Napisano
05.07.2006 - 22:28
Przytoczę kolejne z moich przeżyć, chociaż tym razem długo trwało zanim przekonałem sam siebie czy to umieszczać, czy nie. Dlaczego? Sami przeczytacie.
Była zima a ja spóźniłem się na autobus, którym zawsze jeździłem do pracy. Coś jednak mnie tchnęło, intuicja sprawiła, że zamiast się zdenerwować na samego siebie, dlaczego tak opornie wychodziłem z domu przyszła mi do głowy myśl „nic nie dzieje się przypadkiem”. Na przystanku byłem sam mrozu właściwie nie było a śnieg padał malutkimi płatkami robiąc przyjemną atmosferę.
Patrzyłem na spadające płatki śniegu, tańczące przy delikatnych podmuchach wiatru. Najpierw zacząłem czuć spokój i ciszę wokół mnie i we mnie. Doświadczyłem pewnego paradoksu, ponieważ byłem w absolutnej ciszy a jednocześnie słyszałem dźwięki chociażby zadka jeżdżących samochodów. Ponieważ doświadczenie spokoju i głuszy nie jest mi obce z innych doświadczeń wiedziałem już, że cos się zaraz wydarzy.
Pierwszym odczuciem i zarazem rozumieniem było uświadomienie sobie, że życie odbywa się w absolutnej ciszy, dopiero istoty wydają dźwięki, niby oczywiste a jednak, kiedy się to widzi, dosłownie widzi na własne oczy ma to zupełnie inny wyraz. Następnie zdałem sobie sprawę, że istnieje na żywej istocie – ziemi. Zaciekawiło mnie to doznanie, bo im więcej rzeczy się działo (duchowych) tym świat wydawać się być piękniejszy. (Tutaj pamięć mi się lekko zaciera wiec opiszę to tak jak pamiętam) Poczułem w głowie przyjemność i usłyszałem pytanie „czy mi pomożesz?” Zdziwiłem się, ale natychmiast zapytałem jakby odruchowo „a komu mam pomóc?”. Od tej chwili wszystko, co się działo jest trudne do opisania wiec proszę mi wybaczyć język, jakiego używam. Znalazłem się jakby w wirtualnej rzeczywistości, która była nałożona na świat realny. Widziałem je obydwa. Musiałem wyglądać z zewnątrz śmiesznie, bo nawet w tym stanie zdawałem sobie sprawę, że stoję oniemiały z zachwytu. Słowa, jakie słyszałem w dalszej rozmowie pojawiały się jako gotowe zrozumienia a nie treści werbalne. To samo tyczyło obrazów, wszystko wyglądało jakby ktoś wkładał mi do głowy już gotowe zrozumiane i przetrawione treści.
Wiedziałem już, że rozmawiam z Gayą duszą ziemi. Pokazała mi, że bardzo mało istot zamieszkałych na ziemi obecnie jest rdzenna, większość to przybysze łącznie ze mną. Pokazała mi, że to ona powołał życie na ziemi w swej pierwotnej postaci, aby dbało o nią, pokazała mi, że pierwotne rdzenne istoty są jej duszą wyszły z niej i stanowią jakby jej prywatny poczet. Należą do tego rośliny, zwierzęta i część istot, która ewoluowała w istoty rozumne. Pokazała mi, że taka kolej rzeczy była niezbędna.
Następnie pokazał mi mnie i moje wybory i decyzje zanim pojawiłem się na ziemi poraz pierwszy. Widziałem również, że zepsucie moralne istot, które są na ziemi obecnie bardzo jej przeszkadza. Widziałem, że różne wulkany, trzęsienie itp. Są wynikiem pewnego odreagowania i zwrócenia uwagi. Ona kieruje się innymi zasadami, zasadami wzajemnej symbiozy a nie wyzysku.
Zadała pytanie poraz drugi po tym całym pokazie, którego trudno jest mi opisać, „czy jej pomogę?” pokazując mi jednocześnie, że z tą samą prośbą zwraca się do wielu istot na ziemi. Potem ukazała mi scenę, gdzie przed pojawieniem się na ziemi prowadzę z nią „rozmowę” i obiecuję, że pomogę. Łzy miałem w oczach, kiedy to oglądałem, piękno, delikatność, przestronność tego wszystkiego była oszałamiająca. Oczywiście powiedziałem, że pomogę. Kiedy to zdeklarowałem świadomie (no i jak to opisać?), poczułem się rozłożony na atomy, zjednoczony z duszą ziemi i złożony na nowo w mojej postaci, tym razem bogatszy o całe to doświadczenie i rozumienie wagi tego, czego doświadczam. Mogę to przyrównać do zjednoczenia sexualnego miłujących się ponad życie kochanków. I wcale nie mam na myśli spazmatycznych przytuleń, ale głębokich doznań jedności i miłości.
Całość trwała jakieś 30 minut, gdyż tyle miałem do następnego autobusu a doświadczenie to kończyło się jak autobus podjeżdżał na przystanek. Nie muszę mówić, że w pracy byłem nie do życia. Po takim doświadczeniu człowiek na jakiś czas gubi własne malutkie problemiki i zaczyna myśleć globalnie. Myślę, gdyż tak to rozumiałem, że pomoc ziemi, o jaką prosiła, to kolejna istota, która wlewa w zbiorową świadomość prawdę, światło i własne życie dla dobra wszystkiego, co żyje. W trakcie gdy czułem to rozpadanie się na atomy i jednoczenie z ziemią, czułem, że trzeba oddać całego siebie, nie można sobie niczego zostawić, wierzcie mi w tym stanie w jakim byłem, takie myślenie było jak najbardziej naturalne.