ładowarka jasno oświetlała mi sufit. Jestem w 100% pewna, że ją odłączyłam, bo nie raz prąd mnie ładnie popieścił, jak się robiło zwarcie i na biegu odłączałam wszystko od kontaktu. Pierwsze co zrobiłam złapałam za telefon, co by sobie oświetlić resztę pokoju i uwaga - godzina 3:15. Podniosłam się z łóżka żeby odłączyć ładowarkę od prądu (uznałam, że była podłączona i nie myliłam się - nie wiem jakim cudem) i mnie po prostu zamurowało. Po całym pokoju porozrzucane były moje czyste ubrania, które były w koszu. Kosz stoi zawsze stoi w tym samym miejscu, a dzisiaj znajdował się prawie że w drugim końcu pokoju (idealnie obok łóżka). Dodam, że mam bardzo malutki pokoik i tak ustawione meble, że fotel który stoi obok łóżka (i pomiędzy regałem a szafą) zasłania mi widok całej reszty - dlatego od razu nie rzucił mi się w oczy bałagan. Właściwie samym zdarzeniem się nie zestresowałam i nie to mnie dziwi, interesuje mnie sam fakt, że była godzina 3:15. Ktoś zapewne napisze, że naoglądałam się Egzorcyzmów Emily Rose. Owszem, jestem fanatykiem horrorów, ale nigdy w życiu nie bałam się zjawisk paranormalnych i pewna jestem, że niczego sobie nie wmówiłam, chociaż mój zegar biologiczny nie zawsze jest w normie. Musicie uwierzyć na słowo. Jak to mówią godzina 3:00 - godziną szatana. Nigdy nie przywiązywałam do tego zbytniej uwagi i nie wierzyłam w coś takiego, bo cóż - póki nie zobaczę nie uwierzę. Myślałam o tym zdarzeniu cały dzień, rozmawiałam z paroma osobami na ten temat i myślę, że rzeczywiście coś w tym może być.
Zawsze uważałam, że coś się mnie czepiło - właściwie nie tylko mnie, także siostry z którą kiedyś dzieliłam pokój, ale częściej mi się coś przytrafiało, nawet w jej obecności. Rodzice podzielają moje zdanie. Do tej pory zdarza się, że budzę się w środku nocy (na godzinę jak pisałam wyżej nigdy nie zwracałam uwagi, dzisiaj był wyjątek) wypoczęta jakbym spała co najmniej 12h, mimo że chodzę spać dość późno. Potem mam wielki problem z zaśnięciem, usypiam dopiero po godzinie 4-5. Rano jestem nie do życia i tak mam kilka razy w miesiącu. Kiedyś, mając mniej wiecej 12-13 lat, czytałam w łóżku książkę i poczułam na szyi oddech. Doszłam do wniosku, że to jakiś przeciąg i zaczęłam czytać dalej. Wszystko było ok, póki nie usłyszałam bardzo szybkiego i kilkusekundowego szeptu. Zbyt długi był, żebym mogła to z czymś pomylić, poza tym taka sytuacja powtórzyła się cztery razy w ciągu mojego życia - wiatr/oddech i przy tym szept. To jedna z dziwnych rzeczy. Niby banał, ale kłamać nie kłamię.
Kolejna - siedziałam w pokoju z siostrą i rozmawiałyśmy. W pewnym momencie usłyszałam za sobą jakby puknięcie i odwróciłam głowę. Nagle coś uderzyło mnie w głowę i ściągnęło mocnym szarpnięciem gumkę z włosów, które miałam zawiązane w kucyk. Myślałam, że to siostra się ze mną droczy i już szykowałam rękę, żeby jej oddać (jak to siostry ), ale opanowałam się jak tylko zobaczyłam jej wyraz twarzy. Mimo, że jest starsza zawsze reagowała panicznie na takie rzeczy, płakała, uciekała do rodziców, nawet po dwudziestce. No i już byłam pewna, że to nie ona.
Poza tym - często budzę się rano z zadrapaniami. Ot, takie zwykłe male zadrapania, jak zadrapania kota. Kota mam, ale nie śpi w moim pokoju, więc odpada możliwość podrapania mi połowy pleców przez sen, chociaż nie tylko pleców to dotyczy. Są to takie bardzo czerwone ślady, nie zadrapania do krwi, chociaż i takie mi się zdarzały ale dosłownie pojedyncze przy szeregu wcześniej wymienionych. Czasem mam też siniaki.
Kolejna historia - i tutaj muszę was ostrzec, żeby źle o zmarłych nie mówić. Rozmawiałam na skype z kolegą. Święto zmarłych było, więc narzucił nam się wiadomo jaki temat, a że jestem gadułą szczególnie w takich sprawach, to od razu zaczęłam nawijać. Rok temu, dwa dni przed świętem zmarłych odeszła moja babcia. Była osobą dziwną, szczególnie przed śmiercią zachowywała się dość przerażająco. Mniej więcej tak samo opisałam świętej pamięci babcię mojemu koledze. Powiedziałam mu również, że jedna z ciotek uważała babcie za opętaną (mimo tego, że była wielką fanką radia Maryja) i możliwe, że sama targnęła się na swoje życie (możliwe, bo prawie cała rodzina od babci się odwróciła i jedynie rodzice mieli wzgląd do ciała, mi i rodzeństwu nie pozwolili zobaczyć babci po raz ostatni). I z tamtym zdaniem dostałam z biurkowej lampki prosto w twarz. Trzy razy. Co odłożyłam na miejsce, to znowu dostałam. Według mnie to dość dziwne, bo byłam od biurka oddalona o metr - siedziałam na łóżku. Kolega ładnie zaniemówił jak mu wytłumaczyłam, że sie babcia złości. Może zainteresuje was też fakt, że babcia będąc w szpitalu przed śmiercią próbowała dziwnych rzeczy, np. wbijanie sobie widelca w żyły. Zanim pojechała do szpitala miesiąc spędziła u nas. Codziennie w nocy było jedno wielkie jęczenie, darcie się, zachowywała się jak szalona. Gadała, że chce i musi umrzeć, że ona nie może tak żyć i że ma dość wszystkiego. Była chora na astmę, miażdżycę i coś jeszcze. Może to ma coś wspólnego z jej zachowaniem, nie wiem.
Mam jeszcze dość ciekawą sytuację z prysznicem. Mężczyzn uprzedzę - nie, nie tego rodzaju. Mieszkam w zwykłym bliźniaku. Piwnica, parter i piętro. Jest nas w domu szóstka i ogólnie zawsze było nas dużo - kiedyś mieszkali z nami jeszcze świętej pamięci dziadkowie. Z racji tego, że miejsca jest mało od zawsze łazienka jest w piwnicy. Nie preferuję wanny, więc napuszczam wodę w prysznicu i tam się wyleguję - wbrew pozorom znacząca uwaga, wybaczcie. Pod prysznicem mam w rogu trójkątne półeczki. Pewnego razu chciałam sięgnąć po maszynkę, ale spadła z półeczki do wody. No ok, zdarza mi się to. Potem z samej góry spadła mi na głowe 1l odżywka do włosów. Uznałam, że no to też nic, bo skoro prawie spadło na mnie metrowe okno w szkole, to co mi może zrobić odżywka? Kontynuowałam swoje czynności i chwilę później zgasło mi w łazience światło. Doszłam do wniosku, że pewnie wysadziło korki. Poczekałam chwile i światło wróciło do normy, jedynie migotało troche, ale akurat u mnie w łazience to rzecz normalna. Ktoś z rodziny pukał do drzwi, a właściwie jakby na nie wpadł. Myślałam, że przyszli sprawdzić czy wszystko ok, więc powiedziałam żeby sie nie tłukli, żeby ich uspokoić. Nie minęła minuta, jak światło znowu zgasło. Pomyślałam, że to przez przeciążenie fazy prądu. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy. Za tym drugim przestraszyłam się naprawdę mocno, bo światła nie było dobre 3 minuty, a w kącie łazienki coś porządnie walnęło. I to nie takie stuknięcie, naprawdę wielki huk i nie w drzwi tym razem. Potem było puknięcie w szybę prysznica. Wyleciałam w samym szlafroku na górę, nawet bez zakładania obuwia. Pobiegłam po schodach i chciałam wejść z piwnicy do kuchni i cóż, nie mogłam, bo drzwi były zamknięte. Mamy w nich zamek, ale ten zamek jest na tyle wadliwy, że lekkie popchnięcie i bez problemu można je otworzyć. Waliłam w drzwi jak głupia, nawet się popłakałam, bo pierwszy raz się tak przestraszyłam. Słyszałam, że tata biegnie mi je otworzyć i nagle wszystko wróciło do normy. Światło było, drzwi normalnie się otworzyły, zanim dobiegł tata. Rodzice doszli do wniosku, że postradałam zmysły, bo owszem, korki wysiadły, ale tylko raz i nikt nie schodził do piwnicy. Od tamtego miesiąca chodzę do łazienki z psem i latarką. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Kolejna historia. Na komunię dostałam od dziadka przepiękny naszyjnik z zawieszką, na której był obraz Maryi z Dzieciątkiem. Cały był ze złota, naprawdę przepiękny. Problem w tym, że któregoś dnia po prostu zniknął. Nie jest możliwe, aby któryś z domowników ot tak go sobie przygarnął ze względu na to, że wszystkie wartościowe rzeczy moja mama zamyka na klucz w kuferku. Wszyscy sobie w domu ufamy, problemu z pieniędzmi nikt nigdy nie miał i przede wszystkim nikt z mojego domu nie kradnie. Kiedy gotówki potrzeba każdy się wspiera, niezależnie od sumy. Oczywiście ja zostałam oskarżona o sprzedanie tego wisiorka, chociaż nigdy bym tego nie zrobiła, ze względu na to, że dziadka darzyłam naprawdę wielką miłością i szacunkiem, byłam z nim bardzo blisko i był dla mnie swego rodzaju autorytetem. Mama nie wierzy mi i do tej pory ma do mnie o to żal, tak samo jak każdy inny domownik. Dodam, że święty wisiorek - ten, który dostaje się wraz z komunią także mi zniknął, chociaż nosiłam go na szyi.
Następna interesująca sytuacja, według mnie. Na religii - w drugiej czy może trzeciej klasie podstawówki jako zadanie domowe mieliśmy nauczyć się modlitwy na pamięć. Ksiądz wydrukował każdemu inną na małej karteczce i rozdawał je nam. Mi dał na karteczce modlitwę Leona XIII (Święty Michale Archaniele...) i powiedział, żebym dobrze ją zapamiętała, bo na pewno mi się przyda. Jakoś w pierwszej gimnazjum jako rozpoczęcie lekcji odmawialiśmy wybraną przez siebie modlitwę i potem standardowo zdrowaśki - co lekcję kto inny. Trafiło na mnie i tak wyszło, że zaczęłam recytować tą modlitwę, której miałam się nauczyć w podstawówce. Uznałam, że wiele osób jej nie zna, to niech posłuchają. Ksiądz ze zdziwieniem zapytał mnie skąd ją znam, ja wytłumaczyłam mu całą sytuację. I wtedy się dowiedziałam, że w podstawówce kazali mi się uczyć egzorcyzmów, bo mi się przydadzą. Dodam, że odmówiono mi przyjęcia bierzmowania. Nie mam pojęcia czemu - zapytałam a odpowiedź brzmiała "bo nie". Nie jestem metalem, ateistką czy kimś, kogo normalny proboszcz by nie polubił, tym bardziej, że proboszcz z mojej parafii zna mnie od małego. Owszem, rzadko chodzę do kościoła, bo po prostu nie odczuwam takiej potrzeby, ale kiedy czuję, że muszę wtedy idę. No i mimo, że mam prawie 18 na karku nadal jestem bez bierzmowania.
Zaznaczę od razu, że do wszystkiego podchodzę sceptycznie i jestem raczej z tych, którzy zjawisk paranormalnych się nie boją, bo różne rzeczy z tego gatunku jak widać już mnie spotykały. Wymyślać też nie wymyślam, zbyt mnie takie sytuacje intrygują, żeby sobie z nich żarty robić. Wypisałam tylko kilka historii, bo chyba troszkę za długie się to robi. Tak na szybko - często coś na mnie spada, uderza mnie, poruszają się czasem przedmioty i tego typu sprawy. Dodam też, że prawdopodobnie dwa razy w życiu widziałam "cienistego człowieka". Raz z siostrą i raz sama, choć ten przypadek skojarzył mi się z czymś w rodzaju anioła stróża (tego samego dnia spadło na mnie w szkole okno). Słyszałam też dziwnego rodzaju dźwięki wraz z siostrą. Często na takie tematy udzielałam się na religii i udzielam do tej pory, wlaściwie gdzie tylko mogę. Każdy ksiądz powtarza mi, że im więcej interesuję się tego typu sprawami, tym większe prawdopodobieństwo, że "szatan sie mną zainteresuje" ;>. Powiem jeszcze, że do każdych z takich sytuacji się przyzwyczaiłam, zawsze spotykało mnie coś nienormalnego i ok, nie zwracam na to zbyt uwagi, lecz w każdym zdarzeniu doszukuję się jakichś racjonalnych wytłumaczeń. Co nie znaczy, że w zjawiska paranormalne nie wierzę. Wszystkie są dla mnie jakimś doświadczeniem, bo fascynuję się tym tematem jakby nie patrzeć od dziecka. Dodatkowo powiem, że mam problemy z sercem - właściwie są to bóle lękowe, często mrowią mi kończyny, mam wiecznie zimne ciało, chyba, że naprawdę ktoś mnie ogrzeje. Może i to wszystko brzmi jak wyjęte rodem z horroru o średnio dobrym scenariuszu, ale uwierzcie na słowo, że nie bawi mnie zawracanie ludziom głowy czymś, co wyjęłam prosto ze swojej wyobraźni. Sensacji nie szukam, po prostu interesuje mnie opinia innych na temat moich atrakcji życiowych. To by było na tyle. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to walcie śmiało. Pozdrawiam.
Użytkownik Creepie edytował ten post 24.03.2014 - 20:34