Skocz do zawartości


Zdjęcie

Kolejna porcja lokalnych historyjek


  • Please log in to reply
17 replies to this topic

#1

Kate.
  • Postów: 20
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Nie wiem czy wypada mi się podpinać pod podobny temat na forum więc może założę własny.
Pozbierałam kilka historyjek od znajomych, może któraś wam się spodoba. Nikt tu nic nikomu nie chce udowadniać – to po prostu takie ciekawostki do poczytania.


Narzeczony
Babcia koleżanki miała przyobiecanego narzeczonego. Nie było to zaaranżowane małżeństwo, po prostu pewnego dnia jej pradziadek dogadał się z sąsiadem że jeśli ich dzieci się lubią i opłaca się to ekonomicznie, to za trzy lata gdy syn sąsiada wróci ze szkół dobrze byłoby pomyśleć o zaręczynach. Chłopak ten jednak nie wrócił z miasta, po ponad roku zmarł w wyniku prawdopodobnie udaru/wylewu. Nie była to wielka tragedia dla babci która już wtedy była zakochana w dziadku. Po prawie trzech latach od wyjazdu syna sąsiada dziadkowie pobrali się i wyprowadzili do domu dziadka.
Wtedy wydarzyła się ciekawa historia opowiadana przez jej prababcię. Działo się to mniej więcej w miesiącu gdy tamten chłopak miał wrócić do rodzinnej wsi. W środku nocy pradziadkowie usłyszeli dobijanie się do drzwi – gdy wyjrzeli nikogo nie było, prababcia do rana nie mogła usnąć bo się tym niepokoiła. Na następny dzień gdy prababcia weszła do pokoju zajmowanego dawniej przez babcię na jej łóżku zastała rozrzuconą składowaną tam pościel. Opowiadała potem wszystkim że to ten „narzeczony” szukał jej córki. Ani sąsiedzi ani babcia nie wspominali o „odwiedzinach” w swoich domach.

Skrzynia
W domu znajomej znajdowała się ozdobna skrzynia, w której niegdyś przekazywano wiano kolejnym pannom młodym. Jej babcia wspominała że często gdy bawiły się z siostrami w chowanego, któraś z nich się w niej zamykała. Pierwsza z sióstr babci zmarła gdy znajoma miała koło 6 lat, i od wtedy pamięta że bała się tej skrzyni. Wydawało jej się że ktoś jest w niej siedzi, słyszy szuranie, starała się sama nie przechodzić koło pokoju gdzie stała (pokój cioci, na poddaszu). Bracia zaczęli ją wkręcać że ktoś bawi się z nią w chowanego, nawet kiedyś zamknęli ją w tej skrzyni żeby ją nastraszyć co oczywiście skończyło się atakiem paniki i traumą. Druga siostra babci zmarła gdy znajoma miała 10 lat, wtedy jak mówi szuranie i strach ustał. Niezbyt już poczytalna babcia powiedziała jej wtedy że siostry odnalazły się w zaświatach i od tego czasu nikt nie będzie jej straszyć.

Studnia
Pewnego jesiennego wieczora (było już ciemno) około siedmioletni brat kolegi wracał wraz z mamą i ciocią ze sprzątania kościoła, na skróty przez lasek i nieużytki. Wygłupiał się i upuścił niesione przez siebie sprzęty. Gdy zaczął je zbierać natrafił na studnię. Stara, zasypana studnia była tam od zawsze, wszyscy o niej wiedzieli i dzieciom kazano ją omijać z daleka chociaż miała mniej niż pół metra głębokości. Jak zarzekał się ten chłopak, studnia którą widział była w zupełnie innym miejscu (tamta jest kilka metrów od ścieżki którą szli, niemożliwe żeby butelki czy miotła potoczyły się tak daleko) i co najważniejsze – była głęboka. Jak normalnie w tamtej zasypanej studni było od razu widać rosnące w niej trawy tak on zajrzał w czarną głębię, czuł chłód, wydawała mu się też dużo szersza. Wystraszył się i pobiegł z płaczem do mamy. Ciocia która wróciła się po pozostawione przez niego zmiotki nie widziała nic takiego, też mówiła że do starej studni było stamtąd daleko.

Pole
Historia opowiedziana przez naszego listonosza. Jego ojciec miał konflikt z bratem odnośnie podziału pola przy dziedziczeniu. Skończyło się to jakąś wielką rodzinną wojną, nieodzywaniem się do siebie latami itp ale generalnie stanęło na racji ojca. Tuż po śmierci wujka, czego świadkiem jest podobno cała rodzina, podczas niedawnych powodzi zalało i zniszczyło akurat tę część pola ojca której domagał się wujek, a nie jest ona najniżej położona.

Sad
Historia nieznajomego pana z pociągu. Jego rodzice przygarnęli w trakcie wojny dwójkę prawie dorosłych sierot. Chłopak mimo zakazów tamtych państwa uciekł i zaciągnął się do partyzantów, jego młodsza siostra została i zajmowała się dziećmi swoich opiekunów. Dziewczyna najwyraźniej otrzymywała wiadomości od swojego brata gdyż ktoś zauważył że wynosi jedzenie itp. do sadu znajdującego się pod lasem. Państwo ci z obawy o swoje dzieci i życie zabronili jej tego, rzeczy były przekazywane inną drogą. Mimo to dziewczyna wyglądała z daleka swojego brata w tym sadzie w jakieś określone dni. Po około roku człowiek związany z partyzantami przyszedł do domu tych państwa z kondolencjami, bo chłopak ten zginął dwa miesiące wcześniej na jakiejś akcji w oddalonym miejscu, gdzie od dawna przebywał. Na wiadomość tą jego siostra zemdlała. Jak udało się od niej później wyciągnąć, w ciągu tych dwóch miesięcy trzy razy wychodziła do sadu, widziała na skraju lasu brata który machał do niej w ich tajemny sposób. Niedługo po tym wojna się skończyła i dziewczyna wyjechała do jakiś dalekich krewnych, nigdy nie skontaktowała się ze swoją tymczasową rodziną.

Garbus
Sąsiad mojego nauczyciela (gdy ten był nastolatkiem) miał ukochany samochód - garbusa. Umarł jednak w dość młodym wieku, jego rodzina pozbyła się samochodu nie mając co z nim zrobić. Jak opowiadał nauczyciel, mimo to mieszkańcy bloku widywali czasem ten samochód na swoim stałym miejscu. Kiedyś ktoś nawet wyszedł zobaczyć czy to na pewno ten sam, jednak garbusa już nie było.

Ślady
Opowieść innego nauczyciela. Gdy był młody jeździł motorynką do swojej narzeczonej do sąsiedniej wsi niezależnie od pogody. Pewnego dnia w drodze powrotnej zastała go śnieżyca. Zauważył że na drodze przed nim widać świeże ślady, stwierdził więc że podwiezie tę osobę bo to pewnie ktoś znajomy a zmierzają w tym samym kierunku. Ślady jednak w pewnym momencie, na środku drogi w szczerym polu, urwały się – nie mogły być zasypane, nie odbiegały w bok. Bojąc się że mogło kogoś zasypać w zaspie rozejrzał się po rowach, jednak nic nie znalazł. Na następny dzień jechał tamtą droga, pytał milicjantów czy nikogo nie znaleźli jednak nie było śladu po tej rzekomej osobie.

Szpital
Mama kolegi z dzieciństwa była pielęgniarką, w młodości miała praktykę (?) w jednym z katowickich (?) szpitali. Wspominała że czasem wieczorami w drodze na swój oddział widywała na odległym korytarzu mężczyznę czekającego z bukietem kwiatów. Było już po godzinach odwiedzin, nie był to oddział położniczy. Parę razy zainteresowała się nim, gdy szła w jego stronę on podnosił się i odchodził więc nie próbowała go gonić. Trwało to kilka miesięcy, kiedyś zapytała innych pielęgniarek czy znają go, kogo on odwiedza. Niewiele z nich w ogóle go kojarzyło, nie bywał u nikogo z tamtego korytarza, kilka wspomniało że gdy próbowały go zagadać czy przegonić szybko znikał. Synowie tej pani wkręcili sobie że był to duch, niestety nie mam z nimi kontaktu żeby dowiedzieć się który to konkretnie szpital.

Tata
Opowieść koleżanki z kolonii w podstawówce. Dziewczynka ta, już wieku (prawie?) szkolnym, będąc na wycieczce z rodzicami zgubiła się w tłumie. Nagle zobaczyła swojego tatę (była tego pewna) i zaczęła za nim iść, czekał na nią z uśmiechem gdy nie mogła się przedrzeć, ale nigdy nie podeszła do niego tak żeby złapać go za rękę. Gdy doszli do jakiejś gabloty zatrzymała się i zaczęła mu coś pokazywać. Nagle podbiegła do niej inna pani z tej wycieczki i zaczęła krzyczeć że wszędzie jej szukają, szli w zupełnie innym kierunku. Dziewczynka odpowiedziała że jest z tatą, jak się okazało tata cały czas szukał jej na innym piętrze, w sali tej nie było podobnego mężczyzny. Wszczęto poszukiwania jegomościa który miał próbować ją porwać, jednak nie pamiętała (ja nie pamiętam?) jak się to skończyło.

