
Wojtek, niedźwiedź brunatny, przemierzył szlak bojowy z armią Andersa, został nawet mianowany kapralem. Ale zanim do tego doszło, wiosną 1942 roku w czasie wędrówki przez góry w Persji osieroconym misiem zaopiekowała się Irena Bokowicz, wtedy nastolatka.
"Odczuwał wszystko prawie jak człowiek" – wspomina. – Zdecydowano, by dać go w prezencie generałowi. Ten zaś zarządził, by przenieść niedźwiadka do koszar oficerskich. W ten sposób wstąpił do pułku i rozpoczął karierę wojskową.

Po wielu perypetiach stał się maskotką 22. kompanii zaopatrywania artylerii 2. korpusu. – Zachowywał się jak prawdziwy turysta, z zainteresowaniem obserwujący otoczenie wszędzie tam, gdzie akurat się udał – wspomina jeden z dawnych żołnierzy.

Nazywali go chodzącą nadzieją. Lubił psocić – zdarzało mu się kraść wodę i psuć krany. Był przedsiębiorczy, potrafił się zjawić przed podawanym śniadaniem i ukradkiem zjeść przygotowane dla wielu osób jajka. Cieszył się względami kwatermistrzów – dostawał przydział dwóch żołnierskich porcji. Lubił siadywać w szoferce samochodu.
Niedźwiadkiem opiekowano się troskliwie. Rósł i „mężniał” na żołnierskim wikcie, a jego ulubionymi przysmakami były owoce, słodkie syropy, marmolada, miód oraz piwo, które dostawał za dobre zachowanie. Jadał razem z żołnierzami i spał z nimi w namiocie. Kiedy urósł, dostał własną sypialnię w dużej drewnianej skrzyni, nie lubił jednak samotności i często w nocy chodził przytulać się do śpiących w namiocie żołnierzy. Był łagodnym zwierzęciem mającym pełne zaufanie do ludzi. Stwarzało to często zabawne sytuacje z udziałem obcych żołnierzy lub ludności cywilnej...

Najbardziej posłuszny był kobietom, ale tylko tym w żołnierskich mundurach. Ludzie nauczyli go palić i pić piwo, które zręcznie otwierał pazurem, dziurawiąc puszkę. Nawet kiedyś stanął do raportu za nadużywanie alkoholu.

Był pod Monte Cassino – pomagał przenosić skrzynie z amunicją. Towarzyszył żołnierzom w czasie wart, także nocnych.
22 Kompania Transportowa Artylerii do tej pory nie uczestniczyła w walkach. Teraz czekał ją chrzest bojowy pod Monte Cassino. Strategiczne wzgórze było bezskutecznie szturmowane przez Amerykanów, Brytyjczyków i Nowozelandczyków. W kwietniu 1944 roku wzgórze zaatakowali Polacy. Szturm został poprzedzony intensywnym ostrzałem artyleryjskim. Żołnierze 22 Kompanii musieli bezustannie dowozić amunicję na stanowiska artyleryjskie. Wojtek, co było zaskakujące, nie reagował zupełnie na huk dział. Wreszcie… postanowił pomóc swoim dotychczasowym opiekunom. Włączył się do walki jakby rzeczywiście był jednym z nich – żołnierzy zdobywających wzgórze klasztorne. Nosił skrzynie z amunicją, żadnej nie upuszczając. Jeden z żołnierzy naszkicował na kartce papieru postać niedźwiedzia niosącego pocisk
logotyp (przyp. dibi)
...
"Był wspaniałym strażnikiem" wspomina jeden z byłych żołnierzy. "Mogłeś go zostawić w szoferce i wiedziałeś, że wóz jest bezpieczny i nikt nic nie ukradnie".

Wojtek znany z niewybrednych koszarowych manier był jednak niezwykle łagodny. Uwielbiał mocować się dla zabawy z kompanami. Stawał samotnie przeciwko czterem mężczyznom, ale chował przy tym pazury. Bardzo się cieszył, kiedy zadawał im ciosy na niby. Nigdy żadnego nie zranił. Fragmenty tych walk utrwalone na archiwalnych filmach robią niezwykłe wrażenie.


Gdy wojna się skończyła, rozeszły się żołnierskie drogi. Wojtek nie tylko nie wrócił do Polski, ale i stracił wolność. Trafił do zoo w Edynburgu i ożywiał się tylko, gdy słyszał ludzi mówiących po polsku. Zmarł w 1963 roku, w wieku 21 lat.
Po wojnie 22 Kompania jako część 2 Korpusu Polskiego została przetransportowana do Glasgow w Szkocji, a razem z nią Wojtek. Kompania stacjonowała w Winfield Park, a wkrótce Wojtek został ulubieńcem całego obozu i okolicznej ludności. Stał się też tematem licznych publikacji prasowych. Miejscowe Towarzystwo Polsko-Szkockie mianowało go nawet swoim członkiem. Na uroczystości przyjęcia do towarzystwa, obdarzono nowego członka jego ulubioną butelką piwa.
Po demobilizacji jednostki, zapadła decyzja oddania niedźwiedzia do ogrodu zoologicznego w Edynburgu. Dyrektor ZOO zgodził się zaopiekować Wojtkiem i nie oddać go nikomu bez zgody dowódcy kompanii majora Antoniego Chełkowskiego. 15 listopada 1947 roku był dniem rozstania z Wojtkiem. Później żołnierze już w cywilu wielokrotnie odwiedzali Wojtka i nie bacząc na obawy pracowników ZOO przekraczali często ogrodzenie...
Zainspirowany historią niedźwiedzia angielski browar z Conglenton w 2012 r. wprowadził na rynek piwo pod nazwą „Wojtek".

_______________________________________________
"Wojtek, niedźwiedź który poszedł na wojnę" TVP Historia
http://www.youtube.com/watch?v=2vgrsF_b-C4
żródło: RP.pl
Użytkownik D.B. Cooper edytował ten post 23.01.2013 - 15:27