Skocz do zawartości


Zdjęcie

Światło i Mrok


  • Please log in to reply
1 reply to this topic

#1

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

ŚWIATŁO I MROK
CZYLI TAJEMNICE KLASZTORÓW TYBETU



Dołączona grafika


Gdy w 1948 roku armia Chin Ludowych wkroczyła do Tybetu, z niezwykłą zaciętością niszczono klasztory i zabijano mnichów. Komunistyczni władcy z Pekinu nienawidzili wtedy Tybetu i nadal go nienawidzą, gdyż mimo wieloletniej niewoli kraj ten pozostał wolny, głównie dzięki religii i jej kapłanom. Mistyka, tajemniczy pomost między życiem i śmiercią, nie podlega bowiem rozkazom. Rytm życia w tybetańskich klasztorach, których wiele jeszcze pozostało w niedostępnych górach, nie zmienił się od setek lat.

"Bądź pozdrowiony, o Buddo!
W języku bogów i półbogów,
W języku demonów i ludzi,
We wszystkich istniejących językach
Obwieszczam Tę Naukę".


Kilku młodzieńców stojących na płaskim dachu sali zebrań szybko recytuje tę liturgiczną formułę i natychmiast podnosi konchy do ust. Każdy z nich, po kolei, wciąga powietrze w płuca, gdy towarzysze dmą w swoje instrumenty. W ten sposób powstaje nieprzerwany dźwięk, którego fale, rosnąc i opadając, ogarniają śpiący jeszcze świat. Tak, na skraju nocy, zaczyna się dzień w tybetańskim klasztorze.
Sama świątynia, czyli glompa, to właściwie zespół budynków: od przypominających pałace domów dostojników do skromnych budek zwykłych mnichów. Centrum klasztoru stanowi sala, a właściwie dom, zebrań. Na belkach stropu, na galeriach, na wysokich filarach wiszą niezliczone wizerunki Buddy i bóstw. Na końcu sali, za rzędami lampek napełnionych masłem łagodnie błyszczą pozłacane posągi poprzednich wielkich lamów i srebrne oraz złote relikwiarze zawierające popioły i mumie. Przed posągami Buddy nikt - ani mnisi, ani odwiedzający klasztory wierni - nie zanosi próśb.


Dołączona grafika
Przed poranną modlitwą młodzi mnisi dmą w konchy.
Przestrzeń na wiele kilometrów wokół rozbrzmiewa przejmującym dźwiękiem.


Budda znajduje się przecież poza światem ludzkich pragnień. W ogóle - poza wszelkimi światami. W kontakcie z bóstwem można więc pragnąć wyłącznie oświecenia. "O, gdybym mógł zrozumieć naukę Buddy i żyć według niej." Tak brzmi najpopularniejsza modlitwa i świeckich, i duchownych. Za dobrych, dawnych czasów w wielkich klasztorach liczba mnichów sięgała paru tysięcy, ale i teraz bywa ich kilka setek. Tybetańska świątynia to nie tylko miejsce kultu, ale przede wszystkim nauki. Młodzieńcy, często nawet dziesięciolatkowie, kształcą się pod kierownictwem trapów, czyli uczonych, rzadko kiedy mając do czynienia z samymi lamami. Nad dyscypliną, a jest ona od wieków surowa (np. nie wolno zmieniać miejsca pobytu nawet wewnątrz klasztoru, ani rozmawiać bez zezwolenia) czuwa Chšstimpa. Nieposłusznych od razu karze batem, z którym nigdy się nie rozstaje.
Uczniowie tybetańskich klasztorów często pochodzą z bardzo ubogich rodzin. Za naukę płacą posługami, a po zakończeniu cyklu zdobywania wiedzy wcale nie muszą zostać duchownymi. Wielu jednak wybiera tę drogę. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę przedmioty, jakie studiują: filozofię i metafizykę w klasztorze Tsen nid, medycynę według szkoły chińskiej i hinduskiej w klasztorze Gynd, służbę kościelną i sztukę czynienia cudów - a jest to zwykły przedmiot - w kolegium Men. Ciekawe, że zwykłej gramatyki, matematyki i geografii studenci uczą się u świeckich wykładowców mieszkających poza klasztorem.
Wszelkie praktyki magiczne każdy mnich uprawia we własnym mieszkaniu. Poza wybranym nauczycielem nikomu nie wolno się w to wtrącać. Poglądy lamy są jego osobistą sprawą. Może być nawet ateistą i okazywać to. Oczywiście przedtem trzeba się zdrowo napocić, żeby taki stopień wtajemniczenia osiągnąć. I dopóki się to nie stanie, nie należy ujawniać swoich nazbyt oryginalnych przekonań.

Cudowne drzewo

Klasztor Kum-Bum cieszy się sławą dzięki cudownemu drzewu. W 1555 roku w miejscu, gdzie dziś stoi świątynia, urodził się Tsong Khapa, wielki reformator lamaizmu, czyli tybetańskiej odmiany buddyzmu, założyciel sekty Gelagspa - "tych, którzy mają cnotliwe obyczaje", zwanych potocznie Żółtymi Czapkami. Jeden z lamów przepowiedział, że dziecko poczęte w pewnej rodzinie będzie miało niezwykłą moc i kazał utrzymywać miejsce jego porodu w absolutnej czystości. W domu rodziców Tsonga zaczęło rosnąć drzewo powstałe z krwi rozlanej podczas porodu i przecinania pępowiny. (Jeszcze do dziś w większości domów tej prowincji Tybetu, zwanej Amdo, za podłogę służy ubita ziemia, na której mieszkańcy sypiają, rozkładając poduszki i dywaniki.) Wkrótce drzewo przebiło dach. W pobliżu drzewa sklecił sobie chatkę jakiś mnich i tak powstał klasztor.
Mówi się, że gdy matka słynącego już wtedy z cudów lamy Khapy zapragnęła go zobaczyć, na liściach drzewa ukazały się jego podobizny. Ci, którzy ich dotknęli, odzyskiwali zdrowie i władzę w członkach. Wokół drzewa zbudowano coś w rodzaju pancerza ze złoconej blachy i obudowano je świątynią z okrągłym otworem w dachu, aby nie hamować jego wzrostu. Do dziś pielgrzymują tu wierni, chociaż podobizny świętego lamy znikły i pozostały po nich jedynie zapisy w kronikach.

A tak na marginesie - żaden z botaników nie był w stanie zaklasyfikować tego drzewa do żadnego z istniejących gatunków.

Upiorna uczta

Nieżyjący już lama Chos Tsang był opatem w Miniagpar Lakkhangu, klasztorze zrujnowanym przez komunistów. Autor wielu przepowiedni dotyczących Chin (m.in. przewidział opanowanie tego kraju przez komunistów i podbój Tybetu) i całego świata był uważany za człowieka obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami. Mówiono nawet, że potrafiłby uśmiercić wroga, nie posługując się żadnymi narzędziami, choć, oczywiście, świątobliwy mnich nie żywił wobec nikogo złowrogich zamiarów.

Dołączona grafika
Ceremonia religijna w klasztorze Tasmilumpo (Shigatse, Tybet).


Pewnej nocy wyruszył ze swoim służącym nad rzekę. Według relacji tego ostatniego, noc była bezksiężycowa, ale jedno z miejsc na wodzie wyglądało, jakby oświetlały je promienie słońca. Właśnie w tym miejscu płynął pod prąd trup, który po chwili zbliżył się do brzegu na tyle, że mogli go dosięgnąć. Jakież było przerażenie sługi, gdy zobaczył, że jego pan odciął kawałek martwego ciała i zaczął je jeść, po czym nakazał mu zrobić to samo. Wystraszony chłopak nie miał odwagi naśladować lamy i schował odcięty kawałek w ambagu - rodzaju kieszeni powstałej wskutek przepasania pasem szerokiej, tybetańskiej sukni.
Wrócili do klasztoru, a wtedy lama skarcił służącego, mówiąc, że wie, iż ten ukrył kawałek ciała pod szatą. - Chciałem - powiedział - żebyś dostąpił tajemnej łaski, ale ty nie jesteś tego wart. Gdy służący sięgnął w zanadrze, niczego tam już nie znalazł. Przypomniał sobie wtedy, że lamowie obdarzeni niezwykłymi mocami osiągają tak wysoki stopień duchowej doskonałości, że po śmierci właściwa materia ich ciała przemienia się w mającą specjalne właściwości substancję. Potrafią też, będąc już po drugiej stronie życia, tak pokierować swoimi zwłokami, aby trafiły do tego, kto potrafi czerpać duchowe moce z tego niesamowitego posiłku. Tak pewnie się stało w przypadku niezwykłego opata.

Dołączona grafika

Mnisi wspólnie pracują w wielkiej sali medytacji.
Ten starszy mężczyzna to wyższej rangi lama z klasztoru Tasmilumpo.


Lama Tsang poprosił kiedyś pewnego bogatego kupca o rękę jego siostry (nie wszystkich lamów obowiązuje celibat; dotyczy to głównie tych niższej rangi). Kupiec odmówił mu jednak, ponieważ panienka bała się związku z niezwykłym człowiekiem. Tsang przepowiedział jego śmierć w przeciągu dwóch dni. Gdy tak się rzeczywiście stało, osieroceni krewni przywlekli niedoszłą oblubienicę do lamy, bojąc się dalszych prześladowań. Ten jednak nie chciał jej przyjąć. - Miała mi posłużyć do osiągnięcia celu, który byłyby dobrodziejstwem dla wielu ludzi - wyjaśnił. - Za przeciwstawienie się temu jej brat został ukarany, na co poradzić nic nie mogę. Okazja jednak już minęła, a ja żony nie potrzebuję.
Wielu się domyśliło, że chodziło o spłodzenie następcy lamy i bardziej żałowało, że to dziecko o wielkiej mocy już się nie narodzi, niż zmarłego, który zapłacił za swój błąd taką straszną cenę.

