Widać to na filmie (vis 50 m), że światła są bez większego znaczenia dla wykonania podejścia, bo widoczne stają się dopiero z bliskiej odległości. Przy widzialności 400 m i silnym zamgleniu byłoby bardzo podobnie. Podsumowując, brak większego wpływu na zaistnienie wypadku.
Wobec powyższego po co się je zapala np warunkach mgły na lotnisku skoro nie mają większego znaczenia? Oczywiste jest, że swiatła, choć widoczne w takich warunkach dopiero z bliska, mają ułatwić pilotowi orientację w terenie a przede wszystkim lądowanie.. W świetle powyższego stwierdzenie, że awaria części z nich to jedna z okoliczności towarzyszących temu wypadkowi jest jak najbardziej uprawnione. Nie wiem gdzie dopatrujesz się tu braku rzetelności.
Druga kwestia - załoga nie chciała lądować. Bujdy na resorach. To w jakim celu robi się podejście (nie żadne "próbne", bo takie pojęcie nie funkcjonuje w lotnictwie)? Oczywiste jest, że intencja lądowania była.
Intencja lądowania jest zawsze i to już w momencie odlotu, bo po to wykonuje się lot, aby dostać się z miejsca na miejsce. Załoga, wbrew temu co głosiły Totalnie Volne Nasze media i fachowcy pokroju Hypkiego, nie chciała lądować " za wszelką cenę" nie zważając na warunki. I o tym mówi raport. O tym, że taka teza jest najbardziej wiarygodna pisałem już wcześniej w tym temacie, raport to potwierdził. A o to dowody:
-"...w takich warunkach nie damy rady usiąść...zrobimy
PRÓBNE ZAJŚCIE, ALE NAJPRAWDOPODOBNIEJ NIC Z TEGO NIE BĘDZIE".
To są słowa ze stenogramu. Może znajdziesz gdzieś w nim stwierdzenie "jak nie wyląduję to mnie zabije", albo "patrzcie jak lądują debeściaki". Jak znajdziesz wtedy podyskutujemy.
Takie oszczędności w WP, a tutaj załogi decydują się marnować sporo paliwa na wykonanie z góry skazanego na porażkę podejścia (pogoda nie poprawi się w 5 minut)
,
Mgła to zjawisko atmosferyczne na tyle niestabilne, że mogą występować przesmyki, przez które pilot widząc pas może podjąć decyzję o lądowaniu. Nie ja jestem autorem tych słów, ale Fischer, czyli człowiek, który co by tu nie mówić o pilotowaniu pojęcie ma, co w obliczu Hypkiego (inżyniera lotnictwa a nie pilota) jest dyskusyjne.
Ewidentnie zamiar i intencje wylądowania mimo niespełnionych minimalnych warunków pogodowych były. Inaczej odlecieliby na Mińsk pół godziny wcześniej, kiedy dostali warunki od Mińsk ACC.
Bzdura totalna. Stwierdzasz to tylko w oparciu o własne domniemania. CVR, niedbale przeprowadzona check lista, komenda o odejściu na 100m (niestety odczytanych z błędnego wysokościomierza). Czując rangę wizyty chcieli dotrzeć na miejsce, jednak nie za wszelką cenę. CVR wyraźnie mówi o niechęci i zwątpieniu w możliwość wylądowania. Mgła jest jednak zjawiskiem na tyle niestabilnym, że przez czas od Mińska do Smoleńska sytuacja mogła ulec zmianie. Ilość paliwa pozwalała na wykonanie zajścia i bezpieczny odlot na inne lotnisko ( to, że doborze zapasowych był bałagan to inna kwestia).
Po trzecie, nie padały błędne komendy od kierownika strefy lądowania. Komenda padła jedna - "horyzont". Reszta to informacje tylko i wyłącznie. Aż dziw, że 34 doktorów inżynierów i innych specjalistów nie potrafi rozróżnić tych dwu. Komenda to nakaz wykonania jakiejś czynności.
Tutaj się zgadzam.
"Na kursie, na ścieżce" komendą jak widać nie jest. Wydawać się może, że to drobnostka, ale to takie detale budują opinię o takim dokumencie.
Nie przesadzajmy.
Dalej będę uważał, że odchylenia były w akceptowalnych granicach.
Tu też się zgadzam.
Pamiętajmy, że załoga nie kwitowała informacji kierownika odczytem wysokości,
To kolejna przesłanka świadcząca o tym, że robili zajście dla świetego spokoju. Co zrobiłby pilot, który chciałby przyziemić w takich warunkach? Pilnował podejścia i poszczególnych kroków punk po punkcie.Ta załoga tak nie robiła, gdyż z góry założyłą, że zejdą tylko do minimum i odlecą.
więc ten nie mógł wiedzieć, że załoga jest poniżej 100 metrów. Zarzut spóźnienia komendy 'horyzont" jest nie do obronienia.
zgadzam się
Dobrze wyszkolona załoga przerwałaby podejście.
I tak zrobiła ta załoga. Przerwała podejście na wysokości 100m (tyle, że odczytanej z błędnego wysokościomierza) .
http://www.youtube.com/watch?v=-_8k4uCv6M4&feature=player_embedded
Fajny tytuł filmu:) Dodałbym tylko od siebie: " a dziennikarz udaje, że ma pojęcie o lotnictwie".
a teraz poważnie: ile jeszcze czasu można wałkować tę Macierewiczową bzdurę z utratą zasilania? Samolot uderza w brzozę w momencie gdy już zaczyna się wznosić, na wysokości 5m, traci duży fragment skrzydła, co widocznie ma wpływ na odcięcie zasilania. To, że nie dzieje się to na 5m ale na 15 wynikać może z różnych przyczyn. Samolot w momencie uderzenia w brzozę już się zaczyna wznosić, po uderzeniu dochodzi ruch wokół osi wzdłużnej przy sprawnych silnikach przy jednoczesnie zadrtym w górę dziobie. Te 10 metrów różnicy to widocznie czas, w trakcie którego przerwane obwody doprowadzają do zwarcia, które powoduje odcięcie zasilania dla czarnych skrzynek. Jaki to ma wpływ na katastrofę wie chyba tylko sam Macierewicz.
Panie dziennikarzu samolot był sprawny do momentu uderzenia w brzozę, a nie w ziemię
Użytkownik mefistofeles edytował ten post 01.08.2011 - 13:49