Pies
Historyjka zasłyszana na tej samej kolonii. Jedna z dziewczynek miała dwa nierozłączne psy. Jeden z nich zachorował umarł wcześniej, w związku z tym drugi pies dość długo miał wręcz depresję. Pewnego dnia wrócił do bycia sobą, jak zauważyli domownicy pies czasem zrywał się na czegoś głos i wybiegał do ogrodu gdzie bawił się tak jak kiedyś baraszkował z tym drugim pieskiem.
<była tu już podobna historia>

Sklep
Dalsza koleżanka mojej babci w młodości była ekspedientką w wiejskim sklepie (znajdującym się w najczęściej uczęszczanym punkcie, w drodze na przystanek). Na imieninach itp. często wspominała że widziała jak przechodziły obok osoby które jak się potem okazywało – właśnie zmarły, gdy wracała już do domu wieczorami z oddali widziała pod sklepem pijących alkohol już nieżyjących stałych klientów. Podobne złudzenia o swoich znajomych miały inne osoby w tej miejscowości, goście imieninowi wspominali podobne historie ze swoich miast.
<to tak odnośnie podobnej historii na tym forum>


Większość z tych historyjek to takie typowe prowincjonalne opowiastki, zapewne słyszeliście dużo podobnych od swoich rodzin czy znajomych. Zachęcam do dopisania swoich w komentarzach.
  • 17

#2

Wilkołak.
  • Postów: 172
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

historyki są fajne ale pewnie mało prawdy w nich jest.
  • 0

#3

Nytek.
  • Postów: 27
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Będzię... Ale to creepypaście nie dorasta do pasa.
  • -5

#4

WYP3H.
  • Postów: 98
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

bo to nie jest typowa creepypasta, ciekawe historie nawet, ale jak to napisał przed-przed mówca, nie jest to zbyt wiarygodne.
  • 0

#5

reversal.
  • Postów: 29
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

przecież autorka napisała, że nikt nie chce tego udowadniać, rozwiązywać itp tylko ciekawostka do poczytania... ;] jednak mimo wszystko historia o dziewczynie, która wychodziła do sadu by zobaczyć brata jest świetna. Aż miałam gęsią skórkę jak pomyślałam, że ona wciąż go widziała mimo, że nie żył...
  • 2

#6

TrampekAligatora.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Na wstępie przywitam się, bo dopiero pierwszy raz piszę na tym forum. Zaglądam tu już x czasu, ale miałam spore problemy z rejestracją. No nic, tyle o mnie.

Podobają mi się historyjki i myślę, ze ten temat to fajny pomysł. Ja też opisze coś od siebie, takie rodzinne opowiastki i historie znajomych. Za ich prawdziwość nie odpowiadam, ale może was zainteresują.

1. W rodzinnej miejscowości mojego kolegi (nie wiem gdzie dokładnie;() krąży taka "legenda" o powozie, czy tez dyliżansie. Pojawia się on późnym wieczorem, lub wczesnym rankiem. Cztery czarne konie, powóz w starym stylu (jakby nawet się rozpadał ze starości) i woźnica. Woźnica (jak mi opisywał wspomniany kolega, który zarzeka się, że sam go widział) obrany jest w brudny ciemnobrązowy lub szarawy, poszarpany płaszcz, z nakryciem głowy przypominającym cylinder (?). Tyle opisu.
I. Pewien starszy pan z tejże miejscowości (powiedźmy, że pan Jurek) wracał z pracy przez niewielki lasek. Do domu nie miał daleko, więc szedł na piechotę. Wczesny wieczór, początek jesieni, to zaczęło się robić ciemnawo. Pan Jurek już wychodził z pomiędzy drzew, kiedy usłyszał za sobą tętent kopyt. Zdziwiony obejrzał się za siebie i zobaczył czterokonny powóz, pędzący prosto na niego. Uskoczył w bok o mały włos unikając stratowania. Kiedy spojrzał znów, powóz zniknął. Co ciekawe, na ścieżce były dość wyraźne ślady kopyt i kół, ale tylko do granicy lasu (tam urywały się nagle).
II. Kolejna sytuacja wydarzyła się podczas pogrzebu. Zebrani byli wszyscy przyjaciele i sąsiedzi zmarłej osoby i oni wszyscy to wiedzieli, razem z księdzem. Otóż po złożeniu trumny do grobu, rozległ się stukot kopyt na głównej ścieżce cmentarza. Z obłoczku mgły (która unosiła się nad ziemią, jako, ze był poranek) wyjechał znów ten powóz. Cztery konie, podniszczony wózek, upiorny woźnica. Cały zestaw. Powóz podjechał do miejsca, w którym znajdował się niewielki grobowiec i się zatrzymał. Stał tak przez kilka minut, na co świadkowie najwyraźniej uznali, że jest prawdziwy. Jeden z odważniejszych chłopaków podszedł do powozu i zajrzał do środka. Było pusto. W tym momencie woźnica strzelił z bata, konie dotąd stojące spokojnie, zerwały się i pogalopowały dalszą ścieżką, a potem przez bramę, która była zamknięta. Po prostu "przeniknął" przez nią rozpryskując wokół śnieg (wtedy był środek lata).
III. Teraz małe wyjaśnienie, ponieważ mój kolega jest dosyć ciekawski i uprzejmie opowiedział mi skąd wzięła się ta legenda. Przykładów spotkań z tym powozem jest sporo, opisałam te, które udało mi się usłyszeć osobiście od ludzi żyjących.
Więc do rzeczy.... Około 200 lat temu (dokładna data nieznana, jak to w miejscowych opowieściach) żyła tam pewna młoda dziewczyna, która miała bardzo surowego ojca. Chciał on wydać córkę za bogatego mężczyznę, którego ona niestety nie kochała. Wszczęła się o to awantura, po której dziewczyna postanowiła uciec ze swoim prawdziwym ukochanym. Umówiła się z nim na skraju lasku, niedaleko młyna. Chłopak pracował jako woźnica, dlatego postanowił zabrać ukochaną powozem jak najdalej od jej ojca i "żyć długo i szczęśliwie". Niestety spóźnił się trochę, a gdy dotarł na miejsce znalazł swoja ukochaną - martwą. Zaatakowały ją psy wysłane w pogoń przez jej ojca. Zrozpaczony woźnica nie chciał zostawić ukochanej i zamarzł trzymając ją w ramionach. Po dziś dzień krąży po okolicy szukając jej jak za życia.
Również grobowiec, przy którym zatrzymał się powóz, należał do rodziny jego zmarłej ukochanej.


2. Teraz historia, którą sama nawet pamiętam, ale głównie rodzina mi opowiadała. Jak pewnie wiecie, wiele dzieci ma wymyślonego przyjaciela. I ja takowego posiadałam, miał na imię Master. "Poznałam" go, gdy miałam ok 3 lat. Sam ten moment był dziwaczny (pamiętam jak przez mgłę, ale jednak). Byłam z mamą w parku, dokarmiałam kaczki chlebem. Zauważyłam go siedzącego (?) nad brzegiem stawu. Podeszłam i zaczęliśmy rozmawiać. Nie pamiętam o czym, ale po chwili powiedział, ze możemy zostać przyjaciółmi. Od tego czasu widziałam go często w tamtym miejscu. Nawet mama opowiadała, że bardzo chciałam chodzić do tego parku i (tak jej się wtedy wydawało) rozmawiałam z kaczkami. Potem Master przychodził do mnie do domu. Bawiliśmy się moimi samochodzikami (miałam sporo zabawek chłopięcych, bo praktycznie miałam być chłopcem). Towarzyszył mi praktycznie zawsze, a "mieszkał" w... suficie (?). Przynajmniej tam pokazywałam, zawsze, kiedy ktoś pytał mnie "Gdzie mieszka Master?" Mama przyzwyczaiła się do tego, że rozmawiam z wymyślonym kolegą, uznała, że wiele dzieci tak robi.
Często rysowałam go, pamiętam, że bardzo lubił śpiewać i tańczyć (to, czego ja nie potrafiłam). Często mówił, że czuje się smutny, bo inne dzieci nie chcą się z nim bawić. Mówią, że jest brzydki. Ja wtedy nie rozumiałam o co im chodzi (a miałam już 5 lat). Był moim obrońcą, gdy bałam się burzy, zawsze był blisko i czułam się bezpiecznie. Dotrzymywał mi towarzystwa nawet jak mama musiała iść do pracy na noc (czasem musiałam zostać sama na parę godzin, ale wtedy raczej spałam)
Master odszedł dopiero gdy byłam 1 klasie podstawówki. Doskonale pamiętam nasze pożegnanie. Przed tym, widywałam go coraz rzadziej, aż pewnego dnia pojawił się i powiedział, że nie może już być przy mnie, że odchodzi. Płakałam wtedy, prosiłam, żeby został. Nigdy więcej już go nie widziałam.
To chyba nic nadzwyczajnego... gdyby nie to, co niedawno usłyszałam od swojej rodziny. Synek mojej starszej kuzynki (on mam jakieś 4 latka) opowiada o swoim przyjacielu. Kuzynka oczywiście spanikowana, ale moja mama mówi, że to normalne, ja te z tak robiłam. I git. Do czasu, kiedy sama podsłuchałam, jak mój mały kuzyn rozmawia z nim. Nazywał go Master... dokładnie jak ja, mojego przyjaciela. Dreszcze przeszedł mi po plecach, wierzcie mi. Ale pomyślałam, że to tylko zbieg okoliczności. Niedawno kuzynka przyjechała nas odwiedzić. Musiałam, się chwilkę zająć małym. Grzeczne dziecko, dałam mu kredki i blok, a on sobie rysował. Oglądałam coś w TV, kiedy podszedł do mnie i koniecznie chciał mi pokazać swój rysunek. "Co narysowałeś?"- spytałam. "Mojego przyjaciela" - odpowiedział. Z ciekawością wzięłam od niego kartkę... i myślałam, że mam zawał. Postać na kartce, mimo, ze rysowana przez małe dziecko, wyglądała dla mnie bardzo znajomo. Mama weszła do pokoju z zapytaniem, dlaczego tak zbladłam. Pokazałam jej tylko kartkę, serce waliło mi jak szalone. Mama przez chwilę przyglądała się rysunkowi i popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem "Skąd masz swój stary rysunek?". Powiedziałam, że to mały to namalował. Potwierdził. Mama zapytała go, czy może zatrzymać jego rysuneczek, bo bardzo jej się podoba. Wieczorem poszperała w szafie i wyciągnęła walizkę z moimi starymi rysunkami i znalazła te, które miały przedstawiać mojego przyjaciela. Porównałam rysunki... oczywiście, różniły się, ale wyraźnie przedstawiały tą samą postać. Podpis pod każdym "Master" nakreślony fioletową kredką. Na rysunku malucha też, użył nawet fioletowej kredki do podpisu.
Co w tym jeszcze dziwnego? Nikomu nie pokazywałam tych rysunków, mama też nie. A przedstawiały one dość specyficzną osobę... dopiero teraz, po latach zrozumiałam, co miał na myśli, mówiąc, że jest brzydki. Był przerażający, nawet na niewprawnym rysunku dziecka. Biała postać (obramowana czarnymi konturami) bez nóg, był tylko taki jakby "ogon", długie ręce z 4 palcami, okrągła głowa, wielkie czerwone oczy i usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu, ukazujących bardzo ostre zęby. Nie wydaje mi się, że wymyślony przyjaciel powinien tak wyglądać...a zabawne, bo po dziś dzień panicznie boję się wszystkiego, co ma czerwone ślepia.

3. Teraz sytuacja, którą częściowo ja przeżyłam, w domu mojej przyjaciółki. Od jakiegoś czasu skarżyła się, że kątem oka widuje ciemne postacie. Ja, wierząca w zjawiska paranormalne, wypytałam ją o szczegóły. Opowiedziała, że te postacie po prostu migają jej przed oczami. Ma tak od paru miesięcy. Nie widuje ich tylko w swoim domy, ale też w innych miejscach.
Tak ze 2 tygodnie temu zadzwoniła, żebym przyszła na chwilę, pogadamy sobie i takie tam. OK, spotkałyśmy się u niej, było jeszcze kilku jej znajomych (zupełnie obcych mi ludzi). Przedstawiła mnie i jakoś się rozkręciło. Poznałam bardzo sympatycznego chłopaka, miło nam się rozmawiało. Po chwili on pyta mnie, czy wiem, kto stoi w kuchni cały czas, bo on go nie zna, a jak pytał pozostałych to tylko patrzą na niego dziwnie. Spojrzałam w stronę kuchni. Nic. Odwróciłam się, żeby mu o tym powiedzieć, kiedy mój wzrok padł na lusterko za nim. Przez chwilkę widziałam czarną postać przy lodówce. Wrzasnęłam. Chłopak wystraszył się, kilka osób pytało co się stało. Ja spanikowana powiedziałam, że chyba zobaczyłam pająka i zwiałam do łazienki. Tam doszła do mnie przyjaciółka i zapytała czy wszystko w porządku. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że zobaczyłam coś w lustrze. Stwierdziła, że cały czas to widziała, ale starała się ignorować. Nikt inny nie widział tego co ona, uznała, że wydaje się jej. Mój argument, chłopak, z którym rozmawiałam, też to widział.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy powiedziała mi, że cały czas stałam przy ścianie zupełnie sama i z nikim słowa nie zamieniłam. Nigdy już tam nie pójdę.



Na razie to trzy, jak znajdę coś jeszcze, to mogę napisać :) Pozdrawiam
  • 7

#7

Kate.
  • Postów: 20
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Widzę że temat nie chwycił, ale mimo to go odświeżę.
Po dziwnych wydarzeniach w mojej rodzinnej okolicy zaczęłam się interesować opowieściami zwykłych ludzi o paranormalnych wydarzeniach. Początkowo zbierałam je podczas typowego straszenia się przy ognisku itp, zapisywałam je ukradkiem, skrótowo na telefonie dlatego nie pamiętam ich szczegółów. Potem, gdy znajomi już wiedzieli co robię, sami zaczęli mi różne rzeczy opowiadać, spisywałam historie różnych osób spotkanych na studiach, imprezach, zawodach itp. Luźnych notatek uzbierało się dość sporo (jak dotąd zeszyt 90 kartkowy), niestety spora część jest nieszczególnie ciekawa, albo to kolejna wersja często powtarzanej historii. Po wakacjach miałam chwilkę wolnego czasu więc postanowiłam chociaż część przepisać i podzielić się z forum, mam nadzieję że kogoś zaciekawią choć nie są to typowo paranormalne czy straszne opowieści – raczej jak w temacie, lokalne ciekawostki. W grudniu postaram się przepisać coś więcej.

Rów
Kilkanaście lat temu w rowie na obrzeżach wsi utopił się miejscowy pijaczek – podobno niefortunnie spadł z „mostku” czy po prostu stracił przytomność i udusił się w płytkiej wodzie, ktoś ponoć widział ten moment ale wyśmiał go tylko że znowu jest pijany i zasnął w rowie. W miejscu tym stoi krzyżyk. Wielu mieszkańców wspomina że nie raz gdy tamtędy przechodzili lub patrzyli z daleka wydawało im się że coś stara się wygramolić z rowu. Większość ignoruje to jako przywidzenie, albo żegna się i szybko odchodzi. Co odważniejsi podchodzili zobaczyć rzekomego ducha lub czy to nie jest po prostu jakieś zwierze, z bliska nic tam nie widzieli. Mieszkańcy bardziej się śmieją z tej lokalnej legendy niż boją, jednak wspominają to miejsce z dreszczykiem.

Bunkry
W pobliżu ośrodka wypoczynkowego w którym spędzało wakacje rodzeństwo opowiadających znajdował się zamknięty poligon wojskowy, rozległe lasy, moczary itp. Poligon był ogrodzony, pilnowany przez ochronę/żołnierzy, ale grzybiarze i lokalna dzieciarnia znali miejsca w których podcięta jest siatka i da się tam wślizgnąć. Dzieci chodziły się tam bawić wojnę w „bunkrach” – prawdopodobnie było to coś w stylu makiety do ćwiczeń, albo w ogóle nie miało to nic wspólnego z bunkrami i były to po prostu studzienki kanalizacyjne/kanały burzowe/fundamenty/zbiornik na zużyty olej. Starsze dzieci straszyły resztę że w bunkrach są „duchy ruskich”, opowiadało się różne niesamowite historie o tym co w nich zachodziło, słyszało się głosy, wpadało w labirynt bez wyjścia... Jedna z dziewczyn wspominała że gdy bawiła się tam z innymi dziećmi jeden ze starszych chłopaków nastraszył resztę i zaczął sam uciekać do wyjścia zabierając latarkę – ta dziewczyna została sama na samym końcu bo zgubiła buta. Gdy kucnęła żeby go podnieść usłyszała jakby „z dołu” głos chłopaka, który prosił ją o pomoc bo nie może wyjść, wymienili po jakieś dwa zdania więc świadomie jej odpowiadał, prosił żeby nie szła tylko zeszła po niego (z tego co pamiętają nie było niższych poziomów). Mimo to pobiegła do wejścia wołając że ktoś został na dole, gdzieś wpadł albo się zaklinował. Wszyscy się zdziwili bo wszyscy uczestnicy zabawy czekali już na górze, nie było z nimi innych chłopców, mimo to najstarsi zeszli na dół zobaczyć o co chodzi. Nikogo nie znaleźli, nic nie słyszeli, nikt im nie odpowiadał na wołanie. Jej starsza siostra zdenerwowała się że je wkręcają i zabrała rodzeństwo do domku. Gdy opowiedziała o tym dorosłym wczasowiczom zorganizowali oni lokalnych strażaków i poszli zobaczyć czy naprawdę nikt tam nie został. Przez pewien czas ograniczono dzieciom dostęp do tego miejsca, ale w kolejnych latach zwłaszcza lokalne dzieci nadal się tam bawiły. Nikt nie zgłaszał zaginięcia dziecka/nastolatka w okolicy.

Mąż
Mąż pewnej młodej kobiety zginął podczas wycinania lasu pod nową drogę – wypadek przy pracy. Dość szybko znalazła sobie kolejnego mężczyznę, co spotkało się z dezaprobatą okolicznych mieszkańców. Wkrótce potem nowy partner kobiety wracając z pracy skrócił sobie drogę przez las – i podobno w pogodny, bezwietrzny dzień spadło na niego drzewo mniej więcej w miejscu gdzie zginął poprzedni mąż kobiety. Mężczyzna zmarł, okolica huczała od plotek że to zemsta tamtego zza grobu, kobieta stała się ekstremalnie pobożna, zaczęła codziennie odwiedzać grób męża. Podobno nigdy nie poszła w okolice wypadku, chociaż była to często uczęszczana, najkrótsza droga do najbliższego większego miasta.

Górka
Matka opowiadającej spędzała wakacje u babci, opiekowała się nią niewiele starsza od niej dalsza ciotka. Gdy miała jakieś 5 lat, w wyjątkowo upalny dzień jak zwykle siedziały na kocu pod drzewem na górce w okolicach domu dziadków, dziewczynka w pewnym momencie zasnęła. Pierwsze co pamięta po przebudzeniu to to że z krzykiem uciekały z tej górki i czuła niesamowity ciężar przygniatający ją wręcz do ziemi, niebo w dziwnym pulsującym kolorze. Gdy dobiegły na podwórko zaczęło się zamieszanie, nie mogły wydusić z siebie słowa, obydwie płakały. Potem ta opiekunka twierdziła że zaatakowały je osy/szerszenie i dlatego zaczęły uciekać, nie chciała o tym zdarzeniu rozmawiać. Kuzyni poszli na górkę żeby spalić ewentualne gniazdo ale nic nie znaleźli. Wynikła z tego jakaś rodzinna awantura której kobieta dokładnie nie pamięta ale zakończyła się ona oskarżeniem tej starszej dziewczynki o kłamstwo i narażenie młodszej na niebezpieczeństwo, co poskutkowało obrażeniem się rodzin na siebie, druga dziewczynka przestała przychodzić. Sprawa nigdy się nie wyjaśniła bo ciotka nadal twierdzi że to były osy (nie miały też żadnych śladów użądleń), a reszta bagatelizuje to wydarzenie że pewnie nastraszyły je starsze dzieci, że przez nagłe przebudzenie miały takie dziwne odczucia, że to dziecięca fantazja itp.

Zakopane
Babcia opowiadającej na starość zaczęła mieć „problemy z głową”, jednym z jej dziwnych zwyczajów było zakopywanie różnych drobnych przedmiotów w ogródku. Były to zdjęcia, pamiątki, także przedmioty codziennego użytku typu grzebień. Gdy ktoś ją na tym przyłapał mówiła że „potrzebuje tego później”, „że nie chce ich zapomnieć” itp. Jedna z ciotek twierdzi że wyraźnie wyrażała się że chodzi jej o to żeby znalazła je łatwo po śmierci, reszta rodziny tego nie potwierdza. Wiele prawdopodobnie zakopanych rzeczy do dzisiaj się nie znalazło.

Buda
W pewnej miejscowości mieszkał dość nieprzyjemny, konfliktowy staruszek, miał on dwa duże, agresywne psy którymi lubił szczuć zwłaszcza dzieci które zbliżały się do jego sadu. Psy mieszkały w ogrodzonym kojcu, ale były też przypięte na łańcuchach które dzwonieniem ostrzegały że psy się podniosły/wyszły z budy. Gdy staruszek zmarł ktoś dokarmiał jeszcze przez jakiś czas psy, ale chcąc się pozbyć tego obowiązku pewnego dnia podobno je otruł. Potem po okolicy krążyła plotka że gdy ktoś szedł „na grandę” do sadu przy tym opuszczonym domu nadal słychać było dzwonienie łańcuchów, że psy i ten człowiek nadal bronią swoich cennych gruszek.

Firanka
W sąsiedztwie opowiadającego znajduje się pusty dom – właściciel zmarł, jego córka jest zagranicą. Klucze ma jedna ze starszych sąsiadek, zagląda tam gdy coś się dzieje lub po prostu sprawdza kaloryfery, okna itp. Wszystkie okna są zasłonięte firankami – ale firanka w jednym oknie na piętrze ponoć uporczywie sama się odsłania. Nikt nie widział momentu odsłaniania, ale zawsze gdy kobieta opiekująca się domem ją zasłoni na następny dzień znowu jest odsunięta. Większość osób, w tym ona, twierdzi że to wina krzywego karnisza, przeciągów, ale wyobraźnia ludzka robi swoje i mówi się że dom jest nawiedzony.

Ręka
Pewien mężczyzna miał w młodości wypadek na motorze – jadąca z nim jego dziewczyna zginęła, on stracił rękę. Potem wielokrotnie miewał wrażenie że ktoś trzyma tę jego nieistniejącą dłoń (np. na jego ślubie), tak jakby trzymał się z dziewczyną za ręce.

Sól
W pewnej miejscowości znajduje się kapliczka „typu budka”, ozdobiona naiwnymi ludowymi malunkami i rzeźbą. Nie wiadomo kto ją postawił i dlaczego w tym miejscu – jest to po prostu zbocze pagórka w środku lasu. Osoby starsze wspominają że dawniej gdy kapliczka była bardziej zaniedbana w środku ktoś często „wysypywał kreskę z soli/robił kreskę kredą”, podejrzewano o to samego księdza. Lokalne nastolatki, może pod wpływem seriali, łączą to z tym że ktoś próbował zatrzymać coś w środku kapliczki na uwięzi.

Lina
W stodole babci opowiadającego powiesił się brat jego dziadka – prawdopodobnie miał depresję. Całe dzieciństwo kuzynostwo straszyło się nawzajem tą stodołą, żeby udowodnić swoją odwagę trzeba było iść nocą do stodoły lub posłuchać pod drzwiami „jak wujek się huśta na linie”. Ponoć wszystkie dzieci, i kilkoro dorosłych, przyznało że słyszały skrzypienie liny, chociaż żadnych lin, wiatru, nic skrzypiącego w stodole być nie powinno.

Radio
Znajomy opowiadającego fascynował się przez pewien okres stacjami numerycznymi. Kiedyś w nocy słuchał jednej z nich, na której automatyczny głos powtarzał kod złożony z cyfr i alfabetu fonetycznego (alfa, bravo itp). Chłopak usłyszał wtedy coś innego – głos w kółko powtórzył między innymi kod pocztowy, numer jego domu, słowo które nie występuje w tym alfabecie ale miało związek z nazwą jego miasta, i inne numery i słowa które nic mu nie mówiły. Po tym nastąpiła głucha cisza, a raczej „ten nieprzyjemny dla uszu pisk jak przy nagłej ciszy”. Chłopak zrzucił słuchawki z przerażeniem, nigdy już nie słuchał tych stacji, na następny dzień poprosił znajomego żeby słuchał tej częstotliwości czy znowu się to powtórzy ale było tam tylko nagranie które leciało zawsze. Podobno zamieścił tę historię na którymś z forów paranormalnych, raczej nie na tym bo działo się to przed 2005.

Żydzi
W kamienicy w której wynajmowała mieszkanie opowiadająca podobno w zamaskowanym schowku pod schodami sąsiedzi ukrywali żydowską rodzinę. Opiekująca się nimi osoba w charakterystyczny sposób pukała gdy chciała podać im jedzenie, oni odpukiwali w inny żeby potwierdzić że wszystko jest w porządku. Podobno udało się zorganizować im ucieczkę i przeżyli wojnę, jednak mieszkańcy twierdzą że echo ich pobytu pozostało w postaci tego właśnie charakterystycznego pukania. Często gdy wchodzi się klatką schodową słychać tam ciche, rytmiczne pukanie, nienaturalnie dla stukotu np. rur, skrzypienia podłogi. Starsi mieszkańcy mówią wtedy do siebie że „żydki znowu pukają”.

Las
Opowiadająca wraz ze swoją kolonijną miłością wymknęli się pewnej nocy żeby przeżyć pierwszy pocałunek itp. w zapuszczonym parku na skraju ośrodka w którym odbywała się kolonia. Gdy siedzieli na ławce patrzyli czasem na las za sobą, gdzie między drzewami, kawałek za ogrodzeniem przemykali się ludzie. Najpierw zignorowali to że to pewnie grzybiarze/nastolatki idące się kąpać nad jeziora. Potem zaczęło ich niepokoić że ten ciąg ludzi nie ma końca, a co gorsza z tymi ludźmi „coś było nie tak” – chociaż widzieli bardziej mignięcia między drzewami, ale byli pewni że to ludzkie sylwetki mężczyzn, dzieci. Wkrótce spanikowali i uciekli z powrotem do budynku. Potem chłopak ten nie chciał się z nią zadawać bo uznał że jest nawiedzona. Nie mówiła nikomu o tym wydarzeniu żeby nie być uznana za dziwaczkę, sama bała się iść tam znowu żeby to sprawdzić.

Kapelusznik
Pewna babcia została pewnego wieczoru sama w domu ze swoim około 4 letnim wnuczkiem, bawili się na podwórku. W pewnym momencie dziecko zaczęło pokazywać że przy bramie stoi jakiś pan – kobieta wyglądała cały czas na drogę czy nie wraca reszta rodziny, więc osoba ta pojawiła się całkiem znienacka. Opisywała go potem jako eleganckiego, „mówiącego po miastowemu” mężczyznę w kapeluszu, któremu źle z oczu patrzyło. Zaczęła wołać do niego kim jest i czego chce, odpowiadał jej cicho więc musiała trochę podejść chociaż z niejasnych powodów się go bała. Pytał czy zaprosi go do domu, gdy mówiła że go nie zna i nie może go wpuścić powiedział że zna go bardzo dobrze i że porozmawiają w domu, żeby go tylko zaprosiła. Zdenerwowała się i zaczęła go wyganiać, zabrała dziecko i zamknęła się w domu. Nagle dziecko zaczęło płakać że pan stoi za oknem i straszy, nikogo nie widziała więc zaczęła je uspokajać ale ono dalej pokazywało za okno. Wybiegła z miotłą żeby siłą przegonić gościa ale koło domu nie było nikogo, brama nie była otwierana bo nadal był na niej tak samo zamotany drut. Babcia twierdziła potem że to pewnie jakiś diabeł, poświęcono dom.

Maselniczka
Kobieta pokłóciła się strasznie ze swoją teściową, nie odzywały się do siebie już do końca życia, nie była na jej pogrzebie. Niedługo po śmierci teściowej zastawa stołowa którą dała synowi w prezencie ślubnym ponad 20 lat wcześniej zaczęła sama z siebie pękać w kredensie. Nie w sposób spektakularny – po prostu podczas sprzątania, wydarzeń rodzinnych odkrywano że kolejne talerze są rozbite – przypadkowe w całej kupce, podczas gdy inna zastawa była nienaruszona. W końcu specjalnie zaczęto zaglądać tam co się z nią dzieje, wazę i inne cenniejsze elementy przeniesiono ale i tak popękały. Wkrótce z całej zastawy została tylko maselniczka – żeby cały czas mieć ją na oku ustawiono ją na środku stołu w kuchni gdzie pewnie do dzisiaj służy za ozdobę. Jako rodzinną anegdotkę opowiada się że to właśnie teściowa mściła się na znienawidzonej synowej rozbijając te talerze.

Król
W ramach wakacyjnej nudy w latach 80-tych grupa nastolatków i dzieci miała iść w nocy do lasu pod starym cmentarzem (w miejscu gdzie podobno chowano samobójców itp.) i wywołać ducha. Zgodnie z typowym wyobrażeniem dzieci zabrały ze sobą świeczkę, talerz, jedno z nich miało ducha wezwać a reszta stała za drzewami w bezpiecznej odległości. Z początku nic się nie działo, więc w końcu postanowili wywołać konkretnego ducha – pierwszą osobą jaką im przyszła na myśl był któryś z królów Polski. Dzieci straszyły się nawzajem że coś miga między drzewami, zrobiła się nieprzyjemna nerwowa atmosfera, chłopcy się pobili, kilka osób dostało ataku paniki i bezdechu, w końcu część z płaczem rozbiegła się do domów – przy okazji ktoś zgubił i rozbił talerz. Właścicielka talerza kazała go odszukać za karę (to była cenna pamiątka rodzinna), znalazł się w nienaruszonym stanie chociaż dzieci pamiętały że się rozbił bo spanikowały na myśl jak się wytłumaczą matce. Potem dzieci bały się talerza bo kojarzył im się z tamtym wieczorem więc i tak musiał być wyrzucony. Po tym wydarzeniu kilkoro uczestników rozchorowało się (raczej nie przeziębili się bo tamta noc była ciepła), dzieci ogólnie zaczęły być niegrzeczne, w złym humorze, pozrywały się przyjaźnie, mówi się że kilkoro potencjalnych uczestników zmarło w młodym wieku, jako dorośli często mieli problemy np. z alkoholem, ktoś wylądował w więzieniu za śmiertelne pobicie. Dorośli uczestnicy seansu którzy się do tego przyznali nie potwierdzają tych wydarzeń, ale podobno do dzisiaj jest jakaś atmosfera tajemnicy i zmowy milczenia wokół całej sprawy i jej uczestników, że coś się wtedy do nich „przyczepiło” i mściło się jeszcze latami.

Osuwisko
W trakcie powrotu z jakiś mocno zakrapianych urodzin grupka młodych ludzi postanowiła zahaczyć o pobliską zalaną kopalnie odkrywkową/żwirownię? i popływać. Jeden z chłopaków popisywał się przed resztą i skoczył ze stromego brzegu na główkę, co skończyło się śmiertelnie bo dno było nierówne i zasypane złomem, w coś uderzył głową. Potem gdy inna grupa poszła tam popływać ktoś wspominał że gdy zbliżył się do tego brzegu coś go odepchnęło od krawędzi. Niedługo później cały ten ostry występ osunął się do wody, więc mówiło się że to tamten chłopak odciągał od tego miejsca innych.

Ksiądz
W miejscowości znajomego opowiadającego wybudowano nowy kościół, stary postanowiono przerobić na taki o charakterze bardziej turystycznym, ludowym więc proboszcz postanowił odnowić stare figury, obrazy znajdujące się w jego podziemiach (przeniesione tam z różnych miejsc żeby ochronić przed pożarem, wojną). Znaleziono tam kompletnie zapomniane perełki, ale proboszcz zaczął się robić coraz bardziej nieswój, spędzał coraz więcej czasu w tych magazynach, nie pozwalał tam wchodzić innym osobom. W końcu wszystkie sprawy, msze spadły na wikarego, bo proboszcz był całkowicie zajęty jak mówił inwentaryzacją – ci którzy podejrzeli co robił mówili że siedzi tam nad jakimiś papierami albo wpatruje się długo bezczynnie w pewne rzeczy, część rzeźb czy obrazów pozasłaniał wynoszonymi z plebani obrusami, widać było że podupada na zdrowiu, mało jadł. Sprawę zatuszowano, proboszcza przeniesiono w inne miejsce (ludzie mówili że do szpitala psychiatrycznego/pod opiekę zakonnic), nowy proboszcz podobno oddał/sprzedał jak najszybciej większość eksponatów. Okoliczni mieszkańcy mówią że coś poprzedniego proboszcza opętało, że w piwnicy był obraz nawiedzony przez diabła, że proboszcz rozmawiał ze świętymi z obrazów.

Pozdrawiam.
  • 11

#8

Wolfman.
  • Postów: 15
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Bardzo fajne historyjki, z resztą świetnie napisane. Widać, że masz talent. Sam miałem taką inicjatywę, aby zbierać takie typowe "wiejskie" historyjki, ale moje plany niestety spełzły na niczym. Myślałem nawet o wydaniu książki. Mam nadzieję, że podzielisz się z nami jeszcze jakimiś bo świetnie się je czyta. Szczególnie przypadła mi do gustu opowieść o kapeluszniku ;) Pozdrawiam.
  • 0

#9

TrampekAligatora.
  • Postów: 14
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

No proszę, mój własny post sprzed roku ładnie plusów nazbierał. To miłe ;)
Kate, może i temat "nie chwycił" (fakt, nie ma dyskusji wrzącej niczym wulkan), ale jest tutaj parę fajnych opowiastek. Udało mi się co nieco uzbierać, szkoda, że po tak długim czasie, ale w końcu mam chwilkę na napisanie spokojnie.

1. Latem zaprosiłam do siebie moje dwie kuzynki. Wszystkie jesteśmy w tym samym wieku (one są bliźniaczkami), więc mamy lepszy kontakt ze sobą, niż z resztą naszego kuzynowstwa.
One mieszkają w mieście, ja bardziej na wsi (choć nie jest to aż tak mała wioseczka), pomyślałam, że wybierzemy się na spacer. Chciałyśmy "połazić" po okolicy i pogawędzić, jako że nie widziałyśmy się od dłuższego czasu.
Rozmowa bardzo nam się kleiła i nawet nie zwróciłyśmy większej uwagi na drogę, którą szłyśmy. Zatrzymałyśmy się na ścieżce między dwoma małymi, od dawna nie używanymi polami (dzieciaki zrobiły sobie na nich prowizoryczne boiska do grania w nogę). Ścieżka prowadziła do bardzo małego lasku (dosłownie kilka, może kilkanaście drzew w jednym miejscu), w którego środku mieściły się stare groby. Jedne należały do żołnierzy radzieckich, były zadbane, zawsze wyczyszczone, liście zagrabione, pomnik wypucowany (prostokątny kamień z napisami po rosyjsku, chyba jakaś lista nazwisk) oraz postawione ogrodzenie. Pięknie. Ale ze 2-3 metry od ogrodzenia znajdują się groby, które wyglądają jakby były zapomniane od bardzo dawna. Są poniszczone, pokryte mchem i zarośnięte przez korzenie drzew, a napisów na spróchniałych i wyblakłych nagrobkach nie sposób odczytać. Podobno te mogiły nalezą do niemieckich żołnierzy, ale zupełnie nie mam pojęcia dlaczego nikt się nimi nigdy nie zajmował. Ale do sedna.
Stoimy na tej dróżce, kilkanaście metrów od lasku, jesteśmy pogrążone w rozmowie. Nagle moja kuzynka, która stała dokładnie przodem w kierunku drzew zrobiła dosyć dziwną minę i zaproponowała, żebyśmy wróciły. Zapytałam oczywiście o co chodzi. Powiedziała, że widziała kogoś między drzewami, w pobliżu tych opuszczonych grobów. Ja nie ruszałam się z miejsca, bo pomyślałam, że pewnie to ktoś miejscowy sprząta, albo coś w tym stylu. Moja kuzynka dosyć zaniepokojona, dreptała w miejscu, a my (ja i jej siostra) szukałyśmy wzrokiem tej osoby, przekonane, że ona żartuje i chce nas przestraszyć. W końcu rzeczywiście dojrzałyśmy postać. Był to dosyć wysoki mężczyzna w długim, brązowym płaszczu i kapeluszu na głowie. Przez chwilę przechadzał się pomiędzy drzewami, potem przystanął na skraju lasku i chyba nam się przyglądał. Był na tyle daleko, że nie widziałyśmy dokładnie jego twarzy, ale czułyśmy na sobie jego wzrok. Nie rozpoznałam go, więc odwróciłyśmy się i szybkim krokiem zaczęłyśmy wracać do domu. Cały czas miałyśmy wrażenie, że nas obserwuje. Obejrzałam się za siebie. Był tam, stał nieruchomo tak jak przedtem, ale na środku ścieżki, mniej więcej w miejscy, w którym stałyśmy my chwile wcześniej. Serce podeszło mi do gardła, a poczułam się jeszcze dziwniej, gdy jedna z moich kuzynek wydała zduszony okrzyk i zaczeła biec przed siebie. Zrozumiałam, że ona też spojrzała w tył. Ostatni raz spojrzałam w tamto miejsce, a mężczyzna szedł polem dokładnie przy "bramce" z trzepaka, kierował się w naszą stronę. Odbiegłyśmy jeszcze kawałek, prostą drogą, w pobliżu nie było żadnych drzew, krzewów, czy budynków, poza remizą strażacką przed nami. Dobiegłyśmy do niej dysząc. Spotkałyśmy strażaka, który akurat wychodził. Zapytał nas czy coś się stało. W tym czasie ja rozglądałam się w poszukiwaniu faceta w płaszczu, ale bezskutecznie. Zniknął. Streściłyśmy strażakowi sytuację, który nie wydawał się przejęty, ale stwierdził, że może iść sprawdzić, czy ten gość jeszcze tam jest i ewentualnie zapytać co tam robi itp. Najwyraźniej z naszego opisu także nie mógł przypisać nikogo z miejscowych do wyglądu tego mężczyzny, a tutaj raczej wszyscy się znają.
Wrócił po kilku minutach. Powiedział, że nikogo nie widział w okolicy, nawet rozejrzał się w pobliżu grobów. Ktokolwiek to był, musiałby być Usainem Boltem, żeby tak szybko zniknąć. Cała sytuacja od chwili kiedy po raz ostatni go widziałam, do chwili gdy dobiegłyśmy do remizy trwała może ze 20 sekund maksymalnie. Poza drzewami przy grobach, w okolicy (jakieś 400m) nie ma drzew, domów itp. Tylko ta remiza. Więc gdzie się podział? Nie mam pojęcia, ale mniejsza o to. Napędziło nam to stracha na tyle, że do centrum wsi wracałyśmy razem ze strażakiem, który akurat skończył zmianę i raczył nas odprowadzić.
O tym wydarzeniu zapomniałam aż do czasu wyjazdu kuzynek. Gdy wracałam do domu po pożegnaniu się z nimi wpadłam na grupkę chłopców wracających z jakiegoś swojego mini meczu. Wiedziałam, że dzieciaki często grały na polu w pobliżu "lasku", więc tak mimochodem wypytałam czy nie kojarzą skądś mężczyzny w płaszczu. Tak, znali go. Czasem różne grupki rozgrywające mecze między sobą miały wrażenie, że ktoś im się przygląda właśnie z okolicy drzew. Niekiedy nawet dzieciaki widywały pana w płaszczu, ale tylko przez chwilkę, po zaraz znikał nie wiadomo gdzie.
Czy jest w tym coś paranormalnego? Nie wiem. Ale jednak czuję się nieswojo, na myśl, że ktoś spaceruje przy grobach i obserwuje dzieci grające w piłkę. Mam wrażenie, że on może mieć coś wspólnego z tymi opuszczonymi grobami, ale niestety nie mam pewności. Nadal boję się tam sama chodzić.


2. Cóż, ta historia dotyczy mojej przyjaciółki, do której domu nie lubię przychodzić, ze względu na wydarzenie na imprezie.
Jeszcze rok temu widywała jakieś cienie. Teraz się to zmieniło. Zaczeła mieć wrażenie, że jest obserwowana. Podczas snu, kąpieli czy innych czynności. Zdarzało się jej słyszeć szept lub głos z pomieszczenia obok, w którym nikogo nie było (na pewno nie było to od sąsiadów, bo ona mieszka w domu jednorodzinnym, a najbliżsi sąsiedzi mieszkają 100 m od niej). Będąc w łazience nie raz widywała w oknie ciemną postać, która dosłownie wlepiała w nią wzrok. Nawet ja, będąc u niej w domu nie korzystam już z toalety, po sytuacji, w której podczas mycia rąk usłyszałam za sobą westchnienie. Dosyć głośne, dochodzące z okolicy okna, które było dokładnie za mną. Nie spojrzałam tam, natychmiast znalazłam się w kuchni, z przestrachu mowę mi odjęło. Co na to moja przyjaciółka? "Co, zaczepił cię?"- powiedziała, kiedy mnie zobaczyła.
Kiedy u niej nocowałam (była paskudna pogoda, więc zostałam u niej, żeby nie iść taki kawał w ulewie) spałyśmy razem w pokoju. Ciężko było mi zasnąć. W nocy przebudziłam się i usłyszałam, że moja koleżanka z kimś rozmawia. Znaczy, nie słyszałam jej rozmówcy, ale ją bardzo wyraźnie. Miała bardzo ciemno w pokoju, więc poświeciłam telefonem, żeby cokolwiek zobaczyć. O mało nie krzyknęłam. Ona siedziała na łóżku, patrzyła z takim nieobecnym wyrazem twarzy na drzwi i mówiła niczym automat. Robiła pauzy, po czym mówiła dalej. Nie podobał mi się wyraz jej oczu, podążając za jej spojrzeniem dostrzegłam coś jakby cień na drzwiach. W świetle telefonu, w całkiem ciemnym pokoju, przede mną nie było mebli, a cień był taki "przezroczysty". Tego jak się wydarłam nie da się opisać. Chyba straciłam przytomność, bo ocknęłam się, a przyjaciółka klęczała nade mną. Światło zapalone. Żadnych cieni. Czy mi się śniło? Ona stwierdziła, że spała, usłyszała mój wrzask i tylko zobaczyła jak się przewracam i upuszczam telefon.

3. Znajomy miał dość dziwną historię, kiedy wracał wieczorem od swojej dziewczyny. Osiedle domków jednorodzinnych. Ulica pusta, latarnie zapalone. Chłopak idzie brukowaną uliczką i nagle słyszy powarkiwanie psa. Rozejrzał się, ale że nic nie zauważył ruszył dalej. Tym razem pies zaczął szczekać, rozległ się charakterystyczny dźwięk psich pazurów na brukowanej drodze. Kumpel trochę zestresowany, zwolnił kroku, patrzy na wszystkie strony. Nic. Szczekanie się szybko się zbliża. Wreszcie coś zauważył. Pędzącą wprost na niego sylwetkę sporego psa.... ale przezroczystego jak szkło. Znajomy mówił, że wyglądało to dosłownie tak, jakby był "niewidzialny". Ale szczekał i był wyraźnie zły. Chłopina prawie zemdlał ze strachu, ale wziął nogi za pas. Nie wiem ile w tym prawdy, ale musiało go coś tam wystraszyć

4. Teraz na rozluźnienie :) Opowiadała mi koleżanka z sąsiedniej wioski.
Jakieś kilka lat temu (wtedy nie mieszkałam jeszcze tutaj) pewien człowiek kupił kawałek ziemi i zaczął budować sobie nowy dom. Sąsiad, który mieszkał niedaleko nie był zbyt zadowolony z tego i postanowił sobie zażartować, żeby zniechęcić nowego mieszkańca. Wieczorem, założył na głowę taką kudłatą maskę i zakradł się na posesję niechcianego sąsiada. Wyskoczył z krzaków w tej masce wydając bliżej nieokreślone dźwięki. Poskutkowało tym, że facet o mało zawału nie dostał, tak się przeraził. W kilka dni po całej wsi i jej okolicach rozeszły się wieści o wilkołakach krążących nocami. Dzieciaki miały takiego stracha, że hoho. I tak rodzą się legendy

Użytkownik TrampekAligatora edytował ten post 20.10.2013 - 21:07

  • 2

#10 Gość_polished

Gość_polished.
  • Tematów: 0

Napisano

Dwójeczka intrygująca. Pamiętasz co mówiła ?
  • 0

#11

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

@TrampekAligatora kiedyś w innym poście pisałem bardzo podobne historie z tym woźnicą przekazywane mi przez moją babcię. Działo się to może w małopolsce?
Poza tym, proszę, pomyśl nad dodanie zdjęcia tego rysunku.

Jak przeczytałem historię o tej ekspedientce, co widziała martwych klientów, włos mi się zjeżył. U mnie na osiedlu mieszka starsza, religijna kobieta. Jakoś w czerwcu mama powiedziała mi, że umarła. Tymczasem kilka tygodni później jechałem sobie samochodem i o mało nie dostałem zawału. Chodnikiem szła własnie ta kobieta! Byłbym może pomyślał, że to duch, ale rozmawiała z inną kobietą, która na pewno nie umarła. Co się okazało? Mamie pomyliły się osoby przez zbieżność nazwisk. Ale to co się nastrachałem to moje.

Tak sobie czytam, doszedłem do króla i stwierdziłem że napiszę. Zaraz za miastem w którym mieszkam jest taka gmina. Kiedyś w lesie tej gminy trzy dziewczyny wywoływały duchy. Nie jestem do końca pewien jak to wyglądało, ale prawda jest taka, że jedna z nich nie wytrzymała presji psychicznej i obecnie przebywa w zakładzie zamkniętym, druga wyjechała gdzieś za granicę, a trzecią znam z widzenia i opowieści mamy (jakaś koleżanka). W każdym razie, po tym wywoływaniu, kobiecie wypadły wszystkie włosy. Może to i dziwne, ale prawda jest taka, że była wtedy nastolatką, a teraz jest w wieku około 50 lat i włosy nigdy jej nie odrosły. Zawsze kiedy ją widzę, ma na głowie chusteczkę.
Z duchami nie warto zaczynać. A historia była dość głośna w latach 90., wtedy też na ognisku usłyszałem ją po raz pierwszy.

Użytkownik trebmal edytował ten post 22.10.2013 - 10:19

  • 2

#12

piotr81w.
  • Postów: 65
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ja osobiście w duchy nie wierzę tak samo jak w zjawiska paranormalne, dlatego zdecydowałem się napisać moją historyjkę tutaj niż zakładać nowy temat. Wszystkie wydarzenia są w 100% autentyczne, bo spotkały mnie osobiście, ale powtarzam, że uważam iż są to jedynie dziwne zbiegi okoliczności.

Otóż w Polsce jest możliwość uzyskania mieszkania "za remont". Ogólnie polega to na tym, że przejmujemy (tzn lokal pozostaje własnością gminy, ale dostajemy prawo do wynajmowania go na czas nieokreślony - o ile będziemy terminowo płacić czynsz itd) mieszkanie komunalne, gdy poprzedni właściciel umrze, albo eksmitują go i nie ma co z tym mieszkaniem miasto zrobić. Sposób bardzo wygodny dla miasta, bo musimy zrobić remont na własny koszt. No i w skrócie właśnie taki lokal dostałem w kamienicy wybudowanej w latach 50.

Remont trwał bardzo długo i ja z żoną nieźle zadłużyliśmy się, bo o ile mieszkanie posiadało ładny rozkład to nikt tam nic nie zrobił przez 30 lat - ostatni właściciel miał raczej problemy z życiem i nie potrafił zebrać pieniędzy na opłaty więc miał odcięty prąd itd. Tak czy siak podczas tego okresu nie było nic szczególnie wartego uwagi, chyba, żeby nadmienić, że sąsiedzi (raczej przyjaźni ludzie) mówili, że 5 rodzin oglądając ten lokal nie zdecydowało się na remont i zamieszkanie w nim, dodatkowo zniechęcano nas sugerując, że na ulicy bardzo szybko jeżdżą samochody i o wypadek nietrudno oraz, że jacyś tam sąsiedzi z podwórka strasznie hałasują i w ogóle porażka, ale wszystko to okazało się po prostu kłamstwem. Jeżeli chodzi o poprzedniego właściciela to zmarł on w ubiegłym roku w hospicjum na raka płuc. Wszystko to niewiele mnie obchodziło, bo równie dobrze mógłby się ten właściciel powiesić w miejscu, w którym obecnie śpię, za dużo kasy w to wszystko włożyłem, a także świadomość posiadania własnego mieszkania, sprawia, że nie mam problemu z motywacją.

Dziwne "przypadki" zaczęły się dziać dopiero po przeprowadzce, nie jest to nic strasznego, ale raczej kuriozalne.

Od tego czasu pękły mi dwa zęby (świeżo robione u dentysty, może dlatego).

W nowej kuchence na drugi dzień przepaliło się światełko w piekarniku... aczkolwiek temat przepalających się żarówek jest dość uporczywy. Raz przepaliła się żarówka w przedpokoju dokładnie nad moją głową. W łazience spadł cały szklany klosz osłaniający żarówkę. U dzieci w pokoju również padło światło Tak więc jeżeli chodzi o oświetlenie to całkiem nieźle. :)

Dalej - dwa karnisze (nowe, świeżo zamontowane) odpadły ze ściany. Jeden w pokoju, w którym śpię upadł zaraz obok mojej głowy, drugi w pokoju moich dzieci. Montaż był pośpieszny, ale szczerze... no nie jakiś niechlujny.

Nowa instalacja hydrauliczna rozszczelniła się w jednym miejscu (no była nowa, miała prawo, a hydraulicy zarzekali się, że to "niemożliwym mogło być!", ta...)

Kłopoty ze snem, przez pierwsze 2 tygodnie praktycznie byłem wykończony, ale zwaliłem to na "nowe miejsce", w tej chwili jest trochę lepiej, ale każdej nocy budzę się po kilka razy.

Dobra, to były rzeczy proste i jasne do wyjaśnienia, ale teraz przejdę do bardziej skomplikowanych...
Moja córka raz przyszła do mnie i powiedziała, że ktoś był u niej w łóżku i uszczypnął ją w palec tak, że się obudziła (ciekawe... komar?), kiedyś indziej powiedziała mi, że boi się jak stoję i się na nią w nocy patrzę (to już trochę zrobiło się dziwne, bo nie lunatykuję i nie łażę po nocy patrząc się na mojego dzieciaka, ale w sumie jest jeszcze mała i mogło jej się coś przyśnić czy coś).
Teraz nie chcę zabrzmieć jak wariat, ale od dłuższego czasu wydawało mi się, że widuję kątem oka jakieś czarne cienie, zdażały się również białe, ale jak się obracam to nic tam nie ma. Zdarzenia te nigdy nie działy się jednak w mieszkaniu, a raczej w pracy (ale dopiero od czasu przeprowadzki), jednak nigdy nie zwracałem na to jakiejś szczególnej uwagi i nikomu o tym nie wspominałem (bo po co?). Jakież było moje zdziwienie, jak moja małżonka (z dość sporym wahaniem) powiedziała mi, że widuje kątem oka cienie w pracy odkąd się przeprowadziliśmy. Serio, wiążę to ze stresem, nowym miejscem itd, ale bardzo się zdziwiłem gdy to od niej usłyszałem (również jest realistką i nie wierzy w duchy). Oboje pracujemy w różnych firmach i mamy zupełnie inna specyfikę pracy.
Wszystko to wydarzyło się w ciągu pół roku.

Oczywiście dla smaczku chciałbym napisać o różnych dziwnych odgłosach chodzenia, stukania, pukania, ale to jest stara kamienica z drewnianymi stropami, gdzie mieszka kilku starszych ludzi zdolnych do wstawania o 4.00 rano więc... no bez sensu.

Inna ciekawostki? W wannie, z której korzystał poprzedni właściciel (a raczej nie korzystał), znalazłem zęby, jak podejrzewam psie i to całkiem nie mało (ofkoz mam nową wannę, a stara została podarowana w spadku złomiarzom). Moje dzieci panicznie boją się ciemnego przedpokoju (tam gdzie mi przepaliła się żarówa nad głową) ale akurat pamiętam, że jak byłem dzieckiem to w domu rodziców również bałem się ciemnego przedpokoju, więc żadna sensacja. Zwróciłem uwagę, że w mieszkaniu jest sporo pająków, a wkrótce po przeprowadzce wszelkie miejsca za szafkami itp były pełne pajęczyn, nie wiem skąd wyłażą, ale to chyba taki urok tego miejsca...

To chyba tyle... niby nic wielkiego, ale chyba daje radę. Nikt na tę chwilę nie umarł, śmiertelnie nie zachorował, nie ganiał nikogo po nocy z siekierą. :)
  • 0

#13

Templário.

    Last white hope

  • Postów: 151
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

@piotr81w Nie bierz tego do siebie, ale śmieszą mnie tacy ludzie jak Ty, którzy za wszelką cenę chcą wyjaśnić sobie w racjonalny sposób rzeczy na tle paranormalnym. W Twoim domu (jak napisałeś) dochodzi już do sytuacji, które wydają się dziwne, jak dla mnie za dużo jest tych zbiegów okoliczności. Ciekawe kiedy zaczniesz choć trochę wierzyć w duchy itp. pewnie tak jak większość osób, gdy wydarzy się coś bardzo przykrego w Twoim otoczeniu. Gdyby u mnie w domu pojawiały się już pierwsze symptomy obcej manifestacji to podjąłbym jakieś kroki m.in. udałbym się do Kościoła, aby przyszedł ksiądz i poświęcił mi mieszkanie.

Z własnego doświadczenia wiem, że to pomaga w wielu sytuacjach. Np. w u mnie w domu moja siostra będąc dzieckiem w wieku ~7 lat bardzo często budziła się, i płakała w nocy ponieważ widziała postać mojej zmarłej prababci, która stała przy drzwiach wejściowych do mieszkania i się na nią patrzyła jak ta leżała w łóżku. Przyszedł ksiądz poświęcił to miejsce i całe mieszkanie po czym siostra przestała już ją widzieć.

Dlatego na Twoim miejscu zaczął bym coś działać, bo problemy mogą się nasilać i będą wtedy bardzo uprzykrzać Ci życie.
  • 1

#14

trebmal.
  • Postów: 178
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Zgadzam się z @felga, @piotr81w, nie ma się co nad tym zastanawiać. Sam nie wierzę za bardzo w niektóre historie, ale na świecie dzieją się różne rzeczy, a metafizyka nie jest wyssana z palca.

Wracając do tematu, po przeczytaniu Waszych lokalnych opowiastek postanowiłem zrobić szerszy wywiad środowiskowy. Wypytałem mamę, kilka jej koleżanek z pracy, swoją najbliższą znajomą i chrzestnego ojca o jakieś lokalne opowiastki. Okazało się, że jest tego całkiem sporo, a to zapewne dopiero początek, gdyż to na razie tylko parę osób. W takim razie możliwe, że będę się tu często udzielał w najbliższej przyszłości. Proszę Was, abyście pisali na PW, jeśli znacie którąś z tych historii, albo inną jej wersję. Być może pochodzimy z tego samego środowiska i możemy nawzajem pouzupełniać sobie te opowiastki. Zaczynamy.

Kilka historii zamieściłem już wcześniej TUTAJ.

Znikające schody
Na jednym z osiedli mojego miasta, stoi podobno nawiedzony dom. Nie wiem, ile w tym prawdy w każdym razie moja znajoma opowiadała mi, że kilka lat temu jej dwaj koledzy poszli tam pod wieczór. Podobno kiedy byli na piętrze, coś tak ich wystraszyło, że postanowili jak najszybciej uciec. Pierwszy zbiegł po schodach na dół i wołał tego drugiego żeby się pospieszył. Co było dziwne? Ten na dole zarzeka się, że w ogóle nie widział kolegi na górze, a te drugi mówi, że stał w miejscu gdzie wcześniej były schody, ale teraz widział tylko podłogę pod sobą i słyszał głos kumpla z parteru. Nie wiem jak to się skończyło.

Dzwony
Historia bardzo stara, podobno dziadkowie mojej prababci już ją opowiadali. Niedaleko mojego domu jest las, a obok niego spora łąka. Na tej łące stoi zarośnięta studia (w sumie mógłbym kiedyś tam iść porobić zdjęcia, ale ostatnio remontowali drogi na moim osiedlu i cały teren jest rozwalony przez maszyny budowlane, które tam pozostawiali na noc, nie wiem czy nie uszkodzili studni). Podobno kiedyś studnia stała na podwórzu plebanii, a obok był kościół (sądząc po tym, od ilu pokoleń się to ciągnie, świątynia była tam, jeśli to prawda, jakieś 200 lat temu). Pewnego dnia po prostu zapadła się pod ziemię. Niektórzy twierdzą, że po dziś dzień słychać od czasu do czasu o 12 w południe dzwony kościoła bijące na Anioł Pański.

Kur
Tą opowiastką kuzyn mojej mamy straszył wszystkich, gdy jako dzieci chodzili się bawić do lasu. Podobno o północy na stromym zboczu w głębi lasu słychać pianie koguta.
(Jak tylko spotkam się z wujkiem, postaram się go wypytać o szczegóły)

Impreza
Koleżanka z pracy mojej mamy pochodzi ze wsi niedaleko mojego miasta. Jest tam pewna góra, na której kiedyś młodzież zrobiła sobie imprezę. W trakcie zabawy, podjechał jakiś samochód, wysiedli z niego nikomu nieznani mężczyźni i dołączyli do imprezującego tłumu. Dopiero potem ktoś zauważył, że mieli oni kopyta. Dziś w tym miejscu stoi kapliczka z wiadomej przyczyny. Historia, tuż obok pamiętnego wywoływania duchów, należy do jednej z głośniejszych w mojej miejscowości.

Kapliczka
Chodzi o kapliczkę z historyjki wyżej. Niedaleko tej góry jest kościół. Rzecz działa się kilka lat temu w październiku. Młoda kobieta, nazwijmy ją Basia, wracała z różańca do domu. Droga wiodła obok kapliczki. Kiedy Basia była blisko niej, poczuła nieokreślony niepokój. Nagle z kapliczki po prostu wypłynęła przeźroczysta postać i zagrodziła Basi drogę. Dziewczyna dała w długą. Na szczęście niedaleko mieszkała siostra Basi z jej szwagrem. Basia wpadła do ich domu i poprosiła Romka, żeby odprowadził ją do domu, bo coś blokuje jej drogę. W skrócie opowiedziała o tym, co się stało. Romek wyszedł z nią, ale kiedy doszli do kapliczki, żadnej istoty już tam nie było. Historia jakich wiele, może przeszłaby bez echa, gdyby nie to, że działa się obok właśnie tej kapliczki.

Nieznajomy
Jedna z historii, która wywarła na mnie największe wrażenie, zwłaszcza że osobiście znam tę kobietę i wiem, jak racjonalnie myśli. Matka mojej starej znajomej, dajmy na to Matylda, szła pewnego dnia z autobusu. Przechodziła akurat koło budynku szkoły podstawowej, kiedy zaczepił ją nieznajomy mężczyzna. Poprosił ją, aby zaprowadziła go do księdza, bo on nie jest stąd, a niedługo wydarzy się coś strasznego. Kobieta dociekała, ale nic więcej nie chciał powiedzieć. Poszła więc z nim na plebanię, ale żadnego księdza akurat nie było. Zaczęła się więc go wypytywać skąd jest i co się stanie takiego strasznego. Mężczyzna powiedział, że Marek Iksiński się powiesi. Matylda wyraziła swoje zdziwienie i zapytała go skąd jest i skąd zna Marka. Nieznajomy powiedział wtedy, że nie może jej tego powiedzieć i po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Wiecie, co było najdziwniejsze?
Marek Iksiński powiesił się trzy dni po tym spotkaniu.

Przecież Ty nie żyjesz...
Kiedy moja babcia była nastolatką, wszyscy chodzili na dyskoteki w remizie do sąsiedniej gminy. Pewnego wieczoru wybrali się na jedną jej dwaj kuzyni, nazwijmy ich, Staszek i Michał. Droga do tej gminy biegła wtedy przez drewniany most. Warto wspomnieć, że kilka tygodni wcześniej w tej okolicy zginęła tragicznie młoda dziewczyna, Zofia Igrekówna. Oczywiście było już po pogrzebie, na którym byli też ci chłopcy. Kiedy szli oni przez most, nagle zauważyli, że Zofia idzie nim w przeciwną stronę. Kiedy byli już blisko dziewczyna zagadała do nich. Wtedy odważny Staszek rzucił: „Ale przecież Ty nie żyjesz!”. Zofia podobno tylko zaśmiała się niezbyt przyjemnie, a z jej ust buchnął płomień i zniknęła. Chyba chłopcy nie bawili się na tej dyskotece zbyt dobrze...

Babcia
Mama mojej znajomej kiedy była młodą dziewczyną mieszkała w małej wsi, a droga do miasteczka obok prowadziła obok wielkiego cmentarza. Na wsi nie było prawie żadnej pracy, wszyscy pracowali w miasteczku i dochodzili do domów na nogach. Jej siostra, dajmy na to, Ela, pracowała w jednym ze sklepów w miasteczku. Zawsze wychodził po nią ojciec albo bracia. Ale pewnego razu po prostu wszyscy się pochorowali oprócz tej dziewczyny właśnie. Musiała ona wyjść po Elę i przejść obok cmentarza. Kiedy tak szła, poczuła nagle nieokreślony niepokój. Wtedy zza nagrobków wyszła starsza kobieta z chustką na głowie i zapytała, co ona tu robi. Dziewczyna niepewnie odpowiedziała, że wyszła siostrze naprzeciw. Kobiecina powiedziała jej wtedy żeby się nie bała, ona tu obok niej pójdzie. Niewiele rozmawiały, ale kiedy dziewczyna wreszcie spotkała się z Elą, okazało się że starszej pani nie ma obok. Dopiero potem dziewczyna zdała sobie sprawę, że cały czas nieznajoma jej kogoś przypominała. Potem skojarzyła, że istotnie, spacerowała przez cmentarz ze swoją nieżyjącą już babcią, a tamta próbowała dodać jej otuchy, kiedy była przerażona.

Pole
W miejscowości Anny Zet (koleżanka mamy z pracy) dopiero kilka lat temu zaczęła działać jakakolwiek komunikacja (PKSy, itp.). Wcześniej wszyscy nieposiadający samochodów, musieli chodzić na nogach. Kilka razy zdarzyło się, że na polu należącym do jej dawnego sąsiada, którego syn mieszka teraz gdzieś na Pomorzu i w ogóle nie wraca w rodzinne strony, przechodzący widzieli nagłe wybuchy ognia, dziwne kule światła unoszące się nad łąką, niektórych nawet goniło bezgłowe bydło. Z tego co słyszałem sąsiedzi na początku dbali o działkę, ale w końcu przestali. Podobno nawet ścięta trawa wyrasta tam na powrót w jedną noc.

Łapa
Ta opowieść jest dosyć podobna do słynnej historii z Lublina (chyba wszyscy kojarzycie czarcią łapę odbitą na stole?), tylko że zdarzyła się w opuszczonym domu stojącym niedaleko. Kiedy jeszcze był zamieszkały, pewnego razu jego właściciel wracał w nocy do domu. Nagle usłyszał kroki za sobą. Odwrócił się, ale nikogo nie zauważył. Powtórzyło się to parę razy, aż nagle wystraszony postanowił biec. Wtedy usłyszał odgłos osoby biegnącej za nim. Nie odwracał się już, ale gdy dopadł do domu, czym prędzej złapał za drzwi i zatrzasnął je z hukiem. Wtedy od zewnątrz odbiła się na nich szponiasta łapa. Dom opuszczono.
Kilkanaście lat temu tak po prostu wybuchnął w nim pożar. Pierwsze spaliły się właśnie te drzwi. Podobno nawet drzazgi z nich nie zostały.

Miejscowe przesądy + coś ode mnie:

1. Wiele osób jest zdania, że ludzie, którzy zostali ochrzczeni, ale nie przyjęli potem w odpowiednim czasie sakramentu bierzmowania, po śmierci błąkają się po świecie.
2. W czasie wojny w lesie w miejscu gdzie drogi się rozwidlają, a w środku rośnie kilka drzew, został zastrzelony żołnierz. Podobno niezależnie od pory dnia, wychodzi on stamtąd cały siny albo łapie przechodzących za rękę. Ciała nigdy tam nie znaleziono (ani w ogóle w całym lesie), ale nawet mnie straszono tą opowiastką, gdy byłem mały. Zawsze się bałem tego miejsca.
3. Po mojej rodzinie krąży taka legenda, że kilkadziesiąt lat temu jakiś mężczyzna (nienależący do naszej rodziny) odprawiał czary. Podobno jego ostatnim przejawem „zawodowej aktywności” był fakt, że na „rozstaju dróg”, który codziennie widzę z okna, gotował w kotle o północy kota. Nie wiadomo co tam się działo, ale nagle zerwał się ni stad ni zowąd mocny wiatr i wywiał kocioł gdzieś daleko. Po tej sytuacji, która naprawdę przeraziła pana czarodzieja, zaprzestał on praktykowania magicznych sztuczek.
4. Coś do śmiechu: ostatnio wydawało mi się, że widziałem Rake’a. W dzień okazało się, że to tylko folia zawieszona na drzewach, która przybrała właśnie ten kształt skradającego się stwora. Ale wtedy, po dwudziestej pierwszej, było już ciemno i nieźle się wystraszyłem.
5. Jest takie miejsce niedaleko mnie, gdzie rosną wysokie drzewa, a między nimi są mokradła. Kiedy byłem mały straszono mnie, że mieszka tam topielica i zabraniano zapuszczać się na te tereny. Pewnie po to, żeby się mały dzieciak nie utopił, ale historię zna co drugi miejscowy i nikt nie potrafi wyjaśnić skąd dokładnie się wzięła.

Użytkownik trebmal edytował ten post 23.10.2013 - 18:11

  • 5

#15

wredna.
  • Postów: 19
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Świetny temat, uwielbiam takie lokalne opowieści. Dorzucam coś od siebie.

O tym, czym kończy się wywoływanie duchów dla zabawy
Kiedy miałam osiem, może dziewięć lat, wpadłam z koleżanką na jakże oryginalny pomysł zorganizowania seansu spirytystycznego. Był to spokojny i bezwietrzny wieczór. Siedziałyśmy w moim pokoju, zastanawiając się, jak się do tego zabrać, podczas gdy moja mama znajdowała się w innej części domu, robiąc porządki w piwnicy. Pogasiłyśmy światła, usiadłyśmy na podłodze i złapawszy się za ręce, zaczęłyśmy powtarzać: "Duchy przybywajcie". I nagle, po kilku minutach stało się coś, co do dzisiaj przyprawia mnie o lekki dreszcz - zamknięte okno w pokoju (wiecie, takie z klamką) otworzyło się z impetem, waląc głośno o framugę i niemal wybijając szybę. Zwaliłabym to oczywiście na wiatr, gdyby nie to, że tamta noc była wyjątkowo cicha, a korony drzew nawet nie drgnęły. Wystraszone i wyrwane z transu, zaczęłyśmy krzyczeć i pospiesznie zbiegłyśmy na dół, szukając mojej mamy. Kiedy dowiedziała się, co zrobiłyśmy, kazała nam przysiąc, że już nigdy więcej nie będziemy próbowały takich głupich zabaw. "Wywoływanie duchów to nic dobrego" - powiedziała twardo i coś w jej głosie sprawiło, że już nigdy więcej nie próbowałam brać udziału w żadnych tego typu zabawach.

Nikita
Pochodzę z małej miejscowości, do której jedna z dróg wjazdowych wiedzie przez gęsty i ciemny las. Po jednym pasie w każdą stronę, jest się otoczonym przez drzewa, co sprawia ponure wrażenie zwłaszcza w czasie nocnej jazdy. Ściana lasu z prawej i ściana lasu z lewej, nie ma żadnych latarni, jedynie światło księżyca przebijające się przez chmury. W każdym razie, znajduje się tam pewien złowieszczy odcinek - czarny punkt, gdzie jeśli tylko w okolicy zdarzy się jakiś śmiertelny wypadek samochodowy, to można być pewnym, że właśnie w tym szczególnym miejscu. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego - droga jest prosta, bez żadnych niebezpiecznych zakrętów, czy skrzyżowań - zazwyczaj winę zwala się na nadmierną prędkość, no bo co innego? Cóż, niektórzy mają inne wytłumaczenie - zjawa. To właśnie przy tej drodze widuje się ducha zmarłej policjantki, której miejscowi nadali imię Nikita. Ponoć pojawia się ona niespodziewanie na środku jezdni, usiłując zatrzymać nadjeżdżający pojazd, co zazwyczaj kończy się źle dla kierowcy. Ile w tym prawdy? Nie wiem, osobiście nigdy Nikity nie spotkałam, chociaż moja przyjaciółka przyznaje, że "Czasami, ciemną nocą, zaciskam dłonie na kierownicy, wytężam wzrok w obawie, że w końcu ją zobaczę i już nigdy nie wrócę do domu".

Las
Jest u nas las, tuż przy klasztorze, który nazywany jest "Lasem samobójców". Nie wiedzieć dlaczego, niemalże wszyscy, którzy chcą sobie odebrać życie, upodobali sobie właśnie to miejsce. Wiele razy przypadkowi spacerowicze znajdowali tam dyndających wisielców, jednak nikt nie potrafi wyjaśnić tego fenomenu. Osobiście nie lubię tam przebywać, może ze wględu na religijne kamienne posągi i krzyże, pobudowane na całym obszarze. I jeszcze takie nieswoje uczucie bycia obserwowanym sprawia, że raczej wolę się od tego miejsca trzymać z daleka.

Na koniec taka mała wzmianka o mojej babci, bardzo wierzącej i też nieco przesądnej osobie. Kiedy zmarł mój dziadek, babcia została sama w całkiem sporym domu, jednak nigdy specjalnie nie narzekała na samotność. Mało tego, często mówi jak to zmarły mąż do niej przychodzi, rozmawia z nim i wie, że się nią opiekuje. Moi rodzice oczywiście podchodzą do tego pobłażliwe, jednak ja za każdym razem mam dreszcze, kiedy babcia opowiada jedną ze swoich historii. Chociażby jak to kiedyś, będąc w garażu, usłyszała kroki. Odwróciła się i ujrzała przez małe okienko (na wysokości trawnika), że na zewnątrz ktoś chodzi i nagle przystanął tuż przy szybie. Kiedy wyszła, oczywiście nikogo tam nie było, jednak babcia tylko uśmiechnęła się do siebie, bo od razu rozpoznała, czyje nogawki spodni i buty widziała. Dziadka.

Jeśli coś jeszcze sobie przypomnę, to wrzucę :)
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych