zatem możliwe ze po prostu klucze były słabe i nie wytrzymywały napięcia strun przez co popuszczały wydając dźwięki.
O tyle to możliwe, że były to klucze bezpośredniego strojenia, tzn. bez przekładni ślimakowych, jak w prawdziwych gitarach.
Jednak przypominam, że były to dźwięki rytmiczne, akordy w seriach po 2 lub 3 uderzenia, co kilka sekund akord. Każdy akord był dokładną kopią poprzedniego. Więc owady chyba jednak odpadają. Byłem zbyt przestraszony, żeby nawet podnieść głowę i zlokalizować dokładniej kierunek, z którego nadchodziły dźwięki. Ale mniej więcej był to kierunek gitary, a na pewno kierunek ze ściany, przy której gitarka wisiała. Za tą ścianą było mieszkanie sąsiadów.
Co do przypadku kolegi
glan, możliwe że doszło do jakiegoś wyładowania elektrycznego pomiędzy zaslilaczem, a ciałem człowieka i na chwilę zasilacz dał w wyniku tego jakieś napięcie. Możliwe też, że w zasilaczu były naładowane kondensatory, a sam kabel zasilacza czasami nie kontaktował. Wystarczyło, że raz zakontaktował, to przy naładowanych kondensatorach pojawiło się na chwilę zasilanie konsoli. Przy zasilaczu stale podłączonym do zasilanego urządzenia, kondensatory rozładowują się błyskawicznie i takiego efektu nie ma.
Użytkownik km1972 edytował ten post 21.01.2012 - 14:53