Skocz do zawartości


Zdjęcie

Topielec


  • Please log in to reply
7 replies to this topic

#1

sabathius.
  • Postów: 16
  • Tematów: 7
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Do tej pory opisałem kilka zdarzeń, które najnormalniej mogłyby być uznane za coś naturalnego. Za zbieg okoliczności, albo przywidzenie. Jest jeszcze wiele opowieści „większych” i „mniejszych”, które mógłbym przytoczyć… ale postanowiłem przejść już do „hardkorów”.

Jakieś dziesięć lat temu, pod wpływem ówczesnej dziewczyny, wyjechałem na wakacje do Anglii. Razem z moją „donną” i jej przyjaciółmi pojechaliśmy zarobić trochę grosza jako kelnerzy, a przy tym dobrze się zabawić… kurs przeszliśmy, ale nie znaleźli nam pracy dla 4 osób w jednym miejscu i musieliśmy się rozdzielić. Ja wylądowałem sam, miałem wyjechać do jakiegoś małego miasteczka w okolicy Oksfordu. Wkurzyłem się… taki durny ten mój związek był. W zasadzie nie było nawet żadnego głosowania, losowania, nic, tylko „psiapsiółka” mojej byłej postanowiła: „to ty nie jedziesz z nami”… Ale mi działała na nerwy, nie wyobrażacie sobie nawet.

Wkurzyłem się i pojechałem. Perspektywy miałem… zabawne. Jakaś wiocha. Hotel na wsi. Ci ludzie, z którymi wtedy pojechałem zostali w Bournemouth, a ja miałem na jakąś wieś… koniec końców to ja miałem lepiej, bo faktycznie nie dość, że lepiej mi płacili w tym hotelu, to pracowałem jako kelner; ruch był tylko w weekendy. A moi znajomi dostali robotę jako nakładacze posiłków w stołówce studenckiej. Pracowali krótko, zarabiali mało i od godziny 8 do 18 mieli ciągły… no mniejsza z nimi.

Hotel… miejscowość nazywała się Shillingford. Nic tam nie było. Kilka kilometrów dalej jakieś „starożytne” (powstało w IX wieku) miasteczko – Wallingford. A wokół tego mojego hotelu same pola i lasy. Owce. I Tamiza. Nie znałem wtedy Anglii, wiedziałem o niej tyle co z filmów. Zdziwiło mnie jak wiele „klimatu” może mieć taka wieś, takie małe miasteczko. Do Wallingford chodziłem po zakupy, do supermarketu. Przechodziłem koło cmentarza, taką długą, prostą drogą którą mało co jeździło. Potem miasto. I te domki, niektóre naprawdę stare, tchnące klimatem. U nas małe miasteczka są brudne. Domy „stare”, ale tą starością zużytą, odrapane, paskudne.
Tam to wyglądało inaczej…

I sam hotel. Też stary, choć trudno mi powiedzieć dokładnie ile miał lat. Prawdopodobnie był postawiony jeszcze w epoce wiktoriańskiej. Architektura angielskich domów jest – z naszego punktu widzenia – dziwaczna. Jak najwięcej miejsca musi być „odzyskane”. Schody są wysokie i krótkie; ktoś kto łazi po nich codziennie, odkąd tylko nauczył się chodzić nie ma z nimi problemu. Ale dla mnie, nawykłego do rozrzutnych klatek schodowych… wąskie przesmyki, korytarze niewiele szersze, niż te u nas w pociągach, ale pogmatwane jak labirynt.
W pierwszym okresie pobytu miałem „miejscówę” w hotelu (później każdy pokój się liczył, więc pracownicy musieli przenieść się do takiego domku w stylu „dla powodzian”). Mój pokój składał się głównie z łóżka (wielkie, dwuosobowe) i skosów dachu.
Stare budynki skrzypią, trzeszczą… coś świergocze w rurach. Zdawałem sobie z tego sprawę, więc starałem się tym nie przejmować. Mimo tego spać było trudno. W końcu się przyzwyczaiłem; wiedziałem który odgłos co oznacza. A to ktoś spuścił wodę, a to wiatr świszczał w kominie.
Ale w trzecim tygodniu pobytu usłyszałem coś innego. Hotel utrzymywał się głównie z wesel. Jak nudne były te uroczystości! Jak inne od tych naszych. Grzeczne niemal.

Wódka? Gdzieżby. Klienci sami sobie kupowali w barze. I „poczęstunek”. Po południu organizowany był obiad, gdzie kelnerzy zsynchronizowani niby eskadra mustangów musieli poroznosić talerze do odpowiednich stołów. Potem sprzątanie, poprzestawianie stołów, ustawienie parkietu i wyniesienie – już na wieczór – jakichś przekąsek. Przekąsek, które sami również zjadaliśmy kiedy nikt nie patrzył. Nie było przy tym wiele pracy; jedynym problemem był czas… kelnerzy musieli zostać do samego końca, aż ostatni gość z gracją (lub bez niej) wytoczy się z sali; nadchodził czas sprzątania. Trzeba było wszystko poustawiać do śniadania, wszystkie stoły nakryć, porozkładać serwetki… standardowy dryl. Kładliśmy się wtedy po czwartej rano.