Bezgraniczne współczucie dla demona

Mistycy tybetańscy popierają oswajanie się z demonami, co można ponoć osiągnąć dzięki pewnym ćwiczeniom. Chodzi tu nie o sztukę dla sztuki, ale o osiągnięcie pożytecznych celów, takich jak: wyzbycie się lęku, umiejętność bezgranicznego współczucia, samodzielność i wreszcie oświecenie duchowe. Często młodzi mnisi, wierzący w istnienie tysięcy demonów, udają się do jednego z wtajemniczonych lamów i błagają go, by zaczął ich nauczać.
Mistyczni nauczyciele tybetańscy nie uznają nudnych wykładów i nieustannych rozważań. Ich podopieczni muszą sami obserwować, a wyciągając wnioski, liczyć tylko na niewielką korektę.
Brytyjska podróżniczka Aleksandra David-Neel, która przyjaźniła się z wieloma lamami, pewnego razu poznała młodzieńca, którego nauczyciel wysłał do ponurego, skalistego wąwozu, gdzie ponoć więcej było złych duchów niż kamieni. Chłopiec miał się tam sam przywiązać do skały i gdy nadejdzie noc, przywoływać Towy, znane z obrazów tybetańskich malarzy krwiożercze potwory wyżerające ludziom mózgi. Samo przywoływanie nie wystarczało. Pożądający wtajemniczenia adept musiał wyzwać je na duchowy pojedynek mocy.
Chłopak przetrwał próbę, a później zasłynął jako uzdrowiciel i jasnowidz. Nigdy jednak nie opowiadał o tym, co przeżył w tym wąwozie i podczas podobnych spotkań z demonami. Sceptyczna Angielka uważała, że mistrzowi chodziło o to, by jego uczeń pozbył się przesądów, a jedyne demony, z którymi miał walczyć, to te zamieszkujące duszę każdego człowieka. Przyznała jednak, że nie miała żadnych podstaw, by twierdzić, że tak właśnie było.
Czasami uczniowie, którym nie wolno uciekać, nawet gdyby umierali z przerażenia, muszą być przywiązani trzy dni i trzy noce albo i dłużej. Poszczą wtedy i walczą ze snem, bo tylko na jawie mogą stawić czoła duchom. Oczywiście, mogą ulegać czasem halucynacjom. Niekiedy te praktyki kończą się tragicznie. W latach pięćdziesiątych pewien pustelnik kazał swojemu młodszemu bratu, by ten przywiązał go za szyję do drzewa w lesie nawiedzanym przez demona Thags yanga, który objawiał się pod postacią tygrysa. Jego nauczyciel kazał mu sobie wyobrażać, że jest krową przyprowadzoną na ofiarę dla przebłagania ducha. Tak dobrze wczuł się w swoją rolę, że okoliczni wieśniacy słyszeli, jak porykuje niczym krowa. Doświadczenie miało trwać trzy dni, ale minęły cztery i eremita nie wracał. Jego mistrz, twierdząc, że miał dziwny sen, kazał jego bratu go przyprowadzić. Ten znalazł już tylko ciało poszarpane przez drapieżne zwierzę. A przecież miejscowi zarzekali się, że w ich okolicach od lat nie pojawiają się tygrysy ani inne niebezpieczne koty. Nauczyciel opuścił chatę, w której mieszkał wraz ze swoimi uczniami. Może uciekał przed gniewem rodziny zmarłego adepta, chłopi jednak tłumaczyli to inaczej. Byli święcie przekonani, że to sam lama był demonem tygrysem, który przybierał ludzką postać, by łatwiej mu było zwabić ofiarę. A będąc nauczycielem swojego przyszłego obiadu, postarał się, by młody adept nie poznał rytualnych formuł i gestów potrzebnych do walki z demonami.

Tybetańczycy są przekonani, że mnisi zwani dubchenami potrafią odczytywać myśli innych osób. I są dowody na to, że rzeczywiście tak jest. Nauczyciel przesyła w myśli rozkazy uczniowi znajdującemu się w niewielkiej od niego odległości. Jeżeli uczeń je wykonuje, odległość między nimi zwiększa się aż do wielu mil. Nowicjusze sprawdzają swoje postępy, nieoczekiwanie przesyłając sobie nawzajem myśli. Robią to akurat wtedy, gdy dobrze wiedzą, że adresat jest czymś zajęty i nie w głowie mu telepatyczne przyjmowanie wiadomości.
O uzdolnieniach i możliwościach tybetańskich mistrzów duchowych można zapisać tomy, co zresztą zrobiono.
Badacze zastanawiali się jednak, dlaczego właśnie ten kraj sprzyja telepatii i różnym zjawiskom psychicznym. Aleksandra David-Neel była przekonana, że wpływa na to zarówno położenie kraju wysoko nad poziomem morza, jak i brak nowoczesnych miast, które wytwarzają różnorodne wiry energii psychicznej zakłócające ruch fal powietrznych wspierających nadnaturalne zdolności człowieka.

Dołączona grafika


  • 2

#2

PTR.
  • Postów: 958
  • Tematów: 135
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dzięki za ten temat.
  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych