Opiszę tu pewną sytuację, jaka przydarzyła mi się wiele lat temu w dzieciństwie. Mogłem mieć wtedy 8-9 lat.
Otóż leżałem sobie jak każdego wieczora na łóżku i już zasypiałem. Miałem wtedy starszą koleżankę, która mieszkała jeden dom dalej od mojego, nazwijmy ją D. Otóż tego wieczoru w jakiś sposób miałem wizję D w towarzystwie paru innych osób. Moje łóżko stało wtedy przy ścianie. W tej ścianie jest okno. Z tego okna dokładnie widać dom D (jest jakieś 30m dalej) i widziałem ją właśnie pod jej domem, tak jakbym patrzył przez to okno. Nie było to wtedy jednak możliwe, bo leżałem na łóżku i musiałbym mieć zdolność patrzenia przez ścianę. Jak teraz to piszę, to przypomina mi się, że obraz był nienaturalnie pomniejszony, jakbym ją oglądał na jakimś małym ekranie albo przez lunetę.
Nie wiem, co to było. Prawdopodobnie był to zwykły sen albo hipnagogia. Nie wydawało mi się to wtedy dziwne albo dlatego, że rzeczywiście śniłem albo po prostu jako dziecko nie miałem krytycyzmu.
W każdym razie widziałem D oraz jeszcze kilka osób, prawdopodobnie jej koleżanki. Widziałem ją w świetle dziennym, chociaż zdarzenie, o którym piszę, miało miejsce wieczorem już po zmroku.
I co najważniejsze: słyszałem głosy. Nie tylko widziałem całą sytuację, ale także ją słyszałem. Wszystko było bardzo niewyraźne (co wtedy tłumaczyłem sobie znaczną odległością). Widziałem poruszających się ludzi, którzy o czymś rozmawiali. Nie słyszałem samych słów (bo były zbyt niewyraźne), ale potrafiłem rozróżnić, kiedy mówiły poszczególne osoby.
No i istotna sprawa jest taka, że D się... śmiała. Nie był to taki zwyczajny śmiech, tylko ostentacyjny, jakby mówiła wyraźnie "ha ha" a ściślej rzecz biorąc śpiewała. Całkiem normalna skądinąd sytuacja - jest sobie dziewczyna, rozmawia z koleżankami i się śmieje. Zwyczajna scenka rodzajowa, w której nie ma nic niezwykłego poza tym, że nie miałem prawa jej zobaczyć.
Pamiętam nawet, że opowiadałem potem o tej sytuacji mamie, ale nie pamiętam, co odpowiedziała.
I teraz puenta. Kilka lat po tym zdarzeniu usłyszałem piosenkę Kay'i "Na językach" .
Kiedy jej pierwszy raz słuchałem, to rozdziawiłem gębę: przecież ja to skądś znam!
Możecie nie wierzyć, ale ta wcześniejsza wizja D zakodowała mi w jakiś sposób tą piosenkę. Końcówka (gdzie Kayah śpiewa "Język lata jak łopata") odpowiada dokładnie temu melodyjnemu "śmiechowi" D, który opisywałem. Samych słów nie słyszałem, ale melodia, głos, rytm, tempo się zgadza.
Moje wytłumaczenie: wizja była rzeczywiście snem, ale nałożyła się na nią w jakiś sposób właśnie ta piosenka. Dlatego mogłem ją sobie kilka lat później przypomnieć i zdawało mi się, że nie to nie jest pierwszy raz, kiedy ją słyszę.
Mam więc swoje małe osobiste dotknięcie nieznanego.