
Po kilku latach zdecydowałem sie wrócic na stare smieci, a przy tym opowiedzieć wam historie, która powstrzymała mnie przed dalsza interakcja w nieznane.
Mam nadzieje, ze odnajde tutaj na nowo bratnie dusze, niestety na forum o blizniaczej tematyce, nie uswiadczylem ich, a jedynie grupe zwyklych pseudo ekspertow.
Manifestacje.
Swojego czasu, miedzy 2010 a 2011 rokiem, z jednym z moich kolegów byliśmy zapaleńcami jeżeli chodzi o wszelakie tematy wiążące się z rzeczami paranormalnymi, przestudiowaliśmy chyba cały internet, kilka książek, miedzy innymi "życie po śmierci" niestety autora nie przytoczę z racji, ze nie mam książki przy sobie.
Książka jest dość stara, wczesne lata 90. Są w niej zawarte liczne opowiadania, eksperymenty i dłuższe wywody nad istota śmierci.
Od niewinnych ciekawostek, zaczęliśmy się powolutku zagłębiać w temat oobe, duchów, demonologie czy innych nieokreślonych bytów.
Miedzy innymi shadowman, ludzie cienie czy jak kto ich tam nazywa.
W ramach małej dygresji dopowiem, ze po kilku(nastu?) godzinach dumania nad jego istota, bytu budzącego odrazę, złość, wściekłość. obraliśmy wspólną wersje, ze jest to byt zrodzony z mas negatywnej energii, z miejsc gdzie w jednym momencie wielu ludzi doznało krzywdy. Potężna ilość uwolnionej w jednym czasie i miejscu energii może być "zarodkiem" dla takiej istoty. Taka tez wersja wydaje nam się najbardziej prawdopodobna z racji, że nigdzie informacji o pochodzeniu tego bytu nie można znaleźć.
Wracając do tematu głównego, zaczęliśmy się zgłębiać coraz głębiej, odwiedzać cmentarze, nawiedzone miejsca, nagrywać evp, pstrykać zdjęcia, wypalać tabliczkę(której nie skończyliśmy, i dzięki bogu) .
każda rozmowa dotyczyła tylko zagadnień paranormalnych. Żyliśmy tym światem.
Coraz częściej łapałem się na tym, ze "zostawiałem" włączone światło w przedpokoju, otwarta lodówkę, albo telewizor w pokoju gościnnym, chociaż dałbym sobie głowę uciąć, ze światło gasiłem, a tv nawet nie oglądałem, tym bardziej, ze ogólnie mocno stronie od siedzenia przed telewizorem.
Coraz częściej w zwykłym codziennym życiu, dochodziło do incydentów niczym nie uzasadnionego panicznego strachu, zimna, czy przeświadczenia, ze ktoś jest wśród nas. Idąc przez park czy po schodach w bloku. Na szczęście stan ten puszczał równie szybko jak się pojawiał. Przychodził znienacka i przechodził równie szybko.
Problem dotyczył nas oboje, mimo, ze na początku żaden z nas nie mówił o tym głośno, w momencie kiedy mój towarzysz sam, bez mojej inicjatywy zaczął przyznawać, ze cała sytuacja robi się trochę co najmniej dziwna, podobne odczucia strachu, podobne poczucie czyjejś obecności . Moje obawy tylko umocniły się, ze coś się dzieje, a to nie tylko moje psychozy.
Ciężko mi sklasyfikować to co stało się pewnej nocy kiedy kładłem się spać. Nie była to scena rodem z Hollywoodu, nic nie lewitowało, nic nie płonęło. nie mnie w mojej pamięci pozostanie na zawsze. Bodziec na tyle mocny, aby zastopować, zniknąc na jakiś czas, zgasic latarnie i zamknać przystanek dla dusz
Miałem dość ciężki okres, trochę problemów się na piętrzyło. kilka razy przeszło mi przez myśl, żeby skoczyć z okna. Nie były to oczywiście typowe myśli samobójcze, a zaś jedynie takie dumanie, że cholera mam dość, tak będzie łatwiej. wszystko z przymrużeniem oka.
Z taka krótką myślą przywitałem poduszkę kładąc się do łóżka. Nie zdarzyłem skończyć myśli, a zacząłem słyszeć bliżej niezrozumiały dźwięk, szmer w lewym uchu, pierwsza myśl była taka, ze powietrze mi piszczy w nosie/uchu, moze slysze szum serca, cokolwiek.Nic wielkiego.
Niestety z przerażeniem zacząłem rozpoznawać kobiecy głos w dochodzących dźwiękach , dźwiękach tak wyraźnych jakby ktoś szeptał wprost do ucha. Zdębiałem, zalał mnie zimny pot a serce ledwo dawało rade bić w tak szybkim tempie, w moim uchu rozszedł się szept, ze słowami "dalej, zrób to", powtórzony kilkakrotnie, za każdym razem głośniej i wyraźniej, kiedy w skrajnym przerażeniu zerwałem się z łóżka do mojego ucha dobiegł wrzask i pełne złości, już niezrozumiałe dźwięki. W totalnym amoku szukałem przełącznika od światła w pokoju, zapaliłem każda nawet najmniejsza żaróweczkę w pokoju.
Pierwsza myślą było biec przed siebie, a najlepiej do kościoła. Gdziekolwiek. Nie miałem pojęcia co zrobić, pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy to "ojcze nasz" jako jedyna modlitwa która znam. Nie wiem również co mną kierowało, strach?. Zacząłem rzucać w powietrze, nakazy/rozkazy(nie wiem czy to dobre słowo) "odejdź! zostaw mnie". W tym momencie wszystko, co miało chociaż najmniejszy cień szansy powodzenia było świetnym pomysłem wartym spróbowania. W tym miejscu, chociaż wiem, ze nie wypada - muszę sam sobie pochwalić, ale jakimś cudem udało mi się przezwyciężyć śmiertelny strach, a nawet podjąć inicjatywę aby coś zrobić z ta cała sytuacja.
Niestety, kiedy adrenalina opadła strach pokazał swoje prawdziwe kły. Przez ponad 2 miesiące nie potrafiłem leżeć dłużej jak pół minuty w ciemnym pokoju, zawsze paliła się lampka, wejść po schodach do domu? (mieszkam na 4 pietrze) nie było opcji jeśli po wejściu na klatkę paliło się światło. Sumiennie czekałem nawet 5 minut aż zgaśnie, żebym mógł je zapalić ponownie. Dopiero wtedy mogłem iść, bez strachu, ze światło mi zgaśnie po środku drogi.
Obydwoje porzuciliśmy niedługi czas później zabawy z nieznanym. Mimo, ze nas wciąż tam ciągnie, tematy o świecie metafizycznym są wciąż poruszane, jesteśmy bierni w kwestii działań. Zagalopowaliśmy się trochę za daleko, Żaden z nas nie był gotowy tak naprawdę na to co się stało czy mogło się stać.
Po zaprzestaniu usiłowania nawiązania kontaktu
Nigdy więcej nie zdarzyła się podobna sytuacja.
Odnośnie pytań o materiały
Nie jestem w stanie niestety nic udostępnić, i nie jest to spowodowane "tajemnica" czy cholera wie jakimi innymi powódkami. Powody są dwa, i cholerne błahe. Pierwszym z nich jest to, ze jak zapewne wyczytałeś nasze działania miały miejsce w okolicach 2010-2011, nikt z nas nie trzymał materiałów (powód drugi), na których nie udało nam się w żaden sposób nawiązać kontaktu czy sfotografować jakiegokolwiek wiarygodnego bytu po za nami samymi.
Zapewniam, że gdyby na którymkolwiek nagraniu czy zdjęciu był jednoznaczny znak, że nie jesteśmy sami, materiał ten wysłałbym na każda możliwą stronę o zjawiskach nadprzyrodzonych. Jestem zdania, ze takie rzeczy trzeba publikować, setki tysięcy osób szukają odpowiedzi na odwieczne pytanie "czy ktoś z nami jest?" i byłoby to wręcz nieuczciwe względem innych zatrzymywać tylko dla siebie takie rzeczy.
Paraliż senny?
Podczas paraliżu sennego, o ile mi wiadomo mózg 'wyłącza" ciało, abyśmy sami sobie krzywdy nie zrobili. Tak jest w tym ziarnko prawdy, że osoby interesujące się jakimś zagadnieniem, są na niego coraz bardziej wyczulone, jest prawda również to, że wiele rzeczy jest tylko psikusem wyobraźni adepta chcącego w każdej ciemnej dziurze "coś" odkryć.
Czy było i tak tym razem? Nie możemy wykluczyć, że to tylko wyobraźnia, czy strach przed nieznanym, ale nie możemy wykluczy również tego, że było to chwilowe nawiedzenie,manifestacja. Całe zdarzenie było na tyle realne, że w myśl moich przekonań i wierze w życie w pozagrobowe, zakładam drugą opcje. Dla wielu osób wiara w zdarzenia nadprzyrodzone jest równie irracjonalna jak wiara w Boga, a jednak w tego drugiego wierzy cała rzesza ludzi, zapominając, że Bóg jest również częścią tego świata. Prawdę i tak dopiero poznamy po naszej śmierci, kiedy wszelka wyobraźnia i sny znikną, a zostanie jedynie nasza świadomość w postaci duchowej.
Pozdrawiam serdecznie!
P.K.
Użytkownik Viveka edytował ten post 16.08.2013 - 09:20