Znałem już ten hotel; wiedziałem gdzie kto spał. Który pokój był pusty. Sam zajmowałem pomieszczenie przy samym praktycznie końcu korytarza. Wróciłem senny około czwartej. Po cichu przemierzyłem korytarz. Wykąpałem się i położyłem do łóżka. Wtedy właśnie usłyszałem, że ktoś łazi po korytarzu. Klepki podłogowe skrzypiały wyraźnie tak, jakby ktoś chodził; nie dało się pomylić tego odgłosu z niczym innym.
Usłyszałem jak ktoś przechodzi tuż przed moimi drzwiami! Dalej był już tylko zakręt i ślepy zaułek. A w tym zaułku nikt nie mieszkał, pokój stał pusty!
Powoli wstałem z łóżka, słyszałem wciąż te kroki przemieszczające się coraz dalej. Pod szparą w podłodze nie było widać światła, więc ten ktoś musiał iść po ciemku. Może złodziej? Ale tutaj? Złodziej? To wydało mi się bez sensu. Bardziej prawdopodobne było, że to tylko jakiś zgubiony pijak…
Wyszedłem więc z pokoju. Korytarz był całkiem ciemny, świeciły tylko czerwone ledy na włącznikach światła. Niestety żaden z nich nie znajdował się koło moich drzwi. Jeden był na samym końcu korytarza – tam, skąd dobiegały kroki. Drugi – daleko z tyłu, przy wejściu do tej części budynku. Zawołałem, po Polsku nawet, co mnie niezmiernie ubawiło. „Halo”. Nic. Ale cały czas słyszałem ten odgłos stóp ugniatających dywan!
Ja sam byłem na bosaka, nie zakładałem nawet spodni, tylko w samych majtkach i koszuli wyszedłem z pokoju. Postanowiłem, że nie będę się ubierał, tylko pójdę i zawrócę tego zgubionego gościa. Szybkim krokiem przemierzyłem drogę do zakrętu – zajrzałem za róg. Ciemno. Nic nie było widać. Ale i odgłosy ucichły. Znowu zawołałem – cisza. Nikt nie odpowiadał. Wtedy poważnie się zaniepokoiłem. Pokonałem ostatnie metry dzielące mnie od drzwi do pustego pokoju – szybko zapaliłem światło. Chwilę potrwało, zanim mogłem przyzwyczaić się do blasku i normalnie otworzyć oczy (choć prawdę mówiąc panował raczej półmrok). Wyczułem pod stopami coś mokrego. Ślady. Ślady stóp, mokry szlak prowadził do samych drzwi. Otworzyłem je z rozmachem i ponownie stanąłem oko w oko z ciemnością. Nie wiedziałem gdzie jest kontakt, chwilę spędziłem na szukaniu go – co było o tyle utrudnione, że nie wszedłem do pomieszczenia. Włożyłem tam tylko ramię. Byłem przekonany, że ktoś tam był; gdzieś na granicy słyszalności odbierałem czyjś oddech…
Pusto. Odetchnąłem, ale przeszły po mnie dreszcze – cały byłem zlany zimnym potem. Wtedy już byłem na etapie przyznania się do przywidzenia. Nie słyszałem nic więcej ponad szum własnej krwi. Zamknąłem pokój, Pogasiłem światło; chwilę się nawet wahałem, czy nie zostawić światła w korytarzu, ale zdałem sobie sprawę, że teraz to po prostu przemknę szybciutko i zamknę się we własnym pokoju, a jak będę chciał je zgasić po drugiej stronie, to będę musiał wracać…
Wyszedłem zza rogu i znowu usłyszałem kroki. I w mroku przede mną, na tle okna zauważyłem postać. Serce podskoczyło mi do gardła, ale wydarłem się prawie – „Hello”
tym razem, z odpowiednim akcentem. Szybko ułożyłem plan tego co się stało – usłyszałem kroki ze złej strony, facet cały czas był za mną. Pobiegłem za tym cieniem, znowu za róg – tam były już tylko schody i zejście do jadalni; a w związku z tym, że w tamtym skrzydle mieszkali goście, były również zamontowane pomocnicze światła na korytarzu, przy podłodze.
Po chwili byłem przy oknie, na te którego dostrzegłem postać – ale korytarze puste. To mi się jednak nie przywidziało, bo na dywanie były te mokre ślady stóp.
Wtedy też skojarzyłem fakty i zwiałem czym prędzej do swojego pokoju. Nie zasnąłem przed świtem…

Otóż w tym hotelu miało miejsce kilka zgonów, w tym tylko jeden „naturalny”. Hotel od bardzo wielu lat organizował te wesela; co oczywiste, bo poza owcami nie było tam zbyt wielu atrakcji. Trzydzieści lat wcześniej (czyli licząc od dziś – czterdzieści) podczas jednego z wesel miał miejsce tragiczny wypadek. Hotel nazywa się Shillingford bridge hotel, a to dlatego, że stoi tuż przy moście. Pijani ludzie robią różne dziwne rzeczy – na przykład skaczą z mostu do rzeki (a ten most jakiś wysoki nie jest). Problemem były pale schowane tuż pod powierzchnią wody. Pan młody popił, skoczył i pechowo przywalił prosto w ten pal. Ślub zamienił się w pogrzeb.
Następnego dnia spytałem tylko w którym pokoju mieszkał ten facet. Odpowiedź nawet mnie nie zaskoczyła.
  • 15

#2

polonia66.
  • Postów: 55
  • Tematów: 11
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Ładnie napisane, ciekawa historia: przyprawia o dreszczyk
plusik dla kolegi.
  • 0

#3

pytajnik.
  • Postów: 19
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A co sie stało z dziewczynom ?
  • -2

#4

Yaourin.
  • Postów: 16
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oglądałem zdjęcia tego hotelu i raczej jest wielkie prawdopodobieństwo, że ktoś w nocy skoczył sobie do jeziorka popływać bądź coś podobnego. Oczywiście tylko w sytuacji, gdy było dość ciepło. Możliwe, iż później zakradał się do swojego pokoju po czym się zgubił, stąd niewłaściwa wędrówka. Sam nie sprawdziłeś co, lub kto to był, więc trudno stwierdzić czy był to topielec. Chociaż w ostateczności również istnieje takie wyjaśnienie w co powątpiewam. Popędziłeś do pokoju czym prędzej i nie mogłeś zasnąć, czy w tym okresie czasu słyszałeś jeszcze jakieś dźwięki? Jeśli nieustannie je słyszałeś to istnieje coraz większe prawdopodobieństwo, iż było to coś co trudniej wyjaśnić. My jedynie możemy spekulować na ten temat, a prawdy i tak w rzeczywistości nie usłyszymy.
  • 0

#5

Paranara.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Sabathius, bardzo fajnie piszesz :)

Zakładam, że to nie jedyne wesele w tym hotelu przy którym pracowałeś - oczywiście mogę się mylić :) Interesuje mnie natomiast, czy przy innych weselach jeszcze mieszkałeś w tym pokoju, czy już Cię przenieśli do, jak to określiłeś, "domku dla powodzian"? Pytam, bo może - o ile zakładamy, że to był duch tego pana młodego - pojawia się właśnie w czasie wesel (w końcu zginął na swoim własnym... ) i słyszałeś coś podobnego jeszcze raz.
Właściwie też nie piszesz, czy zrobiłeś jakieś "małe śledztwo" :) W końcu najprawdopodobniej komuś opowiadałeś wtedy o tym, co słyszałeś w nocy.
  • 0

#6

sabathius.
  • Postów: 16
  • Tematów: 7
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Oglądałem zdjęcia tego hotelu i raczej jest wielkie prawdopodobieństwo, że ktoś w nocy skoczył sobie do jeziorka popływać bądź coś podobnego.


No właśnie nie jest. Po pierwsze - nocą, nad rzeką w Anglii jest zimno jak cholera. Po drugie; to rzeka jest. Tamiza. I najogólniej rzecz mówiąc, nie jest tam zbyt czysto. Także to odpada jak najbardziej.

Sam nie sprawdziłeś co, lub kto to był, więc trudno stwierdzić czy był to topielec.


Jeśli nieustannie je słyszałeś to istnieje coraz większe prawdopodobieństwo, iż było to coś co trudniej wyjaśnić. My jedynie możemy spekulować na ten temat, a prawdy i tak w rzeczywistości nie usłyszymy.


Do tego co ja tam słyszałem dojdziemy;) Spokojnie;)
  • 0

#7 Gość_mroova

Gość_mroova.
  • Tematów: 0

Napisano

Opowieść ciekawa, ale zawsze zastanawiał mnie jeden fakt :

Włożyłem tam tylko ramię. Byłem przekonany, że ktoś tam był; gdzieś na granicy słyszalności odbierałem czyjś oddech…


ja stojąc obok nie słyszę oddechu drugiej osoby, chyba że byłaby to osoba która przed chwilą biegła..

co do reszty, angielskie kamiennice, stare domy znane są z nawiedzeń, dużo jest w angielskiej telewizji programów, których autorzy uganiają się za duchami, BBC Entertainment " Pogromcy duchów", ciekawe przypadki, bardzo realne wydarzenia, program nadaję późnym wieczorem więc dodatkowy dreszczyk emocji.


  • 0

#8

Wieniawa.
  • Postów: 55
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Topielec?
Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, może po prostu nakryłeś złodzieja? Klimat w UK jest naprawdę mokry, więc ślady nie będą suche.
Topielce mogą raczej być czymś w rodzaju powłok dla bytów, ale włażenie w trupa raczej mija się z celem demona. :D
Musiałbym popytać, bo są dość starą sprawą, historyczną wręcz, bo gdzież na polskiej wsi nie znajdzie się źródełko bez takiegoż to oślizgłego pana? :)

Użytkownik Wieniawa edytował ten post 22.05.2012 - 18:09

  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych