Skocz do zawartości


Zdjęcie

Lokalne miejskie legendy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
26 odpowiedzi w tym temacie

#16

Nacjonalista.
  • Postów: 50
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Opowiem o Wrocławiu.
1.Krąży legenda że pod Wrocławiem są nieskończone linie metra, wybudowane przed/w czasie wojny (nie pamiętam). Z tego co wiem kompleks miał służyć raczej celom militarnym.

2.Mam jeszcze jedną ciekawą historię o dwóch gangach prowadzących ze sobą wojne w latach 50-tych we Wrocławiu. Pod linkiem jest wszystko:
http://www.wielkawys..._wielkiej_wyspy
Historia podobno skończyła się wielką bitwą/ustawką z nożami i bronią palną. Milicja podobno czekała, aż większość się wyrżnie i wpadli zgarniając niedobitków.

Jeśli ktoś jest z Sępolna/Biskupina, to może zna jakieś historie (od rodziców czy dziadków), które tam się wydażyły. Podobno był to rejon do którego milicja nie zaglądała bo biegali po uliczkach z nożami i pistoletami (znalezionymi na ulicy, bo to świeżo po wojnie).
  • 0

#17

pdjakow.
  • Postów: 1340
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

2.Mam jeszcze jedną ciekawą historię o dwóch gangach prowadzących ze sobą wojne w latach 50-tych we Wrocławiu. Pod linkiem jest wszystko:
http://www.wielkawys..._wielkiej_wyspy
Historia podobno skończyła się wielką bitwą/ustawką z nożami i bronią palną. Milicja podobno czekała, aż większość się wyrżnie i wpadli zgarniając niedobitków.



Było o tym w jakiejś lokalnej gazetce. Rzeczywiście ponoć milicji było wygodnie popatrzeć jak dwa gangi się wycinają, a potem zamknąć za parę zabójstw.
Poszło bodaj o jakąś dziewuchę, która posądziła kogoś o gwałt.
  • 0

#18

Nacjonalista.
  • Postów: 50
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To właśnie strona tej gazety. Ale mi się wydaje, że autora poniosła dziennikarska fantazja. W to, że po wojnie istniały jakieś grupy młodzieży uwierzę, zwłaszcza, że na ziemiach odzyskanych Polacy byli podzieleni ze względu na swoje pochodzenie. Ale jakieś historie o ustawkach na broń palną i ulicznych harcach traktuję sceptycznie. Zwłaszcza jeśli poczytamy poniższe komentarze,w których starzy mieszkańcy nigdy nie słyszeli o takich awanturach. Chociaż taki nastolatek, który przeżył wojnę i widział straszne rzeczy, może być zdolny do takiej agresji.

Użytkownik Nacjonalista edytował ten post 27.08.2012 - 21:13

  • 0

#19

Kardamon.
  • Postów: 365
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Lato chyliło się ku końcowi. Odlatywały pierwsze bociany, dni stawały się coraz krótsze, noce coraz chłodniejsze. Jednak ta przywodziła wspomnienia z najlepszych letnich nocy - niebo usłane było tysiącami świecących kropek a sam jego środek przecinał w poprzek obłok gwiazd- Droga Mleczna. Temperatura pozwalała na swobodne jej spędzenie w lekkim odzieniu. Nie inaczej ubrana była owa dama, stojąca teraz nad brzegiem rzeki i wpatrująca się w piegowate niebo. Jej szaty były tak lekkie i zwiewne, że wystarczyłby jeden stanowczy ruch silnej męskiej ręki, by je z niej zedrzeć. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie – była to kolejna zalety tej ciepłej, letniej nocy. Wszak wybierała się właśnie na spotkanie ze swoim ukochanym. Musieli spotykać się potajemnie, ona była córką znanego bydgoskiego szlachcica, a on tylko ubogim flisakiem. Ojciec nie aprobował tego związku, a dla niej ta noc była tym romantyczniejsza, że będą się mogli kochać w świetle gwiazd, gdzieś na wyspie i żaden chłód nocy nie spowije ich rozgrzanych zmysłów.

Gdy poprzednim razem się spotkali, chłopak dał jej klepsydrę. Nie było go stać na jej kupno, więc wykonał ją własnoręcznie – wziął piasek z dna Brdy i nasypał do wyrobionych przez znajomego szklarza niewielkich szklanych baniek. Całość oprawił w drewnianą ramkę i wypalił na niej inicjały: „J.S. y M.”. Powiedział dziewczynie, że będzie na nią czekał na wyspie w dziesięć obrotów klepsydry po zachodzie słońca. Minęło już dziewięć. Dziewczyna obróciła klepsydrę i wpatrywała się nadal w niebo. Czekała tak cierpliwie, a przy tym widok gwiazd tak ją pochłonął, że nie zauważyła gdy klepsydra już się przesypała.

Tymczasem chłopak od dawna był już na wyspie. Chciał zrobić na niej wygodną polankę dla ich dwojga, więc cały wieczór poświęcił na wycinaniu krzaków, wyrywaniu chwastów i przeganianiu różnego rodzaju robactwa. Dawno już skończył, a dziewczyna dawno się nie pojawiała. Wiedział ile mniej więcej czasu zajmuje dziesięć obrotów klepsydry – przecież sam ją wykonał – i wiedział, że ten czas już dawno minął.

Aby dostać się na wyspę trzeba było przepłynąć wpław kilka metrów – młody flisak umiejętność pływania miał we krwi, ale nie przyszło mu do głowy, że córka szlachcica może nie umieć pływać. Zdał sobie z tego sprawę dopiero tej nocy. Miał nadzieję, że powodem spóźnienia jego lubej jest nocne niebo, które olśniewszy ją swym pięknem sprawiło, że nie zauważyła gdy klepsydra zaliczyła dziesiąty obrót. Lepszą wizją od tej, która zaczęła mu powoli zatruwać serce, była nawet perspektywa złapania panny przez ojca podczas próby ucieczki z domu. Dopłynął szybko do brzegu i zaczął jej szukać, licząc, że jeszcze się tu nie pojawiła bądź nadal gdzieś tu jest. Rozpaczliwe poszukiwania trwały do bladego świtu. Przetrząsnął każdy krzak, zajrzał na każde drzewo, spoglądał w każdą dziurę, do której mogła wpaść – nigdzie jej nie było. Znalazł tylko klepsydrę, którą jej podarował. Cały piasek spoczywał w dolnej bańce.

Kilka dni później trzeba było spławić Brdą kolejny transport rzeczny, który na Brdyujściu miał zostać przekazany innym flisakom, mającym płynąć z nim aż do Gdańska. Obiecał sobie, że gdy tylko skończy pracę uda się do domu swojej ukochanej by dowiedzieć się czy jest cała i zdrowa, nawet jeśli groziło to fizyczną konfrontacją z jej zaborczym ojcem.

Gdzieś w połowie drogi jeden z jego kolegów powiedział mimochodem, że tego lata jest wyjątkowo dużo topielców i właśnie minęli kolejnego. Chłopak poderwał się i spojrzał za łódkę – toń wodna unosiła ciało młodej dziewczyny o blond włosach, w prostych ale gustownych szatach. Widać było, że nie jest to jakaś chłopka, ale kobieta z wyższych sfer. Ku zaskoczeniu wszystkich wskoczył do rzeki i popłynął w jej kierunku. Mocno ją chwycił i już wiedział. Tak delikatne i powabne ciało miała tylko jego oblubienica. Wypłynął z nią na brzeg i teraz mógł spojrzeć na jej twarz. Oczy, niegdyś tak głębokie i pełne gorącego uczucia, teraz były puste, zimne i zamglone. Buzia, najpiękniejsza jaką w życiu widział, zapadnięta i blada. Niezmienne pozostały tylko jej słomiane włosy, choć nieco potargane. Zatopił w nich swoją twarz, a ciało dziewczyny przytulił mocno do swojej piersi. Już nie czuł galopującego rytmu jej serca na swojej klatce. Nie czuł ciepłego, niespokojnego oddechu na swojej szyi. Czuł chłód i bezwład jej martwego ciała. Wiedział, że to on jest temu winien.

Wiedział też, że musi oddać ciało rodzinie. Zaniósł ją do jej rodzinnego domu, gdzie czekał na nią rozwścieczony ojciec. Gdy flisak wszedł z jej ciałem do domu, a ojciec zobaczył co się stało z jego córką, nie pozwolił mu już wyjść z domu i rozkazał schwytać resztę flisaków. Wiedział, że jego córka miała romans z flisakiem, ale nie wierzył, żeby ten miał tyle odwagi by ją zmarłą osobiście dostarczyć do domu. Pomyślał więc, że będzie lepiej jeśli złapie wszystkich flisaków – któryś z nich na pewno będzie tym draniem, przez którego Julka już nie żyła.

Tydzień później mieszczanie i inni mieszkańcy grodu oraz okolic zgromadzili się nad brzegiem Brdy. W spokojnym mieście nie działo się nic ciekawego, a to był dość niecodzienny widok, dlatego zawsze wszędzie przychodzili gdy tylko usłyszeli o czymś od sąsiada. Wszyscy spoglądali w milczeniu na bydgoską wyspę. U jej brzegu zacumowana była tratwa. Płonęła złocistym blaskiem. Zza jej płomieni wyłaniało się sześć postaci. Oświetlone były złocistą łuną i spowite gęstym dymem. To sześcioro flisaków płacących cenę życia za niepoprawną miłość jednego z nich. Byli tak spokojni, jak tylko może być spokojnych ktoś martwy. Ciała powoli okręcały się na linach w rytm wiatru, co sprawiało wrażenie jakby tańczyli swój ostatni taniec.

Józef, bo tak miał na imię ojciec zmarłej, spoglądał na to wszystko. Zdawał sobie sprawę z niewinności pięciorga z nich, ale nie miało to dla niego znaczenia. Oskarżył wszystkich o kradzież i wykorzystując swoją pozycję namówił sędziego do skazania ich na śmierć. Tylko w ten sposób mógł pomścić swoją córeczkę. Nikt po nich nie płakał, a gdy tratwa zaczęła przygasać, wszyscy powrócili do swoich zajęć. Ciał nigdy nie zdjęto – mieli wisieć tam do końca świata i być przestrogą dla wszystkich pływających po rzece. Dziś nazwa nosi miano Wyspy Wisielca i żadna tratwa więcej do niej nie zacumowała.

Użytkownik Karaś edytował ten post 16.09.2012 - 12:49

  • 1

#20

ArieS.
  • Postów: 56
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Opowieść krótka, raczej zbiór wspomnień o tej opowieści. Ostatni raz słyszałem o tym jakieś 10 lat temu. Głównie od kolegów, którzy usłyszeli od innych kolegów bądź wujków (bo jaki rodzic chciałby dziecko straszyć ;p). Wersji słyszałem ze 3, pamiętam mgliście tylko jedną.

Rzecz miała miejsce w Białej Podlaskiej, w domu przy ulicy Parkowej, w bliżej nieokreślonej przeszłości. Stał tam dziwny dom jednorodzinny, dość dziwnie usytuowany - na obniżonym, w stosunku do reszty okolicy, terenie co powodowalo m.in zjazd z ulicy do garażu pod kątem ok 60 stopni. Ogólnie nic by tam nie wjechało ani nie zjechało. Z tego właśnie domu dyspozytorka pogotowia dostała wezwanie, że jedyny mieszkaniec tego domu jest w ciężkim stanie i potrzebuje karetki. Karetka przyjechała, facet leżał juz nieprzytomny, jeszcze ze słuchawką telefonu w rękach. Lekarz po pobieżnym zbadaniu stwierdził, iż pacjent potrzebuje natychmiastowej operacji przynajmniej by móc go przetransportować do szpitala. Kiedy sanitariusze dzwonili po drugą karetkę z asystentami i sprzętem, lekarz zaczął przygotowywać chorego na stoliku do pierwszego cięcia. Ekipa przyjechała w momencie jak facet byl juz gotowy do operacji, szybko się oporządzili i zostało wykonane pierwsze cięcie. W tym momencie światło w pokoju zgasło. Jeden z sanitariuszy pobiegł szukać korków gdy drugi poświecil na ciało by lekarz mógł kontynuować zabieg. Wszystkim zjeżyły się włosy, gdyż przed nimi leżało martwe, zmumifikowane ciało. Wszyscy uciekli w popłochu i zadzwonili na milicję. Funkcjonariusze przyjechali, przeczesali dom i stwierdzili, że żadnego ciała tam nie ma. Od tamtej pory dom stał opuszczony. Nikt nie chciał go kupić, bo każdy wiedział, że w nim straszy.

Ze 3-4 lata temu budynek został zburzony, gdyż miasto w jego miejscu chciało postawić nowy blok mieszkalny. Rozbiórka trwała 2 tygodnie. Którejś nocy na fasadzie pojawiło się graffiti z szablonu, przedstawiające kobietę w długiej sukni i podpis 'I tak tu będe straszyć!'. Każdy myślał, że kreatywna młodzież miała fajny pomysł na pożegnanie się z tą historią ale czy napewno? Biorąc pod uwagę, że przez te kilka lat żadnych robót na tej działce nie zaczęto...
  • 0

#21

Elvis.
  • Postów: 59
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Aż dziwie się, że nikt nie wspomniał o "Czarnej Wołdze" :mrgreen: - podkarpacka wersja mówiła o diable, wożącym się czarną wołgą/mercedesem/audi. Miał on podobno w zwyczaju pytać ludzi, czy mogą poinformować go, która jest godzina - jeżeli delikwent odpowiadał na to zapytanie, następnego dnia o tej samej porze umierał. Jedyną formą obrony była odpowiedź w stylu "nie mam zegarka, przepraszam". Pomimo absurdu całej sprawy wierzyło w to sporo osób - i wcale nie zdziwił bym się gdyby dzięki tej zbiorowej wierze powstał jakiś myślokształ.


We Wrocławiu także było o Czarnej Wołdze, jednak wersja bardziej przyziemna, ta nasza "tylko" porywała dzieci ;) Lata chyba 70.


Jeśli ktoś jest z Sępolna/Biskupina, to może zna jakieś historie


Ja jestem, ale nie słyszałem o niczym takim, a spytać się jak nie mam bo rodzina stąd już nie żyje.
Za to teraz w tym rejonie dzieje się sporo różnych spraw. Niedawno miał zostać zabity człowiek, bardzo dużo kradzieży, jakiś czas temu fama o gwałcicielu itd.

Użytkownik Dżej edytował ten post 24.10.2012 - 15:09

  • 0

#22

Koszmar senny.
  • Postów: 216
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

[Zasłyszane w czasach gimnazjum 2007-2010 od kilku kolegów z osiedla] W Radomiu w małym lasku koło szpitala na Józefowie powiesili szatana lub człowieka opętanego przez szatana. Co najciekawsze znalazłem w tym lasku od dłuższego czasu niszczejącą pojedyńczą linę przywiązaną do gałęzi (myślę że pamięta lata 80'), na wystarczającej wysokości by kogoś powiesić, jednak równie dobrze mogła to być szubienica jak i huśtawka.

[Zasłyszane od Babci] Pod studnią w pewnej wsi pod Radomiem podobno Niemcy mieli magazyn broni który podczas ucieczki przed Ruskimi został zakopany. Miejsca nie zdradzę bo zamierzam osobiście sprawdzić tą legendę :)

[Legendarna czarna wołga] W czasach PRL była to czarna wołga (Wg. opisu babci to GAZ-24) bez klamek którą jeździli porywacze i kradli dzieci z wózków. Natomiast w latach 90' było to nie wydajcę dźwięku silnika podczas jazdy czarne BMW E30 z rogami zamiast lusterek prowadzone przez szatana i z przyciemnionymi szybami. Podkolorowane na maksa i na 99% modyfikacja historii o wołdze, jednak słyszałem z dwóch różnych źródeł dlatego zamieszczam)

Jak sobie przypomnę coś jeszcze to napiszę.

Użytkownik Koszmar senny edytował ten post 26.10.2012 - 22:57

  • 0

#23

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

[Legendarna czarna wołga] W czasach PRL była to czarna wołga (Wg. opisu babci to GAZ-24) bez klamek którą jeździli porywacze i kradli dzieci z wózków. Natomiast w latach 90' było to nie wydajcę dźwięku silnika podczas jazdy czarne BMW E30 z rogami zamiast lusterek prowadzone przez szatana i z przyciemnionymi szybami. Podkolorowane na maksa i na 99% modyfikacja historii o wołdze, jednak słyszałem z dwóch różnych źródeł dlatego zamieszczam)


Moja matka twierdzi, że kiedy miała 9 lat (dziś ma 36) czarna wołga grasowała po Grudziądzu porwając ludzi. Ta legenda znana jest chyba w całej Polsce (z drobnymi różnicami). W niektórych wersjach jest to inna marka samochodu. Najciekawsze jest to, że kiedy pytam o personalia porwanych osób to zapada głucha cisza.
  • 0



#24

Gebol.
  • Postów: 153
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Ponoć w Swoszowicach (Na południu Krakowa) i w jej okolicach jeździ czarny transporter, a za nim karetka. Według niektórych zeznać, mają one porywać młodzież i wycinać im organy (po to karetka). Co do autentyczności nie jestem pewien.
  • 0

#25

Shayn.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

1. Na początku lat dziewięćdziesiątych, w Rybniku (Śląskie) miała mieć miejsce jakaś dziwna... nawet nie wiem jak powinienem to nazwać? Histeria? Być może. W każdym razie: ładnych kilka świeżo upieczonych matek miało wrzucać (nie, nie na raz i nie rytualnie) noworodki do rzeki Nacyny, która płynie nieopodal rynku. Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale za to wiem na pewno, że mama opowiadała mi, o tym jak policja jeździła po okolicy i odwiedzała rodziny, w których dopiero co urodziły się dzieci. W tym również i w nasze progi miała zawitać, by upewnić się, że żyję. :)

 

2. Obok relatywnie (w stosunku do innych częsci miasteczka) gęstych zabudowań mojej małej rodzinnej miejscowości (pod Rybnikiem) rośnie bujny las, przy którym biegnie wysypana czerwonym żwirem, kręta droga przeciwpożarowa. Mija park, działki (w dużej części zamieszkałe przez ludzi, którym już tylko te działki zostały) i pola uprawne (tylko z lewej). W pewnym miejscu w las wrzyna się osiedle domków jednorodzinnych należące do "starej części miasteczka" - wiecie, takie miejsce, gdzie stoją nowoczesne wille, błyszczące samochody, a za płotem sędziwi sąsiedzi prowadzą ogródek warzywny i hodują kury, czy inny inwentarz - a droga przechodzi w betonową i pełnoprawną ulicę. Jakieś 200 metrów nim zaczną się domki znajduje się pewna polana... Ciągnący się na 100 metrów w las i szeroki na jakieś 30 metrów prostokąt bez drzew. Tuż za polaną, wzdłuż drogi (ale nadal przed domkami) znajduje się charakterystyczne drzewo, z powykręcanymi konarami. Jeden z tych konarów jest niemal poziomy i wisi posępnie nad żwirową drogą, niemalże sięgając jej krańca. Do pnia drzewa przybito kapliczkę maryjną, którą obwieszono dziesiątkami przeróżnych różańców. Ilekroć tam zaglądam wydaje mi się, że jest ich co raz więcej.

  A teraz - o co chodzi? Już mówię: Na polanie znajduje się kilka drzew, które wystają zauważalnie poza linię, nietkniętego zębami pił, lasu. Krążą historie o tym, iż za czasów PRL-u właśnie to miejsce kilka osób wybrało na skończenie ze sobą. Wszyscy powiesili się. Oczywiście nie w jeden dzień, sporo mijało pomiędzy kolejnymi przypadkami, poza tym nawet się nie znali. Po prostu puszczały im nerwy, działo się u nich źle... i postanowili, że uciekną się do tej metody odcięcia się od problemów. Jedynym co miało ich łączyć było to miejsce.

  Zapytałem kiedyś babcię (po wcześniejszych oględzinach miejsca, razem z moim znajomym) skąd tam ta kapliczka? Odpowiedziała mi, że to miejsce stało się złe, że "coś tam straszyło", a ludzie popełniali samobójstwa i ówczesny proboszcz zarządził poświęcenie ziemi i przybicie kapliczki do drzewa. Z tego co wiem, to na niewiele się to zdało, bo to nadal "ulubione miejsce", do - kolokwialnie mówiąc - wieszania się, w okolicy. Na tych wspomnianych wcześniej kilku drzewach poodcinano nawet feralne konary. Ostatnią osobę, która kupiła tam sobie bilet w jedną stronę nawet znałem. To był mój sąsiad.

  Nazwijcie mnie sadystą, ale w tym miejscu jest coś na tyle dziwnego, że postanowiłem zrobić test. Zaprowadziłem tam różnych znajomych: chłopaków i dziewczyny, którzy nie znali tej historii i wydarzeń. Pytałem jak im się podoba ta polanka (a potrafi być malownicza). Jak do tej pory wszyscy (a będzie już tego z siedem osób) czuli się nieswojo, mieli dreszcze, było im zimno, albo po prostu czuli wielką chęć by pójść gdzieś indziej. Nie wiem jakie mam z tego wyciągnąć wnioski, ale tajemnica spoczywająca na tym miejscu, choćby nie wiem jak straszna była, nie daje mi spokoju.

  A teraz Wam powiem czego ostatnio boją się starsi mieszkańcy tamtych okolic i o czym szemrze się w około: podobno obecny proboszcz uznał za niezdrowe to co się tam wyprawia (wieszanie różańców na potęgę), a sama konstrukcja jest już bardzo wiekowa, więc nakazał rozebranie przydrożnej kapliczki. Tej, która miała "strzec" miejsca, w którym miało kiedyś straszyć... marny, creepypastowy chwyt? Takie swoiste cliché? Wyobraźcie sobie, że (nie)stety nie.


Użytkownik Shayn edytował ten post 27.03.2014 - 00:00

  • 0

#26

Secior.
  • Postów: 60
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie będę się rozpisywał, podam tylko linka.
Legendy z Bydgoszczy: http://firtelbydgosk.../p/legendy.html


  • 1

#27

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Rzecz miała miejsce w Białej Podlaskiej, w domu przy ulicy Parkowej, w bliżej nieokreślonej przeszłości. Stał tam dziwny dom jednorodzinny

Słyszałem trochę inną historię o tym miejscu. Właściciel miał podobno powiesić się, lecz zarazem był takim chciwcem, że zaczął pilnować domu po śmierci. Co pewien czas próbowano dom wynająć, lecz najemcy szybko wycofywali się. Aż na początku lat 90. dom wynajęły studentki. To że czasem gasły światła, trzaskały drzwi albo coś skrzypiało w drzwiach mocno je nie przejmowało. Ale którejś nocy parę tygodni po wynajmie zaczęły latać meble i sztućce. Dziewczyny uciekły zostawiając wszystkie rzeczy i nie chciały już wracać,

Teraz po tym domku został tylko dołek, zarastający chaszczami.


  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych