Czy tak wygląda Jezus?
Odnaleźliśmy najcenniejszą relikwię chrześcijaństwa! – ogłosił niemiecki dziennikarz Paul Badde. I wiele wskazuje na to, że ma rację. Ta relikwia to mały kawałek płótna o wymiarach 17 na 24 centymetry.
Naukowcy nie znaleźli na tym obrazie śladów farby. W odpowiednim oświetleniu widać na nim twarz mężczyzny

Wyniki badań ojca prof. Pfeiffera, historyka sztuki z Uniwersytetu Gregoriańskiego, też są szokujące. Udowadniał on, że właśnie wizerunek z Manopello jest prawzorem, punktem odniesienia do wszystkich obrazów wczesnochrześcijańskich na Wschodzie rzymskiego imperium. A później także na Zachodzie, i to aż do początku XVII wieku. Obrazy wtedy malowane wciąż powtarzają ten sam kanon: pokazują oblicze mężczyzny z wąskim nosem i długimi włosami.
Praca ojca Pfeiffera przeszła jednak bez wielkiego echa. Bo kto rozsądny uwierzy, że tak ważny wizerunek wisi sobie w Manopello, zapadłej dziurze nad Adriatykiem? Światowa prasa donosiła o poglądach profesora Pfeiffera w rubrykach „ciekawostki
Całun z Manopello jest utkany z bardzo dziwnego materiału. Jest cienki jak pajęczyna i przejrzysty jak nylonowa pończocha. W cieniu ma grafitowoszary kolor, a w świetle jarzeniówek miodowozłoty. W jasnym świetle dnia twarz mężczyzny na obrazie robi się trójwymiarowa, jak na dzisiejszych hologramach. – Całun jest tak delikatny, że wydaje się, iż po zwinięciu go można by go zmieścić w łupince włoskiego orzecha – mówi Badde.
Dziennikarz ustalił najpierw, że to najprawdopodobniej bisior, zwany też morskim jedwabiem. Była to najdroższa tkanina starożytności. Jest o wiele delikatniejsza niż zwykły jedwab. Dzisiaj żyje już tylko jedna kobieta na świecie, która umie go wytwarzać. Badde dotarł do niej. To Chiara Vigo z wyspy Sant Antioco koło Sardynii. Przodkami Chiary byli Fenicjanie i Chaldejczycy. To właśnie te ludy przekazywały sobie „przepis” na morski jedwab. Żeby pozyskać nici bisioru, trzeba nurkować po żyjącego w Morzu Śródziemnym wielkiego małża – przyszynkę szlachetną. Mierzy on do 90 cm długości. Morski jedwab powstaje z wydzieliny jednego z jego gruczołów.
Chiara Vigo potwierdziła, że chusta z Manopello to bisior, i to najdelikatniejszy jaki w życiu widziała. Wyjaśniła też dziennikarzowi, że bisior można co prawda zafarbować purpurą, ale jest fizycznie niemożliwe namalowanie na nim czegokolwiek. Obraz nie jest też odbiciem twarzy. Bo gdyby był, to wizerunek miałby zupełnie inne proporcje, odbicie byłoby bardzo rozciągnięte i rozmyte. Jakim cudem powstał więc ten wizerunek?
Siostra Blandina widzi to tak: – Wizerunki z Turynu i Manopello są i zawsze pozostaną zagadką. Są one wynikiem cudu, jakkolwiek niechętnie używa się dziś tego słowa, zwłaszcza w kręgach znanych mi teologów – powiedziała Paulowi Badde.
Dwa dowody Zmartwychwstania
Gdzie w Ewangelii jest w ogóle napisane, że twarz Jezusa okrywał całun? Badde dokładnie wczytał się w tekst Ewangelii św. Jana. W rozdziale 20 jest scena, w której św. Jan biegnie rankiem w Wielkanoc do grobu Jezusa. „A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył”. Badde zwrócił uwagę, że chusta leżała zwinięta osobno. Co w niej takiego było, że Ewangelista w ogóle o niej wspomniał? I co takiego tam zobaczył, że „ujrzał i uwierzył”? Dziennikarz wyrobił sobie opinię, że jednym z „leżących płócien” jest wykonany z lnu Całun Turyński, a „zwinięta chusta” to wizerunek z Manopello.
więcej informacji pod tym adresem:
http://media.wp.pl/k...w...l?P[page]=4
Artykuł zaczerpnięty z Wirtualnej Polski.