Skocz do zawartości


Zdjęcie

Groby w parku


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
11 odpowiedzi w tym temacie

#1

sabathius.
  • Postów: 16
  • Tematów: 7
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Jest coś zabawnego w tym jak człowiek dorasta. Kiedy tak spojrzy się wstecz – będąc już dorosłym – ten młody człowiek, którym kiedyś był każdy z nas, nie istnieje. Zniknął. Ciężko nawet powiedzieć kiedy. Chodził sobie po świecie, doświadczał różnych, najróżniejszych rzeczy. Coś sobie myślał, miał przygody, pragnienia, zachcianki. Czegoś mu brakowało, coś go smuciło. A teraz nie zostało z tego nic, prócz wyrytej w nieświadomości ścieżki.
Ci ludzie, z którymi chodziłem do pierwszej i drugiej klasy – czarna plama. Pamiętam kilka osób, ale co z resztą? Twarze i nazwiska przepadły, nie da się do tego wrócić. Tak samo to wszystko, co wtedy robiłem, czego chciałem. To już nie istnieje i osoba, która doświadczała tamtego świata również przestała istnieć. Ale mimo wszystko coś zostało.

Kiedy miałem koło sześciu lat, mieszkaliśmy z rodzicami w ciasnej, zarobaczonej klicie przy ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Dosłownie kilkaset metrów od naszego bloku znajdował się, i wciąż tam jest jeśli wierzyć satelitom, park. I cmentarz. Wielka, rzekłbym plugawa w pewien sposób, nekropolia. Taki cmentarz wielkomiejski typu trup przy trupie, byle upchnąć jak najwięcej ciał, byle zgarnąć jak najwięcej kasy. Wszędzie tandeta, sztuczne kwiatki, plastikowe znicze, udawane zawodzenia i wyszorowane na błysk płyty wylane z tworzywa kamieniopodobnego.

Cmentarz tego typu traci wszelką uroczystość, zamiast niej wpełza tani blichtr. Babki polerują groby mężów specjalnymi pastami licząc na to, że błysk oślepi właścicieli sąsiednich działek. Chcą żeby wyglądało, że lepiej dbają o swoich zmarłych, niż wszyscy sąsiedzi, a już na pewno reszta rodziny. I nie ma już w tym cmentarzu śladów pamięci, tylko wypolerowana duma, lepszość, bardziejszość w pielęgnacji.

Mimo tego bałem się grabiszyńskiego cmentarza jak cholera… nie widziałem go z okien, ale wiedziałem przecież, że ten cmentarz tam był, kilkaset metrów od mojego domu. Do tego doszły opowieści mojego ojca, którymi raczył mnie do snu. Zadawałem sobie różne pytania, choćby takie jak „jaki zasięg mogą mieć upiory”? „Czy trafią tu do mnie”? Z tego wszystkiego zrodził się we mnie dziwny rodzaj fascynacji, bo z jednej strony bałem się, a z drugiej posiadłem imperatyw zgłębiania tego tematu. Dość wcześnie nauczyłem się czytać – zasługa mojej matki. Pierwszą powieść przeczytałem samodzielnie mając pięć lat.

Siłą rzeczy potrafiłem też pisać. Założyłem więc zeszyt. Całe sto dwadzieścia stron zapisałem „historiami” o duchach. Stworzyłem coś w rodzaju encyklopedii opatrzonej obrazkami, skoncentrowanej wokół informacji dotyczących możliwości pokonania stworów… wszystko to praktycznie wyssane z palca. Teraz myślę, że to był po prostu mój sposób na uspokojenie się, na dostarczenie sobie odpowiedzi, dodanie otuchy.

Naprzeciwko cmentarza jest park, który też budził we mnie pewnego rodzaju niepokój. Składa się on z kilku części (oficjalnie wydzielone są dwie, ja rozróżniłem pięć, choć nie będę ich teraz wszystkich opisywał) – dla mnie następowały one po sobie w konkretnej kolejności, jeśli można tak powiedzieć, bo zawsze odwiedzałem go według utartego schematu. Wejście było przy skrzyżowaniu Grabiszyńskiej z aleją Hallera. Stała tam taka paskudna rzeźba, biała bryła nie wiedzieć co sobą reprezentująca.

Tu też zaczynała się pierwsza część parku, którą na własne potrzeby nazywałem „polaną rzeźb”. Drzew nie było tam zbyt wiele, były za to kamienne bryły, które miały ten park „upiększyć”. Pamiętam, że bawiłem się na nich. To był ten spokojny kawałek; kiedy całe miasto parowało gorącem, ludzie przychodzili tam, aby zażyć spaceru. Kręcili się sennie po alejkach, dzieciaki latały po krzakach… a kawałek dalej – dokładnie na wysokości bramy cmentarza stojącego po przeciwnej stronie ulicy – zaczynał się inny park. Mimo, że nie istniało nic, co wyraźnie by ten park rozdzielało na dwie części.

Pamiętam do dziś wrażenie, jakie mi wtedy towarzyszyło. Jakbym wchodził za zasłonę mroku. Drzewa pokrywał bluszcz – co widać nawet dzisiaj na zdjęciach. Ciemnozielone pnącza, nie było trawy, tylko ten bluszcz wił się po ziemi. Listowie gęste, nieprzepuszczające światła. I długa aleja pod sklepieniem z liści.

Były też nagrobki. Przy wejściu do „drugiej części” parku znajdował się rząd kilku grobów w których pochowano małe dzieci. To o tyle zrozumiałe, że park ten był kiedyś cmentarzem, który po wojnie zlikwidowano.

Praktycznie nikt nie chodził tą drogą. Ja – kiedy szedłem tam z ojcem, nie mogłem łazić gdzie chciałem, tylko ładnie za rączkę. Ale jak podrosłem, miałem może osiem lat, to chodziłem tam sam. Czasami musiałem kłamać, że idę z kolegami, a tak naprawdę szedłem do parku. Strasznie mnie ciągnęło do tego miejsca. Chciałem przeczytać te napisy, zrozumieć co się stało tym dzieciom, dlaczego umarły. Gdybym wtedy miał Internet, to nie byłoby problemu. Usiadłbym i po pięciu minutach miałbym odpowiedź. Ale nie było takiej możliwości, więc musiałem zadowolić się strzępami informacji. Mój ojciec wiedział tylko tyle, że był tam cmentarz.

Nie jestem w stanie powiedzieć jak często tam chodziłem. Możliwe, że byłem tam tylko kilka razy. Ale lubiłem to. Miałem wrażenie totalnego odseparowania od świata, otoczony szumem liści, w takim zakątku spokoju. Groby były małe, pokryte mchem, odrapane. Niektóre napisy na nich całkowicie nieczytelne.

Dochodzę do wniosku, że chyba zawsze traktowałem śmierć jako coś silniej związanego z życiem, niż z niebytem, czy jakąkolwiek formą pozagrobowej egzystencji. Nawet jako to dziecko siedziałem i myślałem nie o trupach, które tam pochowano, a o ich życiu właśnie. Kim mogli się stać, gdyby nie zmarli w dzieciństwie? Myślałem o ich rodzinach. Kim byli ci ludzie, co się z nimi stało. Co czuli? Zastanawiała mnie również obecność zniczy. Ktoś najwyraźniej musiał tam przychodzić i palić świeczki.

Któregoś razu zostałem do późnego popołudnia. Cienie się wydłużyły, zrobiło się chłodno. Ni potrafiłem zdecydować – zostać, czy iść? Jakbym na coś czekał. Wtedy też usłyszałem chrzęst kroków na alejce. Ktoś się zbliżał. W pierwszym odruchu wpadłem w panikę. Co sobie pomyśli ta osoba? Że coś tu kombinuję, może dewastuję. Takie miałem pojęcie o tym co dorośli myślą na temat dzieci – dziecko mogło co najwyżej coś psuć. Zdążyłem tylko wstać, zamrzeć w pół ruchu i stanąłem oko w oko z zasuszoną staruszką. Nie zwróciła na mnie uwagi.

Patrzyłem chwilę w bezruchu, a ona się do mnie zbliżała. Wyglądała, jakby miała na mnie wpaść, więc ostrożnie zszedłem jej z drogi. Wyjęła z siatki świeczkę, trzęsącą się dłonią wsadziła ją do jednego ze zniczy i zaczęła zapasy z pudełkiem zapałek. Nie wiem co mnie wtedy naszło, ale jej pomogłem. Ja pozapalałem wszystkie te świeczki, a ona w międzyczasie odpowiedziała na moje pytanie.

Powiedziała, że jeden z tych grobów należał do siostry jej przyjaciółki. Dziecko zmarło z powodu gorączki. Krótko po tym umarła również przyjaciółka mojej rozmówczyni. Jedna wojna się skończyła, druga zaczęła. Babka musiała zwiewać z Wrocławia – nie opisała mi tego jakoś szczególnie dokładnie. Po wojnie jednak wróciła. A skoro już wróciła, przypomniała sobie o dzieciństwie. Grób został, więc postanowiła od czasu do czasu go odwiedzać. Sama nie miała nigdy żadnej rodziny.

Rok później wyprowadziliśmy się z tej okolicy. Moi rodzice kupili mieszkanie na Gądowie, przez jakiś czas mieszkałem też u swojej babki – drugiej, od strony matki. Potem jeszcze jedna przeprowadzka, więc w naturalny sposób przestałem odwiedzać tamto miejsce, jednak nie zapomniałem i miałem okazję być tam jeszcze dwa razy. Pierwszy raz kiedy chodziłem do liceum.

Nie podobało mi się to liceum. Tuż po nowym roku postanowiłem, że „przedłużę” sobie ferie i przez cały tydzień łaziłem po różnych miejscach, po starych śmieciach, jak to się mówi. W czwartek miałem niby zajęcia do osiemnastej, więc musiałem zorganizować sobie dłuższy dzień. Skorzystałem z okazji i poszedłem do Parku Grabiszyńskiego.

Wtedy zobaczyłem coś, czego wcześniej doświadczyć nie mogłem, bo i nigdy nie znalazłem się tam po zmroku. Nie było w tym parku nawet jednej latarni. Całe szczęście śnieg odbijał trochę światła, więc nie było kompletnie czarno. Spodziewałem się, że po prostu wejdę tam, zobaczę te groby – czy ta stara kobieta jeszcze żyje. Czy jeszcze nosi znicze.

I wszedłem w ten mrok. Minąłem paskudną, białą rzeźbę, podeszwy zaskrzypiały na śniegu. A dalej było już tylko ciemniej. Przy wejściu jeszcze świeciły jakieś latarnie uliczne, ale między drzewami panował całkowity niemal mrok. Za krzakami ruch samochodowy, tramwaj numer pięć zgrzytał po szynach… a w parku tylko odgłos moich kroków.

Bałem się, ale poszedłem dalej. Doszedłem aż do przejścia z jednej części parku do drugiej. Wydawało mi się, że mimo wszechogarniającego mroku ta druga strona była czarniejsza. Wycofałem się wtedy. Spojrzałem na zegarek, uznałem, że już dość spacerów i czas wracać do domu.

Ale byłem tam jeszcze raz, kilka lat temu. To jest w ogóle temat na inną historię – zostałem „oddelegowany” jako jedyna osoba w mojej rodzinie, która może sobie pozwolić na wycieczkę do Wrocławia i nadzorowanie przeniesienia ciała mojego dziadka od strony matki. Przyjechałem do Wrocławia nocnym pociągiem – wyjechałem po północy, na miejscu byłem o piątej z tego co pamiętam. Ekshumacja umówiona była na ósmą, więc miałem całe trzy godziny.

Była jesień, deszczowo, mokro. Cała ta wilgoć skroplona na ulicach zdawała się wyciągać z miasta brud; wszystko lśniło, każdy chodnik, każdy centymetr asfaltu. Postanowiłem, że przejdę się od dworca głównego na Grabiszynek – bo tam też był pochowany mój dziadek. Droga zleciała szybciej, niż myślałem. Szedłem tylko z grubsza przypominając sobie ulice, nie byłem we Wrocławiu od dobrych kilku lat. Nie zabłądziłem ani razu i dotarłem na miejsce.

Spojrzałem na zegarek… dwie godziny. Cholerne dwie godziny. Kupiłem sobie kanapkę na pobliskiej stacji benzynowej, zjadłem ją siedząc na przystanku tramwajowym przed bramą cmentarza. I w końcu zdecydowałem, że jestem osobą dorosłą, sporym facetem, który raczej nie powinien bać się ciemnych parków.

Poszedłem więc tą samą drogą, którą zawsze przemierzałem ten park. Od białej rzeźby, przez polanę kamieni, aż do paskudnego, ziejącego czernią przejścia. Niby świeciły jakieś światła, księżyc, ale było praktycznie całkiem ciemno. Stopy ślizgały się na mokrych liściach. Nie pamiętałem też dokładnie gdzie były te groby i mimo wszystko zaczęło mnie ogarniać uczucie strachu.
W końcu, kiedy już miałem zawrócić, zauważyłem coś… jakieś światełka. Były bardzo nietypowe, niewyraźne… o niemal błękitnej barwie.

W pierwszym odruchu wyobraziłem sobie, że to ta kobieta jednak jeszcze żyła (co wydawało się mocno nieprawdopodobne, bo kiedy spotkałem ją ponad dekadę wcześniej miała już koło dziewięćdziesięciu lat) i musiała zapalić znicze – podszedłem bliżej, w poświacie księżyca dostrzegłem wyraźnie ciemne kontury nagrobków. Podszedłem jeszcze bliżej i rząd niby świec nagle zgasł, rozproszył się. Widziałem wyraźnie refleksy światła na mokrych liściach. Byłem niemal pewny, że to tylko odbite światło księżyca, docierające do mnie pod dziwnym kątem.

Podszedłem bliżej, do samych grobów. Leżały tam znicze, ale wyglądały na od lat nieużywane. Wypełniły się piaskiem, drobinami ziemi, liśćmi. I jedno było pewne. Z tej perspektywy nie widziałem żadnych refleksów, jakbym nie przekrzywiał głowy, kucał, starał się złapać odpowiedni kąt.
Zaintrygowało mnie to. Cofnąłem się do tego miejsca, z którego zdawało mi się, że przyszedłem. Żadnych refleksów. Pochodziłem więc w kółko, coraz bardziej niespokojny patrząc na cmentarzyk z różnych stron. To było niesamowicie dziwne uczucie, zaczynałem już nawet wątpić, że cokolwiek widziałem, a jednak coś nie pozwalało mi całkowicie odrzucić myśli o tych światełkach. W końcu miałem dosyć. Szum liści, odgłos kapiących kropel, mój ośrodek strachu zaczynał być przeładowany. Można powiedzieć, że strach jednak przeważył ciekawość.

I głupie to, bo z jednej strony przecież wiedziałem, że nie było się czego obawiać. A z drugiej coś kazało jednak się oddalić…
Nie wiem, czy szliście kiedyś ulicą w środku nocy? Jest cicho, nie jeżdżą żadne samochody, nie ujadają żadne psy. Tylko te wasze kroki słychać. Ale jak przysłuchacie się mocniej, to z tyłu słychać jeszcze inne kroki, rozbrzmiewające tuż po waszych. Słyszałem to wtedy, kiedy odchodziłem. Przeszedłem może dwadzieścia metrów – musiałem się odwrócić. Tuż za moim szuraniem słychać było inne szuranie, zatrzymałem się więc i spojrzałem za siebie. Nie widziałem już konturów grobów, tylko czarną pustkę. I trzy refleksy, niebieskie – migotliwe. Stanąłem jak wryty. Było ich więcej poprzednim razem. Zacząłem myśleć – przypominać sobie. Czy to możliwe, że widziałem je z tak daleka? Nie ruszałem się, nie zmieniałem pozycji, tylko patrzyłem.

Nagle pojawił się czwarty ognik. I piąty. Na dalsze nie czekałem.
Zdaje się, że w życiu nie szedłem tak szybko, jak tamtego poranka. Tak nastrojony emocjonalnie poszedłem czekać aż dozorca otworzy cmentarz, aby „asystować” w ekshumacji mojego dziadka. Ale to już temat na zupełnie inną historię.
  • 19

#2

katabas.
  • Postów: 306
  • Tematów: 24
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Super "artykuł". Znam dobrze ten park. Aczkolwiek nie był nigdy dla mnie "paranormalny". Fakt, drzewa sprawiają nawet w dzień wrażenie złych, rozgniewanych, że się tam wchodzi. Ja raz w tym parku jeździłem w nocy rowerem. Iść bym się nie odważył, ale rower daje takie, pewnie złudne poczucie, że się jest w szybkim ruchu, a więc bezpiecznym. A przecież wystarczy, by ktoś, wcale nie duch, przewrócił rower... Ale jechałem. Świeciło tylko światło z dynama. Wokół żywej duszy, w tej lepszej części tylko pijana parka próbująca rozwiązać problemy demograficzne Polski. A w tej złej nikogo. Świeciła mi lampka zasilana dynamem. Jego brzęczenie pozwalało wyobraźni za bardzo się nie rozbuchać. Na pniach drzew były refleksy od żarówki, drgające w rytm poruszeń kierownicą. Jechałem szybko, i wiedziałem, że nie mogę się zatrzymać, bo źródło światła zgaśnie. Ogólnie fajna przygoda. Ten park ma wiele małych zarośniętych ścieżyn, odgałęziających się od głównej okrężnej. W dzień ich eksploracja jest trudna "dla mieszczucha", a w nocy niemożliwa. Ale co mogą kryć tej nocy?.... :)

Inną przygodę miałem w parku nr 2, tej części za Beyzyma, w dzień. Jechałem se rowerem, i patrzę, że jakiś staruch wyjmuje śmieci z kubła i rozrzuca je wokół. Nie: szuka puszek, itd., ale rozrzuca dla samego śmiecenia. Więc mu zwróciłem uwagę, na co usłyszałem coś w stylu "hum hum" (???) i zaczął mnie gonić na swoim rowerze składaku. Nieźle dawał czadu, długo nie mogłem go zgubić.

W tym samym miejscu zatrzymałem się kiedyś, by napić się i odpocząć. Było pustawo, ale inne osoby były, po drugiej stronie łąki na 100%. I wówczas ok. 60-letni mężczyzna (nie ten "śmieciarz") wyszedł z uliczki prowadzącej z osiedla domków, stanął, patrzył na mnie chwilę i wrócił skąd przyszedł. Też schizowe.

Wydarzenia te miały miejsce dawno, i miło je w sumie wspominam. A to dzięki Przedmówcy.
  • 2

#3

Striker.
  • Postów: 580
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Ach park mojego dzieciństwa. Przejechałem po nim setki kilometrów na rowerze z psem czy z kolegami. Nie był mi obcy w nocy czy w dzień. Ten park to wielki cmentarz.. Tyle tylko, że ja mieszkałem po drugiej stronie ślęzy i aby dojśc do punktu o którym opowiadasz to musiałem najpierw pokonać górkę żołnierza, następnie cmentarz żołnierzy włoskich i dopiero za nim pojawiały się dzikie groby dzieci.

Dziwna sprawa - wielokrotnie z kolegami chodziliśmy na piwo w nocy do tego parku. Wchodząc na górkę żołnierza czuliśmy spokój i bezpieczeństwo zupełnie tak jakby duchy poległych Polskich żołnierzy nas chroniły i nie pozwalały innym zmorom z parku nas skrzywdzić. Górka jest miejscem rekreacyjnym.. Jest tam cmentarz ale okoliczni mieszkańcy chętnie tam chodzą na spacery, zapalają znicze pod pomnikiem skrzydeł husarskich, a dzieciaki zjeżdzają z górki na rowerach. Ogólnie dziwne miejsce bo pełne ludzi mimo zapełnione grobami zółnierzy polskich poległych w IIWŚ.

Sam park to już inna historia. Nigdy nie czułem się w spokojnie. Zresztą sam Wrocław to takie dziwne miasto cmentarz. W trakcie wojny polegli byli chowani wszędzie gdzie się dało - trochę tak jak w Warszawie. Każdy park czy podwórko to tak naprawdę cmentarz. Tyle, że nie polski tylko niemiecki, a my dzisiejsi mieszkańcy Polacy jesteśmy intruzami.
  • 1

#4

Claire.
  • Postów: 294
  • Tematów: 12
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Rewelacja! Jeszcze napisz coś proszę! jeszcze!!!!!!
  • 0

#5

katabas.
  • Postów: 306
  • Tematów: 24
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

@Strike back, gdybyś był łaskaw opisać szczegółowiej doznania z parku? Co Cię najbardziej niepokoiło?

Swoją drogą tajemniczy jest też Lasek Oporowski nieopodal zakładu Wabco, wchodzi się do niego koło przejazdu kolejowego. Jest cienisty, i ma jedną długą aleję. Tajemniczość polega na tym, że ta aleja do pewnego momentu jest prosta, a potem ma zakręt, który przysłania roślinność. I jest taki dysonans: wszystko ładnie pięknie, tylko co do cholery może być za tym zakrętem. Oczywiście nic oprócz np. pijaka, albo innego spacerowicza, ale nigdy nie wiadomo. Nie byłem tam w nocy, i myślałem kiedyś, ile musiałby mi ktoś dać, żebym wszedł - i myślę że koło miliona :).

EDIT 4.05

Wklejam linki do zdjęć z Lasku Oporowskiego:

Lasek Oporowski

Lasek

Tutaj taki jeszcze cywilizowany, nawet kubły są

Zimowy Lasek Oporowski

Użytkownik katabas edytował ten post 04.05.2012 - 11:50

  • 1

#6

Striker.
  • Postów: 580
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

@katabas nie wiem jak opisać tę niepewność. Ostatni raz tam chodziłem ponad 12 lat temu jak jeszcze byłem w liceum.

Przede wszystkim ten park jest piękny i zupełnie inny niż pozostałe wrocławskie parki. Jest gęsto zarośnięty, starymi drzewami, które rosną w nieładzie natomiast w nocy jest bardzo mroczny. Ma wiele zaułków i ścieżek, które prowadzą do małych polanek pomiędzy gęstymi krzakami. Swego czasu zjeździliśmy je wszystkie na rowerach i każdy z nas miał w głowie mapkę tego parku.

Kilka razy wypuściliśmy się w głąb parku w nocy we 2 lub 3, a czasami większą grupą robiliśmy ogniska koło polany przy placu zabaw. Z jednej strony wieczorami nie było tam bezpiecznie bo nigdy nie wiadomo na którą "ekipę" można było trafić tj. czy Grabiszyn, czy Oporów czy Hallera - nie raz uciekaliśmy bo ktoś chciał zabrać nam rowery.

Jedno co mogę powiedzieć to, że nawet jak wracaliśmy na Oporów z imprezy grupą już jako tężni 20 paro latkowie to woleliśmy iść do mostu na Ślęzie wzdłuż cmentarza Grabiszyńską, a później za mostem dopiero wchodzić na wał - niż skracać sobie drogę przez ten park. Nigdy nie zastanawialiśmy się za bardzo dlaczego ale w podstawówce nasłuchaliśmy się wystarczająco historii o tym parku by jako dorośli nie wypuszczać się tam, a tym bardziej rozmawiać ze sobą o tym dlaczego się boimy. Raz, że każdy pewnie bał się upokorzyć, a dwa że i tak już wiedzieliśmy z dzieciństwa dlaczego.

Zacznę, że podstawówka na Oporowie przy ul. Solskiego to dawne krematorium. Tzn nie sama podstawówka ale ten dom z czerwonej cegły z którym podstawówka jest połączona. Dla nas jako dzieci niesamowite były cegłówki używane w przydomowych ogródkach jako ścieżki na terenie całego oporowa. Często miały wygrawerowane a'la gotykiem Imiona i Nazwiska. Uznaliśmy je za nagrobki z krematorium i pewnie tak było.

Natomiast historia z czasów podstawówki jako przestroga mówiła o tym, że w lasku oporowskim jest stary bunkier poniemiecki w którym sataniści odprawiają czarne msze i składają ofiary z kotów. Bunkier gdzieś tam jest - osobiście w nim nie byłem ale kilku kolegów z podstawówki go spenetrowało i potwierdzili, że znajdują się tam znaki i symbole, które świadczą o tym, że mogli tam być sataniści. Dodam, że sam lasek jak i bunkier znajdują się koło tylnego wyjścia z cmentarza przy Grabiszyńskiej.

Wracając do parku - zawsze czułem tam niepokój. Nie potrafię go określić. Coś tak jak byłbym tam obcy i nie mile widziany.. Uczucie zaczynało się po przejściu cmentarza włoskiego lub dalej wzdłuż Ślęzy po przejściu za plac zabaw. W dzień jest jeszcze ok ale w nocy to miejsce jest bardzo nieprzyjemne. Przypuszczam, że reagowałem tak z powodu strachu przed chuliganami ale świadomość, że ten park to dawny cmentarz i te kilka pozostawionych grobów na pewno nie pomagało ale nie nazwał bym tego miejsca paranormalnym.
  • 0

#7

katabas.
  • Postów: 306
  • Tematów: 24
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Mhm, rozumiem, i dzięki za opowieść. To z tym skracaniem drogi po imprezie to masz na myśli Lasek Oporowski? Gdzie mniej więcej jest ten bunkier? Nigdy o nim nie słyszałem, a spędziłem w Lasku sporo czasu, za dnia.

Z kolei w parku Grabiszyńskim właśnie tam jest przy placu zabaw taki obszar. Dość jasny, z polanami, ale dziwny. Najmniej przyjazne było to miejsce, gdzie za ścieżką i zaroślami jest taki murek z materiałów prefabrykowanych, a za nim ścieżka i taki potoczek. Miejsce to zapamiętałem, ponieważ bywał tam swego czasu ekshibicjonista.

No i pozdrawiam krajana!

P.S. Generalnie klimatycznym miejscem jest Leśnica, ma swój las, ale i osiedla domków nieopodal stacji Wrocław Leśnica są fajne.
  • 0

#8

FoxX.
  • Postów: 109
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

bardzo fajny tekst. Mam pytanie czy masz jeszcze ten zeszyt? Bo mógłbyś wrzucić jakieś skany do tych obrazków
  • 0

#9

sabathius.
  • Postów: 16
  • Tematów: 7
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Mam takie wrażenie, że w ogóle o parkach wrocławskich zwykło się mówić - niebezpieczne! Nie wchodzić samemu! Czy to się wzięło z tej dziwacznej aktywności homoseksualistów, którzy grasowali po parkach w czasach młodości moich rodziców, czy z nastałej nieco później dominacji środowisk skinheadzkich? Nie wiem. Bo za "moich czasów", czyli począwszy od lat dziewięćdziesiątych nic "złego" się w żadnym z tych parków nie działo.

Sataniści to jest temat odrębny - średnia wieku satanistów to 17 lat. Większość z nich to dzieciaki, które "bawią się" w różne czary-mary, nie mordują żadnych kotów i robią pod siebie, kiedy wejdą na cmentarz po zmroku. Ale do tego też dojdę, miałem kiedyś "akcję" z satanistami.

Aczkolwiek nie da się nie zauważyć tej specyficznej aury:) Huligani huliganami, niby człowiek się boi huligana, ale w życiu nie widziałem żadnego huligana o trzeciej w nocy - nigdzie! Huligani śpią o tej godzinie. Albo się popili i śpią, albo idą tam, gdzie coś można pohuliganić. Mimo wszystko są takie miejsca, które budzą pewien lęk... i ta "środkowa" część parku Grabiszińskiego jest właśnie takim miejscem.

Ja w ogóle uwielbiam łazić po mieście nocą. Moja doba ma jakieś 26-28 godzin, siłą rzeczy raz funkcjonuję w dzień, a raz w nocy. I łażę sobie na spacery np. o trzeciej nad ranem, czy w nocy, jak komu wygodniej to określać. I są takie miejsca, w których człowiek ma luz (nawet cmentarze). Prawdę mówiąc sto razy bardziej wolałbym być zamknięty na całą noc na cmentarzu Grabiszyńskim, niż spędzić pół godziny w środku parku Grabiszyńskiego.


Co do tego zeszytu, bo ktoś pytał:) - nie mam go już niestety, o czym nawet chciałem wspomnieć w tekście, ale jednak zrezygnowałem. Musiał się zapodziać przy którejś przeprowadzce.

No nic, wróciłem z wywczasu i siadam do pisania:)
  • 0

#10

nieozywiona1205.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam. Ja również uwielbiam spacerować nocą. Właśnie ostatnio,przydarzyło mi się coś dziwnego,a mianowicie trzy dni temu szłam z siostrą przez pola rosnącego zboża, bo byłam na wsi. Była pełnia, północ, wszędzie unosiła się gęsta, blada mgła. Szłyśmy przed siebie nie zwracając uwagi na nasze cienie, gdy w pewnym momencie zauważyłam, że moje odbicie nie jest jak inne cienie-czarne, lecz wokół niego znajduje się jasna,lśniąca poświata. Myślałam, że mam jakieś zwidy,zapytałam siostry, czy ona też to widzi. Widziała! Zaczęłyśmy uciekać,ale mój cień nadal nie był taki jak jej-normalny. Nie mam pojęcia co to mogło być..
  • 0

#11

Cooba.
  • Postów: 44
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

No nie powiem, ciekawe i świetnie napisane
btw. nietypowe drzewa macie w tym parku 8) : http://maps.google.p...022724&t=h&z=19

Użytkownik Cooba edytował ten post 07.05.2012 - 14:31

  • 0

#12

McNugget.
  • Postów: 562
  • Tematów: 10
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Historia bardzo ładnie opisana, bez błędów i 'OMG to straszne, co to było?' typowego dla dzieci neo i trolii... Brawo!

@Sabathius, patrząc na twój opis, to raczej pozerzy, a wbrew powszechnemu przekonaniu sataniści kotów nie jedzą i nic nie niszczą, ale media i tak w chory sposób to wciskają ludziom. Zwłaszcza katolickie media :P
  • -1



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych