Do zarejestrowania sie na tym forum skłonił mnie sen, który miałem dawno temu, bo w 97 roku (Pamiętam to dokładnie, bo następnego dnia po tym śnie moja ulubiona huśtawka się utopiła, gdyż była powódź - rest in peace ).
Stałem na jakimś bardzo wysokim budynku, podświadomie będąc pewnym, że jestem w San Francisco, wokół mnie stało bardzo wielu ludzi i znajdowały się "teleskopy", dzięki którym, po wrzuceniu monety, można było podziwiać panoramę miasta. Owe sprytne urządzenia były skierowane w stronę centrum miasta, a widok na ocean zasłaniała zbudowana na tym dachu śmieszna drewniana restauracja/bar, posiadająca tylko jedną, obrośniętą jakąś rośliną ścianę (reszta dachu utrzymywała się na kolumnach, drewnianych - a jakże . Owa ściana dosyć skutecznie zasłaniała widok na rozciągającą się "wielką wodę", ale znajdowały się w niej drobne szczeliny, gdyż deski nie były do siebie dokładnie dopasowane. Towarzyszyła mi dziewczyna ubrana w czerwoną sukienkę, wiedziałem, że ma ona 28 lat i na imię Izabela.
Usiadłem przy stoliku w prowizorycznym barze, aby coś zamówić, kiedy coś skłoniło mnie, aby spojrzeć przez szparkę między belkami na ocean. Wtedy zauważyłem unoszącego się nad wodą olbrzymiego anioła, jego długa szata zasłaniała jego nogi, w ręce trzymał miecz. Był niezwykle jasny, mogę powiedzieć, że miał żółtawy odcień. Popatrzył na mnie z poważną miną a następnie uderzył trzymaną przez siebie bronią w brzeg. Wtedy rozpoczeło się ogromne trzęsienie ziemi, pode mną i resztą ludzi zawaliła się podłoga, straciłem przytomność. Widziałem jeszcze twarz mojej "narzeczonej", której z ust wyciekała krew.
Po chwili stałem nad czyimś martwym, przygniecionym ciężkimi żelaznymi belkami podtrzymującymi sufit, ciałem. Piszę "czyimś" ciałem, ale tak naprawdę było to moje ciało. Nie czułem się fizyczny. Przede mną stał Jezus, jego postać była niezwykle jasna, ze spojrzenia emanowało spokojem. Uśmiechnął się w moją stronę i powiedział: "To moja kara, za to co się stało." Poczułem się pewny, że mam mu odpowiedzieć pytaniem: "Co takiego się stało?" Jezus podszedł wtedy do mnie, tak jakby płynąc nad powierzchnią otaczających mnie gruzów, po czym położył swoją dłoń na moim ramieniu i patrząc mi prosto w oczy powiedział: "Dołączył się w pokoju, przejął władzę i zaczął terror. Wyznaczał warunki, których sam nie przestrzegał. Będą was mamić, krzyczeć do ucha: ułatwienia, pokój! Uciekajcie od nich, albowiem on niedługo przejmie wśród nich władzę, a przed jego słowem nic was nie uchroni."
W tym momencie obudził mnie kot, błagający o jedzenie. Cały ten sen był na tyle niezwykły, że pamiętam go nawet dzisiaj z najdokładniejszymi szczegółami i nie ma chyba żadnego czynnika, który sprawiłby, abym go zapomniał. Warto zaznaczyć, że miałem wówczas siedem lat i nie byłbym w stanie wymyślić niczego takiego "z siebie". Ów sen był moją obsesją, zapisałem słowami Jezusa nie jedną kartkę w zeszycie na lekcji - po prostu nie dawał mi spokoju.
Najbardziej martwi mnie jednak fakt, że zawsze kiedy zastanawiam się nad jego treścią, nie mogę na nic wpaść, nie potrafię skojarzyć tych faktów z rzeczywistością... Może ktoś by mi pomógł?